Kilka ostatnich dni spędziłam u rodziców, którzy mieszkają w Strumieniu, miasteczku położonym niedaleko Cieszyna. Jak zwykle, odwiedziłam przy okazji cieszyńską galerię Szarą.
O galerii Szarej było głośno kilka miesięcy temu, kiedy prowadzący ją Joanna Rzepka i Łukasz Dziedzic, po 10 latach działalności ogłosili, że ze względu na brak wystarczającego wsparcia finansowego ze strony miasta, zmuszeni są zamknąć działalność.
Wiadomość spowodowała burzę w środowisku artystycznym, nie tylko w samym Cieszynie, ale i w całym kraju. Okazało się, że dopiero w obliczu groźby zniknięcia ważnego punktu na i tak ubogiej mapie kulturalnej Cieszyna, zainteresowanie galerią wzrosło. Ostatnią wystawę odwiedziła rekordowa ilość gości, zaczęto pisać skargi i petycje do Urzędu Miasta. W efekcie tych działań cieszyński Ratusz postanowił dofinansować działanie galerii, by uchronić ją przed zamknięciem i wspomóc jej dalsze działanie.
Galeria nie dość, że nie zniknęła, to jeszcze wypiękniała i zmieniła nieco swój profil. Będzie teraz nie tylko miejscem prezentującym wystawy, ale i rodzajem klubu dla zainteresowanych sztuką. Będzie tu można napić się kawy, skorzystać z zasobów biblioteki, spotkać ciekawych ludzi. Joannie i Łukaszowi zależy na tym, żeby ludzie chcieli tutaj wpadać nie tylko ze względu na wernisaż czy wydarzenie artystyczne. Chcą, by wszyscy czuli się tu komfortowo i mieli ochotę wracać częściej niż dotąd. Galeria ma zacząć żyć.
Kiedy przyjechałam do Cieszyna w ubiegły weekend, w galerii trwała właśnie jedna z imprez, zorganizowanych w ramach Tygodnia Ziemi – cyklu działań, wykładów i warsztatów poświęconych ekologii. Było to coś w rodzaju ekologicznego pchlego targu. Można było powymieniać się niepotrzebnymi produktami, kupić coś ładnego od cieszyńskich projektantów i zjeść przepyszne wegetariańskie kanapki z Czeskiego Cieszyna.
Byłam, sprawdziłam i z radością donoszę, że Szara żyje i ma się świetnie.