1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Vivian Maier – genialna fotografka, której życie było owiane tajemnicą

Vivian Maier – genialna fotografka, której życie było owiane tajemnicą

Vivian Maier, Ciemność i światło, Nowy Jork, 1954
Vivian Maier, Ciemność i światło, Nowy Jork, 1954
Zobacz galerię 9 zdjęć
Historia Vivian Maier, uznanej za jedną z najwybitniejszych fotografek XX wieku, jest równie tajemnicza, jak ona sama sama. Biografia artystki autorstwa Ann Marks „Vivian Maier. Niania, która zmieniła historię fotografii” to lektura obowiązkowa dla entuzjastów fotografii, ale również dla osób, których intrygują niekonwencjonalne osobowości. Publikujemy jej fragment.

Fragment książki Ann Marks „Vivian Maier. Niania, która zmieniła historię fotografii”, wyd. Znak Literanova. Tytuł, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji.

W okresie, gdy Vivian zajmowała się fotografią komercyjną, w równym stopniu przyciągały ją ulice. Mistrz fotografii Joel Meyerowitz zauważył, że „fotografowie uliczni, kobiety i mężczyźni, mają tendencję do bycia towarzyskimi, w tym sensie, że mogą wyjść na ulicę i czują się swobodnie wśród ludzi, ale są przy tym samotnikami, co tworzy zabawną mieszankę. Obserwujesz, akceptujesz i pochłaniasz, ale trzymasz się z tyłu i próbujesz pozostać niewidzialny. To rozdwojenie właściwe fotografii”. To trafny opis Vivian, która niepostrzeżenie śledziła swoje obiekty, aby uchwycić spontaniczne działania i reakcje. Robiąc zdjęcia z bram, zza drzew i przez okno, wykorzystywała znalezione elementy do kadrowania. Z rolleiflexem w gotowości, ciągnąc małą Joan za sobą, przeczesywała miasto i rozwijała tematy, które po raz pierwszy wzbudziły jej zainteresowanie we Francji.

Dziecko w obiektywie

Vivian miała niesamowitą zdolność skłaniania maluchów do współpracy w fotograficznych przedsięwzięciach. Jej zdjęcia przedstawiają dzieci w każdym wieku, wszystkich ras i klas społecznych, jakby uzyskała mandat na reprezentowanie wszystkich młodych ludzi na świecie. Poprzez kontakt wzrokowy i błyskawiczne reakcje stworzyła fotografie, które emanowały czystą autentycznością. Zazwyczaj w tamtych czasach robiono zdjęcia wyszorowanym, ubranym i szczęśliwym dzieciom – przypominającym ślicznie zapakowane prezenty. Vivian uchwyciła pełne spektrum ich życia i uczuć, łącznie ze łzami i napadami złości. Jej obiekty patrzyły prosto na nią, zbyt niewinne lub dociekliwe, by odwrócić wzrok, co umożliwiło uchwycenie ich naturalnych emocji.

Jednego malucha sfotografowała, gdy mocno przyciskał nos do szyby drzwi, które oddzielały go od reszty świata. Jego słodkie oczy zdają się prosić fotografkę, by go wypuściła.

W Central Parku rząd schludnie ubranych afroamerykańskich dzieci tworzy na tle nieba ludzką panoramę odzwierciedlającą budynki za nimi po zachodniej stronie. Przerażony chłopiec o okrągłej twarzy jedzie na swoim trójkołowym rowerku, a ślady łez wysychają mu na policzkach. Z trudem powstrzymując się od płaczu, dzielnie patrzy prosto w obiektyw.

W Nowym Jorku Vivian regularnie robiła zdjęcia niemowlętom w wózkach i lalkom, chociaż te pierwsze nie były szczególnie intrygujące. Przedstawiała lalki w równie kontrastujących ujęciach jak dzieci. Od czasu do czasu fotografowała je w idealnym stanie, jakby przed chwilą wyjęte z pudełka, ale częściej pojawiały się porzucone lub zepsute, z rękami lub nogami wykręconymi do tyłu lub całkiem bez nich, z brudnymi włosami i w potarganych ubraniach, w nie lepszym ani nie gorszym stanie, niż je znalazła.

W niektórych kompozycjach zabawki upiornie przypominają swoje odpowiedniki z krwi i kości, wystarczająco realistyczne, by sprowokować podwójne ujęcie. Zdjęcia niemowląt i lalek niemal całkiem zniknęły z jej portfolio w Chicago.

Matrony na Mahattanie, robotnicy we Francji

Przemierzając Manhattan, Vivian stworzyła zróżnicowaną kolekcję zdjęć kobiet z tej dzielnicy miasta. W Midtown jej obiektyw znajduje wymuskane matrony otulone etolami, noszące misterne fryzury i imponujące nakrycia głowy. Joel Meyerowitz opisuje sposób, w jaki Vivian traktuje bogate kobiety: „Dodaje im godności, a także siły wyrazu, zarazem pozostawiając możliwość podwójnego odczytania zdjęć, i tu właśnie ujawnia się jej wrażliwość”. Na jednej z fotografii zmarszczki na czole zamożnej starszej damy naśladują fakturę jej luksusowego futra z norek. Na innej atrakcyjna kobieta w czerni jawi się jako tajemniczo uśmiechnięta wdowa, uchwycona od tyłu tak, że jej kapelusz przybiera kształt diamentu, co podkreśla jeszcze wzorzysta woalka.

Kobiety z klasy robotniczej ukazywane są na werandach, ławkach i promach; w ich oczach widać nieufność, gdy napotykają wzrok fotografki. Vivian skutecznie uchwyciła piękno, głębię i mądrość w ich naznaczonych upływem czasu twarzach.

We Francji Vivian robiła zdjęcia mieszanym rasowo rodzinom i w jej ulicznych pracach często pojawiały się obok siebie osoby o różnym kolorze skóry w sytuacjach z codziennego życia. Na tych fotografiach, podobnie jak na wielu innych, uchwyciła radość i frustrację, wspólnotę i odrębność. Jedna pokazuje czarnego chłopca pucybuta, który przybierając w stereotypową pozycję wyznaczoną przez społeczne normy epoki, obsługuje białego rówieśnika. Vivian była gorącą orędowniczką praw obywatelskich, a jej zdjęcia podejmujące kwestie rasowe będą się pojawiać częściej i staną się bardziej przejmujące w nadchodzących burzliwych dziesięcioleciach.

Prace Vivian ujawniają również głębokie zrozumienie dla ludzkich uczuć, mimo że jej własne pozbawione bliskości dzieciństwo ograniczyło jej zdolność do nawiązywania fizycznego i emocjonalnego kontaktu z innymi. Potraktowała ten temat szeroko, ukazując nie tylko miłość młodych par, ale także zażyłość dzieci, przyjaciół i często ignorowanych starszych osób. Czasami skupiała się na drobnych gestach, odnajdując w nich więcej intymności niż w jednoznacznie seksualnych sytuacjach. Choć uchodziła za kobietę beznamiętną, dostrzegła na gorącej sztucznej plaży w New Jersey namiętność splecionej w uścisku pary, obojętnej na wszystko wokół.

Siła kadrów

Wielbiciele fotografii Vivian często opisują jej niezwykłą zdolność do wyrażania uniwersalności kondycji ludzkiej. Lokalizację przynajmniej części jej prac można uznać za nieokreśloną, niezależnie od tego, gdzie je wykonała. Za przykład mogą tu posłużyć te, których obiektami są robotnicy.

Jeszcze stawiając pierwsze kroki w Champsaur, Vivian zrobiła im zdjęcia pokazujące, że dobrze rozumiała już podstawowe zasady sztuki. Fotografie wypełnione są geometrycznymi elementami, symetrią i obrazami koleżeństwa. Na jednej z nich widać robotników, którzy przyglądają się metalowej obręczy. Długie wiodące linie drogi przebiegają przez całą kompozycję i kierują uwagę ku odległym Alpom. W Nowym Jorku Vivian instynktownie odnajduje miejski odpowiednik tej sceny, podchodząc do dwóch mężczyzn, którzy przyglądają się zwiniętemu wężowi ogrodowemu. Przez środek obrazu w stronę budynków położonych dalej w centrum miasta biegnie Fifth Avenue.

Podobnie jak we Francji Vivian polowała na oryginalne typy ludzkie i szukała uderzających zestawień. Sprzedawca w kiosku jest dosłownie otoczony najbardziej ekscytującymi wydarzeniami, co zupełnie nie przeszkadza mu smacznie spać. Zapuszczony Times Square przed gentryfikacją, gdy wielkopowierzchniowe sklepy takie jak M&M’s World istniały tylko w marzeniach, był wspaniałym terenem łowieckim. Vivian uchwyciła tu komiczną scenę, w której mężczyzna stoi na głowie, zasłaniając „dobre części” striptizerki na plakacie za nim. Pod lokalem, do którego przychodzi się, by patrzeć, jest on całkowicie ignorowany przez stojącą niecały metr dalej młodą kobietę w niedopasowanym stroju złożonym z sukni balowej, flanelowej koszuli i jednego buta. Inny obiekt jest jeszcze bardziej niestosownie ubrany, a raczej rozebrany: wydaje się, że zgubił spodnie. Całkowicie ubrany przechodzień rzuca mu tylko krótkie spojrzenie z boku. Vivian znalazła tu też mnóstwo śpiących, między innymi dwóch mężczyzn na ławce leżących głowami do siebie, tworzących swoje lustrzane odbicia. Wyraz twarzy zwróconej w stronę obiektywu świadczy o zadowoleniu z tego stanu. Kolejny śpioch rozkłada się na stopniach pod drzwiami do studiów na Third Avenue. Vivian sfotografowała dolną część tułowia i osobno twarz, nie próbując ich połączyć.

Bez słowa

Po roku opieki nad Joan pojawiła się szansa na spełnienie marzenia o kowbojkach podczas miesięcznej wycieczki przez kraj na zachód, w towarzystwie matki Joan i dwóch małych kuzynek dziewczynki. Podróż rozpoczęła się od wodospadu Niagara, skąd pojechały do Parku Narodowego Yellowstone, a następnie skręciły na północ, by odwiedzić dziadków Joan w Vancouver w Kanadzie. Spacerowały po sekwojowych lasach i robiły przypadkowe przystanki na kalifornijskim wybrzeżu, zmierzając w kierunku Hollywood. Vivian dokumentowała wakacje od początku do końca, starannie wybierając ujęcia i numerując rolki filmów. Była wyraźnie podekscytowana nowością i różnorodnością napotykanych obiektów.

Zatrzymywały się w czystych przydrożnych motelach migających na powitanie neonami. Przy basenach opalały się atrakcyjne dziewczyny w bikini, a jedna z nich była na tyle uderzająca, że zasłużyła na własny portret. Wędrowały po kanionach, jeździły na mechanicznych bykach i pływały w krystalicznie czystych jeziorach. Równocześnie zadzierały głowy, by popatrzeć, jak najwyższe drzewa w kraju wznoszą się ku niebu, uważnie przyglądały się słupom totemowym i wąwozom i patrzyły w oczy zbyt blisko podchodzących niedźwiedzi grizzly. Duże zainteresowanie wszystkich uczestniczek wycieczki wzbudziły rezerwaty rdzennych Amerykanów, a Vivian poświęciła im więcej klatek na rolce. Choć zazwyczaj unikała pozowania z innymi, tym razem chętnie zgodziła się na zdjęcie z wodzem plemienia.

W Vancouver pozwolono Vivian samodzielnie zwiedzać miasto. Korzystała tutaj z filmu oszczędnie, szukając wartościowych obiektów. Wśród niewielu ujęć jest kilka, które wzbudziły podziw ze względu na swój urok i aurę intymności. Na jednym najwyraźniej bezgłowy, ale nienagannie ubrany dżentelmen śpi wygodnie rozciągnięty na przednim siedzeniu samochodu. Czując się jak w domu, starannie zawiesił kapelusz na drążku kierunkowskazu, a okno samochodu pełni funkcję ramy, tworząc obraz nad jego „łóżkiem”. Równie nieoczekiwane jest zachęcające ujęcie strzelistego starego kościoła z całą fasadą wpasowaną w jedno okno, zasłonięte koronkową firanką. Nie znaleziono żadnych innych fotografii, które przedstawiają cenione kamienne kościoły w Vancouver w tak przystępny sposób.

Joan i jej kuzynki pamiętają nianię jako ściśle przestrzegającą zasad osobę, która czasami bywała trudną towarzyszką podróży. Vivian zdarzało się prosić o postój, bo chciała zrobić zdjęcie, i nie spieszyła się przy tym, podczas gdy inne uczestniczki wycieczki niecierpliwie czekały w samochodzie. Wszystkie dzieci zgadzają się co do tego, że była pełna rezerwy, a jedna z kuzynek podsumowała swoje uczucia, mówiąc: „To nie tak, że nie cierpieliśmy Mademoiselle. Po prostu nie lubiliśmy jej”. Vivian niemal zawsze wydawała się nieświadoma tego, że robi na ludziach wrażenie osoby pozbawionej ciepła. Opowieści o niani stały się rodzinną legendą i potrafią je powtórzyć nawet dzieci urodzone po jej odejściu. Chociaż ogólnie uważano, że Vivian świetnie sobie radzi z przyrządzaniem dań kuchni amerykańskiej, uparcie przygotowywała nieznane potrawy. Kiedyś zachęcała dziewczęta do jedzenia surowej wołowiny w postaci tatara, a one kategorycznie odmówiły, nie będąc w stanie pojąć, jak w ogóle mogła im coś takiego zaproponować. To był początek wielu przyszłych kulinarnych „horrorów”, opowiadanych przez każdego z jej kolejnych pracodawców.

Członkowie rodziny Joan wciąż kręcą głową, kiedy mówią o tym, jak niania ich opuściła. Kuzynki dzieliły z Vivian pokój hotelowy w Los Angeles i pewnego dnia wcześnie rano obudził je hałas. Otworzyły oczy i zobaczyły, że ich opiekunka wymyka się z walizką. Vivian uspokoiła je, a kiedy znowu zasnęły, wyszła bez słowa. Zgodnie z planem miały razem pojechać do Arizony, a potem do północnego Teksasu i stamtąd wrócić do Nowego Jorku, gdzie niania miała kontynuować pracę. Joan pamięta osłupienie matki, kiedy ta się obudziła i odkryła, że Vivian samowolnie odeszła. Wszyscy członkowie rodziny starali się znaleźć przyczynę, ale do dziś nikt nie wie, co się mogło wydarzyć.

Sądząc po jej kolejnych krokach, Vivian planowała odwiedzić przyjaciół z Champsaur w południowej Kalifornii, a następnie wrócić samolotem do Nowego Jorku. Wydawała się nieświadoma tego, że naraziła swoich pracodawców na kłopoty i zraniła uczucia podopiecznych. Chociaż podczas podróży codziennie fotografowała ich przygody, nigdy więcej się u nich nie zjawiła, by pokazać zdjęcia. Sześćdziesiąt pięć lat później Joan w końcu mogła się cieszyć utrwalonymi przez nianię wspomnieniami z wakacji. W czasie ponad piętnastu miesięcy pracy Vivian zrobiła więcej niż pięćset ujęć rodziny i jej przyjaciół i prawie zawsze dawała im odbitki. Większość wywoływała sama, stosując różnorodne zabiegi, dlatego pojawiają się one zarówno na matowym, jak i na błyszczącym papierze, w oryginalnym formacie i przycięte, mają kształt kwadratu albo prostokąta. Po serii niekończących się portretów Joan zniknęła z portfolio Vivian na zawsze, a fotografka nigdy więcej nie próbowała się spotkać ze swoją dziecięcą muzą.

Biografia Vivian Maier autorstwa Ann Marks ukazała się nakładem wyd. Znak Literatura Nova Biografia Vivian Maier autorstwa Ann Marks ukazała się nakładem wyd. Znak Literatura Nova

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze