- Dramaturg musi pisać swoimi oczami. Musi umieć oddać zachowania i mowę ludzi, których zamienia w bohaterów tekstu. Sam potrafię mówić w każdym dialekcie, który kiedykolwiek usłyszałem – nie bez powodu chwalił się czołowy dramaturg XX wieku, Arthur Miller.
Pierwsze 14 lat jego życia to okres dobrobytu, zakończony, gdy rodzina nagle straciła prawie wszystko podczas „wielkiej depresji” w USA. Po szkole średniej młody Miller musiał więc pracować przez dwa lata (m.in. jako kelner i kierowca ciężarówki), żeby uzbierać pieniądze na studia. To, że praca i życie zwykłych ludzi nie są mu obce, widać później w jego sztukach.
Najbardziej znaną, nagrodzoną Nagrodą Pulitzera w roku 1949, jest i zapewne pozostanie „Śmierć komiwojażera”. Historia starzejącego się sprzedawcy, który nieprzydatny dla kierującego się zyskiem świata, jest wart więcej „martwy niż żywy”. Miller opisuje tam też tragedię rodziny, która dla niego jest zawsze mikroskopijną metaforą problemów społeczeństwa.
Krytyka tego ostatniego i lewicowe sympatie dramaturga sprawiły, że wylądował przed niesławną komisją senatora McCarthy'ego. Nie chcąc z nią w żaden sposób współpracować, Miller został oskarżony o działanie na niekorzyść swojego kraju, ale sprawę w sądzie wygrał. Amerykańskie „polowanie na komunistów” skrytykował później w „Czarownicach z Salem” (świetnie sprawdzających się również jako lektura niezwiązana z makkartyzmem).
Rok 1956, w którym Miller pierwszy raz stawał przed komisją, to także data jego ślubu z Marilyn Monroe. Ten burzliwy czteroletni związek jest jednym z głównych wątków „Po upadku”, najbardziej autobiograficznego dramatu Millera. Zbyt wiele podobieństw jednej z postaci do zmarłej dwa lata wcześniej Monroe i jej negatywne przedstawienie sprawiły, że ten wyjątkowy, filozoficzny tekst nigdy nie doczekał się rzetelnej oceny oburzonych krytyków.
Eksperymentując z innymi gatunkami Miller, napisał też m.in. scenariusz do „Skłóconych z życiem” (ostatniego filmu Monroe, na planie którego rozpadło się ich małżeństwo) czy „Zakrętów czasu”, swojej gawędziarskiej, zbudowanej ze strumienia skojarzeń autobiografii. Po inne tytuły podpisane jego nazwiskiem można zresztą również sięgać przeważnie bez obaw – tzw. wpadek, dzieł zupełnie nieudanych, szukać u niego próżno.