Mówi się, że to czas leczy rany. Rany leczy dialog, uważne słuchanie. Ludzie nie radzą sobie z konfliktami dlatego, że nie umieją dialogować i nie potrafią słuchać – mówi trenerka i terapeutka Zofia Aleksandra Schacht-Petersen.
Boimy się, że konflikty w bliskich relacjach oznaczają początek końca relacji. Słusznie?
Nie. Konflikty są nie tylko nieuniknione, ale potrzebne. Gorsza jest obojętność, milczenie. Konflikt to dowód, że chcemy relacji żywej, autentycznej, a nie udawanej i pełnej przymusu, czyli takiej, że ja – w imię świętego spokoju – zrobię to, co ty chcesz, i odwrotnie.
Czyli konflikt oznacza, że nasza relacja nie umiera.
Ona się rozwija, wzmacnia, a my w niej też wzrastamy. Chcemy być szczęśliwi z kimś, a jednocześnie chcemy pozostać sobą, nie stłamszeni, zlani i pomieszani z tą osobą. Konflikt pomaga nam się wyodrębnić, zobaczyć siebie samych i podjąć wspólnie wyzwanie, jakim jest bycie razem.
Co jest wtedy najważniejsze?
Dialog. O tym, co się nie podoba, co jest dla kogoś trudne i co chce zmienić, o niezaspokojonych potrzebach. W książce „Dialog zamiast kar” zdefiniowałam dialog jako rozmowę o rozmawiających. Dialog nas odróżnia, jest nas dwoje: ten, kto mówi, i ten, kto słucha, autor i słuchacz, i każdy mówi o sobie. A zarazem dialog nas łączy, bo dowiadujemy się czegoś ważnego o sobie nawzajem, czego chcemy, co nam się podoba, a co nie. Jakie są są nasze granice. W bliskich relacjach te granice się stykają, a potrzeby są nieustannie w ruchu, raz zaspokajane, a innym razem nie. Raz u mnie, raz u ciebie. Jak w tańcu. W konflikcie dialog jest jak wołanie: „Usłysz mnie, zależy mi na tobie i naszej relacji, więc mówię ci, co mi się nie podoba i gdzie chcę zmiany!”. Kiedy ktoś coś mówi, nawet oskarżając innych, nadal mówi o sobie.
Taki obrazek: on krzyczy na nią, że czegoś nie zrobiła. Co to da, że ona wie, że ten krzyk jest o nim?
Da to, że ona nie weźmie tego „do siebie”. Już ta świadomość chroni ją i pozwala jej usłyszeć jego niezaspokojone potrzeby oraz przyjąć postawę: Oddzielam się od oskarżeń, nie mieszam się z nimi. Mogę wybrać, czy będę nadal słuchać, czy też wolę ochronić siebie, na przykład wychodząc i mówiąc, że nie chcę tego słuchać teraz, zwłaszcza wypowiadanego tym tonem i w takim stylu.
Łatwo powiedzieć. Jak się nie odwinąć krzykiem, gdy słyszysz: wariatka!?
Kiedy ktoś tak do mnie mówi, prawdopodobnie jego ból w relacji ze mną jest wielki, a zarazem on nie wie, jak inaczej o tym mówić, niż „uderzając” mnie słowami. To nadal jest o nim, o jego cierpieniu i niemocy w komunikowaniu siebie. Prawdopodobnie także o tym, że dotąd i ja nie potrafiłam tego cierpienia usłyszeć. Wypowiadamy czasem mocne, raniące słowa. I zamiast sobie pomagać, niszczymy siebie i swoje związki.
Co zrobić, żeby konflikt nie niszczył?
Nauczyć się dialogu, który zaczyna się od słuchania tego, co ktoś chce mi powiedzieć. Kiedy mnie oskarża i krytykuje, a ja pamiętam, że – bez względu na to, jakich słów używa – mówi o swojej frustracji, to po prostu go słucham i nie oceniam. A on czuje się wtedy widziany, ważny. Dynamika i struktura dialogu w konflikcie jest w istocie bardzo prosta: gdy wiem, że druga strona mówi o swoim bólu, i ja słucham jej z uwagą, to ten ból przestaje uwierać, ranić. Jeżeli się wkręcam, zaczynam się bronić, to ten ból się zwiększa.
Ludzie na ogół się bronią. To chyba naturalne?
W konflikcie mamy tendencję do szukania winowajcy, w sobie albo w drugim. Zamiast zająć się problemem, zrzucamy go – jak gorący kartofel – na czyjeś kolana. A on dalej pomiędzy nami krąży. Założenie, że druga osoba chce mi powiedzieć o sobie, pomaga mi ją wysłuchać.
To wielka sztuka, wyżyny miłosierdzia. Trudne.
Uważam, że wszyscy jesteśmy do tego zdolni. Wręcz nie możemy funkcjonować w relacji bez świadomego dialogu. Wystarczy, że przynajmniej jedna osoba w konflikcie zacznie słuchać, pojawia się szansa na rozwiązanie.
Rozwiązaniem konfliktu jest kompromis?
Nie, kompromis to zamrożenie konfliktu. Rozwiązaniem jest kontakt: ja słyszę ciebie, ty mnie i mamy taką relację, że możemy być ze sobą, trochę mniej się raniąc. W bliskich relacjach nie da się uniknąć wzajemnych zranień. Chodzi o to, żeby się o nie zatroszczyć. Bez konfrontacji, ze współczuciem i w dialogu. Załóżmy, że potrzebujesz wolności, którą daje ci auto. A macie tylko jedno. Zawieracie kompromis: ty jeździsz tego dnia, on innego. A co jeśli pilnie potrzebujesz samochodu w „jego” dniu? On mówi: „Inaczej się umawialiśmy”. Ty: „Jesteś bezduszny!”. Zaczynacie kolejny konflikt o szanowanie umów lub o to, czy twoje pilne sprawy są wystarczająco pilne dla niego. Założeniem kompromisu jest czyjeś ustępstwo, brak ustępstwa jednego, obojga albo ugoda. Założeniem dialogu jest wzajemna troska o siebie, żeby potrzeby obu stron były zaspokojone lepiej, w większej równowadze.
To powiedzmy, krok po kroku, jak to osiągnąć.
Pierwszy, prosty i najważniejszy krok w konflikcie: wziąć głęboki oddech, nie reagować szybko. Na treningach uczę też dialogu odzwierciedlającego. Ktoś (autor) mówi: „Jak mogłeś kupić chleb, a nie kupić masła?!”. Słuchacz powtarza dokładnie słowa autora: „Pytasz mnie, jak mogłem kupić chleb, a nie kupić masła”. Ćwiczenie polega na powtarzaniu, nie parafrazowaniu, bo parafrazując, zastanawiam się, jakimi słowami oddać to, co powiedział autor, a nie słucham go. W efekcie używam innych słów niż te, które wybrał. Wprowadzam więc dodatkową narrację, choć to on jest autorem, a nie ja. Uważne słuchanie i odzwierciedlanie, na które decydują się obie strony konfliktu, pomaga zobaczyć siebie wzajemnie i spowalnia dialog.
Słuchanie słuchające – o takie chodzi?
To bardzo dobre sformułowanie. Nie chodzi o interpretację albo mieszanie słuchania z mówieniem. Powtarzam często: żeby słuchać, potrzebujesz tylko uszu, nie potrzebujesz głowy i ust. Jeśli ktoś mówi: „Jesteś głupia”, moja głowa myśli: „Może faktycznie jestem głupia? Zaraz mu dam popalić!”. Ja to nazywam mieszaniem się w autorstwo kogoś innego. Żeby słuchanie miało wysoką jakość, pytam autora, czy dokładnie odzwierciedlam to, co mówi, czy o to właśnie mu chodzi. Może coś skorygować albo dodać. I słucham go tak długo, jak tego potrzebuje. Nazywam to słuchającym lustrem. Czasem takie słuchanie sprawia, że ludzie kończą swoje dialogi słowami „kocham cię”.
Po wysłuchaniu przychodzi czas na moją wypowiedź. Jak ją zacząć?
