1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Trening otwartości i szansa na uciszenie wewnętrznego krytyka. 5 powodów, dla których warto improwizować

Trening otwartości i szansa na uciszenie wewnętrznego krytyka. 5 powodów, dla których warto improwizować

Improwizacja teatralna uczy wyobraźni i akceptacji. (Ilustracja: iStock)
Improwizacja teatralna uczy wyobraźni i akceptacji. (Ilustracja: iStock)
Nie chodzi o pokazanie umiejętności aktorskich, wyszkolonego głosu ani głębi interpretacji – a o trenowanie wyobraźni, otwartości na eksperymentowanie i uciszenie wewnętrznego krytyka. O swoich doświadczeniach z improwizacją teatralną i korzyściach, jakie przynosi jej to na co dzień – pisze dziennikarka Marta Urbaniak-Piotrowska.

Nigdy nie byłam gwiazdą szkolnych akademii. Nie lubię uczyć się kwestii na pamięć ani recytować wierszy z własną interpretacją. Od jakiegoś czasu występuję jednak na scenie. Bywam nauczycielką, która w rewolucyjnym szale wykasowuje Librusa; oficerem, który szkoli swoich podwładnych jak krecimi norkami dostać się za linię wroga, albo babcią, która zrobiła sobie tatuaż i doprowadziła tym wnuczka do zapaści. Co więcej, gram w spektaklach, które danego dnia wystawiane są jednocześnie po raz pierwszy i po raz ostatni. Jak to możliwe?

Uczę się improwizacji teatralnej – sztuki, w której fabuła, postacie i dialogi powstają na żywo. Brzmi jak coś niesłychanie trudnego, jednak przede wszystkim jest zabawą!

Sto lat improwizacji

Improwizacja teatralna w Polsce jest bardzo młodą sztuką (pierwsze grupy zaczęły występować ok. 15 lat temu), jednak jej korzenie sięgają lat 20. ubiegłego wieku. Pedagożka Viola Spolin z Chicago poprzez różnego rodzaju zabawy uczyła mówiące innymi językami dzieci imigrantów, jak się ze sobą porozumiewać. Gdy tylko dzieci napotykały jakiś komunikacyjny

problem, wymyślała nową grę, która pozwalała uporać się z niemożnością kontaktu i lękiem. To świetnie działało! W latach 60. wszystkie swoje techniki zebrała w książce „Improvisation for the Theater”, która stała się biblią improwizatorów i zrewolucjonizowała świat teatru. Spolin zawarła w niej metody pracy z aktorami, które pozwalają rozwijać spontaniczność i koncentrować się na chwili obecnej. Improwizacja szybko zaczęła zyskiwać na popularności nie tylko w środowisku teatralnym czy filmowym, ale też biznesowym, terapeutycznym czy… więziennym. Okazało się bowiem, że wymyślone przez Spolin techniki nie tylko pomagają aktorom na scenie, ale sprawdzają się również w przypadku każdej innej osoby.

Pobudzają kreatywność i spontaniczność, wpływają na umiejętność dialogu i empatię, ułatwiają wzajemną komunikację, uczą szacunku do przeżyć drugiej osoby oraz niwelują lęk przed wystąpieniami publicznymi, robiąc showmana z najbardziej nieśmiałego człowieka. W każdym z nas drzemie w końcu wewnętrzne dziecko. Gdy damy mu okazję do zabawy, rozkwitnie. Wyzwolone z podświadomości, przestanie psocić w naszym życiu, a zamiast tego poprawi jego jakość.

Zróbmy to

No dobrze, a jak to możliwe, że tu i teraz, kompletnie z niczego, na oczach widzów powstaje historia, która ma sens, zwroty akcji i puentę? Wszystko dzięki magicznej kwestii „tak, i…”.

Podstawą improwizacji jest przyjęcie tego, co oferuje partner, a następnie dodanie do tego swojej części (na którą z kolei partner również sie zgadza i ją rozwija). Gdy zatem usłyszysz „Ahoj, kapitanie”, nie możesz udawać, że jesteś stewardessa. Równie ważne jest jednak to, w jaki sposób rozwiniesz pomysł. Jeśli uznasz, że wasz statek zmierza na mieliznę, twój partner nie może powiedzieć, że to nieprawda, bo przecież tak naprawdę nigdy nie wyszliście z portu. Scena ma szansę powstać tylko dlatego, że dwie osoby zgadzają się ze sobą i decydują tu i teraz wspólnie rozwijać pomysł. Nie chodzi o to, by forsować swoje idee ani prześcigać się w tym, kto jest bardziej kreatywny, a o to, że tylko w parze z drugą osobą jesteśmy w stanie stworzyć nową jakość. Improwizacja uczy wiec współpracy i akceptacji tego, co przychodzi nam do głowy. Najczęściej powtarzanym zdaniem na zajęciach jest wiec: „tak, zróbmy to!”. Tylko poprzez „tak” i zgodzenie sie na propozycje partnera jesteśmy w stanie wykreować fabułę.

Jak można się domyślić, bardzo wpływa to na podejście do innych ludzi i pozostałe sfery życia.

Tona śmiechu

Improwizacja jest przede wszystkim zabawna. Do tego nie trzeba silić sie na dowcipy, one pojawiają się same. Czasem ciężko jest grać, bo człowiek krztusi się od śmiechu. I o to chodzi! Po spektaklu dobry nastrój utrzymuje sie przez długie godziny, nawet jeśli właśnie jest ponury listopadowy wieczór (polecam impro na jesienny spleen!). Co ciekawe, nagrany i odtworzony po jakimś czasie nie bawi już tak samo jak podczas występu. To dlatego że tym, co najbardziej działa w impro, jest humor sytuacyjny – ktoś się przejęzyczy, zrobi dziwną minę, a cała sala wybucha gromkim śmiechem.

Jednocześnie warto podkreślić, że impro nie ma w sobie nic z kabaretu. Jakie są kabarety, wielu z nas wie. Często nieśmieszne, bazujące na stereotypach, nierzadko stygmatyzujące wszystko, co inne i w mniejszości. Jako adeptka improwizacji wciąż słyszę od nauczycieli, by unikać kontrowersyjnych wątków, np. dotyczących religii, seksu, orientacji płciowej. O ile nie jesteś osoba niebinarna, nie graj osoby niebinarnej. W szale błyskawicznego reagowania możesz wypowiedzieć słowa, które okażą się krzywdzące, a w normalnych warunkach nie wyszłyby z twoich ust.

Trening wyobraźni

Improwizatorzy grają bez rekwizytów i scenografii. Na scenie stoją jedynie dwa krzesła, a całą resztę grający, jak i widownia, muszą sobie wyobrazić. Jest to więc świetne pole dla kreatywności, która dzięki impro może rozwinąć skrzydła. Wiele osób, które po raz pierwszy oglądają improwizowany spektakl na żywo, nie może wyjść z podziwu, jak szybko pojawiają się u grających skojarzenia, jakiego refleksu to wymaga. Tymczasem to umiejętność bliska każdemu z nas, wystarczy tylko spróbować. Oczywiście improwizowanie, jak każdy mięsień, wymaga treningu. Im częściej to robisz, tym bardziej błyskotliwy się stajesz. To przekłada się na resztę życia – nie tyle skłonność do dowcipkowania, co raczej większą pomysłowość w pracy.

W Stanach Zjednoczonych z improwizacji korzystają scenarzyści zespołowo piszący seriale. Wiele kultowych kwestii zostało najpierw wyimprowizowanych. Sama również korzystałam z tej techniki, pisząc niedawno pierwszą powieść. Gdy w pewnym momencie zablokowałam się i nie wiedziałam, co powinny zrobić moje bohaterki, poprosiłam koleżanki z kursu impro, by odegrały dla mnie scenę (wcześniej pobieżnie zarysowując im fabułę). Ich pomysły naprowadziły mnie na poprowadzenie dalszego ciągu akcji, a dialog, który wówczas powstał, trafi ł do książki. Jednak nie to było najbardziej niezwykłe, a to, że osoby, które znałam od paru godzin, na scenie wcieliły się w bohaterki. Wiedziały o nich rzeczy, których nie miały prawa wiedzieć! Czary? Tak właśnie działa improwizacja. Tajemnica pozostaje, jak na scenie powtarzają się tematy bliskie osobom z widowni. Znajomi improwizatorzy opowiadają, że po występie podchodzą do nich ludzie i mówią, że to była ich historia. Lubię nazywać to zjawisko „latającymi myślami”. W jakiś sposób wyłapujemy z powietrza energię widzów i przekazujemy ją naszym postaciom. A może – co podpowiada mi moja racjonalna część – sedno w tym, że odgrywane historie są na tyle uniwersalne, że każdy może się w nich odnaleźć?

By improwizować, nie musisz mieć talentu aktorskiego; ja nie mam. Zdarza się wręcz, że aktorzy radzą sobie gorzej niż naturszczycy. To dlatego, że są przyzwyczajeni, by udawać; zaś w improwizacji bardziej chodzi o to, by czuć, reagować, być tu i teraz. Każda z pojawiających się postaci jest filtrowana przez naszą osobę i nasze postrzeganie świata. Moje są zazwyczaj przesadnie ekspresyjne i emocjonalne. Bo taka bywam. Wyobrażam sobie, że reżyser w teatrze karciłby mnie za przesadę i egzaltację. Nauczyciel improwizacji każdą rolę przyjmuje z entuzjazmem. Niezależnie od predyspozycji czy doświadczenia każdy może zacząć grać. Czy wieku – bo improwizują młodzi i starzy, a różnica pokoleń nie jest przeszkodą. Wprost przeciwnie – pozwala zbudować zupełnie nieoczywiste sceny, a na głębszym poziomie przekaz jest bardziej ogólnoludzki.

Koniec nieśmiałości

Dzięki improwizacji w nicość osuwa się także lęk przed wystąpieniami publicznymi. Z zajęć na zajęcia oswajasz się z byciem na widoku. Odgrywając najbardziej absurdalne sceny, przestajesz bać się pomyłek, faux pas, przejęzyczeń. Nie masz oporów, by pokazać się takim, jakim jesteś naprawdę, w czym pomagają różne ćwiczenia.

Dla wielu osób najtrudniejsza, a jednocześnie najbardziej wyzwalająca rozgrzewka polega na staniu w kółku z innymi osobami, a następnie wejściu do środka i zaśpiewaniu piosenki, którą cała reszta ma powtórzyć. Wiele osób fałszuje, wstydzi się swojego głosu, nie ma możliwości wokalnych, a jednak fakt, że to wszystko nie powstrzymuje ich przed występem, jest bardzo otwierające i pozwala pozbyć się kompleksów. Niestraszna jest później żadna prezentacja przed zespołem w pracy! À propos zespołu – improwizacja uczy pracy grupowej, więc może być lepszym pomysłem na wyjazd integracyjny niż np. agresywny paintball. Uczestnicy słuchają się nawzajem, rozwijają empatię. Ale też popełniają błędy, nie wykorzystując szans, które podsunie im druga osoba. Jednak nie ma czasu na żale czy fochy, bo szybko trzeba przekuć niewykorzystaną szansę w sukces. I to się udaje!

Impro jest świetną szkołą radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych, dzięki niej czujniej obserwuję i lepiej słucham. Przyjmuję, że nie zawsze mam rację, szybciej podejmuję decyzje – także dlatego, że nie roztrząsam setek opcji, tylko daję szansę jednemu z pierwszych wyborów. Nie wątpię, że jeśli tylko „będę na tak” i dodam do tego swoje „i” – wszystko się ułoży.

Od kiedy improwizuję, mocno spokorniał także mój wewnętrzny krytyk. Już wie, że nie ma czegoś takiego jak głupi pomysł, a coś pozornie zwykłego można rozwinąć w niezwykłą ideę. Impro pomaga mi w pisaniu, pozwalając skupić się na twórczym przepływie i strumieniu świadomości, zamiast w lęku powoli pisać zdania, obawiając się o efekty – tymi zajmuję się na etapie redakcji, do której zapraszam spokorniałego krytyka. Śmielej rzucam też pomysłami na redakcyjnym kolegium, nawet jeśli większość z nich miałaby zostać odrzucona.

Impro to też świetne remedium na nadmierną potrzebę kontroli. To proste, bo improwizacji nie da się kontrolować – trzeba być spontanicznym!

Improwizacja to edukacja

Uczę się głównie w Szkole Impro w Warszawie, choć nie tylko – niedawno brałam udział w fantastycznym warsztacie Impro dla pisarek organizowanym przez Chelę Mydas. Nauka improwizacji ma wiele ścieżek, ale każda zaczyna się od zerówki, w której poznasz podstawowe zasady, grasz w improwizowane gry, a przede wszystkim świetnie się bawisz w bezpiecznych warunkach wzajemnej akceptacji i entuzjazmu.

Następnie jest nauka scen dwuosobowych, gdy ćwiczysz współpracę z partnerem. Później możesz wybrać swoją ścieżkę: fabularną, tematyczną lub krótkiej formy. Na kursie wielowymiarowych postaci wykreujesz najbardziej niebanalne osobowości, zaś na kursie archetypów twoi bohaterowie będą mieli cechy zaczerpnięte z 12 archetypów Junga. Wszystko po to, by późniejsze przedstawienie było jak najbardziej mięsiste, nieoczywiste, kolorowe, a tym samym superśmieszne. Kurs La Ronde nauczy cię formatu, na którym zbudowane są takie seriale jak „Przyjaciele” czy „The Office”. Slow Comedy ułatwia dostrzeganie humoru w niespiesznych aspektach codzienności. Istnieje nawet improwizowany musical, w którym każda piosenka – i w warstwie melodycznej, i tekstowej – powstaje na żywo!

Być „na tak”

– Psychoterapia nauczyła mnie mówić „nie”, improwizacja nauczyła mnie mówić „tak” – powiedziała kiedyś moja znajoma, a ja podpisuję się pod tym obiema rękami. Podejście „być na tak” w naturalny sposób przenika później w inne sfery życia. Łatwiej podejmujesz wyzwania, realizujesz pomysły, otwierasz się na to, co daje ci los. Mniej marudzisz, a w codziennych przeciwnościach widzisz dla siebie szansę, by zrobić coś inaczej. Znajomi proponują ci jednodniowy wyjazd nad morze, tylko po to, by godzinę pobyć na plaży? Zamiast mówić, że to bez sensu, zgadzasz się i przeżywasz najpiękniejszy zachód słońca w swoim życiu. Kolega z zespołu podrzuca rozwiązanie, które jest na drugim biegunie twojego? Ryzykujesz i wspólnie rozwijacie projekt, a potem dostajecie za niego premię. Pies prowadzi cię inną drogą niż zaplanowałaś? Zamiast ciągnąć go za smycz i frustrować się, że cię nie słucha, harmonizujesz się z nim i nagle wasza relacja się zmienia. Respektujesz jego potrzeby, więc on zaczyna respektować twoje – jest spokojniejszy, nie obszczekuje przechodniów, daje się odwołać.

Magiczne „tak” pozwala płynniej iść przez życie, rozumiejąc, że wszystko, co cię spotyka, może być fantastyczną okazją do rozwoju!

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze