Ten serwis był symbolem internetu w latach 2010-2015 – czyli tuż przed wybuchem popularności social mediów. W ostatnim czasie został całkowicie zapomniany, ale niespodziewanie do łask przywróciły go zetki. Dlaczego młode pokolenie na nowo odkrywa strony internetowe, które porzucili millenialsi?
Zanim internet zdominował Instagram i TikTok, istniało coś takiego jak Tumblr. Osoby urodzone około lat 1985-1995 z pewnością go pamiętają. Był online’ową enklawą subkultur, na czele z subkulturą emo, fanów mangi i anime, hipsterów, a także fandomów książek (np. serii „Harry’ego Pottera”), filmów czy seriali. Na Tumblr powstawały wielkie internetowe społeczności, które zrzeszały anonimowe osoby chcące dyskutować, wymieniać się grafikami, gifami, memami i teoriami na temat swoich znanych idoli oraz ulubionych zjawisk popkultury. Było to też miejsce pełne inspiracji – serwis ten można było traktować jak kreatywną tablicę, na której po prostu repostowaliśmy zdjęcia, które nam się podobały, w jakiś sposób nas wyrażały lub służyły nam za źródło natchnienia dla własnych (często pozainternetowych) projektów (tak – autorka tego artykułu, rocznik 1992, też korzystała z Tumblr i bardzo dobrze pamięta, jaką miała z tego frajdę).
Niestety, popularność Tumblra zaczęła maleć po tym, jak coraz więcej osób przenosiło się na Instagram, a w internecie zapanowała gorączka mediów społecznościowych. Na jakiś czas przestaliśmy korzystać z anonimowych serwisów – zapanowała moda na tworzenie swoich internetowych alter ego i pokazywanie znajomym kadrów ze swojego życia. Ale i ten model funkcjonowania w sieci najwyraźniej powoli się kończy. Świadczy o tym... rosnąca liczba użytkowników Tumblr z pokolenia Z.
Serwis Business Insider donosi, że połowa aktywnych użytkowników serwisu Tumblr oraz 60% nowych to osoby urodzone między 1995 a 2012 rokiem, czyli zoomerzy. Wielu z nich nie pamięta internetu sprzed ery mediów społecznościowych i od najmłodszych lat funkcjonuje w sieci pod własnymi danymi osobowymi, upubliczniając swój wizerunek i próbując zrobić z siebie mikroinfluencerów. Eksperci wskazują jednak, że nie tylko efekt nowości skłania zetki do zakładania kont na Tumblr.
Wskazuje się na fakt, że młodzi ludzie są zmęczeni i wypaleni ciągłym przymusem autokreacji i konkurowania z innymi twórcami internetowymi. Dla pokolenia Z strony i aplikacje, które znają od dziecka, takie jak Facebook, Instagram i TikTok, są źródłem nieustannej frustracji oraz źle oddziałują na ich stan psychiczny. Uciekają więc do takich miejsc w sieci, które nie wymagają epatowania prywatnością i walki o wysoki status.
Duże znaczenie ma też fakt, że media społecznościowe mają ostatnio bardzo mało wspólnego ze społecznością zwykłych ludzi, takich jak my. Instagram już dawno przestał być miejscem, w którym dzielimy się swoimi doświadczeniami i wspomnieniami tylko z najbliższą grupą znajomych. Stał się raczej wybiegiem, po którym się przechadzamy na oczach publiczności, dumnie demonstrując swoją atrakcyjność i wysoki status. Nasz feed musi być estetyczny, nasze twarze idealnie proporcjonalne, nasze mieszkania urządzone jak z katalogu, a garderoba pełna ciuchów od luksusowych marek. Problem w tym, że konkurujemy ramię w ramię z gwiazdami i supermodelkami o niebotycznych zasięgach i funduszach, które z Instagrama uczyniły sobie źródło zarobku i który dla wielu z nich jest życiowym celem. Koniec końców wiele z nas, z obawy przed tym, że ich życie nie jest tak ciekawe i idealne jak życie influencerów, w ogóle rezygnuje z wstawiania jakichkolwiek zdjęć czy relacji do sieci.
I właśnie w braku autentyczności oraz olbrzymiej presji, jaką wywierają dziś na nas media społecznościowe, wielu ekspertów upatruje przyczyn odrodzenia się Tumbra. Przez młode osoby postrzegany jest on jako bezpieczne, anonimowe miejsce, w którym mogą skupić się tylko na kreatywnych poszukiwaniach i dzieleniu się tym, co inspiruje ich w kulturze czy sztuce. Nie muszą tracić energii na staranne kreowanie swojego wizerunku i próby przypodobania się potencjalnym obserwatorom. Dzięki temu mogą wykorzystywać potencjał internetu w sposób bardziej wolny, autentyczny, budując realnie zaangażowane społeczności – tak jak my, millenialsi, robiliśmy to 15-20 lat temu.