Krzyczy, wpada w histerię, obrzuca wyzwiskami, atakuje. Nikt chyba nie życzy sobie bliższych kontaktów z ludźmi wybuchowymi, zwłaszcza w pracy. Ale właśnie tutaj trudno choleryka uniknąć. Podpowiadamy, jak go okiełznać, by jego wybuchy dotyczyły nas jak najmniej.
To może być twój współpracownik, twoja koleżanka z biura, klient albo nawet szef. Jest niczym granat z odbezpieczoną zawleczką – nigdy nie wiadomo, kiedy wybuchnie. Awantur, które urządza, potoku słów, którym atakuje, nie można zaliczyć do dyskusji merytorycznych, a już na pewno nie do inspirujących.
Typy wybuchowe czynią wiele zła w zespołach, ponieważ nie tylko psują atmosferę oraz harmonię w relacjach, ale też wprowadzają chaos utrudniający sprawne wykonywanie zadań. Kogoś takiego można się po prostu bać, a już na pewno można czuć się przez niego nieszanowanym. Wrażliwcy są wręcz sparaliżowani agresją „granata” – choleryka, zwłaszcza jeśli stoi on wyżej w hierarchii. W miejscu pracy, niestety, czasem jesteśmy na niego skazani. Co zrobić, żeby się przed nim ochronić i czy jest jakiś sposób, żeby go skutecznie rozbroić?
Najpierw warto awanturnika zrozumieć, uświadomić sobie, że on się tak zachowuje, ponieważ chce zdobyć uznanie. Naprawdę. Kiedy go nie otrzymuje, wybucha. Przy czym jego reakcja nie jest uzależniona od zachowania innych. Niewiele trzeba, żeby wyciągnąć zawleczkę „granata”, on stale jest gotowy do eksplozji. To może być czyjś ton głosu, wyraz twarzy, coś, co zostało powiedziane bądź nie, lub jakiś aspekt samej sytuacji. Jemu tylko się wydaje, że jest ignorowany bądź źle traktowany. Wybuch jest jak żądanie natychmiastowej uwagi. Dlaczego wybrał sobie taki dziwny sposób na jej okazanie? Bo jest psychicznie słaby, ma niską samoocenę. Utrata równowagi emocjonalnej jest strategią obronną przeciwko poczuciu, że jest się nieważnym. Jeśli otoczenie toleruje takie zachowanie, może stać się ono pierwszą linią obrony. Zaledwie sekundę po eksplozji wybuch zamienia się w reakcję łańcuchową – słyszymy agresywne, często obraźliwe krzyki.
Utrata kontroli w obliczu świadków jest bardzo upokarzająca. Cholerycy nienawidzą siebie za swoje zachowanie już w jego trakcie, po zakończeniu i zawsze, kiedy się boją, że może się powtórzyć. Często opuszczają miejsce wybuchu w momencie, w którym zdają sobie sprawę, co zrobili, w nadziei, że czas uleczy rany, a świadkowie zapomną, co się wydarzyło. Niestety, to raczej się nie zdarza. Bo choleryk żyje w niewoli swoich wybuchów.
Najczęstsze reakcje na wybuch choleryka są dwie: odpowiedź wybuchem lub wycofanie się i pałanie do niego negatywnymi uczuciami z bezpiecznego dystansu. Obydwie oparte są na odrazie i strachu. Czasem takich ludzi wręcz się nienawidzi za ich agresywne wybuchy. Dolewanie emocjonalnej oliwy do już silnego ognia nie pomaga. Zamiast żywić niechęć, lepiej takiej impulsywnej osobie wybaczyć moment szaleństwa. To, czego nie udaje nam się przebaczyć, przeżywamy, skazując siebie samych na trudne emocje. Aby przerwać ten cykl, trzeba przestać obwiniać go za to, za co sam się obwinia. Ale czy jest możliwe wybaczenie czegoś prawie niewybaczalnego? Tak, jest na to sposób.
Kiedy zalewa cię to bolesne uczucie, nie przestawaj oddychać i z każdym oddechem je uwalniaj. Jeśli stracisz panowanie nad sobą, zacznij wyobrażać sobie kolor niebieski lub zielony. Kiedy męczy cię ta nienawiść, napisz gniewny list, w którym dasz upust swoim frustracjom i spal go. Naucz się patrzeć na choleryka bez strachu. Wyobraź sobie szefa, który właśnie wpada w szał, jako złoszczącego się dwuletniego chłopca. Można też oczami wyobraźni zobaczyć, jak rzucamy w furiata kremówką w samym środku eksplozji.
Jeśli jesteś skazana na bliższe i długoterminowe kontakty z cholerykiem, przystąp do bardziej strategicznego rozbrojenia delikwenta. Twoim celem jest przejęcie kontroli nad sytuacją, kiedy on zaczyna ją tracić. Pamiętaj, że powstrzymanie „granata” od eksplozji, kiedy zatyczka została już wyciągnięta, jest niemożliwe. On tylko sam może się zatrzymać, a ty możesz mu stworzyć odpowiednie do tego warunki.
Krok 1: Zdobądź jego uwagę. Wypowiedz jego imię lub użyj formy grzecznościowej, podnosząc nieco głos. Jeśli to nie pomoże, pomachaj wolno rękami przed sobą. Zwiększaj siłę głosu, aż zostaniesz usłyszana. Zadbaj, aby nie wziął cię za agresora – twój ton i język powinny być przyjacielskie.
Krok 2: Celuj prosto w serce. Okaż autentyczną troskę, starając się dowiedzieć, co jest przyczyną eksplozji. Słuchaj uważnie. Tylko pierwsze zdania choleryka są cenne, bo mają coś wspólnego z prawdą o nim. Potem choleryk znowu się rozpędza, odchodzi od meritum i zaczyna wykrzykiwać generalizacje. Oto przykład: „Nikogo nie obchodzi, jak długo nad tym pracowałem! Nikt nie dba o to, jak ja się czuję! Taki jest dzisiejszy świat. Wszyscy wszystko olewają! W rządzie to samo. Niszczą środowisko. Kryminał. Dokładnie jak mój ojciec, który…”. Omówienie problemów świata, rządu i środowiska lepiej sobie darować, ale wróć do początku i koniecznie powiedz: „Danielu, obchodzi mnie, jak długo nad tym pracowałeś”. Odwołuj się do pierwszych obłąkańczych stwierdzeń. Możesz też użyć pewnych ogólników, które przerwą serię krzyków. „Nie chcę, żebyś tak się czuł. Nikt nie powinien tak się czuć”. Jeśli w ten sposób do niego trafisz, szybko się uspokoi.
Krok 3: Zredukuj intensywność. Jeśli zauważysz, że choleryk choć trochę otrząsnął się ze złości i zamrugał oczami, żeby sprawdzić, jakie skutki wywołała jego dotychczasowa eksplozja, to sygnał, że trafiłaś w sedno. Wtedy możesz zacząć redukować siłę i intensywność swojego głosu. Tym sposobem sprowadzisz go ze szczytu eksplozji do normalnego poziomu komunikacji.
Krok 4: Zrób przerwę. Nie ma sensu roztrząsanie przyczyny eksplozji, kiedy we krwi choleryka krąży jeszcze adrenalina. Teraz nadszedł moment na zrobienie przerwy i poczekanie, aż temperatura się obniży. Może to być 10 minut, godzina, dzień lub tydzień. Jest to konieczne dla sensownego dalszego ciągu procesu rozbrajania. Powiedz: „Danielu, zróbmy sobie przerwę. Potem będziemy mogli do tego wrócić i rozwiązać problem”.
Krok 5: Znajdź zawleczkę i nie wyciągaj jej. Zawleczkę należy znaleźć w innych okolicznościach niż czas i miejsce eksplozji. Wtedy, kiedy jest spokojnie i obydwoje znajdujecie się w strefie współpracy. Żeby trafić do zawleczki, trzeba zwyczajnie porozmawiać. Jeśli stopień zażyłości relacji na to pozwala, zapytaj „granata”, nie owijając w bawełnę, o powód jego złości, kiedy zwykle wybucha albo dlaczego stało się to ostatnim razem. Dobrym sposobem jest jasne przedstawienie intencji na początku rozmowy. Można powiedzieć: „Chciałabym zmniejszyć częstotliwość naszych konfliktów”. Następnie używaj pytań wyjaśniających, by poznać konkrety. „Co w poniedziałek sprawiło, że wpadłeś w złość?”. Załóżmy, że odpowie: „Bo mnie nie słuchali”. Nie próbuj wówczas przekonywać go, że było inaczej, tylko ciągnij rozmowę: „Skąd o tym wiesz?”. Odpowiedź może brzmieć: „Bo się kręcili”. Ty dociekaj dalej. „Gdyby siedzieli spokojnie, czułbyś się słuchany?”. W tej rozmowie nie bierz niczego za pewnik i bądź konkretna. Szukaj wskazówek, co możesz zrobić, kiedy emocje ponownie wymkną się cholerykowi spod kontroli. Pewien wybuchowy szef na pytanie swojej pracownicy: „Jak mogę ci pomóc, kiedy tracisz nad sobą panowanie?” odrzekł: „Po prostu wyjdź i mnie zignoruj, i rób to, co musisz zrobić”. Z dużym prawdopodobieństwem może się okazać, że to nie ty wyciągasz zawleczkę. Jeśli okaże się, że to ktoś inny z biura, rozwiązaniem może stać się szkolenie z budowania zespołu, komunikacji interpersonalnej i rozwiązywania konfliktów. Jeśli przyczyna eksplozji choleryka tkwi w jego domu, samo uświadomienie sobie tego faktu powinno mu pomóc być spokojniejszym w pracy.
Bez względu na powody wybuchów, jeśli zainwestujesz trochę czasu w aktywne słuchanie furiata i będziesz wspierać go w komunikowaniu o tym, co czuje, masz szansę osiągnąć sukces. Powoli zredukujesz wpływ negatywnego działania awanturnika i może będziesz jedną z niewielu osób, przy której „granat” nie wybucha.