W swoim najnowszym albumie James Blunt nie tylko wraca do przeszłości i przypomina swoje największe przeboje. Jest tu także miejsce na raport z ostatnich wydarzeń i uniwersalne przesłanie, że – w odróżnieniu od polityki – muzyka łączy ludzi.
Jak tu nie zacząć od wojny? Pierwsze piosenki napisałeś podczas służby wojskowej, kiedy w ramach operacji NATO stacjonowałeś w Kosowie.
Jestem dumny z mojej żołnierskiej przeszłości, choć tam na” miejscu czułem się apolitycznym pionkiem, który rozstawili na swojej planszy politycy. Twoim zadaniem jest wykonywać rozkazy, tymczasem to ty – a nie oni – jesteś na miejscu, to ty widzisz konsekwencje politycznych decyzji i to ty starasz się naprawić cały ten bajzel.
Na okładce najnowszej płyty wracasz do tamtych czasów, widzimy na niej Twoje zdjęcie w żołnierskim hełmie. A cały album „The Stars Beneath My Feet (2004–2021)” to podsumowanie Twojej dotychczasowej kariery: największe hity, najlepsze wykonania na żywo oraz cztery niepublikowane jeszcze piosenki.
Nie planowałem tej płyty, pomysł pojawił się, kiedy w pandemii z lekką nostalgią spojrzałem na piosenki, które najbardziej lubię śpiewać i grać na koncertach. Zacząłem szukać ich najlepszych wersji, kombinować, czy może nie nagrać niektórych od nowa.
Zdaję sobie sprawę, jak wielkie mam szczęście, że udało mi się tak długo przetrwać w przemyśle muzycznym, niedługo ruszam w 17. trasę koncertową. Wciąż śpię w takim samym – no, może nieco wygodniejszym – busie z 13 innymi facetami. (śmiech) I wciąż jesteśmy jak dzieciaki, bo chociaż mam o kilka piosenek więcej, nadal chodzi o muzykę i świetną zabawę. Cieszę się, że wybrałem sobie taką życiową i zawodową ścieżkę, bo o ile polityka nas dzieli, to muzyka sprawia, że jesteśmy razem.
Można powiedzieć, że wykonujesz zawód użyteczności publicznej.
Jako artysta wedle nomenklatury covidowej okazałem się raczej non essential worker [w wolnym tłumaczeniu: pracownikiem niekoniecznie niezbędnym – przyp. aut.]. W odróżnieniu choćby od lekarzy i pielęgniarek.
Którym poświęciłeś piosenkę „The Greatest”.
To prawda, jej słowa, podobnie jak teledysk, to mój hołd dla ich heroizmu. W teledysku pokazujemy niektóre twarze – ich wyraz, zmęczenie czy odparzenia przez noszenie non stop maski mówią same za siebie, to niezwykle poruszające. Tantiemy z tej piosenki przekazuję na służbę zdrowia.
W pewnym momencie miałeś okazję być bardzo blisko szpitalnego życia. Na nowej płycie znalazł się utwór „Monsters”, czyli Twoje pożegnanie z tatą: „Nie jesteśmy synem i ojcem/tylko mężczyznami mówiącymi sobie „do widzenia”/Tu nie potrzeba wybaczenia ani zapomnienia/Znam twoje błędy, ty moje też znasz”. Całe szczęście, że ta historia miała jednak szczęśliwe zakończenie. Twój tata żyje i ma się dobrze.
Mojemu ojcu życie mógł uratować tylko przeszczep nerki. Chciałem oczywiście podarować mu swoją, ale po badaniach okazało się, że nie jestem odpowiednim dawcą.
Cóż mogę powiedzieć? Chyba tylko tyle, że pandemia to nie jest najlepszy czas na chorowanie, a już na pewno nie na chorowanie poważne. Tata miał niesamowite szczęście, że w końcu, mimo lockdownów, udało się na czas, który przeraźliwie szybko się kurczył, znaleźć dawcę. A najdziwniejsze, właściwie tragikomiczne jest w tej historii to, że dawcą został mężczyzna o dokładnie takim samym co mój ojciec imieniu i nazwisku! Szpitalne papiery obwieszczały, że dawcą nerki dla Charlesa Blunta został Charles Blunt.
„Zamknij oczy, teraz moja kolej na odganianie potworów”, śpiewasz ojcu. Dużo Cię kosztowało napisanie tych słów?
Podczas kręcenia teledysku płakałem jak bóbr. Zresztą wszyscy z ekipy płakali. Tylko mój ojciec nie. Te słowa mogłem napisać dzięki moim dzieciom. Przypomniały mi się wszystkie bajki, opowieści, to, przez co dzieci przechodzą, czego się boją, czym żyją.
W jakim stopniu powielasz wzorzec ojcostwa wyniesiony z rodzinnego domu?
Mój ojciec całe życie był moim bohaterem. Jest niesamowitym gościem, moją inspiracją i nauczycielem. Natomiast samo życie mocno mnie zahartowało – opuściłem dom rodzinny bardzo wcześnie. Kiedy miałem osiem lat, przeprowadziłem się do szkoły z internatem w Berkshire. To na zawsze wyzuło mnie z emocji [James Blunt najpierw milczy i dopiero po chwili zaczyna się śmiać]. Ze względu na pracę mojego ojca [pilota śmigłowców wojskowych – przyp. red.] rodzice często się przeprowadzali. Mieszkali na Cyprze, w Hongkongu, Niemczech. Chyba przez to jestem bardzo niezależny, uwielbiam podróżować i może dlatego czuję się komfortowo, będąc w trasie.
Jak to być ojcem w trasie koncertowej?
Przede wszystkim podróżujemy wielkim busem, więc praktycznie zawsze mamy kilka wolnych miejsc dla przyjaciół i rodziny. Jeśli nie mogą z nami jechać, zostają Zoomy, FaceTime’y. Oczywiście nie zawsze jest tak różowo, zdarzają mi się dołki, niekiedy rzeczywistość mnie przytłacza. Piszę o tym w piosenkach.
Chociażby w „I Told You”.
To o tym, jak to jest, kiedy jestem daleko od rodziny. Albo w „Cold” – o tym, co czuję, kiedy dzieli nas ocean. Nie jest to łatwe, jeszcze trudniejsze dla tych, którzy zostają w domu. Ale też tęsknocie towarzyszy masa emocji. W trudnych chwilach są one dla mnie ogromną inspiracją.
Czy to prawda, że koło swojego letniego domu na Ibizie wybudowałeś otwarty dla gości klub, żeby móc imprezować, mając jednocześnie na oku swoje dzieci?
Klub wybudowałem na końcu ogrodu, co okazało się świetnym pomysłem, szczególnie w ostatnim czasie – był moment, kiedy było to jedyne takie miejsce działające na wyspie! Plusem jest też to, że do łóżka mam jakieś 50 metrów na piechotę, więc zawsze mogę się do niego jakoś dotoczyć.
Zresztą uwielbiam kluby Ibizy, dla nich wybrałem tę wyspę. Obserwuję, jak istotne jest to właśnie teraz, jak ludzie są złaknieni wspólnego przeżywania. Wydają ostatnie zaskórniaki, byleby tylko móc spędzić czas z przyjaciółmi, wyrwać się z domu, posocjalizować.
Na składankowym albumie nie mogło zabraknąć Twojego największego przeboju „You’re Beautiful”. Od razu przypomina mi się teledysk i Ty skaczący w deszczu z gigantycznego klifu. Tamten James Blunt bardzo różnił się od Ciebie tu i teraz?
Na pewno wyglądał 17 lat młodziej. (śmiech) Ale wiesz co? Moja dusza wciąż jest dokładnie w tym samym wieku.