Nie spędzą razem świąt, ale i tak połączy je symbolicznie wigilijny stół. Jak wiele rzeczy dotąd: miasto dzieciństwa, wspólna praca ojców, jedna podstawówka, dziecięce zabawy, przeżywanie pierwszych miłości, potem wchodzenie w świat. Dziś znów, jak dawniej, mogą sobie zajrzeć w okna, a ich dzieci się kolegują. Agata Kulesza i Katarzyna Nosowska przyjaźnią się ponad 40 lat. Taka więź to wyjątkowy dar. Więź silna jak z krwi.
Katarzyna Nosowska: Sposób, w jaki splatają się nasze losy, niezmiennie mnie zadziwia. Wyłączając relacje, w których miesza się krew, ze wszystkich „świeckich” znam cię najdłużej…
Agata Kulesza:
Dyski naszych pamięci nie zarejestrowały pierwszego spotkania, znamy je z relacji rodziców. Miałyśmy po trzy lata, jak się poznałyśmy na statku. Ojcowie byli marynarzami.
KN: Moja mama zapamiętała, że miałaś długą spódnicę, która wirowała, kiedy tańczyłaś i śpiewałaś…
AK:
Ciekawe, co ty robiłaś wtedy?
KN: Pewnie z marsem na czole próbowałam w kącie sklecić swój pierwszy ponury tekst [śmiech].
AK:
Podobno twoja mama, Krysia, powiedziała do mojej: „Heniuta, zobacz, to będą artystki”.
KN: To chyba o tobie powiedziała: „Zobaczysz, Heniuta, to będzie artystka”.
AK: Nasze pierwsze wspólne wspomnienie – mamy po pięć lat i z zapałem malujemy gumową laleczkę, zaśmiewając się do łez. Malujemy na czarno. To był na pewno twój pomysł.
Więcej w Zwierciadle 12/2016. Kup teraz!
Zwierciadło także w wersji elektronicznej