1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Seks

Orgazm równoczesny – jak przeżyć go z partnerem?

Osoby, które szczytują w tym samym momencie, są w stanie dopasować się odpowiednim tempem, ale też pozycjami seksualnymi. Zazwyczaj każdy z nas potrzebuje innej, np. kobieta może preferować taką, w której dodatkowo stymulowana jest łechtaczka, a dla mężczyzny ważna będzie intensywność pchnięć. Aby udało im się szczytować jednocześnie, musi zostać spełnionych wiele warunków. (Fot. iStock)
Osoby, które szczytują w tym samym momencie, są w stanie dopasować się odpowiednim tempem, ale też pozycjami seksualnymi. Zazwyczaj każdy z nas potrzebuje innej, np. kobieta może preferować taką, w której dodatkowo stymulowana jest łechtaczka, a dla mężczyzny ważna będzie intensywność pchnięć. Aby udało im się szczytować jednocześnie, musi zostać spełnionych wiele warunków. (Fot. iStock)
Wydaje się kwintesencją bliskości, namiętnym uniesieniem w filmowym stylu. A jak jest naprawdę? Orgazm przeżywany synchronicznie z partnerem to na pewno piękna sprawa, ale też nie należy go przeceniać – uważa seksuolożka Anna Golan.

W scenach miłosnych moich ulubionych filmów partnerzy w romantycznym uniesieniu szczytują zawsze jednocześnie. Jak często taka sytuacja zdarza się w prawdziwym życiu?
To zdecydowanie bardziej wyjątek niż reguła, a na pewno nie norma, do której powinniśmy dążyć. To, co widzimy w filmach, to romantyczna wizja tego, jak powinien wyglądać seks. Myślę, że ma to związek z długością takich scen. Gdybyśmy chcieli nakręcić je realistycznie, musielibyśmy najpierw pokazać grę wstępną, potem drogę kobiety na szczyt (która może zająć nawet kilkadziesiąt minut!), a dopiero na końcu orgazm mężczyzny. Żaden scenariusz nie przewiduje tyle czasu na scenę łóżkową! Równoczesne szczytowanie to również standard filmów w całości poświęconych erotyce. Przede wszystkim pornografii, o której wiemy, że buduje nieprawdziwy obraz tego, jak powinien wyglądać seks. A jednak praktykowane w niej standardy często przenikają do zwykłego życia.

Ciekawi mnie, jak często w terapii par pojawia się temat orgazmu, który powinien być przeżywany wspólnie, a nie jest.
Na szczęście zazwyczaj nie jest to wiodący motyw. Owszem, na pewno część osób marzy o równocześnie przeżywanym orgazmie, jednak nie zakłada, że musi on następować podczas każdego zbliżenia. Jeśli pary przykładają nadmierną wagę do orgazmu, to częściej raczej do faktu, że powinien on być przeżywany podczas każdego stosunku albo że nie doświadcza go kobieta. Często zdarza się, że do tych kwestii podchodzimy zadaniowo, próbując spełnić nierealistyczne, wyśrubowane normy. Możemy wtedy przestać doceniać bliskość, którą mamy, zbudować w sobie poczucie gorszości.

Czy taki orgazm świadczy o wyjątkowej więzi, która łączy parę? O bliskości?
Raczej o dobrym zsynchronizowaniu. Nie można sprowadzić więzi uczuciowej wyłącznie do orgazmu. Osoby, które szczytują w tym samym momencie, są w stanie dopasować się odpowiednim tempem, ale też pozycjami seksualnymi. Zazwyczaj każdy z nas potrzebuje innej, np. kobieta może preferować taką, w której dodatkowo stymulowana jest łechtaczka, a dla mężczyzny ważna będzie intensywność pchnięć. Aby udało im się szczytować jednocześnie, musi zostać spełnionych wiele warunków. Dlatego zachęcałabym pary, żeby nie stawiały sobie orgazmu równoczesnego za cel. Pamiętajmy, że zawsze, gdy stawiamy sobie cele w seksie, przestaje być on przyjemnością, a staje się zadaniem do wykonania. Wokół tematu pojawia się coraz więcej napięcia, które nam nie służy. Jeśli równoczesny orgazm wyjdzie nam przy okazji, to super, ale nie róbmy z niego celu zbliżenia.

Czy istnieją techniki, które mogą służyć takiemu orgazmowi?
Nie ma jednej prostej recepty. Wszystko zależy od indywidualnych preferencji, bo każdy z nas potrzebuje innych pozycji, różnego tempa czy odmiennych warunków, by szczytować. Na pewno warto zacząć od dłuższej gry wstępnej, która intensywnie nas rozpali. Później – im więcej bodźców, tym lepiej. Nawet klasyczną pozycję misjonarską można zmodyfikować, podkładając pod biodra kobiety poduszkę. Podczas stosunku można także stymulować łechtaczkę. Lub, jeśli jest to dla kobiety ważny bodziec, pieścić jej piersi. Pamiętajmy o podniecającej mocy słów! Para może do siebie zmysłowo mówić, by nakręcać się na siebie jeszcze bardziej.

W sieci znalazłam poradę, by wspólnie odliczać oddechy.
To sytuacja, która może popsuć całą zabawę i przyjemność. Oczywiście, dobrze jest przećwiczyć sobie pewne kwestie „na sucho”, tak by podczas zbliżenia nie koncentrować się na samej technice. Odpowiednie oddychanie ma wpływ na przeżywaną przez nas rozkosz. Zamiast jednak liczyć, ile sekund trwa wdech, a ile wydech, lepiej po prostu głęboko – i spontanicznie – oddychać. Żeby mieć większą przyjemność ze zbliżenia, warto też wokalizować. Gdy podczas seksu wzdychamy czy jęczymy, lepiej rozprowadzamy energię po ciele i głębiej oddychamy. A to zwiększa intensywność naszych doznań. Jeśli jednak dodamy do tego odliczanie, są duże szanse, że czar pryśnie. Odciągniemy uwagę od tego, co czujemy i co nas podnieca, od dotyku, bodźców wzrokowych. Zamiast się zsynchronizować, totalnie się zdekoncentrujemy.

Skoro mężczyzna potrzebuje kilku, a kobieta kilkudziesięciu minut na osiągnięcie orgazmu, jak pogodzić to na drodze do wspólnej przyjemności?
Z tym też bywa różnie, bywają kobiety, które bardzo szybko dochodzą i mężczyźni, u których będzie to trwało długo. Mężczyzna wcale nie musi też odwracać uwagi od swojego podniecenia, wycofywać się i zwalniać, tylko raczej nauczyć się dłużej wytrzymywać w stanie wysokiego podniecenia. A może na początek warto w ogóle odpuścić sobie myślenie, że orgazmy muszą być idealnie zsynchronizowane? Nawet jeśli mężczyzna pozwoli sobie na wcześniejszy wytrysk, para może przecież kontynuować pieszczoty i doprowadzić do drugiego zbliżenia, w którym osiągnięcie wspólnego orgazmu – ze względu na wysoki stan podniecenia – będzie już bardziej prawdopodobne. Chciałabym jednak podkreślić, że nie ma reguł, które musimy sobie narzucić, żeby koniecznie szczytować jednocześnie. Chodzi o znalezienie sposobów, w których my będziemy się czuli dobrze i swobodnie.

A jakie znaczenie ma znajomość własnego ciała?
Ogromne. W ogóle, jeżeli chodzi o osiąganie orgazmu, nie tylko równoczesnego, znajomość własnego ciała jest kluczowa. Dzięki temu, że znamy swoje reakcje, możemy tak pokierować zbliżeniem, by było nam przyjemnie. Wiemy, które punkty na mapie naszego ciała są szczególnie czułe, i nie mamy oporów, by je stymulować. Kobieta poprzez odpowiednie wypchnięcie bioder może kontrolować głębokość pchnięć, a także ich tempo – i to wcale nie tylko w pozycji na jeźdźca. Znajomość własnego ciała i ścieżek, które prowadzą nas do przyjemności, pozwoli nam czerpać większą radość z seksu.

Kluczem do satysfakcji seksualnej jest samomiłość?
Tak, z zastrzeżenim, że to samomiłość właśnie, a nie kompulsywna masturbacja, która nie tyle wynika nawet z potrzeb seksualnych, ile z konieczności rozładowania stresu czy zniwelowania lęku. Taka sytuacja może doprowadzić do tego, że nauczymy się przeżywać orgazm tylko w jeden konkretny sposób, np. poprzez zaciskanie ud. Ciężko później odtworzyć to z partnerem. Powiedziałabym więc, że przyjemności seksualnej, w tym także tej przeżywanej równocześnie z partnerem, służy poznawanie swojego ciała i próbowanie różnych rzeczy. Ale to nie znaczy, że mamy się masturbować jak najwięcej, bo to niekoniecznie będzie nam pomagało.

Czytałam, że funkcją orgazmu u kobiety jest skuteczniejsze doprowadzenie do zapłodnienia. Towarzyszące orgazmowi skurcze sprawiają, że nasienie szybciej dociera do jajników. Ale taka sytuacja możliwa jest tylko wtedy, gdy dochodzi do równoczesnego orgazmu, a to bardziej wyjątek niż reguła!
Rzeczywiście, gdy staramy się o dziecko, równoczesne przeżywanie orgazmu może nam w tym bardzo pomóc! Dzięki skurczom pochwy plemniki zostaną szybciej przepchnięte do jajeczka. Ale to nie znaczy, że nie możemy zajść w ciążę bez synchronicznego orgazmu. Możemy w nią zajść, nawet jeśli w ogóle nie odczuwamy przyjemności z seksu! To nie jest jedyna funkcja orgazmu u kobiety, podobnie jak seks nie służy wyłącznie prokreacji.

A czy równoczesne przeżywanie orgazmu ma znaczenie dla więzi pomiędzy partnerami?
Seks, dotyk, czułość pogłębiają więź. Podobnie jak orgazmy przeżywane z partnerem. Nie muszą być równoczesne! Oczywiście, to na pewno piękne przeżycie, jeśli zsynchronizujemy się tak bardzo, by przeżyć to w tym samym momencie. Możemy patrzeć sobie głęboko w oczy, a po wszystkim dać sobie czułość. Nie powiedziałabym jednak, że to gorzej, jeśli przeżywamy orgazm jedno po drugim albo nie doświadczamy go wcale. Już samo przytulenie się to komunikat „chcę być z tobą blisko”. Seks na różne sposoby będzie nas do siebie przywiązywał, niezależnie od tego, czy towarzyszą mu równoczesne orgazmy, czy nie.

Czyli taki orgazm to bardziej romantyczny mit niż faktyczna potrzeba?
Taki orgazm się zdarza. Problematyczny jest tutaj fakt, że z definicji musi się on zdarzyć podczas stosunku. Tymczasem większość kobiet dochodzi podczas pieszczot łechtaczki, manualnych albo seksu oralnego! Rodzi to ryzyko kolejnej presji: nie dość, że muszę mieć orgazm podczas stosunku, co samo w sobie może być dla danej osoby trudne, to jeszcze równocześnie z partnerem. Na pewno synchroniczny orgazm jest czymś wyjątkowym, ale możemy budować niezwykłą więź i czerpać fantastyczną satysfakcję z seksu także, gdy tej przyjemności nie przeżywamy jednocześnie.

Anna Golan, psycholożka, seksuolożka i terapeutka par. Posiada certyfikat oraz rekomendację Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego. Należy do międzynarodowego stowarzyszenia European Federation of Sexology. Współautorka książek „To tylko seks? Naga prawda o naszych pragnieniach” oraz „Intymność”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze