1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zwierciadło

Dlaczego ofiary przemocy wracają do sprawców? Rozmowa z Urszulą Nowakowską, prezeską Fundacji Centrum Praw Kobiet

Kadr z filmu \
Kadr z filmu "Sprzątaczka". (Fot. biuro prasowe Netflix)
Emitowany na Netflixie serial „Sprzątaczka” poruszył wiele kobiet. Może dlatego, że opisywał sytuację, którą znamy z własnego podwórka? Kobieta ucieka od przemocowego partnera – w nocy, z dzieckiem na ręku i drobnymi w portfelu. A to dopiero początek jej kłopotów… Rozmawiamy z Urszulą Nowakowską z Centrum Praw Kobiet.

W serialu „Sprzątaczka” mamy do czynienia z formą przemocy, która na pierwszy rzut oka jest niewidoczna…
Nie jest prosta do zauważenia, bo nawet przemoc fizyczna potrafi nie zostawić po sobie śladów, gdy mówimy o popychaniu czy szarpaniu. Podobnie jest z duszeniem, podduszaniem – one też nie zawsze zostawiają ślady, a zdarza się, że prowadzą do śmierci. O takiej formie przemocy wielokrotnie słyszałyśmy od naszych klientek, a jest ona często bagatelizowana przez organy ścigania i wymiar sprawiedliwości, a nawet przez same kobiety.

Niewidoczną, ale szeroko rozpowszechnioną i również często bagatelizowaną formą przemocy jest przemoc psychiczna. Dochodzi do niej w zaciszu domowym, ale także na oczach innych. Są to zachowania, które mają na celu upokorzenie, ośmieszenie pokrzywdzonej, zachwianie jej poczucia wartości, bezpieczeństwa, pozbawienie kontroli nad własnym życiem, wzbudzenie lęku. Leczenie jej skutków, odzyskiwanie przez kobietę równowagi psychicznej wymaga nierzadko długiej terapii. Formą przemocy, o której w Polsce wciąż zbyt mało mówimy, jest też przemoc ekonomiczna, często współwystępuje ona z innymi. W Centrum Praw Kobiet już wiele lat temu zwracałyśmy uwagę na to zjawisko i jego skutki dla pokrzywdzonych kobiet i ich dzieci. Przygotowałyśmy m.in. rekomendacje dotyczące zmian prawnych i rozwiązań, które pozwoliłyby chronić kobiety przed tą formą przemocy.

Jak dotąd nasze apele nie przyniosły wymiernych rezultatów, jeśli chodzi o zmiany legislacyjne, wzrosła natomiast świadomość, że ta forma przemocy istnieje, jest groźna i utrudnia kobietom uwalnianie się z krzywdzących związków. W dodatku uzależnia ofiary od sprawców. Okazuje się, że dużo trudniej jest wyjść ze związku, w którym kobieta jest bita, dręczona psychicznie i nie ma własnych środków finansowych. Partner nierzadko utrudnia jej podjęcie pracy, zabiera pieniądze albo robi wszystko, żeby pracę straciła. Potrafi przyjść do jej biura i próbować zdyskredytować kobietę w oczach pracodawcy, przez co ona sama gorzej funkcjonuje, jest zawstydzona, rozbita, czasem z tego powodu traci pracę, co jeszcze bardziej pogłębia przemoc ekonomiczną.

Na przykład często spotykaną formą przemocy ekonomicznej jest wymuszanie na żonie zaciągania kredytów. Potem mężczyzna ukrywa swoje dochody, a komornik zabiera pensję żonie.

W książce „Gniew” Zygmunta Miłoszewskiego jest scena, w której kobieta przychodzi na komendę i mówi, że mąż co prawda jej nie bije, ale ona musi zgadzać się na jego praktyki seksualne. Policjant to bagatelizuje, a kilka dni później kobieta ląduje w szpitalu.
A to też jest forma przemocy, bo ona musi mężowi ulec. Przypomina mi się historia sprzed lat: pojechaliśmy na wieś, gdzie dużo kobiet mówiło o tym, jak są traktowane przez mężów, choć najpierw się tego wstydziły. Jedna z nich, młoda i cicha, zapewniała, że u niej w domu nie ma przemocy, ale w końcu wyznała, że mąż kiedyś wymuszał na niej seks, a teraz ona się boi i nie odmawia, kiedy on przychodzi. Czuje wstręt, ale boi się zaprotestować, bo nie chce, żeby dzieci słyszały, bo nie chce oberwać, więc mu pozwala. Ale przecież jest to podszyte strachem, więc jest to przemoc.

Dlatego tak ważna jest zmiana definicji gwałtu, czego wymaga od nas konwencja stambulska. Za gwałt należy uznać takie zachowania, na które druga strona nie wyraża świadomej i w pełni dobrowolnej zgody. W polskim prawie do uznania danego czynu za gwałt konieczne jest wykazanie, że doszło do niego pod wpływem przemocy, groźby bezprawnej lub podstępu.

Rachel Snyder, autorka reportażu poświęconego przemocy domowej „Śladów pobicia brak”, pisze, że kobiety nie odchodzą ze strachu przed karą ze strony sprawcy, boją się o dzieci, ale też z powodu wstydu. A gdy już odchodzą, to robią to powoli, latami, tak, żeby sprawca się nie zorientował. Niekiedy oczywiście trwa to zbyt długo, a my tego nie widzimy i dlatego nie pomagamy ofierze.
Czasem nie widzimy, czasem nie chcemy widzieć czy słyszeć, bo nie wiemy, jak zareagować. Kierujemy się też różnymi stereotypami, mówiąc, że jakby chciała, toby odeszła, więc może nie chce odejść, może tak naprawdę to lubi, może chce z nim zostać. Raz usłyszałam z ust sędzi na sali sądowej: „Widziały gały, co brały”.

My, w Centrum Praw Kobiet, słyszymy o różnych formach zniechęcania kobiet do odejścia od męża albo obarczania ich odpowiedzialnością za zaistniałą sytuację: że pewnie część winy leży po jej stronie, gdyby się lepiej zajmowała dziećmi lub lepiej zachowywała – to on nie miałby powodów do jej dyscyplinowania. Często ofiara słyszy od członków rodziny, że sama wybrała, więc teraz niech liczy na siebie.

To wtórna wiktymizacja!
Tuż przed pandemią przyszła do nas klientka. Zastanawiała się, co zrobić, bo nie wiedziała, czy jeszcze jest z mężem, czy już nie. Zastanawiała się, czy od niego nie odejść. Jak twierdziła, mąż nie stosował wobec niej żadnej przemocy, nic nie robił, po prostu nie odzywał się do niej, ignorował ją, lekceważył, wychodził i wracał, kiedy chciał. A gdy wychodził, zamykał drzwi do dużego pokoju, więc dzieci nie mogły wyjść na balkon. Utrudniał im korzystanie z mieszkania, ale ona nie nazywała tego przemocą.

Jak to się skończyło?
W lipcu tamtego roku zadzwoniła do nas policja z informacją, że ta kobieta została zamordowana przez męża. Na szczęście dzieci nie było w domu, wyjechały na obóz. Widocznie mąż należał do sprawców, którzy nie godzą się na to, żeby kobieta od nich odeszła, bo to oni decydują, co ma się wydarzyć i kiedy – to oni chcą mieć kontrolę. Czasem sprawca, widząc, że kobieta podejmuje kroki rozwodowe, ubiega ją i pierwszy składa pozew o rozwód. To jedna z form pokazania władzy i kontroli – niewidoczna i bagatelizowana, nazywana często przez różne służby konfliktem okołorozwodowym. Podjęcie przez kobietę kroków prawnych, aby się uwolnić, prowadzi nierzadko do eskalacji przemocy. To powszechnie uznawany czynnik zagrożenia zabójstwem.

Jak rozpoznać przemoc, zwłaszcza tę niewidoczną na pierwszy rzut oka?
Przede wszystkim powinniśmy reagować na przemoc widoczną, czyli wtedy, gdy ktoś szarpie drugą osobę czy popycha na ulicy, gdy słyszymy, że coś złego dzieje się za ścianą u sąsiadów. Choć nie zawsze jest to łatwe. Sama pamiętam, jak kiedyś zwróciłam uwagę mężczyźnie, który szarpał i wyzywał na ulicy kobietę. Nie tylko on zareagował agresywnie wobec mnie, ale także kobieta stanęła w jego obronie, mówiąc, żebym się nie wtrącała w nie swoje sprawy. Wiele osób, słysząc to, powie: „No dobra, powiedziała, że nie, pewnie wie, co robi”. Ale kiedy poznamy mechanizmy uwarunkowań, w jakich funkcjonuje ta kobieta, to myślę, że będzie nam łatwiej zrozumieć jej zachowanie. Bo na przykład okaże się, że boi się otwarcie sprzeciwić sprawcy. My odejdziemy, policja odjedzie, a ona zostanie z nim pod jednym dachem – przecież on może się na niej za to mścić. Dlatego nie powinniśmy się zrażać taką reakcją. Warto spróbować porozmawiać z nią, jeśli to na przykład nasza sąsiadka czy ktoś znajomy, w bardziej sprzyjających okolicznościach, na ulicy, na klatce schodowej, gdy będzie sama. Możemy powiedzieć, że widzimy, co się dzieje, że może na nas liczyć, gdy podejmie decyzję, że chce coś zrobić.

Jak można poradzić, pomóc ofierze przemocy? Od czego zacząć?
Dobry początek to podjęcie próby odbudowania jej relacji z rodziną czy przyjaciółmi, od których była odizolowana – to budowanie zaplecza, wsparcia. Zachęcam także do szukania profesjonalnej pomocy w organizacjach i instytucjach, które taką pomoc świadczą. Dobrze jest zadzwonić czy przyjść i dowiedzieć się, jak się przygotować do takiej decyzji, którą jest odejście od sprawcy przemocy, jakie kroki prawne podjąć. Często radzimy klientkom, żeby wcześniej się przygotowały, miały plan działania, zabezpieczone dowody, niezbędne dokumenty i inne rzeczy.

Oczywiście są sytuacje, gdy trzeba zabrać wszystko i uciekać, nie martwić się o zasoby materialne, tylko myśleć wyłącznie o własnym bezpieczeństwie.

Kiedy się wyprowadzić?
Najlepiej, gdy sprawcy nie ma w domu. Dlatego warto, o ile to możliwe, się przygotować. Wspomniałam, że należy zabrać potrzebne dokumenty, dowody związane z doznawaną przemocą, zapewnić sobie bezpieczne schronienie. Dowodem może być pamiętnik czy notes, mogą być maile, wiadomości na Messengerze, obdukcje, zaświadczenia lekarskie, nagrania, zdjęcia.

Niezwykle ważne jest zbudowanie zaplecza, czyli także zapisanie wszystkich telefonów i maili, na wypadek, gdybyśmy nie mieli komputera czy telefonu, znalezienie miejsc, gdzie można uzyskać wsparcie. Należy zmieniać hasła w komputerze czy telefonie, sprawdzić, czy nasz telefon nie jest pod kontrolą oprawcy. Pakiet niezbędnych dokumentów i rzeczy dobrze jest wcześniej oddać na przechowanie do rodziny, znajomych. Można też w ramach sąsiedzkiej pomocy umówić się na sygnał, gdy będzie potrzebna interwencja – uderzenie w rurę, ścianę, SMS, puszczenie jakiejś muzyki. Czasami zapukanie sąsiada do drzwi pod byle pretekstem może zatrzymać sprawcę i pozwoli kobiecie wyjść z domu.

W sytuacji gdy są dzieci, warto po odejściu szybko zawiadomić sąd, że dzieci są bezpieczne i z matką albo u rodziny, żeby oprawca nie miał okazji zgłosić porwania rodzicielskiego. Należy także jak najszybciej wystąpić do sądu o ustanowienie miejsca pobytu dzieci przy matce i ograniczenie władzy rodzicielskiej ojca. Ta szybkość działania w sprawach sądowych miewa kluczowe znaczenie, bo odejście może wywołać większą agresję i trzeba myśleć o tym, jak zrobić to, żeby nie narażać siebie i dzieci.

Są też takie możliwości prawnego działania jak wystąpienie o nakaz opuszczenia domu, zakaz zbliżania się. Policja może zastosować taki środek już podczas interwencji domowej. Musimy jednak mieć świadomość, że może to wywołać agresję u drugiej strony. Dlatego to jest moment, kiedy trzeba zachować czujność i przede wszystkim zadbać o bezpieczeństwo, nie lekceważyć zagrożenia.

Czasem kobiety wracają do domu i na takie sytuacje system też nie jest przygotowany.
Zdarza się, że kobiety wracają, bo chcą dać szansę sprawcy przemocy. Wiadomo: rodzina, dzieci, czasem on się kaja, przeprasza… To się zdarza i to też prawo kobiety. Ale często jej powrót to wynik braku kompleksowego wsparcia ze strony instytucji. Ofiary przemocy w różnych placówkach mogą przebywać zwykle od trzech do sześciu miesięcy, a co potem? W Polsce w tym czasie kobieta nic nie załatwi, nie dostanie rozwodu, nie zdobędzie zabezpieczenia, często nie znajdzie pracy, a nie stać jej na wynajem mieszkania.

Brakuje systemu pomocy, który pozwalałby jej stanąć na nogi w dalszej perspektywie. Zamiast dostępu do mieszkań chronionych lub zapewnienia możliwości bezpiecznego powrotu do domu kobieta zmuszona jest wędrować z jednej placówki do drugiej, co nie jest dobre dla dzieci, ona żyje na walizkach, a jeszcze słyszy, że musi wziąć sprawy w swoje ręce. Nie zawsze ofiara ma na to siłę, zwłaszcza po wielu latach przemocy. To też zresztą jest forma dyscyplinowania kobiety, że my, owszem, pomagamy, a teraz pani musi zrobić to i to.

Ofiary przemocy mają swoje ograniczenia, często są w depresji, w szoku, nie mogą sobie poradzić. A pomoc nie zawsze jest dostosowana do ich potrzeb i możliwości. Dlatego wracają do domu albo uważają, że dzieciom będzie lepiej u ojca, bo one nie są w stanie ich utrzymać. Tak też nierzadko orzekają sądy rodzinne. To zresztą skandal, że dzieci trafiają do sprawcy przemocy, gdy matka, ofiara przemocy, nie może stanąć na nogi lub tuła się po placówkach. Wtedy i ona wraca, do dzieci. Często słyszę od policjantów i służb, że staraliśmy się jej pomóc, a ona nie skorzystała z tej pomocy i wróciła do sprawcy. A może to nasza pomoc nie była wystarczająca?

Czego potrzebujemy?
Przede wszystkim edukacji, by rosła świadomość, czym jest przemoc, jakie są jej oznaki i skutki, jak funkcjonują sprawcy i ofiary. Pokrzywdzona kobieta nie może być karana za to, że nie zapobiegła przemocy wobec dzieci, a organy ścigania i wymiaru sprawiedliwości nie mogą pozwalać na to, aby sprawcy przemocy wykorzystywali prawo do kontaktów z dziećmi do tego, by nadal znęcać się nad partnerką.

Potrzebujemy także łatwo dostępnej kompleksowej specjalistycznej i długoterminowej pomocy dla pokrzywdzonych kobiet i dzieci, która będzie odpowiadała ich realnym potrzebom. To z jednej strony kwestia empatii, a z drugiej rozwiązań systemowych i prawnych, które zapewnią pokrzywdzonym dostęp do skutecznej pomocy i sprawią, że sprawcy będą pociągani do odpowiedzialności za swoje czyny.

Musimy skończyć z przyzwoleniem na przemoc wobec kobiet i z przerzucaniem na nie całej odpowiedzialności.

Urszula Nowakowska (Fot. Maciej Grochala dla „Sukces jest kobietą”) Urszula Nowakowska (Fot. Maciej Grochala dla „Sukces jest kobietą”)

Urszula Nowakowska, prawniczka, feministka, założycielka i prezeska Fundacji Centrum Praw Kobiet (cpk.org.pl). Autorka i współautorka licznych poradników prawnych dla kobiet, m.in. „Jeśli jesteś ofiarą przemocy”, „Jeśli chcesz się rozwieść”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze