Jak w nadmiarze spraw i możliwości zauważyć to, co dla nas naprawdę ważne? Agnieszka Krzyżanowska, autorka książek i bloga „Agnes on the cloud” szuka na nie odpowiedzi, pisząc o tym w sposób, który porusza najczulsze struny. Publikujemy fragmenty z wznowionej ostatnio jej pierwszej książki „Prosto i uważnie na co dzień”.
Fragment książki „Prosto i uważnie na co dzień” Agnieszki Krzyżanowskiej, wyd. Pascal
Czy jesteśmy dziś takimi osobami, jakimi wyobrażaliśmy sobie, że będziemy? – często mnie zatrzymuje to pytanie. Kim jesteś ty? Kim jestem dzisiaj ja? We wszystkich rolach, w które musimy wchodzić w życiu, we wszystkich rozmowach, w których w związku z tym uczestniczymy, w wyborach, których trzeba dokonać. Kim jesteśmy poza definicjami, zanim system nie przedstawił nam, co jest dobre, co mniej, co przydatne, a co wcale? Kim byliśmy, zanim nie dowiedzieliśmy się, jacy powinniśmy być?
Okazuje się, że według kryteriów zewnętrznych na ogół nie jesteśmy wystarczająco dobrzy. Zarówno pod względem wyglądu fizycznego, jak i potencjału mentalnego. Zawsze wiemy ciut za mało, zawsze możemy być lepsi, bardziej wartościowi i dzięki temu mieć bardziej satysfakcjonujące życie.
Współczesna droga samorozwoju wydaje się dziś ścieżką bez mety. Zanim zdołamy się ulepszyć w jednym obszarze, już odkrywa się przed nami następny, wymagający kolejnej korekty. Nie twierdzę, że praca nad sobą jest czymś niepotrzebnym. Wręcz przeciwnie, głęboki dialog ze sobą to pierwszy krok do wzięcia pełnej odpowiedzialności za swoje życie.
Jeśli chcemy się dowiedzieć, kim byliśmy, zanim musieliśmy się stać pewnym wyobrażeniem społecznym i kulturowym, potrzebujemy przestrzeni tylko dla siebie, aby przestudiować mapę wszystkich chwil, w których było nam po prostu dobrze i w których czuliśmy, że niczego nam nie brakuje. Jakie warunki były wtedy spełnione? Jakie to miejsca? Jakie doświadczenia? Co było obok? Kto był obok? To szansa, aby się dowiedzieć, kim jesteśmy, poza spełnianiem listy warunków obowiązującego dziś systemu. I co warto wobec tego pielęgnować. Wbrew pozorom nie jest to zadanie łatwe. Nasz system skonstruowany jest tak, abyśmy na pierwszym miejscu stawiali dobro grupy, jakkolwiek definiowanej, siebie i swoje potrzeby sytuując daleko za nim.
Dużo czasu zabrało mi, żeby ze zdziwieniem odkryć, że jest mi dobrze, gdy nie muszę się spieszyć. Choć długo byłam naprawdę przekonana, że kiedy wiele się dzieje wokół mnie i dzień jest wypełniony po brzegi zajęciami, świadczy to o tym, że ja i moje życie mamy znaczenie. Tymczasem dziś odkrywam, że jest mi dobrze i czuję się głęboko sobą, bez spełniania jakichkolwiek warunków w piątki rano, kiedy jedyny raz w tygodniu mogę powoli odprowadzić dzieci do szkoły i nie muszą iść tam same. Jest mi dobrze, gdy czuję ich ramiona na swojej szyi. Jest mi dobrze, kiedy zdania wyskakują same spod palców. Kiedy świeci słońce. Kiedy czytam mądre książki, dzięki którym mogę się stać lepszym człowiekiem. Kiedy ścieram kurz z tych książek i na nowo je układam.
Jest milion drobnych chwil, w których jest mi dobrze i wszystkie one sytuują się poza zewnętrznymi powinnościami i zobowiązaniami. I każda z nich leży praktycznie poza wartością pieniądza.
Odpowiadam na pytanie z początku – czy jesteśmy dziś takimi osobami, jakimi wyobrażaliśmy sobie, że będziemy? – odnajdując przy okazji wielką prostotę prawdy: żeby było nam ze sobą dobrze, potrzebujemy relacji w każdym wymiarze dużo bardziej niż rzeczy.
Czytaj także: „Gdy doświadczysz przemijania, zaczynasz doceniać życie ze wszystkim, co przynosi” – pisze Agnieszka Krzyżanowka, autorka bloga Agnes on the cloud
Rewidowanie życiowych priorytetów i rozpoznawanie tego, co naprawdę ma dla nas wartość, rozpoczyna się od różnych, czasem zaskakująco przełomowych impulsów. Mnie podstawy do zatrzymania się i refleksji dała lektura dotycząca wschodniej filozofii i stoicyzmu, a zaskakująco konkretną praktykę – „stan przedzawałowy” życiowego wypalenia, zmęczenie nadmiarem i bezlitosne sprzątanie szaf. Zaczęło się od przeglądu stanu posiadania (to zdumiewające, jak wiele nasza przestrzeń i sposób, w jaki żyjemy, mówi o nas samych), oczyszczenia przestrzeni, by dalej, powoli, przejść w uważne kwestionowanie ilości i jakości w innych dziedzinach życia. Nie jest to prosty proces, ale koniec końców dochodzimy do porządków w sobie i wokół siebie, weryfikacji relacji i potrzeb w kontekście otoczenia. Praca nad sobą, nawet bez minimalistycznego czy esencjonalnego kontekstu, to zdejmowanie nawykowych ubrań i wyuczonych zachowań zbieranych przez całe lata.
Wejrzenie w głąb siebie to konfrontacja z lękami i wstydem przed skrywanymi niedoskonałościami. To czasem odkrycie, że jednak nie wszystkie relacje w dzieciństwie były poukładane i że z wiekiem jest się coraz bardziej podobnym do rodziców. Że to, co było wzorcem zachowania w domu, teraz nie do końca jest wzorcem zachowania dla nas, dzisiejszych dorosłych. Może się nagle okazać, że to, co nas tak bardzo denerwuje w innych, to nasze własne wady albo ukryte pragnienia posiadania czegoś, co mają inni, a my nie − pragnienia często w ogóle wcześniej nieuświadomione. Może się nagle okazać, że powtarzające się w naszym życiu schematy to skutek skryptu, pewnej konstrukcji zapisanych w nas głęboko (pokoleniowych) przekonań, kierujących naszym zachowaniem i w rezultacie – decyzjami.
Pochodzę z rodziny silnych, milczących kobiet, w której z pokolenia na pokolenie przekazywano sobie prawdę bycia twardą i wypełniania powinności wobec całego świata. Trzeba pracować, trzeba działać, ratować i nakarmić wszystkich, nigdy nie odpoczywać, nie celebrować życia, ignorując własne potrzeby, słuchając siły rozumu, a nie podszeptów serca. Dopóki nie doszłam do własnej ściany, wydawało mi się, że nie ma żadnej innej możliwości życia i bycia. Dzisiaj wiem, że nie mam obowiązku ratowania całego świata, że dobrze zaopiekowane ego to podstawa dobrego życia i tylko ja mogę o nie zadbać.
Czytaj także: „Zwolnij, otwórz szeroko drzwi na to, co daje ci radość i cię uskrzydla” – życzy czytelnikom Agnieszka Krzyżanowska, autorka książki „Co nas karmi"
Każda epoka ma swoje mity i swoich bohaterów. Naszymi są internetowi specjaliści od szczęśliwego życia. Szczęściologia to wspaniały model biznesowy, oparty na podstawowym pragnieniu każdego z nas – unikaniu cierpienia i dążeniu do w miarę stałego, dobrego samopoczucia. Ryzyko polega na tym, że im bardziej będziemy wierzyć, że możemy wszystko, że szczęście czeka na wyciągnięcie ręki, jak uczy filozofia sprzedawców marzeń, tym bardziej – jeśli nam się nie uda albo życie nas zatrzyma – będziemy przekonani, że jesteśmy do niczego.
Rozumiem przydatność narzędzi takich, jak mapy marzeń czy wizualizacje celów. Bywają pomocne i wspierają nas w tym, żeby nie stracić po drodze motywacji. Nic jednak nie zastąpi codziennej pracy nad tym, co chcielibyśmy osiągnąć, choć nawet to nie jest gwarancją, że wszystko nam się uda. Życie bywa nieprzewidywalne albo rzeczy wymagają więcej czasu, niż założyliśmy. Jeśli coś się nam nie udaje lub przyznamy się, że nie dajemy rady, to nie jest to porażką, tylko doświadczeniem. Czasem trudniejszym, ale jednak doświadczeniem. Życie jest eksperymentem w toku. Najbardziej niebezpieczna obietnica filozofii szczęścia polega na tym, że przekonuje, iż szczęście zależy tylko i wyłącznie od nas.
Od nas zależy wiele, ale nie wszystko. Nie mamy wpływu na kryzys finansowy, długość życia, nieprzewidywalność polityków i jeszcze kilka innych rzeczy, warunkujących stan naszego zadowolenia. Założenie, że szczęście powinno być stanem permanentnym, pozbawia nas instynktownej radości, w jaką jesteśmy wyposażeni – radości istnienia. Często zapominamy, że największą tajemnicą i sensem jest bycie samo w sobie. To, że pojawiamy się tu na chwilę jako skomplikowany, myślący zbiór atomów, mający poczucie sprawczości, jest czymś fenomenalnym. Zapominamy o świadomym przeżywaniu codzienności. Można czuć się dobrze, prozaicznie wieszając pranie i spacerując po ulicach. Wszędzie. W tym kontekście „być”, a nie „mieć” ma głębokie uzasadnienie. Niezawodny Kubuś Puchatek na pytanie Prosiaczka, jak się pisze miłość, odpowiedział, że miłość się czuje. Zdaje się, że podobnie jest ze szczęściem.