Choć z pozoru wyglądają jak każdy z nas, egzystują w przekonaniu, że są odrażająco brzydcy. Osoby dotknięte zespołem Quasimodo, inaczej dysmorfofobią, nie są w stanie funkcjonować z powodu urojonych wad swojego wyglądu. Chcesz wiedzieć, co to dysmorfofobia? Przeczytaj nasz artykuł.
Zespół otrzymał nazwę na cześć dzwonnika z Notre-Dame, bohatera powieści Victora Hugo. Quasimodo prawdopodobnie chorował na neurofibromatozę, genetyczną chorobę objawiającą się tysiącem guzków na skórze, jednak nie o nią tu chodzi, tylko o jej efekt – z powodu wyglądu Quasimodo chował się przed światem, przekonany, że będzie budził wyłącznie odrazę. Podobne przekonanie dzielą osoby dotknięte nazwanym jego imieniem zespołem, czyli inaczej dysmorfofobią.
Dysmorfia po łacinie oznacza brzydotę, ale osoby z dysmorfofobią bynajmniej brzydkie nie są. Tylko tak im się wydaje, co urasta do rangi urojenia. Osobie cierpiącej na dysmorfofobię wydaje się, że jest potwornie brzydka, co nie ma związku z faktami. Dysmorfofobia oznacza bowiem zaburzone postrzeganie własnego wyglądu. Dotyczy zazwyczaj twarzy, choć niektóre osoby z dysmorfofobią koncentrują się również na wyobrażonych defektach ciała. W świecie, w którym prym wiedzie medycyna estetyczna, a kanony piękna wyznaczają filtry na TikToku, o to zaburzenie jest coraz łatwiej. Im więcej uwagi poświęcasz swojemu wyglądowi, tym więcej defektów możesz znaleźć, a stąd już krok do chęci ich poprawy.
Patrzysz w lustro i co widzisz? Osoba ze zdrowym postrzeganiem siebie będzie adekwatnie oceniała swój wygląd: raz lepiej, raz gorzej. Może być niezadowolona z jakiś swoich cech: małych ust czy krzywego nosa, jednak nie spędzają jej one snu z powiek. Może – ale nie musi – chcieć je poprawić. Z kolei, gdy po lusterko sięga osoba z dysmorfofobią, prawdopodobnie natychmiast je odkłada, by zaraz spojrzeć znowu. Potem nie jest w stanie go odłożyć. Nieustannie sprawdza swój wygląd w lustrze. Jeśli dysmorfofobia jest zaawansowana, dotknięta nią osoba będzie już luster unikać – tak wielki ból sprawia jej przeglądanie się w nich. Krzywy nos czy małe usta urastają do rangi defektu, który czyni je odrażającymi dla reszty świata.
Dysmorfofobia sprawia, że dotknięta nią osoba unika kontaktów towarzyskich, a jej myśli nieustannie galopują wokół urojonego problemu wizualnego. Może chcieć go zakrywać włosami albo mocnym makijażem. Nie pozwala robić sobie zdjęć, a jeśli już do tego dojdzie, skrupulatnie je cenzuruje. Wyda każde pieniądze na zabieg, który poprawi defekt, ale to nie rozwiązuje problemu. Nawet napompowane do granic przytomności usta wydadzą się osobie z dysmorfofobią przerażająco małe… Sedno tego zaburzenia leży bowiem w głowie, nie wyglądzie. Jeśli nawet uda się przekonać osobę z dysmorfofobią, że zabieg rozwiązał problem, bardzo szybko znajdzie sobie kolejny defekt, który będzie musiała poprawić.
Osoba dotknięta dysmorfofobią cierpi nie tylko z powodu swoich urojonych defektów, lecz również nieustannego porównywania się z innymi. Współczesny świat – zwłaszcza media społecznościowe – niestety sprzyja porównywaniu się. Na Instagramie czy TikToku wszyscy są w końcu onieśmielająco piękni. Patrzenie na idealnych ludzi, a potem konfrontacja z własnym odbiciem w lustrze bywają bolesne. W efekcie prowadzi to osobę dotkniętą dysmorfofobią do obniżonej samooceny, zaburzeń lękowych i depresyjnych. Wśród osób z dysmorfofobią rośnie odsetek osób próbujących odebrać sobie życie. Dysmorfofobia jest chorobą o największym odsetku samobójstw. Dotyczy nawet 25 proc. osób dotkniętych dysmorfofobią.
Dysmorfofobia jest zaburzeniem hipochondrycznym, a także obsesyjno-kompulsywnym. Istnieją jej dwa rodzaje: dysmorfofobia urojeniowa i dysmorfofobia nerwicowa. Osoba cierpiąca na dysmorfofobię urojeniową znajduje w swoim wyglądzie mankamenty, których nie ma. Wspomina o nich w rozmowie, mimo że dostaje informację zwrotną o ich nieistnieniu. Dysmorfofobia nerwicowa to z kolei wyolbrzymianie istniejących cech – np. drobnych zmarszczek w kącikach oczu. U osoby chorej na dysmorfofobię urastają one do rangi największego życiowego problemu i wady, która czyni je nieakceptowalną przez otoczenie.
Leczenie dysmorfofobii odbywa się w gabinecie psychiatry i psychoterapeuty, jednak dysmorfofobię diagnozuje się bardzo trudno. To dlatego, że chorym wydaje się, że problem mają z wyglądem, nie psychiką. Ponieważ często odwiedzają salony piękności, z gabinetami medycyny estetycznej i chirurgii plastycznej na czele, dobrze by było, gdyby to eksperci tych dziedzin odsyłali pacjentów na kozetkę. Niestety wielu z nich stawia na zysk, spełniając nieskończone życzenia pacjentów o poprawie wyglądu, mimo że domyślają się oni, że faktycznym problemem jest dysmorfofobia. Twarzy nie da się poprawiać w nieskończoność, a efekty często widzimy na ulicy: kocie rysy zmienione zabiegami, przerażająco wielkie usta, policzki jak piłki pingpongowe, o bardziej drastycznych zmianach, typu przeobrażenie w lalkę Barbie czy kobietę-kota, nie wspominając. Dysmorfofobię leczy się także farmakologicznie lekami antydepresyjnymi. Spekuluje się bowiem, że jej wystąpienie ma związek z niskim poziomem serotoniny w organizmie.