1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Relacje
  4. >
  5. Jak się kłócić w związku, żeby konflikty nie przerodziły się w wojnę? Pytamy psycholoźkę dr Joannę Heidtman

Jak się kłócić w związku, żeby konflikty nie przerodziły się w wojnę? Pytamy psycholoźkę dr Joannę Heidtman

Kathleen Turner i Michael Douglas w filmie \
Kathleen Turner i Michael Douglas w filmie "Wojna państwa Rose" (Fot. Alamy Limited/BEW)

Karolina Morelowska-Siluk: Kluczowe kwestie dotyczące związku – czy kłótnia to już wojna, czy da się albo czy należy jej unikać, i w końcu jak się kłócić, żeby kłótnia nie przerodziła się w wojnę? Myślę, że odpowiedzi na te pytania potrzebuje każda relacja.

Dr Joanna Heidtman: Gdybym miała skalować sytuacje „niezgody” w bliskich relacjach, wyróżniłabym trzy „poziomy”, „etapy”, w takiej kolejności – negocjacja, kłótnia, i wspomniana przez ciebie wojna właśnie. I teraz widzę to tak – negocjacja to jest stan normalny. Nie ma takiej opcji, żebyśmy ciągle funkcjonowali w pełnej synchronizacji, w harmonii i w zgodzie. Nie ma takiej możliwości, bo to oznaczałoby, że związek jest patologiczny, że to chora symbioza, że zaniknęło coś tak ważnego jak „ja”. Muszą zdarzać się chwile, kiedy mamy ochotę na coś innego, kiedy mamy inny pogląd, po prostu.

Jest to w pewnym sensie neutralne emocjonalnie, normalna część związku. Mówię o tym dlatego, że ludzie, którzy dążą do takiej symbiozy, przesadnej bliskości, mogą bać się naturalnej różnicy zdań i myśleć „o mój Boże, to już awantura”. A tu chodzi o to, żeby wiedzieć co jest normalne dla dynamiki związku. Więc, powtórzmy – normą są negocjacje. Codziennie.

Potem mamy poziom kłótni.

Tak. I wchodzimy już w inny świat. Dlatego, że tu mamy do czynienia z emocjami, zaczynają się zranienia. Wkraczamy w etap, w którym skupienie się na rozwiązaniu powoli zaczyna odpływać.

Doprecyzujmy – negocjacje to czysta merytoryka.

Dokładnie tak. Natomiast w kłótni zaczyna już chodzić o coś innego, o uwolnienie różnych emocji, a coraz mniej chodzi o porozumienie i merytoryczne kwestie. Co więcej, już na poziomie kłótni często bywa tak, że przywołane emocje nie dotyczą w ogóle sprawy, o której rozmawiamy. Czyli źródła są w zupełnie innym miejscu, a tylko przenoszone są na dany temat. Kłótnie są incydentami, czyli po prostu raz na jakiś czas negocjacja zamienia się w kłótnię. Natomiast wojna jest stałem chronicznym, trwałym, o merytoryce tu już w ogóle nie ma mowy. Chodzi wyłącznie o emocje i ich źródła mogą być, często są w przeszłości, są dużo, dużo głębiej.

I chyba czasem, popraw mnie jeśli się mylę, mogą nawet nie być związane bezpośrednio z tą osobą, z którą jesteśmy na wojnie, prawda?

Zdecydowanie, to mogą być rzeczy, sprawy, które mają swoje korzenie w naszych relacjach z rodzicami, w naszym dzieciństwie, w naszych innych bliskich relacjach, generalnie w naszych przeszłych zranieniach. Z pewnością są dużo, dużo głębiej niż relacja danej pary. Nie mówimy o potyczkach codzienności, które wywołują chwilowe poczucie zranienia, mówimy o takim kalibrze jak poczucie upokorzenia, niedoceniania, bycia niezauważanym, niekochanym, lekceważonym, itp.

A to wszystko, co wymieniłam przed chwilą, to przecież podstawy związku, no bo właściwie po cóż innego byłby związek, jak nie po to, żeby zaspokajać właśnie te potrzeby…

Bardzo na miejscu wydaje mi się przywołanie tu pewnego przykładu z odkurzaniem. Jest to sytuacja prawdziwa. Oboje, ona i on, nie lubią odkurzać. Ale mają psa gubiącego sierść, więc to czynność, którą powtarzać w tym domu trzeba bardzo często. Dodam, że jej sierść na podłodze przeszkadza bardziej, jemu mniej. Ona pracuje dłużej, bardziej intensywnie, więc wraca późno, zatem różne „domowe” rzeczy zazwyczaj robi on. I czasem bywa tak, że on, nie wiem, cokolwiek, zapomni odkurzyć, jest zmęczony, nie chce mu się, czy miał jakieś swoje zajęcia, tyle że w domu. Ona wraca późno i mówi: Tyle sierści, brudno jest, nie odkurzyłeś. Normalnie, w takiej sytuacji, zaczynają się rozmowy tego typu – ona trochę narzeka, prawie łapie za odkurzacz, on mówi: daj spokój, późno jest, zrobię to rano, itd. Negocjowanie. I to jest stan normalny. Ale ta sama sytuacja, w wydaniu „kłótnia” (bo np. oboje są bardzo zmęczeni albo spięci, bo coś się wydarzyło tego dnia wcześniej między nimi albo w ogóle poza związkiem) wygląda już inaczej.

Ona przychodzi i już od progu pokrzykuje: „znowu nie odkurzyłeś”, on odpowiada coś w stylu: „mam czasem ważniejsze sprawy” czy „znowu się czepiasz”. I to już jest kłótnia, tak? Ona czuje się urażona, zamyka się w łazience, w pokoju, przez resztę wieczoru milczą. Natomiast ta sama para w stanie wojny, która trwała między nimi jakiś czas, w kwestii odkurzacza zachowywała się tak: ona już w drodze do domu myślała o tym, że on pewnie nie odkurzył.

Już się nakręcała, choć nie wiedziała, jak będzie…

No właśnie, więc wchodziła do domu totalnie wkurzona, a on? Być może nawet specjalnie nie odkurzył, żeby właśnie zrobić jej na złość albo pokazać swoją autonomię – że jest duży i nikt nie będzie mu mówił, kiedy ma odkurzać. Oboje, jeszcze przed spotkaniem, są gotowi do walki, stoją na ringu. Możesz sobie wyobrazić, co dzieje się, kiedy dojdzie do kontaktu.

Tak, myślę, że umiem sobie wyobrazić…

Starałam się opisać trzy różne etapy dotyczące tej samej pary i tej samej sytuacji. Na każdym z nich dzieją się zupełnie inne rzeczy na poziomie emocjonalnym tych osób, inne jest ich samopoczucie, w końcu zupełnie inna jest dynamika.

Powiedziałaś teraz o wojnie, która trwała między ludźmi jakiś czas, krótki czas, ale są przecież związki, które w stanie wojny żyją latami, prawda?

Nazywam to zimną wojną. Ciekawe jest to, że wojna kojarzy się z działaniem, atakiem, a to są wojny, które często odbywają się bez słów.

No właśnie, bo unikanie kontaktu, zrywanie kontaktu, to są takie triggery, sposoby, żeby zrobić przykrość, żeby urazić, żeby poczuć się chwilowo wygranym, choć – i chcę, żeby to zaznaczyć wyraźnie – w takiej wojnie nie ma wygranego. Nigdy. W takiej wojnie obie strony na pewno przegrywają.

No właśnie. I dlatego chciałabym, żebyśmy spróbowały wymienić takie zachowanie, sformułowania, zwroty, które sprawiają, że konflikt z pewnością będzie eskalował. I powrót do negocjacji nie będzie możliwy. Raczej, z wielkim prawdopodobieństwem, doprowadzimy do wojny. Spróbujmy stworzyć taką listę pod hasłem „Tego unikaj!”.

Spróbujmy. Od razu przychodzą mi do głowy takie niesławne evergreeny, są trzy: „ty zawsze”, „ty nigdy”, „jesteś jak twoja matka”, „jesteś jak twój ojciec”. One nigdy nie zawodzą…

W przypadku „nigdy” i „zawsze”, bo to przecież dokładnie to samo, wiemy o co chodzi, chodzi o to, żebyśmy stracili fokus, rezon, koncentrację. Przychodzę do ciebie ze sprawą X, mam z czymś kłopot, i pytam czy możesz mi pomóc konkretnie w sprawie X, tak? A ty nie odnosisz się do sprawy X, do mojej potrzeby tu i teraz, tylko do jakiegoś abstrakcyjnego „zawsze” lub „nigdy”. Czyli, odnosi się to do mnie jako osoby, bo to jest moje „zawsze” lub „nigdy”, bo jestem według ciebie „jakaś”, ale na pewno nie OK i jestem taka według ciebie w sposób trwały, niezmienny. Dostaję krytykę, wyrok. No to właściwie o czym mam jeszcze z tobą gadać, skoro ci nie odpowiadam? Co ja tu robię?

A porównywanie do rodziców?

To jest mega mocna bomba. Gros z nas robi wiele, często wkładając w to ogromny wysiłek, żeby nie przypominać własnego rodzica, który doprowadzał nas czasem do szału, ale czasem też bólu, czy wręcz rozpaczy. Nie mówię oczywiście, że dotyczy to wszystkich. Ale prawda jest taka, że często staramy się nie powielać zachowań naszych rodziców.

No tak. I prawie nigdy nie wypowiadamy tej kwestii w „dobrym” kontekście, to znaczy nigdy nie mówimy „jesteś tak fajna jak twoja matka”, tylko zawsze „jesteś tak niefajna jak twoja matka.”.

Dokładnie. Medal nie ma drugiej strony. Potem mamy takie zwroty, które dopiero z „odpowiednią” intonacją coś dają, znaczą – „Co ty wyprawiasz?!”, „Ale o co ci chodzi?!”. Ktoś coś robi, nie wiem, wszystko jedno, w kuchni, w domu, na ulicy i słyszy od partnera „Co ty wyprawiasz?!”. Albo ktoś zadaje zwyczajne pytanie i słyszy: „Ale o co ci chodzi?!”. Rozumiesz, co mam na myśli, słownikowo, językowo, to są niby neutralne pytania, ale tak naprawdę one nie są neutralne ze względu na kontekst i intonację, a głównie kontekst. Bo dana osoba dokładnie wie o co chodzi, ale pytanie „o co chodzi” w tym momencie oznacza, że chce zerwać kontakt i odrzucić dalsze negocjacje.

Kolejna grupa niebezpiecznych słów, zdań, to wszystkie te, które zaczynają się od: „nie chcę cię urazić, ale…”, „nie chcę być niemiła, ale…”.

„Nie zrozum tego źle, ale…”

Dokładnie tak, czyli wszystkie te rzeczy po „ale”, które właśnie mają cię urażać. Czyli „nie chcę cię urazić, ale jesteś idiotą” mniej więcej. Po tej „marchewce” przed „ale” płynie taka fala krytyki, że partnera zmiata z powierzchni.

Bardzo uważałabym także ze słowem „nic”, ono ma w sobie duży potencjał…, potrafi być triggerem. Pytasz: „Co robisz?” słyszysz: „Nic”. Pytasz: „Co u ciebie?”, słyszysz: „Nic”. Wszystko jest „nic”.

Kolejny zapalnik, zwykle także z intonacją – „Nie mogę tego słuchać”. Jedno z partnerów mówi coś ważnego, jest na przykład w emocjach, czasem płacze, żali się i w odpowiedzi słyszy właśnie „Nie mogę tego słuchać” albo „Nie da się tego słuchać”.

Bardzo bolesne…

Bardzo, to prawda. Ważny jest tu oczywiście kontekst, że to zdanie pojawia się nie po raz pierwszy w tej relacji, prawdopodobnie jest przykrywką do czegoś innego. Partner, żeby nie wejść w porozumienie, w bliskość, bo żeby negocjować trzeba być w miarę blisko drugiej osoby, mówi właśnie „nie mogę tego słuchać, wychodzę”.

Wyróżniłabym także takie chwyty rodem z piaskownicy. Tak je nazywam. Czyli, ja coś zgłaszam, mówię np. „Spóźniłeś się na nasze ważne spotkanie, na naszą kolację” i słyszę „A ty spóźniłaś się w zeszłym miesiącu do kina”. Wszystkie „a ty…”. Zaczyna się ping-pong, który zdecydowanie prowadzi do eskalacji, jest zerwaniem negocjacji, uniemożliwieniem ich. Na pewno jest także uniknięciem bliskości oraz wejściem w regresję, bo to dzieci tak mówią – „zabrałeś mi łopatkę”, „A ty mi wczoraj zabrałaś wiaderko”, itd.

Jest też cała pula określeń szalenie umniejszających, typu: „Przejrzyj na oczy”, „Jesteś nienormalna”, „Chyba oszalałeś”. Dodałabym tu także różne sformułowania ze słowem „kochanie” i – znowu – z odpowiednią intonacją. „Kochanie” przecież niby tak miłe, ale w towarzystwie innych słów bywa paskudne, np. „No jak ty już coś powiesz, kochanie, to naprawdę.”. To nie jest słowo „kochanie” wypowiedziane z czułością, tylko to jest powiedziane po to, by drugą osobą pomniejszyć, paternalizować, to jest protekcjonalne.

Przypomniał mi się teraz pewien kultowy film, „Przeminęło z wiatrem” i Rhett Butler, który mówił: „Frankly, my dear, I don't give a damn”. Pamiętasz reakcję Scarlett O’Hary… Pamiętajmy, że możemy zrobić wiele. W obie strony. Wiele, by – gdy zaczyna się nerwowa wymiana – powrócić do poziomu negocjacji, ale też możemy zrobić wiele, by przejść do wojny. Są emocje, ale jest też rozum. Jest decyzja…

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE