Kleopatra, Katarzyna Wielka, madame de Pompadour, madame Récamier... Potrafiły zauroczyć mężczyzn, ale były nie tylko kochankami. Kobiety, którym udało się przebić do podręczników historii, były wybitnymi znawczyniami ludzkiej duszy. Czego możemy się od nich nauczyć? - wyjaśnia psychoterapeutka Katarzyna Miller.
Zacznijmy od Kleopatry. Była jedną z najlepiej wykształconych kobiet swoich czasów. Miła w obejściu, wręcz ujmująca. Ale, jak pisze Plutarch, urodziwa nie była.
Kobieta, dla której mężczyźni tracą głowę, nie musi się wszystkim podobać. Ale powinna emanować czymś szczególnym. Uroda dla mądrych ludzi nie jest kwestią rysów twarzy czy młodości. Ale tego, co promieniuje z wnętrza człowieka. Jak kobieta ma błysk w oku, żywe ruchy, jest ciekawa świata, ma coś do zrobienia w życiu, to jest ujmująca. I o wielu znanych kobietach mówiono, że ujmowały wiedzą, wdziękiem.
Madame Récamier na portrecie pędzla Davida ma małe oczy i długi nos...
I dlatego nie ma się co przejmować, jeśli nie wyglądamy jak modelka. Zez, trochę krzywy nos czy nogi – to nawet może być nasz feblik, czyli coś, co bierze. Wielkie kochanice były przede wszystkim żywymi osobami. Traktowały siebie jak bohaterki swojego życia. Przeżywały prawdziwe emocje, znały swoje potrzeby i miały plany. Zdobywały mężczyzn nie tylko seksualnością, lecz także umiejętnością rozmowy o tym, co ich interesowało. Tajemnica tkwiła w tym, że wnosiły w relacje z mężczyznami dokładnie to, czego oni potrzebowali, marzenie o idealnej kobiecie, czyli kochance-przyjacielu.
Kleopatra z Juliuszem Cezarem grała w kości, jeździła na polowania. Z Markiem Aureliuszem chodziła w nocy po mieście przebrana za służącą, piła i bawiła się.
Przy kobiecie, która w pełni jest człowiekiem, bo ma rozwinięty nie tylko kobiecy, ale i męski aspekt osobowości, mężczyzna nie musi być nadmiernie męski. Może stawać się ludzki. Rozwijać wrażliwość, czułość, opiekuńczość. A Kleopatra, podobnie jak inne kochanice, musiała dysponować na równi intuicją i rozumem. Przeżywać prawdziwe uczucia, ale też nad nimi panować. Trzeba tu wspomnieć o królowej Elżbiecie, która właśnie panując nad emocjami, stworzyła kwitnące państwo. Umiała siebie powściągać, choć jej ojciec Henryk VIII był seksoholikiem i mordercą. I to ona wydźwignęła swój kraj.
Czyli panowania nad emocjami warto się uczyć.
Wielkie kobiety wiedzą, czego chcą i jak to osiągnąć. Potrafią opanować to, co się nazywa kobiecą emocjonalnością i co zwykle przeszkadza nam zrealizować plany. Pracując z kobietami, często podkreślam: Macie cudowny dostęp do uczuć. Ale więcej myślcie! Zastanawiajcie się, jak osiągnąć cel. Korzystajcie z doświadczeń. Myślcie o tym, co czujecie i dlaczego właśnie to, zamiast ślepo ulegać emocjom. Zastanówcie się też: kim jest ten mężczyzna? A nie tylko: czego ja od niego chcę? Zakochanie sprawia, że nie widzimy człowieka, tylko nasze wyobrażenie o nim. Ale mądre kobiety, nawet kiedy są zakochane, widzą, jaki naprawdę jest ten, którego kochają. Tymczasem my pozwalamy, by sterowały nami uczucia: kiedy mężczyzna przynosi kwiaty, jesteśmy szczęśliwe. Spóźnia się – martwimy się. Uśmiecha się – żyjemy! Odwraca – znikamy. Takie kobiety nazywa się kobiecymi, ale one rezygnują z wpływu na swoje życie. A mężczyźni i tak tracą głowę dla tych, które im imponują. Dla kochanic.
Plutarch pisał, że Kleopatra potrafiła pochlebstwami uwieść każdego. Czy była wielką manipulantką?
