Słodki i lekki jak beza, poprawiający samopoczucie jak czekolada – flirt to przepis na smaczne życie. I udany związek. Psychoterapeutka Katarzyna Miller twierdzi, że umiejętność flirtowania pokazuje także, na ile jesteśmy otwarci na innych, świadomi siebie i inteligentni emocjonalnie.
„Flirt to błyskotliwa rozmowa o miłości, podsuwająca partnerowi pewne myśli, oceny uczuciowe czy sugestie – nie zawsze prawdziwe. Zmuszają one jednak do szybkiej orientacji, błyskawicznej riposty i zręcznej reakcji na każdą, najsubtelniejszą nawet uwagę” – pisała w latach 70. Michalina Wisłocka w swojej słynnej „Sztuce kochania”. Już wtedy ubolewała nad tym, że sztuka flirtu ginie. Na czym polega flirt i czy w obecnych czasach to już przeżytek?
Ujmę to inaczej: flirt wymaga inteligencji, a już na pewno inteligencji emocjonalnej, empatii i zainteresowania drugim człowiekiem, o co ostatnio trudno. Wszyscy zajmują się tylko sobą. Oczywiście my, terapeuci, uczymy, by najpierw pokochać siebie, ale robimy to dlatego, że ludzie siebie właśnie nie lubią, a jak siebie nie lubią, to o wiele bardziej się sobą zajmują, bo cały czas myślą o tym, jacy są nieszczęśliwi. Nie robią różnych fajnych rzeczy, nie bawią się, nie cieszą życiem, nie flirtują, tylko ciągle się zastanawiają, dlaczego innym jest dobrze, a im nie.
Druga sprawa: nasz świat jest dzisiaj mocno audiowizualny, każdy stara się głównie dobrze wyglądać, co samo w sobie nie jest jeszcze takie złe, od zawsze przecież ludziom na tym zależało, ale dziś to jest ważniejsze niż bycie, niż spotkanie z drugim człowiekiem. Sztuka konwersacji też zanika. Jak często nieładnie mówią te wszystkie ładne osoby! Zobacz, ile jest dziś eventów, a jak mało przyjęć. A co się robi na eventach? Załatwia interesy. Bo dziś zamiast być, trzeba się pokazać, zapromować. W świecie nastawionym na interesy nie ma flirtu. Ktoś cię zaczepia w barze, bo myśli, że coś z tego będzie. A co ma być? Interes. Tymczasem flirt jest bezinteresowny, to tylko chwila zabawy, ulotnego tańca między mężczyzną a kobietą, i koniec.
Kiedyś flirtowanie było po prostu formą towarzyskiej rozrywki.
Ciekawa jestem, kiedy ostatnio zdarzyło się naszym czytelnikom przegadać z kimś całą noc. Nawet nie pamiętam, kiedy mnie samej się to zdarzyło, a jeszcze kilka lat temu to była moja specjalność. Kiedyś książki czytało się po to, by o nich porozmawiać. A jak się kogoś poznawało, to pierwsze pytanie brzmiało: „Co teraz czytasz?”. Były też mody i prądy, na przykład wszyscy czytali literaturę iberoamerykańską, dziś wszyscy czytają szwedzkie kryminały, ale kto o tym rozmawia? Czyta się w cichych kącikach, a czytanie to przecież bardzo towarzyskie zajęcie. Pozamykaliśmy się na siebie.
I zrobiliśmy się strasznie spięci, zestresowani. Czy to też nie przytępia naszej ochoty na flirt?
A jakże! Bo popatrz, gdzie się flirtuje. Tam, gdzie nie ma napięcia i gdzie się ludzie lubią. Ja kupę swojego życia spędziłam na flircie, dlatego uznaję go za coś ogromnie ważnego.
Seksuolog Kazimierz Imieliński w książce „Sekrety seksu” pisze, że flirt powinien być podstawą wychowania młodzieży.
Bo flirt sprawia, że umiesz się zachować w towarzystwie, powiedzieć miłe słowo, być uprzejmym, co z kolei zapewnia ci sympatię innych, powodzenie, a potem umiejętność wybierania partnerów.
Skupmy się na tej ostatniej wartości. John Grey, autor „Marsjan i Wenusjanek na randce”, porównuje flirtowanie do zakupów. Najpierw musisz poprzymierzać, powybierać, pomarudzić, żeby wiedzieć, co do ciebie najlepiej pasuje. Czy po takim zachowaniu możemy rozpoznać, kiedy zaczyna się flirt?
Oj, cudowne porównanie, bardzo mi się podoba. Dodam, że zakupy, podobnie jak flirt, są też polowaniem.
W czasach naszych babek flirt był jedynym sposobem na rozeznanie się na rynku matrymonialnym.
Flirt był i jest nadal świetną grą wstępną. Nam, kobietom, jest potrzebny czas na rozpalenie się, na wzniecenie pożądania. Najpierw czujemy ciekawość, rodzaj zachwytu, chęć na seks pojawia się dużo później, bo kobieta musi poczuć to całym ciałem, a nie jedną jego częścią jak facet. Poza tym we flircie świetne jest to, że daje możliwość próbowania, rozgrywania całych sytuacji pomiędzy różnymi adoratorami, bo kiedy już jednego się rozflirtowało, to na wieść o tym zbiegają się kolejni – jak ćmy do światła. W ten sposób kobieta może mieć cały pęczek adoratorów i dać sobie z nimi radę, czyli sprawić, by nadal chcieli się przy niej kłębić w nadziei, że zostaną wybrani.
Jest taka słynna scena z „Przeminęło z wiatrem”, gdzie Scarlett O’Hara rozdziela na przyjęciu „łaski” pomiędzy wpatrzonych w nią jak w obrazek mężczyzn. Wszyscy oni są zachwyceni i przekonani, że fakt, że jest ich tylu, potwierdza tylko to, że ona jest wybitna. U nas w szkole coś takiego działo się na przerwach: chłopcy stali koło jednej dziewczyny, która była popularna i lubiana, a inne stały z boku i zgrzytały zębami.
Flirt zaspokaja też naszą próżność.
Tak, ale we flircie karmimy się wzajemnie, i to jest najfajniejsze. Kwitniemy na tej grządce sobie wspólnie. I podlewamy siebie nawzajem.
Najbardziej jednak podoba mi się w nim to, że rodzi się błyskawicznie. Od błysku w oku, uśmiechu, zabawnej uwagi… i od razu coś się zaczyna dziać.
Może to nas właśnie powstrzymuje przed flirtowaniem? Boimy się, że za bardzo się w nim nakręcimy albo damy drugiej stronie mylne wrażenie, że mamy ochotę na romans.
Jeśli ktoś sobą nie umie powodować, to tak się dzieje. W przeszłości, gdy nie byłam jeszcze zbyt pewna siebie i biegła w kwestiach damsko-męskich, często miałam wrażenie, że coś się zbyt szybko urwało lub za daleko zabrnęło. Od czasu, kiedy stałam się pewna siebie i wiem, czego chcę, bardzo wyraźnie mi się wyświetliło, że flirt to samo dobro, sama śmietanka. Jeśli się po nim za dużo nie spodziewasz i nie traktujesz jako konieczny wstęp do wieszania firanek – możesz odnieść z niego wyłącznie profity.
Ale skąd wiedzieć, czy tak świadomie podchodzi do flirtowania także druga strona?
Tego nie sposób wiedzieć od początku. Może się zdarzyć, że pan, z którym flirtujesz, jest bardzo głodny i desperacko chce kogoś poderwać, ale to łatwo poznać, bo on wtedy przechodzi od razu do ofensywy. Wtedy trzeba powiedzieć: „Bardzo się słodko flirtowało i może w innej sytuacji i gdzie indziej chętnie bym kontynuowała, ale aktualnie jestem zajęta”, zabrać swoją torebkę i iść do innego stolika. Myślę, że doszło obecnie do takiej smutnej sytuacji, że mniej jest facetów, którzy flirtują dla samego flirtu, a więcej robi to dla wyrwania. I jak się nie dajesz im wyrwać, to serwują ci pogardliwą minę na zasadzie: „A coś ty taka ważna?!”. Ale proszę się tym nie zrażać. Bo flirt to najprostszy sposób, by poprawić sobie i innym samopoczucie. Ja im jestem starsza, tym bardziej lubię mówić ludziom miłe rzeczy, przestałam się też martwić tym, co inni sobie pomyślą. Gdy mi się ktoś podoba, to od razu mu mówię. Raz tylko mnie zatkało. Wsiadłam do taksówki i oniemiałam na widok taksówkarza. Dziś bym wiedziała, co powiedzieć: „Ależ pan piękny! Czy to nie grzech tak konfundować kobietę?”. (śmiech)
Pięknie powiedziane. Trochę chyba za tym tęsknimy – by flirtowanie polegało na tym, że ktoś nam ładnie mówi o miłości…
No, ogląda się teraz te piękne filmy kostiumowe jak „Z dala od zgiełku”, którym niedawno się zachwyciłam. Jest tam taki bohater, którego główna bohaterka odrzuca, a on wtedy mówi jej tak pięknie, jak nie Anglik i jak nie mężczyzna, tylko jak świadoma istota. Że choć ona go nie chce, to on będzie blisko, by się nią opiekować.
