Bywa, że schodzi ze sceny z poczuciem porażki i kaca moralnego. A potem okazuje się, że trafiła swoją grą do innych ludzi. Uczy się więc mimo tremy pamiętać, że własne odczucia bywają w aktorstwie zawodne. I żeby nie ulegać presji premiery. Tymczasem w krakowskim teatrze Bagatela, w którym pracuje od lat, trwają właśnie próby do nowego spektaklu. Ale to już nic wyjątkowego w jej życiu. Magdalena Walach od dawna bardzo intensywnie pracuje, dostaje ciekawe propozycje, choć nie zabiega o nie. Polega na swoim rytmie i wyborach. Czas płynie, ale gdzieś obok.
Ostrzegano mnie przed pani mocnym uściskiem.
Naprawdę?
Mówiono: z Magdą tak jest – pozory mylą. Eteryczna, delikatna, a jednak silna, dominująca.
Nie ćwiczę tych cech, tak jak uścisku dłoni. A pozory mylą często.
Rozmawiałam z jednym z pani profesorów z krakowskiej szkoły teatralnej. Wspomina lata, kiedy była pani jego studentką: „Magda nie czuła potrzeby przekonywania nas do tego, że jest wyjątkowa”.
Piękne słowa. Miło je usłyszeć, miło również przypomnieć sobie początki drogi aktorskiej w szkole teatralnej. Czy jestem wyjątkowa? Chyba nie. Staram się wykonywać swoją pracę najlepiej, jak potrafię. Kocham ją pomimo jej minusów. We wszystko, co robię, wkładam serce i staram się żyć tym, co robię w danej chwili.
Więcej w Zwierciadle 04/2015. Kup teraz!
Zwierciadło także w wersji elektronicznej