Pytanie „kariera czy dziecko” towarzyszy kobietom od dawna. Jednak – jak podkreśla psychoterapeutka Ewa Klepacka-Gryz – to tylko jeden z wielu nierozwiązanych dylematów w życiu, więc dla naszej psychiki zdrowiej jest się z tym pogodzić.
Kiedy na początku XXI wieku kobiety masowo ruszyły do pracy w zachodnich koncernach, temat „kariera czy dziecko” – dominował w mediach. W gabinetach psychoterapeutów również. Młode matki skarżyły się, że na pozór nikt nie zabraniał im wspinania się po szczeblach kariery, jednak oczekiwanie, że „dzieci będą zadbane, dom posprzątany i obiad z trzech dań na stole gotowy na powrót męża z pracy, każdego dnia, a nie tylko w niedzielę”, nie pozwalało cieszyć się z zawodowych sukcesów. Nie bez znaczenia był też wewnętrzny konflikt. „Pod koniec macierzyńskiego czułam, że dłużej nie wytrzymam życia pomiędzy piaskownicą, przecieraniem zupek i zmienianiem pieluch, ale kiedy jestem w pracy, nie potrafię przestać myśleć o dziecku” – wspomina wiele kobiet.Kropką nad „i” były opinie matek i teściowych, które powtarzały, że miejsce kobiety jest w domu przy dzieciach, no, w drodze wyjątku jakieś pół etatu w szkole, żeby na tzw. waciki zarobić i od męża nie wyciągać.
Choć minęły lata, a tęgie głowy psychologii i psychoterapii próbowały rozwiązać ów dylemat, okazało się, że… albo kariera, albo dziecko. Dwóch srok za ogon złapać się nie da, bo zawsze coś jest kosztem czegoś.
Dorastałam w czasach, kiedy model dziecka z kluczem na szyi właśnie zaczynał się wpisywać w standardy nowoczesnego wychowania. Jednak moja mama była tradycjonalistką. Pracowała, ale po szkole w domu czekał na mnie obiad z dwóch dań i deser. Mama chodziła na drugą zmianę. Pomiędzy jej wyjściem z domu a powrotem ojca z pracy, czyli przez około dwie godziny, mogłam bawić się na podwórku, pod czujnym okiem sąsiadki z parteru.
Mama lubiła swoją pracę, często dzieliła się opowieściami o minionym dniu, ale o robieniu kariery zawodowej przez kobiety, na dodatek „kosztem” dzieci, nikt wtedy nie mówił. Wiadomo było, że to ojciec wypełnia większą część domowego budżetu, role w rodzinie były ściśle podzielone. Mama odeszła na emeryturę w wieku 55 lat, po zdobyciu obowiązkowego stażu pracy i – jak do dziś powtarza – wreszcie miała czas dla siebie, co w praktyce oznaczało, że zajęła się domem i wnukami.
Kiedy rozpoczęłam karierę, pomagała mi w opiece nad dziećmi, ale też często powtarzała, że za mało skupiam się na rodzinie, że kobieta, owszem, może pracować, ale jej podstawowym obowiązkiem są dom, dzieci i mąż. Pozornie nie przejmowałam się tym, kobiety z mojego pokolenia bez skrupułów zamieniły rolę strażniczki domowego ogniska na awans w pracy, jednak pewnego razu wzięłam udział w warsztacie ustawień Hellingera. Chciałam uporać się z wątpliwościami dotyczącymi pieniędzy i okazało się, że radość z zarabiania zakłóca mi poczucie winy wobec dzieci. Przyznałam wtedy sama przed sobą, że dylemat „kariera czy dziecko?” sprawia, że stoję w rozkroku. Postawiłam na karierę. Tłumaczyłam samej sobie, że zarabiam pieniądze, żeby móc zapewnić dzieciom wakacyjne wyjazdy czy dobre szkoły. Jednak stuprocentową radość z pracy, bez wyrzutów sumienia i poczucia winy zaczęłam odczuwać dopiero na… emeryturze.
Dziś nadal trafia do mnie wiele kobiet z dylematem, czy wracać do pracy po urlopie macierzyńskim, czy wziąć wychowawczy, a może szybko zdecydować się na drugie dziecko?
