Jest jednym z mniejszych organów, a wpływa na wszystkie inne, regulując ich działanie. Tak jak procesor kieruje pracą komputera, tak tarczyca steruje metabolizmem. Dosłownie każdej komórki.
Każda choroba tarczycy od razu staje się chorobą ogólnoustrojową. Odbija się na stanie serca, poziomie cholesterolu i trójglicerydów, produkcji hormonów płciowych i płodności, przewodzie pokarmowym, skórze oraz włosach. Nie ma układu, organu czy komórki, które funkcjonowałyby normalnie, kiedy tarczyca przyspiesza lub zwalnia.
Chora tarczyca potrafi dawać objawy, które na pierwszy rzut oka wydają się korzystne. W nadczynności produkuje więcej hormonów niż powinna – a wtedy wszystko przyspiesza, cały metabolizm. To dla nas oznacza szczupłą sylwetkę bez kiwnięcia palcem. Choć jemy, co chcemy, nie tyjemy – a nawet tracimy na wadze! Ale cena, jaką za szczupłe ciało płaci nasze zdrowie, będzie słona. – Nadczynna tarczyca sprawia, że perystaltyka pracuje za szybko, mamy więc biegunki, przetłuszczają się nam i wypadają włosy, nawet w umiarkowanej temperaturze jest nam za gorąco, poci się cała skóra – wylicza Anna Malinowska, dietetyczka i specjalistka medycyny rodzinnej. –Bardzo obciąża też serce, które bije szybciej niż u zdrowego człowieka. Trochę jak w gorączce, wtedy też przyspiesza puls. Tarczyca pogania serce do intensywnej pracy, przy czym pracuje ono nieefektywnie. Może pojawić się migotanie przedsionków, a nawet dojść do niewydolności serca.
Nadczynność tarczycy to spirala patologii, która wciąż się nakręca. W końcu może doprowadzić do przełomu tarczycowego, zwanego też burzą tyreotoksyczną. Dochodzi wtedy do gwałtownego wyrzutu dużej dawki hormonów tarczycy naraz – i wszystkie funkcje organizmu wytrąca to z równowagi. Wzrasta temperatura (do 41 stopni), pojawiają się poty, wymioty, biegunka, serce mocno przyspiesza, skóra się zaczerwienia, mamy zaburzenia orientacji i świadomości. Zła wiadomość: przełom tarczycowy może wręcz stanowić zagrożenie życia, bo często prowadzi do zaburzeń świadomości i wystąpienia objawów wstrząsu. Jeszcze gorsza: gdy tarczyca jest nadczynna, przełom tarczycowy może wywołać całkiem błaha przyczyna – ot, zwykła infekcja wirusowa lub bakteryjna, jakiś uraz, zabieg, oparzenie czy nawet silny stres. – Dlatego nie ma się co cieszyć, że choroba pozwala nam jeść dużo i mimo tego chudnąć, tylko trzeba się leczyć – przekonuje Anna Malinowska. – Niestety, leczenie jest skomplikowane, a leki potrafią dawać skutki uboczne. Dlatego leczenie powinien nadzorować doświadczony lekarz.
Skoro nadczynna tarczyca może być wręcz niebezpieczna dla życia, to może lepsza jest niedoczynna? Pod względem leczenia na pewno: łatwiej jest wspomóc zwalniającą tarczycę niż wyhamować tę, która szaleje. Ale na tym plusy się kończą, bo niedoczynność tarczycy też przyjemna nie jest. – Zwalniająca tarczyca odbiera energię – mówi Anna Malinowska. – Kiedy staje się niedoczynna, jesteśmy spowolnieni, senni i apatyczni, niezależnie od ilości przespanych w nocy godzin. Nie mamy ochoty na nic. Pogarsza się nam też nastrój. Kobiety często mylą niedoczynność tarczycy z depresją lub początkiem menopauzy, bo objawy mogą być podobne.
Dlatego, zanim w takim stanie pójdziemy do psychiatry, najpierw zawsze sprawdźmy poziom hormonów tarczycy. Oprócz wahań nastroju pojawiają się zmiany w organizmie: nękają nas zaparcia, zaczynamy tyć (choć wcale nie jemy więcej), skóra staje się sucha, włosy matowieją. Nie możemy zajść w ciążę, choć staramy się przez długie miesiące. Gorzej znosimy wysiłek, bo i energii mniej, i mięśnie są w gorszej kondycji. Możemy mieć bóle i obrzęki stawów, a nasz organizm zatrzymuje wodę – charakterystyczne dla chorych na niedoczynność tarczycy jest pogrubienie rysów twarzy, powiązane z niewielkim jej obrzękiem. Choć niedoczynność nie obciąża tak bardzo serca, bo pracuje ono nieco wolniej, to zaburza gospodarkę tłuszczową – i rośnie nam poziom cholesterolu oraz trójglicerydów. Stąd jednym z objawów niedoczynności tarczycy może być np. związane z procesami miażdżycowymi gorsze ukrwienie mięśnia sercowego. W dodatku miażdżyca powoduje pogorszenie pamięci. – Nie tylko zresztą miażdżyca się do tego przyczynia – dodaje Anna Malinowska. – Mózg zużywa ok. 20 proc. całej naszej energii. Jeśli organizm produkuje jej mniej, mniej dociera też do mózgu. Wolniejsza praca serca oznacza również gorsze ukrwienie i dotlenienie mózgu. Z tego powodu w niedoczynności ludzie skarżą się na słabszą koncentrację i zgłaszają, że ich myśli zasnuwa rodzaj mgły.
Wciąż się zdarza, że ludzie – zanim się przebadają i odkryją, co ich pozbawia żywotności – spędzają nawet lata w takim spowolnieniu i letargu! – Na szczęście jedno badanie krwi pozwala wykryć problem, a potem wystarczy mała tabletka dziennie, aby go zażegnać. Trzeba dostarczyć organizmowi to, czego mu brakuje, czyli brać syntetyczny hormon tarczycy, działający identycznie jak naturalny. Przez jakiś czas ustala się dawkę, a potem się tylko raz na jakiś czas kontroluje, czy nie trzeba jej zwiększyć lub zmniejszyć. I to jest całe leczenie – mówi Anna Malinowska.
Lekarze alarmują: schorzeń tarczycy jest coraz więcej. Dotyczy to zwłaszcza niedoczynności tarczycy oraz Hashimoto (to autoimmunologiczna choroba zapalna, polegająca na atakowaniu tarczycy przez przeciwciała wytworzone przez własny organizm; w efekcie rozwija się jej niedoczynność). Po czterdziestce tyle osób wchodzi w niedoczynność tarczycy, że endokrynolodzy zaczynają się zastanawiać, czy to nie jest plan natury. W końcu jeszcze w średniowieczu człowiek żył średnio trzydzieści parę lat – po co mu więc pracująca pełną parą tarczyca, kiedy stuknie czwarty krzyżyk? Ale to wyjaśnienie, nawet jeśli prawdziwe, nie jest zadowalające. Przecież dziś żyjemy znacznie dłużej i tarczyca musi nam służyć nie tylko do czterdziestki. Czy można o nią jakoś zadbać? Można. Nie ma wprawdzie gwarancji, że uchronimy się przed chorobami tarczycy – ale dzięki pewnym działaniom ułatwimy jej pracę i poprawimy kondycję.
Ekspert: Anna Malinowska specjalistka medycyny rodzinnej, dietetyk.
Wciąż nie ma pewności, ale jest coraz więcej przesłanek: na pracę i zdrowie tarczycy negatywnie wpływają tzw. ksenoestrogeny. Są to związki chemiczne, działające podobnie do naturalnych estrogenów i posiadające zdolność wpływania na układ hormonalny – a dokładniej zaburzania hormonalnej gospodarki. Ksenoestrogeny nie mają jednolitej budowy, pewne związki zalicza się do tej grupy na podstawie sposobu, w jaki wpływają na organizm. Stąd znaleźć je można w tak różnych grupach, jak pestycydy i herbicydy, ale też tworzywa sztuczne. Także plastiki, w które często jest pakowane jedzenie! Dlatego lepiej nie podgrzewać posiłków w plastikowych naczynkach.
Ksenoestrogeny znajdują się też w proszkach do prania i zmiękczaczach do tkanin – zamieńmy je więc na produkty ekologiczne. Substancje te mogą być wchłaniane przez skórę – także z kosmetyków zwierających parabeny czy phenoxyethanol (fenoksyetanol). Warto również filtrować wodę do picia, bo może być zanieczyszczona środkami ochrony roślin. Wiele substancji konserwujących zawiera też ksenoestrogeny, dlatego lepiej gotować własne posiłki, niż jeść produkty gotowe.
Nie ma wprawdzie gwarancji, że uchronimy się przed chorobami tarczycy – ale dzięki pewnym działaniom ułatwimy jej pracę i poprawimy kondycję.
Po pierwsze: jod. To pierwiastek wykorzystywany przez tarczycę do produkcji hormonów tarczycowych. Polska leży w strefie tzw. endemicznego braku jodu, tzn. nie występuje on w naturze – jest u nas tylko nad morzem. Ale ten problem został już zauważony i od wielu lat joduje się sól spożywczą, którą kupujemy w sklepach. Przezorni, chcący się upewnić, że tarczyca ma dość jodu, mogą stosować w kuchni sól morską oraz regularnie serwować posiłki z morskich ryb, a do sałatek dodawać morszczyn pęcherzykowaty lub algi brunatne (to morskie glony, bardzo bogate w jod). Pamiętajmy jednak, że morskie ryby dostarczają też obecnie metali ciężkich i rtęci, więc jedzenie ich za często nie jest raczej zalecane. Sól w połączeniu z rybami dwa razy w tygodniu powinny wystarczyć.
Wrogowie tarczycy: uważaj na pokarmy, które upośledzają wchłanianie jodu. Jeśli chcesz zadbać o jego prawidłową syntezę, unikaj roślin z rodziny kapustnych, a więc kapusty (każdy jej rodzaj), brukselki, kalafiora, brokułów, rzepy, szpinaku. Na przyswajanie jodu negatywnie wpływają też gruszki, morele, truskawki, migdały, orzeszki ziemne, soja, bataty, orzeszki piniowe czy chrzan.
Tajna broń: selen. Nie tylko normuje wydzielanie hormonów tarczycy, ale najnowsze badania sugerują, że może łagodzić chorobę Hashimoto (choć badania wciąż trwają). Dlatego warto jeść czosnek, cebulę, grzyby leśne, jajka, ziarno sezamu, pestki słonecznika, owoce morza czy kiełki pszenicy – każde z nich to naturalny zastrzyk selenu