Flirt kiedyś, ale i dzisiaj, zbyt często zabijały dwie rzeczy: dosłowność i wulgarność.
Dzisiejsze audiowizualne czasy lubią epatować nagością, ciałem, ale jak wszystko jest na sprzedaż, to jest to zwyczajnie nudne. Flirt wymaga tajemnicy, nie można wyłożyć wszystkich kart na stół. Flirt musi być też subtelny. Najgorsze są takie krążące w Internecie czy wypełniające podręczniki dla uwodzicieli gotowce, które mają zapewnić powodzenie.
Chodzi o takie przykłady flirtu jak np. „Czy bardzo bolało, jak spadałaś z nieba?…” albo: „Wpadłaś mi w oko, nie zepsuj tego”.
Ja bym bardzo nie chciała słuchać takich wytrychów. We flircie nie chodzi o zaczepkę, tylko o adorację, czyli przekazywanie zaciekawienia i zachwytu. Tu nie ma realizacji jakiegoś planu, osiągnięcia celu, flirt można zakończyć w każdym momencie, i to bezboleśnie. Oboje dajemy sobie jedynie chwilę relaksu, łyk szampańskich bąbelków, rodzaj energetycznego podkręcenia, które zapewnia nam potem dobry humor, dużo ochoty na różne inne rzeczy, po prostu fajny dzień – i to wszystko. To może być początek romantycznej znajomości, ale też nie musi. Mój Edek ostatnio poszedł do piekarni i pyta: „Czy są słodkie babeczki?”, na co pani ekspedientka: „Tak, jesteśmy tu dwie, z koleżanką”. Wystarczy przejść obok kogoś i się do niego uśmiechnąć – to już jest flirt, albo powiedzieć komuś komplement: „Jaka szkoda, że pan wysiada, a ja wsiadam”.
Och, to przykład flirtu, który chciałoby się usłyszeć! Gdyby tak ludzie mówili sobie takie miłe rzeczy w komunikacji miejskiej…
Mnie spotkało w autobusach wiele miłych sytuacji. Raz na przykład jakiś szarmancki pan zagadał do mnie: „Jest pani przepięknie ubrana, wygląda pani jak kasztan”, a miałam wtedy na sobie jakieś brązy i rudości. To było przeurocze, ale przyznaję – trzeba mieć wysoką samoakceptację, żeby coś takiego powiedzieć. Tymczasem ludzie są dziś bardzo niepewni siebie i jednocześnie narcystyczni. A flirt jest przekroczeniem narcyzmu, zwróceniem uwagi na drugą osobę.
Dziewczyny, które przychodzą do ciebie na terapię czy warsztaty, mają z tym problem, jeśli chodzi o flirtowanie?
Do mnie przychodzą przede wszystkim wrażliwe dziewczyny, powiedziałabym nawet: nadwrażliwe. I tak, mają trudność we flirtowaniu, dlatego ich tego uczę. To wyjątkowe dziewczyny, one nie tyle mają niskie poczucie wartości, co uświadomiony problem z poczuciem wartości, a to dwie kompletnie różne rzeczy.
Umiejętność flirtowania podnosi ich samoakceptację? To znaczy, że kiedy zaczyna się flirt, odsuwamy na bok kompleksy?
I to jak! Co więcej, moje dziewczyny uczą się flirtować także ze sobą. Uwielbiam, jak kobiety ze sobą flirtują. To w ogóle osobny rozdział: warsztaty w kręgu kobiet. Czasem przychodzą na nie dziewczyny, które mówią od progu: „Przyszłam niechętnie, bo nie lubię być z kobietami”. Zapewne oberwały kiedyś od mamusi, od siostry, od cioci i jeszcze od pani nauczycielki w szkole, więc nic dziwnego, że nie ufają kobietom. Po kilku dniach warsztatów zaczynają się uczyć ufać sobie i ta ilość ciepłych słów, zachwytów, dotknięć, muśnięć, głosu pieszczotliwego, ale też rozkosznego podkpiwania z siebie – jest porażająca. I to wsparcie, którego sobie udzielają: „Masz takie cudne nogi, pokazuj je częściej”, dziewczyny pięknieją wtedy nieprawdopodobnie, bo one mają zasoby, tylko ich nie używają. Flirt coś takiego robi z nami, że zaczynamy myśleć, że skoro mnie gdzieś przyjmują z zachwytem, to mogę wreszcie rozchylić płatki i zapachnieć. Tak, zdecydowanie zbyt rzadko mówimy sobie miłe rzeczy. A zasada jest jedna: im więcej dobrego wyślesz, tym więcej do ciebie wróci.
To się chyba nazywa flirtowaniem z życiem…
Absolutnie. Ja zawsze powtarzam, że życie jest niesłychanie seksualne. Jeśli w to uwierzymy, to każdy dzień będzie przygodą. Raz przygodą siedzenia w domu, a raz przygodą wycieczki do Paryża. Jedno i drugie jest cudowne. Nie myśl: „O Boże, co tu sobie zrobić na śniadanie?”, tylko: „Dzisiaj zrobię sobie jajecznicę ze szczypiorkiem, cudownie!”.
Czasem przychodzą do mnie dziewczyny i żalą się: „A bo ja nie mam faceta…”. Mówię im wtedy: „To zacznij flirtować. Ze wszystkimi. Z listonoszem, sąsiadem, panem w budce, konduktorem. Masz się nauczyć lekkości, a nie tego, że facet ma cię zaprosić na kawę i zaraz poprosić o rękę”. Tłumaczę im, by mężczyzn traktowały jako miłą nację, która przydaje nam coś dobrego już samym tym, że jest. Jak kwiaty – rosną, pachną i kwitną, ale przecież nie będziesz zrywać ich wszystkich ani nawet wąchać, ale popatrzyć na nie przez chwilę i ucieszyć się, że są – możesz. Dziewczyny, zwłaszcza te młodsze, często nie wiedzą, jak się zachować, gdy ktoś je podrywa. Bo mamusia mówiła: „Nie daj się wykorzystać, im chodzi tylko o jedno”. Jak byłam jeszcze młoda i niewinna, to był w moim otoczeniu bardzo fajny chłopak, który zawsze witał mnie słowami: „Cześć, śliczna”. Strasznie go lubiłam, ale cały czas się zastanawiałam: „No ale dlaczego on nie robi nic więcej?”. Skoro jestem taka śliczna, to on powinien przecież chcieć się przynajmniej umówić. Potem do mnie dotarło, że samo to, że mnie tak ładnie nazywał, było cudne. Wiesz, on mi się podobał, a że byłam jeszcze gąską, to nie odpowiadałam mu w taki sposób, żeby go zachęcić, tylko czekałam, co pewnie mu się znudziło. A może po prostu lubił mówić dziewczynom, że mu się podobają? I tu chciałam podkreślić, że tacy flirciarze są bezcenni, choć ich żony mogą czuć się z tym różnie. Najlepiej jak mają do tego stosunek swobodny, czyli przypatrują się temu z przymrużeniem oka, wiedząc, że facet lubi się podobać i sprawiać przyjemność innym, ale nie przekracza nigdy granicy przyzwoitości.
Niektórzy nazywają flirt wentylem bezpieczeństwa w stałym związku. Ktoś ci się podoba, poflirtujesz, pozachwycasz się nim, nakarmisz się jego zachwytem i nie narazisz udanego związku na szwank.
Właśnie tak. Flirt jest niezwykle karmiący i pomaga wieść naprawdę satysfakcjonujące życie.
Słyszałam, że zalecasz też flirtowanie w stałych związkach. Na czym polega flirt w takich relacjach i czym może się różnić od tego z nieznajomymi?
Ja to wręcz zapisuję na receptę. Jeżeli się wam robi nudno, zacznij z nim flirtować. Jak? Ano tak: on zmywa – przytul się do jego pleców i powiedz: „Jakiego ja mam mena!”. Albo włóż mu karteczkę do kieszeni: „Myślę o tobie i czekam, aż wrócisz”, żeby znalazł ją, jak dotrze do pracy. Nagraj się na pocztę głosową: „I just call to say I love you”. W życiu musi być miejsce na coś lekkiego, fajnego, niezobowiązującego. Flirt jest jak deser, flirt to deser życia! Ale ładnie mi się powiedziało, prawda? (śmiech)
Katarzyna Miller, psycholożka, psychoterapeutka, pisarka, filozofka, poetka. Autorka wielu książek i poradników psychologicznych, m.in. „Instrukcja obsługi faceta”, „Daj się pokochać dziewczyno”, „Nie bój się życia”, „Instrukcja obsługi toksycznych ludzi”, „Kup kochance męża kwiaty” i „Chcę być kochana tak jak chcę” (Wydawnictwo Zwierciadło).