Masę czarnych i szarych cielsk wylegujących się na łasze piachu w Ujściu Wisły zauważył ornitolog fotografujący ptaki. Spór dotyczy tego, czy było ich 20 czy 25.
Wreszcie mamy foki nad Bałtykiem! – cieszą się dziennikarze. – To żadna nowość – mówi profesor Krzysztof Skóra, kierownik Stacji Morskiej Uniwersytetu Gdańskiego na Helu. Naukowcy powrót fok obserwują już od dawna. Ujście Wisły to stałe miejsce foczego relaksu – w ostatnich latach często widywano tam już spore grupy tych zwierząt.
Jeszcze 100 lat temu w Bałtyku żyło około 100 tysięcy fok. W latach 80. stwierdzono, że jest ich teraz tylko trzy, cztery tysiące. Przyczyny? Na początku XX wieku fokom wypowiedziano formalną wojnę. Oskarżano je, zresztą całkiem słusznie, o to, że... jedzą ryby. I tym samym stanowią przeszkodę w rybołówstwie. Kolejny zarzut dotyczył niszczenia sieci. Rzeczywiście – wtedy sieci były bawełniane i foki z łatwością przegryzały je i dobierały się do połowu (dziś wykonane są z tak twardych materiałów, że nie foka sieci, ale sieć foce może zrobić krzywdę). Rządy krajów bałtyckich zezwoliły więc na zabijanie fok. Te zwierzęta, które uniknęły rzezi, padały ofiarą coraz bardziej postępującego zanieczyszczenia Bałtyku. Metale ciężkie w wodzie sprawiały, że focze amice nie zachodziły w ciążę.
W końcu rozpoczęto akcję ratunkową. W krajach skandynawskich tworzono specjalne rezerwaty dla fok, u nas otworzono stację na Helu, a także zaczęto akcję edukacyjną. Uczono ludzi, jak mają się zachować, kiedy fokę na plaży zobaczą. I są efekty. Foki rzeczywiście wracają na nasze plaże, a i w morzu jest ich coraz więcej. Szacuje się, że ok. 23 tysiące. Jedyni niezadowoleni to rybacy, bo foki szare, poza tym, że śliczne i urocze, są też niesłychanymi wprost żarłokami. Konkurencja rośnie!