Krótko przed świętami Bożego Narodzenia dostałam zaproszenie do skorzystania z programu stypendialnego dla artystów, oferowanego w Korei Południowej.
Ponieważ miałam już na najbliższe miesiące zaplanowanych kilka innych zawodowych wyjazdów, postanowiłam połączyć je ze sobą tak, żebym mogła podróżować bez powrotów do domu.
Zmniejszyłam ilość rzeczy, których będę w tym roku używać, do niezbędnego minimum mieszczącego się w walizce. Resztę spakowałam w wielkie kartony i upchnęłam w piwnicy i pawlaczu, żeby zrobić miejsce znajomej, której na czas mojej nieobecności w Warszawie pożyczyłam swoje mieszkanie. Ostatnie dni upłynęły mi na załatwianiu spraw urzędowych, bieganiu z paczkami, tworzeniu kopii twardych dysków i szybkich spotkaniach z przyjaciółmi.
Wreszcie dzisiaj rano zawlekłam ciężką walizkę na Okęcie i odleciałam z ukochanej Warszawy, gdzie w ciągu najbliższego roku będę wyłącznie gościem. Siedzę teraz na przykrytym śniegiem moskiewskim lotnisku, czekając na samolot, który zabierze mnie do Seulu. Spędzę tam najbliższe dwa i pół miesiąca. Ja, domatorka, zaczynam roczne pomieszkiwanie w świecie.