Pochłonięta pracą, od kilku dni prawie nie opuszczam Art Studio. Nie daję się wyciągać na lunch i spacery po mieście, zareagowałam więc niechęcią, kiedy w piątkowe popołudnie Heejung zapukała do moich drzwi, zapraszając mnie na dzielnicowe obchody Daeboreum.
- Nie można pracować, kiedy zbliża się pierwsza noworoczna pełnia księżyca – zażartowała. Nałożyłam więc grube rajstopy, owinęłam się ciepłym szalikiem i pomaszerowałam z nią i grupą koreańskich artystów na plac przed urzędem dzielnicy.
W drodze wytłumaczono mi, że Daeboreum, czyli święto pierwszej noworocznej pełni księżyca, obchodzi się piętnastego dnia pierwszego miesiąca tutejszego nowego roku. W miastach to dzień palenia ogromnych ognisk, na wsiach – dzień wypalania traw pomiędzy polami ryżowymi. W obydwu przypadkach ogniowi towarzyszą tańce, gry i zabawy oraz wypatrywanie, przynoszącego tego dnia szczęście, wschodzącego księżyca.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, pod urzędem dzielnicy trwała świąteczna loteria. Po niej zaczęły się występy orkiestr i grup tańczących tradycyjne koreańskie tańce. Mimo siarczystego mrozu, występy trwały ponad dwie godziny. W międzyczasie każdy mógł zapisać swoje świąteczne życzenia i zawiązać na długim sznurze. Ja i Heejung zapisałyśmy, że chcemy pojechać razem na wycieczkę na wyspę Jeju.
Po występach na plac wbiegły setki przedszkolaków, ubranych w kolorowe koreańskie stroje. Wszystkie ustawiły się na przygotowanym dla nich dywanie, czekając na parę najstarszych mieszkańców dzielnicy, którym złożyły rytualny ukłon. Następnie wszyscy uczestnicy obchodów ruszyli nad rzekę, niosąc wspólnie długi sznur obwiązany karteczkami pełnymi życzeń. Nad rzeką sznur trafił na ogromny stos, gdzie spłonął przy dźwiękach granej na żywo muzyki, tańcach i ogólnej radości mieszkańców mojej dzielnicy.
Zmarznięta, ale zachwycona lokalnym zwyczajem, poszłam zjeść kolację, na którą, jak nakazuje tradycja Daeboreum, otrzymałam 5 rodzajów warzyw w pięciu różnych kolorach.