1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Nałóg jako ucieczka. Od czego?

(Fot. fStop/Getty Images)
(Fot. fStop/Getty Images)
Od czego uciekasz, dowiesz się z własnego języka i sposobu mówienia. Opowiem ci na swoim przykładzie, jak uchwyciłam moment rozdźwięku między sobą a tym, co mówię.

Artykuł jest fragmentem książki „Zacznij mówić własnym głosem i odbuduj siebie. Przewodnik dla osób współuzależnionych i DDA” Magdaleny Majewskiej (wyd. REBIS)

Dostęp do wszystkiego, co się w nas wydarza, i wytrzymanie napięcia, które pewne emocje w nas wywołują, są trudne. Osoby wychowujące się w rodzinach, w których nie wytworzyły bezpiecznego przywiązania, mogą się tego nauczyć w terapii albo dzięki innej metodzie dotarcia do prawdy o sobie. Najważniejszym, co możemy zrobić dla drugiego człowieka – i na tym moim zdaniem polega intymność – jest towarzyszenie mu w tym, co dla niego trudne. Usiąść przy kimś, kogo się kocha, i wytrzymać jego dyskomfort związany z emocjami, których doświadcza, to istota bezpieczeństwa w relacji. Nie pchać się na scenę zdarzeń z własnymi radami i rozwiązaniami, tylko po prostu być obok.

Uczymy dzieci, że na każdą emocję jest jakaś szybka odpowiedź bądź rozwiązanie. To mogą być zwykłe komunikaty, z pozoru nieszkodliwe, na przykład: Dostałaś piątkę? To idziemy na lody!; Jesteś smutna? Mama da czekoladę; Jesteś zły? Obejrzyj bajkę. Każda chwila, dobra czy zła, musi być wypełniona jakąś aktywnością, każda emocja musi być związana z czymś, co ją wyciszy, zagłuszy. Najtrudniejszy jest smutek, bo nie ma faz. Jest stały i może trwać długo, dlatego trudno nam, a tym bardziej dzieciom, sobie z nim poradzić. Nie umożliwiamy dzieciom wypracowania sobie strategii związanych ze smutkiem, złością, nudą, bo po prostu na ten temat nie rozmawiamy.

Jeśli dziecko nie ma wypracowanej jasnej strategii, to nie jest w stanie tych emocji znieść. To właśnie takie osoby są bardziej podatne na uzależnienie. W języku polskim nie ma odpowiednika angielskiego selfcare (choć coraz częściej używa się słowa „samoopieka”) oznaczającego troskę o samego siebie. Chodzi o to, że gdy wydarza się w nas coś trudnego, nasz umysł, zamiast się nami zaopiekować, szuka natychmiastowej ulgi. Chce zalać to, co bolesne, dopaminą, neuroprzekaźnikiem powiązanym z pozytywnymi emocjami, a alkohol i narkotyki oddziałują na układ nagrody w mózgu, wzmacniając ten niebezpieczny nawyk. Jak twierdzi amerykański neurobiolog Eric R. Kandel: „Rezultatem [przyjęcia substancji] jest ogromne zwiększenie stężenia neuroprzekaźnika w korze przedczołowej i prążkowiu. Ten dopaminowy zalew wywołuje intensywną przyjemność oraz formułuje reakcję warunkową na sygnały środowiskowe zapowiadające tę przyjemność. […] Osoba uzależniona nauczyła się kojarzyć narkotyk z pewnym miejscem, pewnymi ludźmi, określoną muzyką i porą doby. Paradoksalnie często te skojarzenia, a nie sam narkotyk, prowadzą do najtragiczniejszego aspektu uzależnienia – do nawrotu”.

Ulga to słowo klucz.

