1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Maciej Musiał: „Muszę być pewny swoich decyzji”

Maciej Musiał: „Muszę być pewny swoich decyzji”

Maciej Musiał (Fot. Dorota Szulc)
Maciej Musiał (Fot. Dorota Szulc)
W serialu komediowym „Kiedy ślub?” Maciej Musiał gra bohatera zmagającego się z wchodzeniem w dorosłość. To niezły pretekst, by zapytać go, jak sam radzi sobie z dorosłym życiem i co jest dla niego najważniejsze w bliskich relacjach.

Ile razy usłyszałeś pytanie: „Kiedy ślub?”?
Oprócz mojego dziadka nigdy nikt mi go nie zadał. Dziadek bardzo chciał potrzymać na rękach prawnuka ode mnie. I był dosyć intensywny w tym namawianiu. Jak byłem sam, nie miałem partnerki, to bardzo namawiał, żeby jej szukał, a jak już była, to chciał, żeby nie czekać, tylko od razu przejść do działania! To było urocze.

To jest pytanie, które zwykle irytuje młodych ludzi. Zgaduję, że to, które padało z ust dziadka, ciebie nie irytowało.
Nie, rozumiałem je. Z perspektywy człowieka, który ma 96 lat i w zasadzie największą radością w jego życiu są ludzie, którzy go odwiedzają, a przede wszystkim właśnie wnuki, prawnuki – takie ruchy rodzinne mają sens. Jesteśmy, a właściwie byliśmy – bo dziadek, niestety, odszedł – centrum jego świata. Poza tym wiedziałem, że to wynika z troski, myślę, że chciał odejść, wiedząc, że mam wszystko poukładane. Jego czułość była wzruszająca. Natomiast ze strony taty czy mamy nigdy nie padło to pytanie.

Co mówiłeś dziadkowi, kiedy tak nalegał?
Że muszę być pewny swoich decyzji, że to jeszcze nie czas, że musi mi zaufać.

Wielokrotnie bardzo pięknie mówiłeś o swoim dziadku, o przyjaźni z nim. Mieliście silną więź, przyznałeś kiedyś, że to właśnie on nauczył cię szacunku do drugiego człowieka. Powiedziałbyś, że to była najważniejsza albo jedna z najważniejszych osób w twoim życiu?
Z pewnością jedna z najważniejszych. Pewnie gdybyś zapytała mnie o to jakiś czas temu, powiedziałbym, że zdecydowanie najważniejsza, ale czas płynie, przyglądam się różnym relacjom, buduję je – te rodzinne, te z przyjaciółmi. Ostatnio więcej czasu spędzam z rodzicami. Ale z pewnością dziadek silnie mnie ukształtował. To jest człowiek, od którego dostałem bezwarunkową, cierpliwą, stuprocentową miłość. Nauczył mnie wrażliwości, nauczył mnie kochać, dziadek mnie na pewno w dużej mierze wyrzeźbił.

To nie jest jakoś bardzo powszechne wśród młodych ludzi, że biegną jak na skrzydłach, by pobyć z dziadkami. Do dziadków często chodzą bardziej z obowiązku niż z potrzeby serca.
My zaprzyjaźniliśmy się lata temu. W mojej rodzinie było to zupełnie naturalne, że bliskim poświęca się czas, więc ja byłem z dziadkiem zwyczajnie zżyty. Na początku głównie się bawiliśmy, potem zawsze dużo ze sobą rozmawialiśmy. Aż w końcu, kiedy dziadek potrzebował już bardziej intensywnej opieki, a innym członkom rodziny brakowało na przykład czasu, ja bardzo chętnie tę opiekę brałem na siebie. Spełniałem się w tym, widziałem, że mu pomagam, że mogę coś dla niego zrobić, „oddać” jego miłość i czas, czułem się fajnie.

Ja w ogóle lubię starszych ludzi, wzruszają mnie. To się z pewnością wynosi z domu. Mam poczucie, że wiele im zawdzięczam, że świat, w którym żyję, jest także ich zasługą, myślę czasem o tym, że to oni odbudowali miasto, w którym mogę się dziś rozwijać, bawić. Kiedy podróżuję po świecie i widzę na przykład w Paryżu kafejki pełne starszych ludzi, których stać na to, by korzystać z życia – mam refleksję, że u nas jest jednak inaczej. Oczywiście takie refleksje miewam, kiedy jestem blisko siebie, ale jak pędzę, zapominam o tym. Nas, młodych, siłą rzeczy ciągnie bardziej do rówieśników, do tego biegu właśnie, cieszę się, że wyniosłem z domu zdolność do bycia ze starszymi ludźmi, bo z ich wiedzy, intuicji, doświadczenia można skorzystać. I ja to chyba umiem robić.

Korzystałeś z rad dziadka?
Często. Ja w ogóle lubię przeglądać się czasami w życiorysach innych ludzi i sprawdzać, jakie były ich wybory, ścieżki, i w tym kontekście zastanawiać się nad swoimi.

Powiedziałeś na początku, że od rodziców nigdy nie usłyszałeś pytania o to, kiedy się ustatkujesz. Jak przyjrzeć się temu, co już w życiu osiągnąłeś, można domniemywać, że rodzice o ciebie martwić się raczej nie muszą.
Widzą, że sobie jakoś radzę, choć oczywiście mama – jak to mama – czuwa. Jak gdzieś dalej wyjeżdżam, podróżuję, mama lubi wiedzieć, że bezpiecznie dotarłem na miejsce, że u mnie wszystko OK. Ale rzeczywiście w kwestiach życiowego ogarnięcia się, w kwestiach ekonomicznych nie muszą się martwić i bardzo to doceniają. Jestem szczęściarzem. Mam fajną rodzinę. Jesteśmy zżyci. Moi rodzice są ze mnie dumni, a wiem, że to wcale nie jest takie powszechne i oczywiste. I ja tę dumę czuję. Kiedy grałem w spektaklu „Stowarzyszenie umarłych poetów”, moja mama była na nim chyba z dziesięć razy, zabierała ze sobą swoje koleżanki. Nie muszę się domyślać, że mnie doceniają, słyszę to.

Powiedziałeś: „Jestem szczęściarzem”. Chodzi ci o rodzinę czy generalnie masz takie poczucie, że los ci sprzyja?
Sprzyja mi na maksa. I staram się o tym nie zapominać. Zawsze mówimy sobie z moim agentem wtedy, kiedy coś nie wychodzi, że i tak jestem na samym końcu listy osób, które mają powody do narzekania, bo mam w życiu naprawdę nieźle. Owszem, dopadają mnie co jakiś czas takie roszczeniowe myśli, takie „chcenia”, wtedy czuję, że mógłbym jeszcze więcej, ale staram się im nie poddawać, nie odpłynąć w to za daleko.

Robisz całkiem sporo, więc chyba tak obiektywnie specjalnie dużo więcej już nie musisz. Jesteś aktorem, prezenterem telewizyjnym, producentem, przedsiębiorcą, biznesmenem, restauratorem. Kim dziś czujesz się najbardziej?
Wciąż aktorem. Zdecydowanie. To jest coś, co mnie najbardziej definiuje i determinuje, robię tego najwięcej. Przygoda z produkcją jest superwyzwaniem, ale to nie jest tak, że mam firmę, która produkuje, że to moja główna gałąź działalności.

A restauracja Muzealna, której jesteś współwłaścicielem?
Ja w ogóle nie definiuję siebie przez tę restaurację. Ona jest w pakiecie spółki. Była zaplanowana, zanim ja do tej spółki dołączyłem, więc to nie jestem ja. Dlatego też długo o niej nie mówiłem. Bliższy związek mam z kawiarniami Cafe Podrygi i Cafe Pląs, które też należą do spółki. Tam jest więcej mnie. Szczególnie w kawiarni Pląs, która mieści się w Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w warszawskiej Królikarni.

Ale to jest zabawne, że niektórzy ludzie patrzą na mnie przez pryzmat czegoś, co jest w moim życiu marginalne. Zupełnie nie czuję się biznesmenem czy restauratorem, nie prowadzę tych firm, mam partnerów, którzy się tym zajmują, ja jestem tylko inwestorem. Może się tam spełniam po części kreatywnie, coś wniosłem do wystroju, zaprojektowałem logo, ale na pewno nie biznesowo.

Czyli jednak zdecydowanie aktorstwo jest twoją dziedziną. Chodzą ci może po głowie jeszcze jakieś inne, zupełnie nowe rzeczy?
Mam projekt życia, nad którym pracuję już długo, bo od czterech lat. Liczę na to, że powoli będzie się krystalizował. Jest trochę bardziej z działki produkcyjnej. Ale to jest tak skomplikowane, to taka sieć naczyń połączonych, że chociaż mam wielkie nadzieje, to realnie szansę powodzenia oceniam na jakieś 60 procent. Zobaczymy.

Nic więcej nie zdradzisz?
Jeśli to się wydarzy, wydarzy się w ciągu tego roku, „Zwierciadło” dowie się jako pierwsze. Natomiast moją pracą jest granie. To robię od dziecka, w tym kierunku się szkoliłem. To moja działka i wydaje mi się, że na tym polu jestem dość dobry, mam podstawy, żeby się realizować.

Ale mam wrażenie, że nie mówisz i nigdy nie mówiłeś o aktorstwie z wielką miłością.
Nie mylisz się. To nie jest tak, że to moja ogromna, absolutna pasja, nie romantyzuję tego zawodu. Nie uprawiam go z takim oddaniem, że staję się postacią, którą gram – zmieniam sposób chodzenia, mówienia, myślenia. Mam inne podejście, więcej w nim dystansu.

Maciej Musiał w nowym serialu „Kiedy ślub?” w Canal Plus. (Fot. Przemek Paczkowski/materiały prasowe) Maciej Musiał w nowym serialu „Kiedy ślub?” w Canal Plus. (Fot. Przemek Paczkowski/materiały prasowe)

A czujesz, że jesteś teraz w dobrym momencie swojego życia?
Za mną premiera filmu „Fuks 2”. To fajny projekt, miałem okazję spotkać się na planie z superaktorami, to było dla mnie nobilitujące. Tak, to dobry moment, choć też czas braku wielkiej aktywności, raczej zatrzymania i wątpliwości, ale wiem z doświadczenia, że to też jest mi potrzebne.

Co ci jeszcze jest potrzebne, co cię napędza?
Na pewno odrzucenie, złość, chęć udowodnienia komuś czegoś – to mnie tak po męsku solidnie nakręca, ale nakręcają mnie też cele, w które mocno uwierzę.

Łatwo jest cię do czegoś przekonać, czy tylko twoje własne przekonanie ma znaczenie?
Pod tym względem jestem dość specyficzny. Bardzo ciężko mnie na coś namówić, cokolwiek to jest. Nawet kiedy chodzi o małe rzeczy, dosłownie drobiazgi, na przykład jakieś spotkanie, to ja nigdy nie podejmuję decyzji od razu, tu i teraz, potrzebuję czasu i mówię, że wrócę z odpowiedzią. Ale jestem słowny i zawsze z nią wracam. Chyba umiem też słuchać, jestem otwarty na różne pomysły, scenariusze innych bliskich mi osób. Słucham, przepuszczam przez siebie, a dopiero potem się do tego odnoszę.

Sprawiasz wrażenie człowieka, który nie potrzebuje mieć wokół siebie wielu ludzi, tak rzeczywiście jest?
Zdecydowanie tak. Mam wokół siebie bardzo niewiele osób. To nie jest kwestia złych doświadczeń, zawsze tak miałem, że mierzę siły na zamiary. Nie lubię powierzchowności w relacjach. Jak mam nazwać kogoś przyjacielem, to czuję się odpowiedzialny za tę więź.
To jest naprawdę mała grupa ludzi. Dam ci przykład – jak robiłem pokaz „Fuksa 2” dla przyjaciół przed premierą w takim małym kinie, to zaprosiłem dosłownie cztery osoby. Wiadomo, że potem pojawiło się więcej dość bliskich mi ludzi, ale to grono pierwszego wyboru jest bardzo wyselekcjonowane. Lubię mieć pewność, że mamy dla siebie czas, że możemy sobie ufać, że to, co sobie powiemy, zostanie między nami. Warszawa jest duża, możesz na urodziny zaprosić 100 osób, niektórzy tak robią, ja lubię czuć się komfortowo. Komfort i lojalność są dla mnie fundamentem relacji międzyludzkich. Mam do nich takie trochę gangowe podejście. Z moimi dwoma kumplami z liceum umiemy ze sobą gadać o wszystkim, o emocjach też. Nie doprowadzamy do żadnych kolizji między sobą, bo nim do nich dojdzie, zdążymy szczerze porozmawiać. Bardzo sobie to cenię.

Wracam na koniec do początku naszej rozmowy i do troskliwych życzeń twojego dziadka – czy założenie rodziny to coś, co w twoich planach zajmuje konkretne miejsce?
To jest coś, o czym marzę. Tak, chciałbym to zrealizować, chciałbym zostać tatą. 

Maciej Musiał absolwent Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie. Na ekranie po raz pierwszy pojawił się w wieku sześciu lat. Od tamtej pory wystąpił w wielu produkcjach. Popularność zdobył dzięki roli Tomka Boskiego w serialu „Rodzinka.pl”. Zagrał także w takich serialach, jak: „Ojciec Mateusz”, „Hotel 52”, „Prawo Agaty”, „Czas honoru. Powstanie”, „Krew z krwi”. Wcielił się w rolę Jaśka Meli w filmie „Mój biegun”. Zagrał również jedną z głównych ról w pierwszej polskiej produkcji platformy Netlflix – serialu „1983”, którego był także koproducentem.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze