„Wizyta u ginekologa to jedno z najbardziej intymnych i, niestety, często traumatyzujących doświadczeń. – Dlatego warto wiedzieć, kiedy prawa kobiet są naruszane i jakie powinny być dobre praktyki ginekologiczne podczas wizyty u ginekologa” – mówi Stefania Kumor, położna i seksuolożka z Fundacji SexedPL.
Dlaczego wizyta u ginekologa bywa często nieprzyjemna i bolesna?
Lekarz ginekolog, lekarka ginekolożka czy położna to zawody zaufania publicznego, dlatego oczekuje się od nich, po pierwsze, profesjonalizmu. Po drugie, szacunku, a po trzecie, respektowania praw pacjenta. Na podstawie doświadczenia wyniesionego z pracy położnej, ale przede wszystkim z opowieści kobiet, które piszą do nas wiadomości prywatne, mogę zaświadczyć, że w kontakcie z lekarzami czują się często deprecjonowane. Zgłaszają nam, że bywają pouczane, jakie mają podejmować decyzje, mimo że nierzadko dotyczą one prywatnej sfery ich życia.
Może pani podać przykład?
Pacjentka, która choruje na endometriozę, może usłyszeć od lekarza, że powinna jak najszybciej zajść w ciążę, bo potem będzie to trudne, a nawet niemożliwe. Zacznijmy od tego, że zdarza się, że lekarz wprowadza tym samym kobietę w błąd, bo sugeruje, że ciąża ją wyleczy. Ciąża nie leczy endometriozy, jedynie hamuje bądź spowalnia rozrost choroby na czas dziewięciu miesięcy. Poza tym, jeśli pacjentka wprost nie spytała o to, czy teraz będzie jej łatwiej zajść w ciążę niż za kilka lat, to znaczy, że lekarz nie bierze pod uwagę tego, po co ta kobieta do niego przyszła. A to powinno być przecież kluczowe. Oczywiście jeśli przyszła, aby się dowiedzieć, czy mimo endometriozy może zostać matką, wtedy powinien udzielić jej konkretnych i rzetelnych informacji, jak zwiększyć szansę na zajście w ciążę.
Jeśli jednak kobieta przyszła na wizytę u ginekologa wyłącznie z problemem bólu – gdyż ta choroba zazwyczaj go wywołuje – to rada: „Proszę zajść w ciążę”, jest nieprofesjonalna i przekracza uprawnienia ginekologa, gdyż ingeruje w życie prywatne tej kobiety.
Nie każda kobieta chce mieć dziecko, nie każda ma z kim je mieć i nie każda może je mieć z powodów od niej niezależnych, jak choćby bezpłodność czy opór partnera.
Właśnie lekarz, udzielając takich rad, nie bierze pod uwagę, że ta konkretna kobieta ma swoje życie, swoje uwarunkowania, poglądy i żyje w jakimś kontekście kulturowym. W gabinecie lekarskim czyjaś godność i czyjeś uczucia powinny być respektowane. Jeśli lekarz nie przyjmuje do wiadomości, że pacjentka ma swoje życie, sprawy, poglądy itp., to tak naprawdę lekceważy tę kobietę. Na studiach medycznych niewielką wagę przykłada się do uczenia studentów empatycznych postaw. Rolą lekarza powinno być mówienie o faktach, ale w empatyczny sposób, uwzględniający emocje pacjentek.
Znam kobiety, które po pobycie na oddziałach ginekologicznych musiały chodzić na terapię lub wnosiły sprawy przeciw szpitalom.
Pracowałam przez kilka lat na oddziale położniczym. Trafiały tam kobiety po porodzie razem ze swoimi nowo narodzonymi dziećmi. Moim zadaniem było zajmowanie się nimi aż do momentu otrzymania wypisu ze szpitala. Towarzyszyłam im w bardzo trudnym czasie pierwszych dni połogu. Pomagałam przy laktacji i opiece nad noworodkiem. Personelu było bardzo mało, z tego powodu zdarzały się tam zaniedbania. Bywałam sama na dyżurze 12-godzinnym, opiekując się często 13 kobietami i ich dziećmi, czyli w sumie 26 pacjentami. Każdemu z nich trzeba było poświęcić czas i jeszcze sporządzić 26 dokumentacji medycznych. Nawet rezygnując z przerw na toaletę, nie sposób było właściwie zaopiekować się wszystkimi. Bywały dni, że ciężko było mi wyjść z pracy z poczuciem, że wykonałam ją tak, jak powinnam. Wiele położnych przyzwyczaiło się do tych warunków i zdarzało się, że kiedy byłam z pacjentką 20 minut, pomagając jej rozwiązać problem z laktacją, słyszałam od koleżanek, że „aż 20 minut tam byłam”. Ja im wtedy odpowiadałam, że nie „aż”, ale „tylko”.
Dlaczego tak mało czasu poświęca się na realną pomoc pacjentkom po porodzie – z czego to wynika?
To kwestia fałszywych przekonań, że poród i połóg to naturalne sprawy i kobiety nie potrzebują szczególnej troski. To także kwestia fałszywych przekonań, że wiele rzeczy kobieta wie i potrafi instynktownie, że karmienie nie jest żadnym problemem, podobnie jak przewijanie czy ubieranie dziecka. Często neonatolodzy, ginekolodzy i położne uważają, że kobieta przychodzi do szpitala, wiedząc te rzeczy, mając praktykę. Tymczasem dla wielu z nich jest to problem, bo one nie wychowały się w wielopokoleniowych rodzinach i nigdy nie zajmowały się niemowlętami.
Nie każda matka wie, jak zająć się niemowlęciem...
Czasem się nawet tego boi, bo nie ma doświadczenia. Dlatego kobiety powinny mieć prawo do rzetelnej informacji, jak zajmować się swoim nowo narodzonym dzieckiem. Poza tym każda pacjentka ma prawo do opieki sprawowanej przez osobę bliską. Tylko że w praktyce jest to trudne, bo godziny odwiedzin ustala szpital i zwykle są krótkie.
Opieka to nie odwiedziny.
Tak, ale aby ktoś z bliskich mógł zostać z kobietą po porodzie na opiekę całodobową, musi być osobna sala. W większości szpitali ich nie ma, a jeśli są, to zazwyczaj dodatkowo płatne. Praktyka jest więc taka, że bliscy przychodzą do matek tylko w godzinach odwiedzin, a więc kobiety są same i mogą liczyć wyłącznie na pomoc personelu.
Kolejna rzecz to prawo do poszanowania intymności i cielesności. Piersi kobiet na oddziałach położniczych bywają traktowane przedmiotowo. Nie są tam częścią jej integralnej kobiecości, tylko ciepłą butelką przytwierdzoną do kobiety. Dlatego zdarza się, że osoby medyczne pozwalają sobie bez uprzedzenia, bez pytania dotykać piersi kobiet na oddziałach położniczych: masować je, ściskać itp.
Ależ kobieta nie jest urządzeniem do karmienia!
To nie jedyny przykład łamania nie tylko praw pacjentek, ale też zwyczajnej godności osobistej. Pacjentki, które po porodzie mają nacięte lub pęknięte krocze, trzeba zaszyć. Niestety, nadal zdarza się, że spotykają się wtedy z tekstem: „Zaszyjmy ciaśniej, żeby było przyjemniej mężowi”. Kobiety wtedy są tak bezbronne i tak obolałe, że nie są w stanie obronić się przed tym instrumentalnym i upokarzającym traktowaniem. Powtórzę znowu: na studiach medycznych niewielką wagę przykłada się do wzmacniania w studentach poczucia głębokiej empatii, która jest niezbędna do pracy z drugim człowiekiem.
Kolejny przykład: kobiety w połogu leżą w łóżkach, krwawią, wietrzą krocza, czują się źle, potrzebują intymności, a jednak wielu lekarzy i lekarek nadal nie puka do sali, zanim do niej wejdzie. No więc emocje, których mogą doświadczać te kobiety, są potwornie trudne, wiele w tym upokorzenia, lęku i samotności.
Kiedy 40-latka idzie do lekarza i mówi, że chce być matką, słyszy często, że lepiej pomyśleć o jamniku, bo może urodzić dziecko z zespołem Downa…
Kobieta, która decyduje się na dziecko w późniejszym wieku, ma ku temu powody. To nie jest jej fanaberia czy przejaw głupoty. A skoro nie miała do tej pory dzieci, to zapewne były ku temu jakieś ważne przesłanki.
Lekarz powinien założyć, że chęć bycia mamą wynika z głębokiej potrzeby, i nie zniechęcać?
Oczywiście, powinien przedstawić możliwe opcje późnej ciąży, także zagrożenia, a więc udzielić kobiecie wszelkich informacji. Zapewne także dla jasności sytuacji powinien zlecić badania. Jednocześnie powinien pozostawić jej przestrzeń i czas na samodzielne podjęcie decyzji – bez podpowiadania rozwiązania, zwłaszcza tak raniącego jak kupno psa. Jeśli kobieta poczuje się zawstydzona, poniżona, może przez długie lata nie przyjść do gabinetu lekarza ginekologa. A to grozi jej zdrowiu.
Profilaktyka wymaga cyklicznych badań i wizyt. Tymczasem wiele młodych kobiet zwraca się do nas, czyli do Fundacji SEXEDPL, na naszym anonimowym czacie czy na Antyprzemocowej Linii Pomocy. Mówią, że boją się chodzić do ginekologa, bo mają traumatyczne wspomnienia. Kobiety w ostatnich latach mówią także często o lęku przed zajściem w ciążę. Z powodu systemowych ustaleń nie wiedzą, czy otrzymają właściwą opiekę, czy mogą być pewne, że lekarze w przypadku zagrożenia podejmą działania ratujące im życie.
Problemem jest i antykoncepcja, i dostępność tabletek „po”, które są dozwolone – potrzebna jest na nie recepta, a zażyć je trzeba do 72 godzin po stosunku.
Czy ginekolog nie powinien także podpowiadać, gdzie szukać pomocy w problemach dotyczących seksualności?
Oczywiście, że tak. Bywają osoby, które na przykład mają problem z pochwicą [dotkliwy, przewlekły i nawracający ból wejścia do pochwy oraz skurcz mięśni wokół pochwy, często uniemożliwiający współżycie – przyp. red.] lub dyspareunią [dyskomfort w czasie samego współżycia – przyp. red.]. Lekarz je zbada albo nie – z powodu zaciśniętych mięśni może mu się to nie udać – i w karcie napisze rozpoznanie, ale nie każdy skieruje kobietę do specjalisty, który mógłby jej pomóc, czyli do fizjoterapeutki uroginekologicznej czy też psychoterapeuty.
Seksualność kobiety nie zawsze interesuje ginekologów, tymczasem jednym z punktów wywiadu ginekologicznego powinno być pytanie o życie seksualne. Jeśli kobieta uprawia seks, to czy jest satysfakcjonujący, czy może bolesny? Te pytania mogą pomóc zdiagnozować pacjentkę. Jednak lekarze ginekolodzy boją się tego tematu, zajęcie się seksualnością kobiety wymaga od nich uważności, ale też wiedzy, a więc dokształcania się.
O czym jeszcze ginekolodzy i ginekolożki nam nie mówią, a powinni?
Jednym z obowiązków lekarzy wykonujących zabiegi i operacje ginekologiczne jest poinformowanie pacjentki o znaczeniu profilaktyki i skierowanie jej do lekarza innej specjalizacji, na przykład do fizjoterapeuty uroginekologicznego. Praca nad mięśniami dna miednicy może zniwelować problem z nietrzymaniem moczu czy też zagrożenie wypadnięcia macicy.
Wizyta u ginekologa - nasze prawa
Jako pacjentki jakie mamy prawa, o których nie wiemy?
Na przykład mamy prawo nie zgodzić się na określoną procedurę medyczną. Mamy prawo usłyszeć od lekarza albo innej osoby wykonującej zawód medyczny, na czym ta procedura medyczna będzie polegać, żeby móc świadomie zdecydować, czy się na to zgadzamy. Zwłaszcza młoda kobieta, która pierwszy raz ma być badana ginekologicznie, powinna usłyszeć od lekarza wyjaśnienia, krok po kroku, na czym będzie to polegało. Co więcej, taka wizyta nie musi się odbyć, jeśli nastolatka nie ma żadnych niepokojących objawów i nie jest aktywna seksualnie. Niemniej jednak warto edukować młode osoby, że wczesne „zaprzyjaźnienie” się z gabinetem ginekologicznym może owocować nabyciem nawyku regularnych badań kontrolnych.
Jeśli natomiast pojawiają się jakieś infekcje, dziwne krwawienia czy bóle podbrzusza, wizyta jest konieczna. U osób, które nie są aktywne seksualnie, a nie ukończyły jeszcze 25. roku życia, badanie zazwyczaj wykonywane jest przez odbyt lub lekarz ogranicza je do USG przez powłoki brzuszne.
Lekarze często odmawiają badania piersi. Czy to zgodne z przepisami?
Nie każdy ginekolog czy ginekolożka musi chcieć i potrafić wykonać badanie palpacyjne piersi. Niemniej jednak każdy lekarz czy lekarka powinni potrafić pokazać pacjentce, jak przeprowadzić comiesięczne samobadanie i poinformować o tym, jak jest ono ważne dla jej zdrowia.
W świetnej książce „GinekoLOGICZNIE”, która ukazała się całkiem niedawno, edukatorka Aga Szuścik wyjaśnia wiele pojęć ginekologicznych i różnice między konkretnymi badaniami.
Dobrze jest szukać informacji. Warto też chodzić do lekarza specjalizującego się w ginekologii, który ma dobre opinie. Oczywiście są sytuacje nagłe, kiedy ważniejsze jest nasze zdrowie niż to, czy trafimy na kogoś miłego, ale jeśli mamy możliwość wyboru i czas – to idźmy do kogoś, komu ufamy.
Stefania Kumor, położna, seksuolożka, doradczyni chustonoszenia. Na co dzień pracuje jako seksedukatorka w Fundacji SEXEDPL, gdzie odpowiada za treści merytoryczne, materiały edukacyjne i tworzenie contentu na platformy społecznościowe. W ramach własnej działalności prowadzi indywidualne zajęcia szkoły rodzenia i odbywa domowe wizyty poporodowe.