Zapytać: „Czy jesteś gotowy, żeby usłyszeć teraz mnie?”. Bo aby słuchać, musimy być na to gotowi. W konflikcie bardzo często ludzie przekrzykują się, wszyscy chcą być usłyszani, ale nikt nikogo nie słucha. Ból eskaluje i wymyka się ze struktury dialogu, gdzie obowiązuje kolejność. Ten, kto mówi, mówi, a kto słucha, słucha. Tylko wtedy cierpienie może się ujawnić i ukoić. Mówi się, że czas leczy rany. Nie, sam czas nie leczy. A jeżeli nie są uleczone, to w konflikcie się otworzą. Rany leczy dialog, uważne słuchanie. Ludzie nie radzą sobie z konfliktami dlatego, że nie umieją dialogować i nie potrafią słuchać.
A potrafią mówić?
Też nie. Bo trzeba pamiętać, żeby mówić o sobie, o swoich uczuciach i potrzebach. Chodzi o to, żeby się wypowiedzieć, wyrazić, co czuję, myślę, kim jestem dziś, tu i teraz i jak się mam, będąc z tobą. Czy będąc z tobą, czuję się dobrze także jako ja, taka, jaka jestem.
Dlaczego uważne słuchanie i mówienie sprawia nam trudność?
Bo jako dzieci byliśmy wychowywani do posłuszeństwa, ale nie byliśmy słuchani. Dzieci, od których wymaga się przede wszystkim, żeby słuchały innych, tracą odwagę i zaufanie do siebie i swoich uczuć i potrzeb. Kiedy troszczymy się o ich rozwój i słyszymy je, one cały czas mówią o sobie: ja chcę, ja nie chcę, lubię, nie lubię. I stopniowo nabywają zdolności przenoszenia uwagi także na innych. Żeby odnaleźć się w dialogu i komunikacji, uczmy się od dzieci mówienia o sobie.
My, kobiety, często mówimy o sobie, ale dla samego mówienia, żeby podtrzymać kontakt (w lingwistyce nazywa się to funkcją fatyczną języka). Takie mówienie też ma sens?
Oczywiście. Potrzebujemy po prostu pogadać, zobaczyć się w oczach innych. Daje nam to poczucie bezpieczeństwa i pomaga się regulować, kiedy doświadczamy stresu i przeciążenia. Trwała, elastyczna, wciąż odnawiana i wzmacniana na co dzień relacja z drugim człowiekiem to najważniejsza potrzeba, która chroni nasze życie. Można nazwać ją miłością. Michaił Bachtin mówił, że miłość jest dialogiczna, „nie ma dialogu bez miłości, tak jak nie ma miłości w izolacji”.
I tak jak bez dialogu nie ma rozwiązania konfliktu.
Potrzebujemy dialogu, w którym słuchamy i wyrażamy siebie najpełniej jak potrafimy, nie na oślep, bez świadomości i struktury. Dlatego uważam, że uczenie dialogu powinno być obowiązkową praktyką w szkołach i wszędzie, gdzie ludzie ze sobą przebywają. Tak samo jak popularyzowanie dialogu i dialogicznego wsparcia dla tych, którzy przechodzą kryzysy i konflikty. I jeszcze jedno, kiedy doświadczamy trudności w relacjach, zdrową i naturalną reakcją jest szukanie pomocy u innych ludzi, nieuwikłanych w nasz ból, którzy nie będą wchodzić w koalicje: z nami lub przeciw nam, nie będą próbowali za nas rozwiązywać naszych problemów, ale nas usłyszą. Potrzebujemy takiej pomocy nie tylko od profesjonalistów, mediatorów i terapeutów, ale od naszych bliskich i przyjaciół. Nie bójmy się prosić o wsparcie.
Zofia Aleksandra Schacht-Petersen, certyfikowana trenerka Porozumienia bez Przemocy oraz Family Lab, terapeutka, propagatorka filozofii wychowania Jespera Juula, założycielka Szkoły Empatii i Dialogu oraz Równo-Ważni – centrum rozwoju relacji i terapii traumy.