Kiedy ulegać instynktowi, a kiedy trzymać go na wodzy? Jak odróżnić zdrowe, kierowane głęboką potrzebą działanie od impulsywności? I czy bardziej żałujemy sytuacji, kiedy daliśmy się ponieść chwili, czy tych, kiedy stłumiliśmy żywioł? Debatują: Beata Sabała-Zielińska, Joanna Keszka, Wojciech Kuczok oraz Paulina Młynarska.
Kiedy ostatnio mieliście do czynienia ze swoim zwierzęcym instynktem?
Beata Sabała-Zielińska: Ja całkiem niedawno, na cmentarzu w Nowym Targu. Pokłóciłam się z bratanicą i miałam ochotę walnąć ją w twarz. To była ostra dyskusja na życiowe tematy… W pewnym momencie pomyślałam, że jedynym rozwiązaniem jest po prostu jej przy…dzielić. Chcę jednak podkreślić, że chodziło o bardzo poważną sprawę.
Co cię powstrzymało?
B.S.Z.: Rozum doszedł do głosu i postanowiłam tego nie robić, ale gdybym miała kierować się wyłącznie instynktem, to teraz bratanica nie miałaby przednich zębów.
Joanna Keszka: Ja mam wrażenie, że jestem ciągle w kontakcie ze swoim instynktem. Zawodowo zajmuję się seksualnością, piszę o niej książki i artykuły, prowadzę portal, sklep i urządzam spotkania edukacyjne, a przecież nie ma nic bardziej instynktownego niż seksualność. Problem w tym, że większości instynkt seksualny kojarzy się ze złymi mocami, których ja jestem w ich oczach nosicielką. Wiele osób, pewnie właśnie instynktownie, obawia się kontaktu ze mną. Kiedy zaczynam mówić, dosłownie widzę, jak jeżą im się włosy na głowach! Jednak mnie marzy się jeszcze lepszy kontakt z tą instynktowną, dziką stroną mojej natury. Chciałabym się puścić! W sensie dosłownym. Jest masa rzeczy, na które mam ochotę sobie pozwolić, ale z jakiegoś powodu jeszcze sobie nie pozwoliłam. Ale wiem, że któregoś dnia moje granice się otworzą (śmiech)!
Wiecej w Sensie 02/2015. Kup teraz!
SENS także w wersji elektronicznej