To, co wyczyniają pisklęta i szyszki, przekracza już granice nie tylko lasu, ale w ogóle wszystkiego! – zaczął swe przemówienie patyk olchowy.
Jego słowa wywołały wielkie poruszenie, zwłaszcza wśród patyków, szczególnie zaś olchowych. Głośno było też w ławach tak zwanych kodziarzy (Korowych Obrońców Drewna), kiedy zobaczyły to dzięcioły, zaczęły nerwowo stukać się (nawzajem) w czoło. Ale prawdę powiedziawszy, większość zebranych miała mniej lub bardziej jasne przeczucie, że sprawy lasu, od paru lat prowadzone przez Pisklęta i Szyszki, zaczynają zmierzać w stronę przypominającą raczej gęstą, bagnistą knieję i głuszę niż przejrzystą, świetlistą i komfortową polanę. „Co jeszcze ma się wydarzyć, żebyśmy przejrzeli na oczy?! – kontynuował Olchowy. – Mech rośnie po południowej stronie drzew, Sowy śpią całymi nocami, za to Niedźwiedzie nie chcą spać w ogóle i są tak wnerwione, że jeśli tylko nie nażrą się w ludzkich śmietnikach opakowań po xanaksie, to roznoszą wszystko, co tylko wejdzie im w drogę! Susza, smog, próchnica i wszechobecna zgnilizna! Byt lasu jest śmiertelnie zagrożony!”
„A od kiedy to patyk jest takim specjalistą od bytu?” – wtrącił lekceważąco Lis. „Skoro już o tym mowa! Wiecie, co mówią ludzie o tym, gdzie można wsadzić sobie szyszkę?” – zapytały Krzaki Malin. „W ziemię! Szyszki w ziemię, Pisklęta w gniazda, tak zawsze było i tak być musi!” – zawyrokowały Korzenie. I choć przez chwilę wydawało się, że wszyscy raczej się zgadzają, zebranie wkrótce przemieniło się we wzajemne pokrzykiwanie, Drzewa przedstawiły szumiące zapowiedzi czegoś tam, Poziomki starały się trzymać poziom, ale w końcu, jak zwykle, Kurkom puściły nerwy, Wilki zarzuciły Niedźwiedziom dorzynanie watahy, Brzoza dała Świerkowi z liścia (Buk jeden wie czemu…), Korowi Obrońcy Drewna podzielili się na frakcję umiarkowaną (Podkorowi Obrońcy Drewna) i rewolucyjną (Hardcorowi Obrońcy Drewna), w końcu dyskusja zeszła na Manowce, Manowce powiedziały, że w takich warunkach to one dyskutować nie będą, i całe zebranie zakończyło się tym samym co zawsze, czyli niczym szczególnym. Wszyscy rozeszli się w podgrupach do swoich zajęć. W podgrupach zresztą czuli się najlepiej, wzajemnie się wspierali, każdy z każdym zgadzał się we wszystkim i każdy każdemu przedstawiał tysiące przykładów świadczących o tym, że podgrupa ma rację. Najlepsze zaś samopoczucie panowało tradycyjnie od stuleci w podgrupie Dębów. Trudno się dziwić – potężne i majestatyczne, górowały nad puszczą, a przypisywana im do tego mądrość często okazywała się samosprawdzającą się przepowiednią. Dębowa społeczność miała też swoich własnych faworytów. Nie tylko te wysokie, ale także giętkie, te o ciekawych, pokręconych kształtach, niebanalne wyrastały na lokalne gwiazdy, uwielbiane i podziwiane przez swych towarzyszy, którzy w swej atencji uchylali się, aby wybrańcom więcej słońca zapewnić, i ustępowali korzeniami z drogi. Najulubieńszy zaś ze wszystkich był dąb Bartek, piękny, mądry, o zabawnie wijących się gałęziach i korzeniach. Jakież było więc zdumienie wszystkich, gdy pewnego poranka, po okresie niezwykle intensywnych opadów, na jednej z gałęzi Bartka ukazała się… szyszka! Oczywiście Bartek nie był drzewem banalnym, wiele można się było po nim spodziewać, ale ten fakt sprawił, że wszystkim drzewom liście stanęły dęba, i nawet Manowce zdębiały. Od pierwszego słowa krytyki ze strony swoich pobratymców do wycięcia Bartka w pień upłynął niespełna tydzień. Skądinąd nie było specjalnie czasu, aby roztrząsać te wydarzenia, gdyż kierownictwo Piskląt i Szyszek, w porozumieniu z Dyrekcją Lasów Państwowych, podpisało niezwykle lukratywny kontrakt na wykarczowanie całego lasu i stworzenie Narodowego Parku Rozrywki Polskiej Rodziny „Las Vegas”.
Maciej Stuhr, aktor. Wszechstronny. Gra, jak nie pisze. Pisze, jak nie gra.