1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zwierciadło
  4. >
  5. Anna Jakubowska: Zawsze blisko

Anna Jakubowska: Zawsze blisko

fot. Weronika Ławniczak
fot. Weronika Ławniczak
Co jest najważniejsze w życiu? Wzajemne zaufanie, szacunek dla inności, pomoc drugiemu człowiekowi. To oczywiste? Niestety, nie do końca – mówi Anna Jakubowska „Paulinka”, bohaterka powstania warszawskiego.

W komunistycznym więzieniu spędziła ponad pięć lat. Nie załamała się. Wciąż wierzy w ludzi, choć martwi się o to, co przed nami…

Anna Jakubowska „Paulinka”, ur. w 1927 r. Walczyła w powstaniu warszawskim, w latach stalinowskich skazana na osiem lat więzienia, spędziła w celi ponad pięć. Działała w Solidarności, w wolnej Polsce odznaczona orderem Polonia Restituta. Mówi, że jest zwyczajną kobietą, której przyszło żyć w niezwyczajnych czasach.

Kim chciała pani zostać, gdy była małą dziewczynką?

Miałam 12 lat, kiedy wybuchła wojna. I nie zdążyłam zrobić planów, nawet takich dziecięcych, bo przed wojną cieszyłam się chwilą, żyłam swobodnie w dobrej atmosferze. Rodzice się kochali, byli wykształceni. Nieszczęściem było to, że umarł ojciec – w 1933 roku – ale mieliśmy dziadków, bardzo zamożnych, którzy dbali, żebym razem z siostrą i młodszym bratem żyła w dobrych warunkach. Dziadek, Edward Natanson, był doktorem fizyki, znanym przemysłowcem, ale też kolekcjonerem sztuki: miał obrazy Chełmońskiego, Wyspiańskiego, Bruegla. Wszystko, oczywiście, potem przepadło, ale do 1939 roku żyliśmy swobodnie, bez problemów. I właściwie wtedy niczego nie planowałam. Po prostu sobie żyłam jak dziecko, i to szczęśliwe.

I przyszła wojna. Gdy wybuchło powstanie warszawskie, miała pani 17 lat.

Bardzo szybko wydoroślałam i – odpowiadając raz jeszcze na pierwsze pytanie – nie miałam czasu na dziewczęce marzenia. Dziadek zmarł w 1940, rok później nasza mama została aresztowana przez Niemców, musiałyśmy z moją starszą siostrą się usamodzielnić, zmienić tryb życia. W czasie okupacji dość szybko dostałam się do konspiracji. I wtedy dopiero starałam się ukierunkować swoje zainteresowania. Zawsze miałam ciągoty do działań prospołecznych, tak to określę, do wspólnotowego działania na rzecz innych.

Chciała pani zostać politykiem?

Nie! To nie było w żadnej mierze polityczne, zresztą nigdy nie zostałam politykiem i nie należałam do żadnej partii. Może opowiem taki epizod z końca 1939 roku, kiedy zbierałyśmy książki dla jeńców stalagów i oflagów niemieckich. Byłam najmłodsza w klasie, dziewczyny miały po 13 lat, ja 12, pomyślałyśmy: „Co my, dziewczynki, możemy zrobić dobrego?”. I to była  zbiórka książek, którą przeprowadziłyśmy wbrew woli naszych przełożonych, takie pierwsze nieposłuszeństwo obywatelskie. Uznałyśmy, że argumenty dorosłych są nieprzekonujące i że ta zbiórka, doprowadzenie do wysyłki książek przyniosą pożytek i przyjemność żołnierzom w niewoli – dostaną znak, że się o nich pamięta.

To wyniosła pani z domu? Także pani mama była zaangażowana w pomoc innym. 

Działalność charytatywna, zwłaszcza po śmierci ojca, wypełniała jej życie. Kiedy spisywałam wspomnienia o mojej mamie, już po jej śmierci, znalazłam list, w którym napisała, że nie może się otrząsnąć z tego szoku, jakim było odejście ojca, i że gdyby nie dzieci, to nie wiedziałaby, po co żyć, a teraz to życie uzupełnia jej też praca dla innych. Została nawet przewodniczącą charytatywnego Stowarzyszenia Pań Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo. Całe życie, także po wojnie, temu poświęcała. Mimo żydowskich korzeni była żarliwie wierzącą katoliczką. Dla mnie religia nie była wówczas tak istotna.

 

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze