Często, przywiązując ogromną wagę do wyglądu, przeglądamy się w „krzywym” zwierciadle. Trudno nam przez to nawiązać zdrowy kontakt ze swoim ciałem. Wypowiedzi trzech kobiet, które mówią, co lubią w swoim wyglądzie, a czego nie, komentują: psycholożka Joanna Roszak i kulturoznawczyni Joanna Mizielińska.
Zofia, 27 lat: Lubię swoje oczy i rzęsy. Zaczęłam je doceniać, odkąd opanowałam sztukę makijażu i umiem podkreślić ich urodę. Podoba mi się też moja szczupła sylwetka. Wprawdzie kilka lat temu zaokrąglił mi się brzuch, ale starannie to ukrywam. Za to nigdy nie znosiłam swoich krzywych nóg – od dziecka słyszałam, że są koślawe i do niedawna bardzo się ich wstydziłam. Teraz czuję się z nimi lepiej i z przyjemnością zakładam spódnice. Ta zmiana nadeszła niedawno – pomógł mi w tym udział w weekendowym warsztacie tanecznym. Podczas zajęć moje ciało zaczęło mówić. Przez dwa dni tańczyłam każdą kolejną jego częścią i to pozwoliło mi usłyszeć, co poszczególne mają do powiedzenia. Przestałam się przejmować, jak inni mnie oceniają, skupiłam uwagę na ruchach, które wykonuję. Nie traktuję już mojego ciała jak przeciwnika. Kiedy czuję coś niedobrego, sprawdzam, gdzie pojawia się napięcie, i zastanawiam, skąd się wzięło. Czuję, że mam teraz lepszy kontakt ze sobą i swoim ciałem.
Anna, 36 lat: W dzieciństwie uważałam, że jestem za niska. Zmieniło się to dopiero na studiach w Azji, gdzie nagle poczułam się ogromna. Teraz mój wzrost mi nie przeszkadza. Kiedyś uważałam też, że jestem zbyt blada, ale w Azji komplementowano moją jasną cerę. Natomiast problemem były tam moje piegi, które w dzieciństwie lubiłam. Długo nie mogłam zaakceptować swojego dużego biustu, chciałam mieć mniejszy. Teraz przeciwnie – zaliczam go do swoich atutów. Coraz lepiej czuję się we własnym ciele, choć wciąż nie podoba mi się, że mam grube nogi, ale noszę spódnice i staram się tym tak bardzo nie przejmować. Większość moich kompleksów na temat wyglądu pojawiło się w podstawówce, kiedy zaczęłam porównywać siebie z koleżankami. Akceptacja przychodziła stopniowo, pod wpływem komplementów i zainteresowania mężczyzn, ale też zadowolenia z życia. Dużo dało mi przebywanie w świecie innych kultur. Przekonałam się, że kanony urody są względne.
Marta, 41 lat: W pełni akceptuję moje ciało, fizjologię i cykl menstruacyjny. Najbardziej lubię swoje włosy – gęste, kręcone i niesforne. Podobnie jak oczy – jedno niebieskie, drugie częściowo brązowe: kiedyś czułam się z tym dziwnie, teraz mnie cieszą. Podobają mi się moje dłonie – są mocne i kształtne, umieją dobrze gotować i masować. Lubię też swoją skórę – jasną i atłasową. Nie akceptuję u siebie dużej pupy, ale ponieważ podoba się jednemu panu, uznaję, że ma ładny kształt. Osiemnaście lat temu zaczęłam ćwiczyć tai-chi i cieszyć się sprawnością i elastycznością ciała. Sześć lat temu nauczyłam się z kolei masować – to pomogło mi wejść w głębszy kontakt ze sobą. Moje ciało stało się środkiem do komunikowania się z innymi, przekazywania dobrego dotyku i pozytywnej energii.
Dr hab. Joanna Mizielińska, kulturoznawczyni z Instytutu Psychologii PAN:
Liczne badania pokazują, że kobiety mają do swojego ciała stosunek negatywny i rzadko bywają zadowolone z sylwetki. Poczucie wartości i w ogóle tożsamość kobiet są głębiej osadzone w fizyczności i częściej podlegają ocenom – mężczyzn dotyczy to w mniejszym stopniu. Ellyn Kaschack, autorka „Nowej psychologii kobiety”, stawia tezę, że kobieta żyje w świecie luster. Jest bezustannie oceniana poprzez to, jak wygląda, i w toku socjalizacji uczy się patrzeć na siebie według tego kryterium. Nawet zabawki dla małych dziewczynek są nakierowane na dbanie o wygląd – zestawy toaletek, makijażu, lalki Barbie, które się przebiera i stroi, nie mówiąc już o zaburzonych proporcjach w ich wymiarach. Ten trening właściwego wyglądu ma swoje konsekwencje. Lucyna Kopciewicz, która w Polsce robiła badania na temat, czym jest kobiecość według kobiet, potwierdza tezę Kaschack: dla 42 proc. badanych kobiecość to atrakcyjny wygląd. Kanon urody zmienia się, ale też, jak słusznie zauważa Naomi Wolf w książce „Mit piękna”, cechy, jakie w danej kulturze uznaje się za piękne, są pożądane w konkretnym czasie. Współcześnie dużo więcej uwagi poświęcamy zewnętrznej powłoce, zatem mit piękna szczególnie nas dotyka. Pielęgnacja ciała staje się nakazem współczesnej kultury i nakaz ten silnie działa w przypadku kobiet.
Dr Joanna Roszak, psycholożka z Instytutu Psychologii SWPS:
Małe dziewczynki, nauczone, że ocenia się je przez pryzmat wyglądu, robią porównania z innymi równie „wytresowanymi” dziewczynkami, i tak zaczyna się to nasze kobiece przeglądanie się w oczach innych. Oczywiście, cudza opinia może być pomocna jako informacja zwrotna na temat wyglądu, ale jest zdrowiej, jeśli mamy do siebie szacunek i lubimy się niezależnie od tego, czy nasza sylwetka i ubiór pasują do aktualnych trendów. Zajęcie się sobą, na przykład poprzez taniec, sport, może być krokiem do wyzwolenia - musimy tylko dopuścić do głosu mądrość własnego ciała. Nie jest to łatwe, bo kobiety często tak mocno biorą sobie do serca oceny innych, że w końcu zaczynają wierzyć, że pragnienie zgodności z kanonem płynie z ich własnych potrzeb. Obserwacja, jak owe kanony zmieniają się na przestrzeni lat i są odmienne w różnych kulturach – również może wpływać na zachowanie większego do siebie dystansu. Nie dajmy się zwariować. Im bardziej jesteśmy prawdziwe, tym prawdziwiej żyjemy.