Magda jest mamą czteromiesięcznej dziewczynki. To była jej trzecia ciąża, po dwóch poronieniach, wyczekiwana i upragniona. – Od początku ciąży wiedziałam, że dziecko jest ważniejsze niż praca. Tak wiele energii i cierpienia kosztowało mnie to, żeby w ogóle je mieć. Odkąd urodziłam zdrową córeczkę i widzę, jak mała się cudownie rozwija, czasami myślę o tym, że kiedyś wrócę do pracy. Ale na pewno nie na cały etat – opowiada Magda, która wcześniej pracowała w dużych korporacjach. Jest osobą wysoko wrażliwą i przeszła poważny kryzys emocjonalny z powodu zbyt dużego zaangażowania się w pracę. Po drugim poronieniu przeszła na ¾ etatu, a pandemia sprawiła, że pracowała głównie zdalnie, co było dla niej mniej obciążające.
Magda sądzi, że praca zawsze jest kosztem dziecka i kosztem samej kobiety. Podobnie jak wiele współczesnych młodych matek uważa, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Choć karmi piersią, więc jest dla córeczki niezastąpiona, to każdego dnia znajduje przynajmniej godzinę tylko dla siebie. – Idę pobiegać, wypić kawę z koleżanką w knajpce na dole albo zamykam się w sypialni z książką. Muszę o siebie zadbać, żeby mieć energię do zajmowania się dzieckiem. Kiedy poczuję, że pojawiła się w moim życiu przestrzeń na pracę, zacznę czegoś szukać – wyjaśnia.
Magda uważa, że w sprawie podziału swojego czasu, zaangażowania i energii każda kobieta powinna słuchać swojego wewnętrznego głosu. Ją i siostrę wychowywała babcia, bo mama musiała pracować, a rodzice się rozwiedli, kiedy dziewczynki były małe.
Koleżanka Magdy, mama półtorarocznych bliźniaków, wróciła do pracy, kiedy tylko skończył jej się urlop macierzyński. Chce realizować się zawodowo i była przekonana, że trzyletni urlop przekreśliłby jej karierę prawniczki. Zarazem przyznaje głośno, że jej decyzja została w pewnym stopniu podjęta kosztem rodziny, ale nie umie i nie chce inaczej. Bardzo kocha swoje dzieci, ale praca jest jej pasją, nie chce pracować mniej.
Obserwując koleżanki, choćby w mediach społecznościowych, Magda zauważa, że młode kobiety bardzo dużo od siebie wymagają. Obrazek szczęśliwej młodej mamy: zadbanej, ślicznej, wypoczętej, w cudownie urządzonych wnętrzach, ze słodkim dzidziusiem na rękach – to model wręcz obowiązujący. Jeśli wpisuje się w to kariera, tym lepiej. Gdy zaś kobieta za cel stawia sobie zajmowanie się domem, dbanie o siebie i swoje pasje i ewentualnie pracę charytatywną, to również jej prawo. Nie ma jednego jedynie słusznego modelu, liczy się świadomy wybór i możliwości, przede wszystkim finansowe.
Małgosia jest mamą dwuletniego Krzysia, od roku starają się z mężem o drugie dziecko. Zgodnie twierdzą, że szybko chcą wyjść z pieluch i zająć się innymi, równie ważnymi sferami życia. – Dziecko było dla mnie zawsze ważniejsze niż praca, nie chciałam wracać. Wróciłam, bo kredyt na mieszkanie był na mnie. Banki wymagały oświadczenia, że nie pójdę na urlop wychowawczy, musiałam je podpisać. Zakładałam, że będzie ciężko pogodzić pracę i opiekę nad dzieckiem. Nigdy nie lubiłam tej pracy, po powrocie z macierzyńskiego wzięłam mniejszy etat plus godzinę na karmienie piersią – mówi.
Synek Małgosi często choruje, szef się wkurza, że znowu bierze zwolnienie. W pandemii jest jeszcze gorzej, bo wszyscy oczekują, że pomimo zwolnienia będzie dyspozycyjna. Nieraz musi zatem siedzieć przed komputerem z dzieckiem płaczącym i wiszącym jej na szyi.
Przed ciążą spełniała się w pracy: awans był na wyciągnięcie ręki, po porodzie szef oczekiwał, że nadal będzie jej zależało na awansie, co oznaczało pracę na 200 proc. Małgosia jednak zrezygnowała z awansu, myśli też o zmianie pracy na mniej absorbującą. – Nie ma idealnej równowagi pomiędzy karierą i dzieckiem. Wolę być spełnioną mamą i wystarczająco dobrym pracownikiem – jasno stawia sprawę, bo priorytetem jest dla niej wychowanie fajnego człowieka.
Czasami pomaga jej mama, która sama przez pięć lat była z dziećmi w domu, a potem pomagały jej dwie babcie. Małgosia nigdy nie czuła, że dla mamy praca jest ważniejsza niż dzieci. Dziś chętnie zajmuje się wnukiem, a kiedy córka powiedziała jej o zmianie pracy, obiecała, że dorzuci się do kredytu. Bo wiadomo: mniej absorbująca praca to zwykle niższa pensja.
