Kto to „belfer z powołaniem”, jak dziś rozkochać w szkole młodych ludzi i kto nie nadaje się na dobrego nauczyciela – opowiada Krystyna Starczewska, wychowawczyni i przyjaciółka pokoleń uczniów, współzałożycielka innowacyjnych szkół społecznych.
Mamy w Polsce około 600 tysięcy nauczycieli. Co wskazuje na to, że minęli się z powołaniem?
Jeśli nauczyciel widzi dzieci jako bandę nieznośnych istot, ujarzmia je nakazami i zakazami, chce je sobie podporządkować, a gdy się buntują – staje się coraz surowszy – wtedy praca staje się dla niego uciążliwa, a uczniów nie znosi. To jedna z oznak, że nie ma powołania.
Kim jest zatem nauczyciel z pasji?
Człowiekiem, którego każde dziecko ciekawi. Jeśli uczeń jest trudny, zbuntowany, zamknięty, próbuje zrozumieć, co się za tym kryje. Może kompleksy, sytuacja rodzinna, jakieś dysfunkcje, a może cechy charakteru? I idzie dalej – zastanawia się, co sprawi, że dziecko otworzy się na kontakt. Klucz to umiejętność empatii i umiejętność rozmowy z uczniami. Hasło: „Słucham cię i chcę być przez ciebie wysłuchany”. Dzięki temu można dobrać metody, które pomogą dziecku pokonać słabości, rozwinąć to, co dla niego istotne. Jeśli nauczyciela fascynuje takie rozsupływanie supełka za supełkiem – chce tej pracy z serca.
Nie chodzi tylko o relację i zaufanie na linii uczeń – nauczyciel. Często dzieciom jest trudno, bo przez swoją inność są odrzucane. Jak sobie z tym radzić?
Kontakt z takimi skomplikowanymi sytuacjami powinien nauczyciela pobudzać. Oto milczek, który nigdy nie zabiera głosu podczas lekcji. Trzeba spytać na osobności, dlaczego tak się dzieje: „Opowiedz, z jakiego powodu się blokujesz, przecież piszesz takie mądre prace, a nigdy cię nie słyszę”. „Wstydzę się kolegów, boję się, że mnie wyśmieją”. Oczywiście, nauczyciela obowiązuje dyskrecja, ale jeśli pokrzywdzone dziecko zgodzi się na przyjazną konfrontację z klasą, strony zostaną wysłuchane, ustalą, jak mogą sobie pomóc, szanować się i zrozumieć.
Ale dobry nauczyciel to nie tylko taki, do którego dzieci lgną, zwierzają mu się. Ważne, by umiał w atrakcyjny sposób przekazać wiedzę.
Najważniejsze to dopuszczać uczniów do własnych pomysłów na lekcjach. Na przykład – polonistka nie narzuca interpretacji literatury, ale słucha klasy. „Mnie znudził »Stary człowiek i morze«” – mówi ktoś. „A dlaczego? Opowiedz. A co cię zaciekawiło?”.
Dobrym tropem jest pobudzanie uczniów poprzez aktywność twórczą, choćby pomysł: „Zróbmy współczesną inscenizację »Romea i Julii«”. To wciąga dzieci, które jednocześnie głębiej rozumieją i poznają utwór. Ważne, żeby tęskniły za lekcjami, chciały przyswajać wiedzę. I dobrze czuły się w szkole.
Gdzie nie ma jednak mowy o anarchii. Konieczne są zasady.
Trzeba je wypracować razem z dziećmi! Zaczynamy od pytania: „Na co nie zgodziłbyś się ze strony kolegów?”. „Nie – wyszydzaniu, obrażaniu, biciu, donoszeniu, śledzeniu, obrażaniu w mediach społecznościowych”. W naszej szkole obowiązuje wypracowany przed laty przez Sejm Szkolny czteropunktowy dokument „Zero tolerancji”, który uczeń podpisuje, rozpoczynając naukę. Tym samym zobowiązuje się do jego przestrzegania.
Zero tolerancji dla...
Agresji, w tym, oczywiście, także dla przemocy w mediach społecznościowych. Dla zachowań niebezpiecznych – zagrażających mnie samemu albo kolegom. Zero tolerancji dla nieuczciwości i dla używek. Skoro to wspólnie wypracowane zasady, uczniowie czują się odpowiedzialni za ich przestrzeganie.
A co, jeśli ktoś je złamie?
Mieliśmy przed laty taki przypadek – dziewczynka w liceum w okrutny sposób obrażała w sieci sparaliżowanego chłopca. Seksualne żarty były tak plugawe, że ofiara próbowała targnąć się na swoje życie. Usunęliśmy winną, jednak wedle naszych zasad po roku mogła się starać o powrót do szkoły, deklarując, że zrozumiała swoje skandaliczne zachowanie. Przyjęliśmy ją, a po maturze dziękowała nam za stanowczy ruch: „Gdybyście mnie nie wywalili, nigdy nie zrozumiałabym swojego postępowania”.
Dzieciom trzeba uświadamiać, że mają prawo do błędów, ale jednocześnie muszą starać się zrozumieć, na czym te błędy polegają. Trzeba wspólnie z nimi rozwiązywać trudne sytuacje – wspierać je w zrozumieniu siebie i innych, ale jednocześnie być konsekwentnym.