Często mówię kobietom: „wasi mężczyźni potrzebują zachwytu, tak jak i wy. Chcą, żeby mówić im miłe, ale prawdziwe rzeczy”. W sztuce „Apollo z Bellac” narrator poucza bohaterkę, że każdy mężczyzna uwierzy w to, że jest piękny. Ja myślę, że uwierzy w to, że się podoba. A mądra kobieta potrafi dostrzec jego mocne strony. Zrozumieć też, czego on się boi, czego pragnie. Dlatego on czuje się w jej towarzystwie luksusowo.
Ale czy to uczciwe?
A czemu ma być nieuczciwe wspieranie tego, co w mężczyźnie dobre? Każdy coś takiego ma. Kiedy słyszę: „Mój mąż akurat nie”, mówię: „To niemożliwe, gdyby miał tylko wady, nie byłabyś z nim”. No, ale kiedy kobieta odkryje, że jednak jej mąż ma jakieś zalety, to znów dziwi się: „To ja jeszcze mam pracować i nad tym, żeby on czuł się dobrze!?”. No tak! Bo po pierwsze: ktoś musi zacząć. A po drugie: jak on będzie się czuł dobrze, to ty też, bo najprawdopodobniej będzie dla ciebie milszy.
Wielkie kochanice potrafiły osiągać swoje cele, panując nad emocjami. Czy tylko dzięki temu były niezwykłe?
Miały poczucie wpływu na swoje życie. Potrafiły poczekać na to, czego chciały. Postarać się. Dostrzec związek między swoimi działaniami a tym, czy uda im się zdobyć to, czego pragną. Wiedziały, że niekoniecznie musi im się udać, ale że warto zrobić to, co możliwe, żeby się udało. Tymczasem wiele kobiet myśli, że one nic nie mogą, że wszystko zależy od mężczyzny. Jeśli on nie kocha, to koniec. Kochanice wiedziały, że warto zrobić coś, żeby jednak pokochał. Potrafiły planować: „najpierw poznam go, zaciekawię i już będę trochę bliżej celu”. Były cierpliwe i skupione na realizacji swoich zamierzeń, gdy tymczasem wiele kobiet tego nie potrafi – od dziecka jesteśmy uczone godzić się na to, co los nam przyniesie.
Kobiety, które walczą o miłość, są przedstawiane jako czarne charaktery. Bo o miłość się nie walczy. Ona przychodzi, mówiąc metaforycznie: jak tchnienie anioła.
Nie anioła, tylko mężczyzny. Bo jak on pokocha, to jest miłość. Jak nie, to nie ma. Tak czuje większość kobiet. A to, że kobiecie nie wolno starać się o kogoś, to patriarchalny mit. Sposób na ogłupienie, zrobienie z kobiet biernych istot, które same nie podejmują żadnych działań, pozwalają mężczyznom się wybrać. Wielkie kochanice nie dały się ogłupić. Wiedziały, że mają wpływ na to, kiedy i jaką miłość przeżyją, że mogą wybrać mężczyznę. Madame de Pompadour zdobyła Ludwika XV, a Kleopatra nie tylko uwiodła Cezara, ale i Marka Aureliusza.
No właśnie! Uwiodły. My o ich sile ducha, a tymczasem o Kleopatrze mówili, że w swoich strojach i klejnotach wyglądała jak bogini.
To nie była dziewczyna z ulicy, którą mężczyzna dostrzega, bo ona jest śliczna. Kiedy spotkała Cezara, była królową Egiptu. Olśniewała. Umiała wykorzystywać swoje atuty. Ale w tym nie ma nic złego. Przeciwnie, takie zachowanie podpowiada nam rozum.
Rozum rozumem, ale piszą, że Kleopatra była też królową oralnej miłości.
Dla mężczyzn to ma ogromne znaczenie. I nie chodzi tylko o szczególną technikę seksualną. Dla nich ich penis, kogut, tygrys to oni sami. Dlatego ważne jest, jak kobieta go traktuje. Czy go kocha? Czy może się brzydzi? Czy chce brać do ust? Jeśli tak, to mężczyzna czuje, że ona go naprawdę chce. Seks z taką kobietą to dla niego niezwykłe przeżycie. Ale nie tylko. Związek z kobietą, która go przyjmuje, docenia i która dzięki niemu jest szczęśliwa, staje się dla mężczyzny sensem życia.
Katarzynę Wielką po śmierci Aleksandra Łanskoja pocieszało dwóch kochanków.
Katarzyna była seksoholiczką. Wybierała kochanków spośród gwardzistów, kierując się wypukłością ich rozporka. Czasem jednego, czasem kilku na jedną noc. Była chyba jedyną znaną kobietą w historii, która korzystała z władzy dla uciech seksualnych. Jawnie czyniła rozpustę. Oczywiście, nieustająca pogoń za seksem to ucieczka. Ale jest coś imponującego w tym, że w czasach, kiedy kobiety nie miały żadnych praw, ona je sobie dała. Zaakceptowała swoją rozbuchaną seksualność. Od niej też możemy się jednak czegoś nauczyć, tego, że mamy prawo do bycia jawnie istotą seksualną. A nas nadal przeraża to, że inni mogliby o naszej seksualności wiedzieć i mówić. Nie bójmy się, seksualność jest zaletą kobiety.
Katarzyna poznała Łanskoja, mając 50 lat. A madame de Pompadour była już żoną i matką, kiedy na balu maskowym poznała Ludwika XV.
Kobieca seksualność rozwija się w nieskończoność, a więc im kobieta starsza, tym bardziej jest otwarta na seks i silniej go przeżywa. Wie już też, że z mężczyzną ma się dobrze czuć. Nie fantazjuje o tym, że on ma być wysoki i niebieskooki. Zdradzone kobiety często dziwią się, jak ich mąż mógł odejść do kobiety starszej i brzydszej niż one. Nie ma czemu się dziwić. On po prostu spotkał interesującą, fascynującą towarzyszkę, partnerkę.
Czyli podejście do życia też było ich tajemnicą. Słynne: „żyjemy hucznie i wesoło, a po nas choćby potop…”, przypisuje się madame de Pompadour.
Nie chodzi o hedonizm, tylko o to, by to, co teraz się dzieje, było najważniejsze. Mistrzostwo życia polega właśnie na tym: jak idę na bal, to po to, by się bawić. Jak się kocham, to tylko to się liczy. A jak rozmawiam, to po mistrzowsku. Francuzi nazywają to „esprit”, ten błysk, celność riposty. Damy, które tak jak madame de Pompadour czy Récamier prowadziły w Paryżu salony, były erudytkami. Bywali u nich Wolter, Diderot, Monteskiusz, Chateaubriand. Miały ambicje, by kształcić się i rozwijać. I sięgać po władzę! Stawały się przecież kochankami władców, żeby rządzić. Mieć wpływ na los swój i swojej rodziny, zdobyć majątek, pozycję. Od wielkich kochanic powinnyśmy się nauczyć, że mamy rządzić swoim życiem, kierować się ambicją, sięgać po to, czego pragniemy, także po władzę.
No właśnie ambicja! My się jej boimy. Słyszymy, że nasza ambicja jest zła, krzywdzi dzieci, rozbija rodzinę.
Mówimy tak, gdy komuś zazdrościmy tego, do czego dzięki ambicji doszedł. Nasze życie spełnia się właśnie wtedy, gdy zdobywamy to, na czym nam zależy. Dziś naszym największym problemem jest to, że nie sięgamy po władzę polityczną. Bo nam wmówiono, że tylko te, których nikt nie kocha, pchają się do góry. I tak „ambitna” ma się łączyć z „nieatrakcyjna, samotna”.
Ale skoro ambicja nam nie szkodzi, to czemu wiele ambitnych kobiet jest samotnych?
Jak się kobieta zajmie pracą, to na bok idzie seks. Rodzice coraz chętniej wspierają ambicje intelektualne córek, ale nadal nie wspierają ich rozwoju seksualnego. I dlatego kobiety nadal mają kłopot z równowagą. Nieświadomie zakładają, że albo kariera, albo seksualność. Skąd mogą wiedzieć, że nie muszą wybierać. Tylko po cichutku mówi się, że Curie-Skłodowska miała kochanka, a gdy Piotr zginął pod kołami dorożki, znalazła nowego partnera. Była seksualną kobietą. W szkołach nie uczy się nas, że Konopnicka pisała świńskie wierszyki. Mamy pseudowyzwolenie, bo nadal obowiązuje podział na żony i ladacznice, tyle że w wersji: albo naukowczyni, albo kochanka. A trzeba być kobietą całą gębą. Istotą intelektualną, kreatywną i seksualną. Wielkie kochanice takie były. Żyły intensywnie na każdym poziomie.