Zdaniem Małgosi najważniejsze jest, żeby kobieta, która decyduje się mieć dzieci, powiedziała sobie, że jej życie już nigdy nie będzie takie samo. Żeby nie popaść we frustrację, musi stworzyć swoją rzeczywistość na nowo i zaakceptować wszystkie jej odsłony. A jeśli kobieta wybiera karierę i nie chce mieć dzieci? Jej sprawa. Gorzej jeśli chce mieć wszystko: dziecko, dom, karierę. Może wtedy lepiej najpierw postawić na karierę, a dziecko urodzić, kiedy już w dużym stopniu poczuje się spełnioną zawodowo?
Badania przeprowadzone przez Instytut Badań Strukturalnych wskazują, że w 2020 roku ponad 75 proc. biernych zawodowo Polek nie pracowało ani nie szukało pracy z powodu opieki nad dzieckiem lub obowiązków rodzinnych. W Szwecji w podobnej sytuacji jest jedynie 18 proc. kobiet. Jak twierdzą badacze, nie wynika to z braku wykształcenia, bowiem zgodnie z raportem firmy McKinsey & Company, zajmującej się zarządzaniem strategicznym, kobiety w Polsce stanowią ponad 2/3 absolwentów szkół wyższych i 43 proc. menedżerów. Polki wiodą prym wśród kobiet pracujących, które mają wyższe wykształcenie i są bezdzietne, ewentualnie mają jedno dziecko.
Na zajście w ciążę nigdy nie ma dobrego momentu: to zawsze wybór pomiędzy karierą a rodziną. Czynne zawodowo kobiety, które decydują się na więcej niż jedno dziecko, często starają się o jak najkrótszy odstęp pomiędzy kolejnymi ciążami – żeby skrócić przerwę w karierze. Część matek przyznaje, że drugie dziecko jest pewnego rodzaju ucieczką od presji związanej z końcem urlopu macierzyńskiego. Moment podjęcia decyzji: przerywam macierzyński czy biorę urlop wychowawczy – bywa bardzo trudny. I nie chodzi jedynie o trudność pogodzenia obowiązków. Część matek czuje się gorsza od koleżanek, bo rola przebojowej, niezależnej, ambitnej kobiety nie jest już dla nich najważniejsza. Niektóre przyznają, że najprzyjemniejszy moment dnia jest wtedy, gdy po późnym powrocie z pracy mogą wtulić się w rozgrzane od snu ciałko dziecka.
Wracając po urlopie macierzyńskim, kobieta musi nauczyć się funkcjonować w całkiem odmiennych realiach. W napiętym grafiku zawodowo-rodzinnym nie zawsze jest czas na fryzjera, kosmetyczkę czy superidealny makijaż. Bywa, że dziecko tęskniące za mamą w nocy nie pozwala odstawić się od piersi, a po nieprzespanej nocy trudno wyglądać jak z żurnala, z koncentracją też bywa różnie.
Wiele kobiet świadomie nie chce powielać modelu swoich matek – wiecznie sfrustrowanych, goniących z domu do pracy, z pracy do przedszkola, po drodze robiąc zakupy i odbierając ubrania z pralni. Oczekują od nich wsparcia, jednak niekoniecznie w pomocy przy dziecku, a w postaci potwierdzenia, że dokonały słusznego wyboru, że mają prawo dbać o siebie i swoje pasje. Jednak zdarza się, że słyszą komentarze, że są wygodnickie, bo przecież nie muszą prać pieluch, mają obiady w słoiczkach i tyle innych udogodnień, a jeszcze narzekają, że im ciężko.
Model Matki Polki, która w pełni poświęca się dziecku i rodzinie, echem odbija się w sercach wielu z nas. Czujemy się winne, oddając dziecko do żłobka, czujemy się winne (i zależne od męża), nie zarabiając na urlopie wychowawczym.Niewiele się w tej sprawie zmieniło przez te lata. No może poza tym, że kobiety są coraz bardziej świadome, dają sobie prawo żyć własnym życiem, nawet jeśli nie podoba się to całej reszcie świata. „Kariera czy dziecko?” – to niejedyny dylemat współczesności. Życie składa się z wielu innych, a podstawa to świadomość, że większości z nich nie uda nam się rozwiązać, więc trzeba z tym jakoś dalej żyć.
Ewa Klepacka-Gryz, psycholożka, terapeutka, autorka poradników psychologicznych, trenerka warsztatów rozwojowych dla kobiet; www.terapiavia.com