W tym miejscu warto zatrzymać się na chwilę. Język, a raczej pewne jego deficyty, pokazuje wyraźnie, że mamy duży problem z informowaniem, że nie mamy przestrzeni na czyjeś trudne sprawy. Mam poczucie, że normy kulturowe zalecają mi, że powinnam
zawsze być dla innych. Dagny Kurdwanowska, którą bardzo cenię i podziwiam, napisała na swoim profilu: „Coraz mniej jest we mnie
siły i gotowości do słuchania kolejnych dramatycznych historii o chorobach bliskich i bezsilności ich opiekunów. Nie mieszczą mi
się już trudne emocje, które za tymi opowieściami idą. Nie mam już skąd czerpać, żeby słuchać, wspierać, odpowiadać. Wiadomości
i pytania potrafią przychodzić o każdej porze – nie mam siły ich czytać. Potrzebuję przerwy. Potrzebuję zastanowić się, czy jestem
w stanie w ogóle jeszcze do tego wrócić”. Przywołam tutaj własne doświadczenie. W tym roku odmówiłam towarzyszenia w trudnych
przeżyciach sześciu osobom. Każda z tych osób była i jest dla mnie ważna. Z pięcioma łączy mnie długoletnia znajomość.
A mimo to, gdy poprosiły o dłuższą rozmowę, odmówiłam. Jednej z nich napisałam: Wiesz, prawda jest taka, że aktualnie nie mam
przestrzeni na twoje trudne sprawy. Wybacz szczerość. Teraz mierzę się z moimi trudnościami i potrzebuję na to zasobów. Więc nawet jak już wrócę, to moje ciało mówi: „Stop. Zajmij się teraz własnym podwórkiem, bo, serio, nie ma żartów”. Trzymam za ciebie kciuki. Ale nie mam przestrzeni na twoje przeżycia.

Gdy to pisałam, nie wiedziałam, czy dam radę wytrzymać napięcie związane z tym, że druga strona moją odmowę odbierze jako odrzucenie. Łatwiej byłoby mi to obśmiać, zagadać, ale nie chciałam tego robić. Chciałam być z tą osobą szczera. Dla wielu ludzi taka szczerość jest jednak ponad siły. Nikt nie uczył nas, jak dbać o siebie i własną przestrzeń. Wiele osób, gdy już im się przelewają
trudne emocje, zamiast powiedzieć „dość”, robi unik, ale by znieść tę sytuację, sięga po alkohol czy narkotyki. Jeśli wynieśliśmy z domu przekonanie o nieważności naszych potrzeb, potrzeby innych zawsze będą ważniejsze. Kulturowo, ale i językowo nie wypada,
żebyśmy w niektórych sytuacjach troszczyli się bardziej o siebie. Gdy mówimy, że nie możemy, nie mamy czasu, to zazwyczaj słyszymy pytanie: A co ty takiego ważnego robisz? I nagle czujemy, że brak nam narzędzi, żeby komuś powiedzieć wprost: Nawet jeśli nic nie robię, to mam do tego prawo. Jeszcze trudniej zakwestionować nam to, czy ktoś w ogóle ma prawo się do nas zwracać.

Aby nasze granice pozostały bezpieczne, musimy zrozumieć, że dyskomfort jest stałym elementem życia i pojawia się choćby w sytuacji, gdy ktoś chce od nas czegoś, na co aktualnie nie mamy ochoty. Jeśli jednak nie zgadzamy się na ten dyskomfort, mało tego – zapłacimy każdą cenę, żeby przynależeć, czyli być lubianym i potrzebnym, to złożymy siebie na stosie „fajności”. Niestety, jeśli wypieramy dyskomfort związany z odmową uczestniczenia w trudnych przeżyciach drugiego człowieka, to uczucie tak po prostu nie zniknie. Wejdzie w nasze ciało, a ono wyrazi je irytacją, złością czy napięciem. Lekarstwem na to dla wielu osób jest setka wódki czy kieliszek wina. I błogość zaraz po.

Działa to także w drugą stronę – gdy ktoś chce pomóc, ale nie wie, jak to zrobić. Zaobserwowałam motyw alkoholu w języku troski. Ludzie, którzy się o nas martwią, jako strategię wsparcia wybierają wyciąganie na piwko czy winko. W ten sposób dają do zrozumienia, że chcą się nami zaopiekować. Z językowego punktu widzenia nie niepokoi mnie to, że pójście na piwo dla osoby nieuzależnionej jest jakoś zagrażające, ale to, że w tej trosce nie ma miejsca na pytanie o to, czego potrzebujemy. Za to z góry
pojawia się założenie, że tym czymś jest piwko/winko/bania. Odlot, wyluzowanie, które pomogą zapomnieć o wszystkich troskach.
Wolałabym w takiej sytuacji usłyszeć: Czego teraz potrzebujesz? Co sprawi, że poczujesz się lepiej? Normy społeczne podsuwają nam
jednak gotowe rozwiązania, często z alkoholem w tle.

(Fot. materiały prasowe wyd. REBIS)l (Fot. materiały prasowe wyd. REBIS)l

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze