Czym właściwie jest sukces? Jakie warunki sprzyjają dotarciu do tego miejsca? Kiedy możemy powiedzieć „mam to” i czy wszyscy posiadamy predyspozycje, by tego doświadczyć? David Hawkins obala mity na temat sukcesu i zapewnia, że jest on dla ciebie.
Taki też tytuł – „Sukces jest dla ciebie” – nosi wydana pośmiertnie książka Hawkinsa, doktora nauk medycznych, nauczyciela duchowego i wykładowcy. David Hawkins był też niewątpliwie człowiekiem sukcesu. Wykonywał różne zajęcia – i w każdym z nich brylował. Wdrażał innowacyjne rozwiązania, z łatwością przyciągał klientów, pomnażał majątek. Odczuwał satysfakcję i radość. Zdobycie bogactwa i sławy jest według niego dziecinnie łatwe: „to tak banalne, że z bólem patrzę na ludzi walczących, cierpiących i poświęcających się bezowocnie, kręcących się w kółko, podczas gdy z góry wiadomo, że obrana ścieżka z pewnością doprowadzi ich do porażki”.
Według autora zdobywanie dóbr i apanaży, powszechnie łączonych z pojęciem sukcesu, a często i szczęścia, przypomina sytuację z małpą zamkniętą w klatce, przed którą położono banany. Małpa dokładała wszelkich starań, by dosięgnąć smakołyku przez pręty. Również wtedy, kiedy drzwi klatki zostały otwarte – wyciągała łapę tak mocno, że omal nie zwichnęła sobie barku. Tymczasem wystarczyło oderwać na chwilę wzrok od łupu, rozejrzeć się i wyjść… Pewnie znamy niejedną taką historię w ludzkim świecie: zmiana percepcji, moment „aha!” i wszystko staje się proste. Nie trzeba nadwerężać się, napierać. Co zatem sprawia, że tylu ludzi zachowuje się trochę jak ta małpa w klatce, próbująca zdobyć banany?
Zdaniem Davida Hawkinsa pomyliliśmy skutek z przyczyną. To, co na zewnątrz, z tym, co w środku. Zapomnieliśmy, że szczęście płynie z satysfakcji, z zachwytu. Że znalezienie otwartych drzwi ma większą wartość niż sięgnięcie po banany. Że najważniejsze jest nasze wewnętrzne mistrzostwo – reszta jest jego naturalną konsekwencją. „Szczęście przychodzi samo, gdy reprezentujemy sobą pewne jakości, żyjemy w określony sposób i mamy określone podejście do życia” – czytamy w książce Sukces jest dla ciebie”.
Przyjęło się, że sukces to pieniądze i rozpoznawalność (bądź wysokie stanowisko) i życie w luksusie. A co z licznymi przypadkami celebrytów, którzy, mając to wszystko, odchodzą skłóceni z życiem? Co z menedżerami wysokiego szczebla, którzy nigdy nie wyłączają telefonu, a garnitur zdejmują tylko do snu? Czy wciąż są ludźmi sukcesu czy jego niewolnikami? A może ich życie nie ma nic wspólnego z sukcesem? Może doświadczają właśnie porażki?
Wygląda na to, że klucz do sukcesu to radość, lekkość, przepływ. Kiedy w taki sposób działasz, wszystko dzieje się naturalnie. Autor „Sukcesu” przyrównuje ten proces do obserwowania puszczonej w ruch kuli śnieżnej, która, tocząc się, rośnie i nabiera rozpędu. Zupełnie inaczej dzieje się, gdy zaczynamy się siłować. Wtedy – cóż – zgodnie z prawami fizyki pojawia się przeciwsiła.
W jednej ze swoich znanych książek, „Siła czy moc”, David Hawkins omawia różnice między tytułowymi pojęciami. Twierdzi, że moc jest czymś, co mamy w sobie. I że zawsze wygrywa z siłą. Podaje przykład Mahatmy Gandhiego – swoją postawą przezwyciężył siłę imperium brytyjskiego, które w tamtych czasach wydawało się niezłomne. „Władało jedną trzecią kuli ziemskiej, ale pokonał je «rachityczny», ważący czterdzieści kilogramów człowiek, którego władze imperium pogardliwie nazywały «kolorowym»” – pisze Hawkins. Skąd pochodziła jego moc? Z uniwersalnych zasad i praw, takich jak wolność i równość wszystkich ludzi.
Jak to się ma do naszych biznesów, naszych relacji zawodowych? Nauczyciel stawia sprawę jasno: mistrzostwo wynika z intencji, z dobrej woli. Nasi klienci, partnerzy biznesowi czują tę intencję. Na jakimś głębszym poziomie potrafią rozpoznać, jaka jest twoja dominująca wartość, postawa; z czym do nich wychodzisz. Czy lubisz to, co robisz, i prawdziwie się w to angażujesz. Czy jesteś życzliwy tym, których spotykasz na swojej drodze. Czy ważniejsze są dla ciebie zyski, obliczenia komputerowe czy ludzkie uczucia. „Niektóre rzeczy są bezcenne, a ludzie nie darują tym, którzy tego nie szanują” – kwituje i dodaje, że jedną z tych rzeczy jest zaufanie.
Przeszkody na drodze do sukcesu? Wygórowane ambicje, chciwość, duma. Chwile, kiedy uznajemy, że idzie nam tak dobrze, że nie musimy specjalnie liczyć się z innymi: obojętniejemy na ich potrzeby, zapominamy o ich wkładzie w nasze osiągnięcia, zaczynamy traktować ludzi przedmiotowo, nie potrafimy przyznać się do błędu. Stajemy się zbyt ważni, by podrzędny pracownik czy klient mógł nam zawracać głowę. „Prawdziwa moc człowieka sukcesu pochodzi z traktowania drugiej osoby jak człowieka” – podkreśla Hawkins. I przypomina: sukces nie jest naszą własnością! Nawet jeśli uważasz, że do wszystkiego doszedłeś sam, sukces jest konsekwencją tego, że spełniasz jakieś ludzkie potrzeby, że ktoś reaguje na to, co masz do zaoferowania. Że śledzi, kupuje, korzysta… Dlatego tak ważna jest wdzięczność. Sprawdzanie, czy ego nie próbuje zawłaszczyć i zepsuć tego, co przyciąga do nas ludzi. Czy nie zaprzedajemy się, nie oddajemy naszej mocy.
„Ludzie, którzy skupiają się jedynie na zysku, często na tym tracą”, „zyski są usprawiedliwieniem dla wyzysku”, „sukces to być istotą ludzką w pełni” – czytamy u Hawkinsa. Pięknie, tylko co z pieniędzmi? Mamy udawać, że są nieważne, że możemy się bez nich obejść? Oczywiście, że nie!
„Nie ma większej frajdy od zarabiania pieniędzy” – przyznaje bez fałszywego wstydu Amerykanin. „To sport. To gra. Przynosi dużo satysfakcji, także uzasadnionej. Czemu nie mielibyśmy zarabiać tyle, ile chcemy?”. Warto sprawdzić jednak, co nami kieruje, co jest na pierwszym planie, bo „sukces powstaje w sercu, a zysk w głowie”.
Duże pieniądze nie są nieodzownym składnikiem sukcesu. Doktor Hawkins przekonał się o tym kilka dekad temu. Pracując jako psychiatra, opracował plan leczenia (oparty na suplementacji i wyeliminowaniu określonych pokarmów z diety), który zapobiegał pewnej przypadłości neurologicznej. Badał zagadnienie przez długie lata, a wnioski i wytyczne zamieścił w książce. Tyle że środowisko medyczne nie było zainteresowane jego odkryciami, specjalistyczne czasopisma odmówiły publikacji artykułów na ten temat. Dieta, witaminy? To wydawało się zbyt proste, za mało naukowe! David Hawkins nie zarobił na swoich odkryciach, nie przyniosły mu one rozgłosu ani nagród. Ale tak, czuł satysfakcję. Bo oddał się temu projektowi, zrobił, co do niego należało, co uważał za słuszne. „Moje doświadczenie było pełne samo w sobie. Wszystko, co by się wydarzyło w związku z tym «na zewnątrz», byłoby tylko wisienką na torcie, a nie samym tortem” – wspomina. I dodaje, że nie osiągniemy sukcesu, sprzeniewierzając się sobie. Sukces przychodzi, gdy stoimy na straży naszych wartości. Gdy kierujemy się sercem.
Serce w biznesie? Dla wielu to jakieś mrzonki. Przedsiębiorcy raczej zwykli szczycić się tym, że twardo stąpają po ziemi, że nie popadają w sentymentalizmy. To przecież coś dla mięczaków i frejerów... Zdaniem Hawkinsa taka postawa świadczy o niemożności odróżnienia siły od mocy. Bo oznaką tej ostatniej jest właśnie otwarte serce! „W biznesie serce z kamienia jest bardzo kosztowne. To katastrofa. Nic nie zmarnuje biznesu równie szybko” – ostrzega. Mało tego: uważa, że otwarte serce niesie ze sobą wolność i niezwykłą wytrzymałość, odporność na przeciwności. Kiedy pozwalamy mu się prowadzić, kiedy żyjemy w zgodzie ze sobą, czego mielibyśmy się obawiać?
Ludzie sukcesu są więc autentyczni, wierni sobie i życzliwi innym. Silni swoją łagodnością. Czerpiący głęboką satysfakcję z tego, czym się zajmują – niezależnie od zysków. Zdaniem Hawkinsa są też rozluźnieni, swobodni i skromni. Potrafią być szczęśliwi w swojej niszy, nie potrzebują wyróżniać się, obnosić ze swoimi osiągnięciami. „Gdy już mamy to «w środku», nigdy nie musimy demonstrować niczego «na zewnątrz»” – przypomina nauczyciel. Jesteśmy jak mistrz karate, który nie wychodzi przecież na ulicę wystrojony w czarny pas i nie wdaje się w bójki. Co jeszcze charakteryzuje ludzi sukcesu? Wysoka kreatywność! I tak – to słynne „coś”, co wielu nazywa charyzmą i co jest niczym innym jak pewnym rodzajem obecności. Tacy ludzie zawsze są we właściwym miejscu – w sobie, w danej chwili. Nie próbują niczego wymusić, nawet swoje cele traktują... cokolwiek umownie. Bo wiedzą, że ważniejsza jest droga, radość z wykonywanej czynności. „Znam artystów, którzy przez wiele lat pracowali nad tym samym obrazem, i pisarzy, którzy przez wiele lat pracowali nad tą samą powieścią” – wyznaje autor książki „Sukces jest dla ciebie”. „Po co mieliby się spieszyć, skoro sam proces sprawiał im przyjemność?”.
A co z tzw. konkurencją? Czy mamy udawać, że jej nie ma? Robić swoje, nie oglądając się na innych i licząc na to, że klienci wybiorą właśnie nas? Patrz na konkurencję – radzi Hawkins – ale nie jak na wroga czy rywala. Ci ludzie nie występują przeciwko nam, co najwyżej rzucają wyzwanie temu, co w sobie nosimy, stymulują naszą kreatywność. Spójrz na nich jak na osoby nadające tempo rozwojowi, będące źródłem cennych inspiracji. Podobnie zresztą możesz podejść do tzw. niesprzyjających okoliczności, do trudnej sytuacji rynkowej. Masz wybór, czy potraktować ją jako próg nie do przeskoczenia, czy jako wyzwanie, które pozwoli ci sięgnąć do ukrytych zasobów, otworzyć się na nowe rozwiązania. Znów zależy od tego, co jest twoją wewnętrzną rzeczywistością. I znów można tu przywołać przykład mistrza karate – on nie panuje nad przeciwnikiem, tylko nad sobą...