1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Lacanizm – czym jest psychoanaliza lacanowska?

Lacanizm – czym jest psychoanaliza lacanowska?

Według psychoanalizy lacanowskiej ważniejsze niż głoszone poglądy jest to, co ktoś robi niechcący. Myli się lub wypowiada się w sposób wieloznaczny. To są te momenty, kiedy objawia się nieświadome. (Ilustracja: iStock)
Według psychoanalizy lacanowskiej ważniejsze niż głoszone poglądy jest to, co ktoś robi niechcący. Myli się lub wypowiada się w sposób wieloznaczny. To są te momenty, kiedy objawia się nieświadome. (Ilustracja: iStock)
Człowiek to znaczy paradoks, ale też znaczy lęk i też znaczy pragnienia. Przekonanie, że je kiedykolwiek zaspokoimy, jest iluzją – mówią psychoanalitycy lacanowscy Marcin Piotrowski i Jan Tkaczow, dodając, że dopiero przyjęcie tego faktu przynosi ulgę.

Jak to się stało, że z psychoanalizy Freuda wyłoniła się psychoanaliza lacanowska?
Marcin Piotrowski: Jacques-Marie-Émile Lacan, psychiatra i psychoanalityk, a także twórca i reformator francuskiej szkoły psychoanalizy, pod koniec swojego nauczania mówił do uczniów: możecie się nazywać lacanistami, ale ja pozostaję freudystą. Zapewne w dużej mierze dzięki Lacanowi psychoanaliza freudowska przetrwała. Pierwsze 10 lat swoich seminariów poświęcił powrotowi do Freuda, ponieważ uważał, że kolejne pokolenia analityków poprowadziły analizę w kierunku niezgodnym z przekazem i intencją Freuda.

Lacan jest kontynuatorem dzieła i myśli Freuda. Oczywiście, pewne jego tezy rozwinął i pokazał z innej strony, miał też do dyspozycji nowe odkrycia lingwistyczne, antropologiczne czy też nowe myśli filozoficzne. Lacan jeszcze bardziej eksponuje i eksploruje aspekt lingwistyczny mowy i języka, czyli to, co podczas sesji jest przez pacjenta wypowiadane, a przez analityka usłyszane.

Jaka jest jeszcze różnica między podejściem do analizy założonego przez Freuda i jego współpracowników Międzynarodowego Towarzystwa Psychoanalitycznego, IPA, a lacanistami?
Jan Tkaczow: Lacan w swoim eseju „Rzecz freudowska” napisał znamienne zdanie: „Sensem powrotu do Freuda jest powrót do sensu Freuda”. Mamy wrażenie, że część techniczna analizy, którą opracował Freud, stała się głównym kanonem i polem zainteresowania IPA. Lacan jest słynny z tego, że wprowadził krótkie sesje, które nie trzymają się sztywnej granicy 45 czy 55 minut, za co został z IPA wykluczony. Uważał, że o długości terapii ma decydować nie czas, tylko to, co jest powiedziane.

My interesujemy się przede wszystkim tym, co jest mówione i jaki z tego sens wynika, skąd on się wziął i w jaki sposób wpływa na czyjeś życie – i to jest pierwszy krok. Żeby dotrzeć do następnych etapów, trzeba przebyć jakąś drogę, ale w pierwszym kroku, który trwa długo, skupiamy się na pytaniach o sens.

Czyli?
M.P.: Chodzi o sens nieświadomy.

J.T.: Sens tego, co niesie nasze cierpienie.

M.P.: W klasycznym podejściu analitycznym chodzi o to, co się powtarza i podmiot tego nie rozumie, a analityk mu to wyjaśnia. Lacanowskie podejście jest inne – podmiot, który przychodzi jest tym, który wykonuje pracę, czyli jest analizującym się. To pojęcie wprowadził Lacan. Nie przychodzi się do mistrza po wiedzę, bo ona jest po stronie podmiotu. Pozostaje tylko kwestia wydobycia tej wiedzy, pewnej prawdy, która jednocześnie nigdy nie jest pełna. Z tym jest też związany symptom i wynikające z niego cierpienie. Podmiot zastanawia się, dlaczego coś mu się przytrafia. Można za to obwiniać świat, a można też zadać sobie pytanie, jaki jest mój udział w tym, że tak cierpię, bo na przykład właśnie piąty mężczyzna mnie porzucił, albo czuję się jak sparaliżowany w sytuacjach, kiedy mam się z kimś skonfrontować.

Psychoanalityków lacanowskich wyróżnia to, że przeszli własne analizy albo są na ich zaawansowanym etapie. Nie znam żadnej innej terapii, która przygotowywałaby w ten sposób do tej funkcji. Bo to jest pewnego rodzaju pozycja, którą się zajmuje. W gabinecie nie jestem Marcinem Piotrowskim, który ma takie a nie inne poglądy czy upodobania i mam komuś mówić, że tak jest lepiej. Nie! To osoba, która przychodzi, przy pomocy analityka ma rozpoznać, co dla niej jest lepsze i z czym jest związane jej cierpienie, i to przede wszystkim na poziomie nieświadomym. A to zawsze jest jednostkowe.

Na czym polega rola psychoanalityka lacanowskiego, jego pozycja?
J.T.: Lacanizm jest najbardziej kontrowersyjną historią, jaka przydarzyła się ludzkości. Nie ma lepszej prawdy o człowieku – mówię to z własnego doświadczenia. Każdy z lacanistów jest niezwykle zainteresowany tym, co to znaczy człowiek – ale nie z punktu widzenia filozoficznego, politycznego czy społecznego, tylko całkowicie indywidualnego.

Człowiek to znaczy paradoks, ale też znaczy lęk, i też znaczy pragnienie. Te wszystkie rzeczy bezustannie w nas grają i to nie na poziomie świadomym. Na tym poziomie ujawniają się jako nasze narzekanie czy coś, co psychologia nazywa emocjami, a my – afektami. Tylko to ludzie wnoszą do poziomu świadomego, i tak naprawdę jest to niezwykle ubogi świat, sterowany wyłącznie przez różne iluzje i obrazy. To, co prawdziwe, jest nieświadomym.

Lacan mówił, że prawda zawsze kłamie, bo nie jesteśmy w stanie wydobyć jej w całości. Ale są drogowskazy. Możemy poprowadzić deszyfrowanie tego, co jest zaszyfrowane w nieświadomym, pokazując jak to się stało, że osoba jest w danym miejscu. To jest dopiero początek, bo psychoanaliza lacanowska trwa latami i chodzi o naście lat. Na siedzeniu kierowcy jest zawsze analizant czyli ten, który się analizuje. Analityk siedzi na tylnym siedzeniu albo w ogóle w bagażniku, ale jednak zna drogę – potrafi, słysząc to, co jest mówione, wychwycić sens. Po to byliśmy tyle lat w psychoanalizie, żeby można było wyrobić w sobie wrażliwość na te wszystkie rzeczy, o których wcześniej powiedzieliśmy – symptom, lęk, przejawy nieświadomego czy popędów. To są superskomplikowane sprawy, na temat których Lacan napisał kilka tysięcy stron, a my bezustannie zajmujemy się ich studiowaniem a także praktykowaniem. Pytanie, co zrobić, by to wszystko przestało być przeszkodą, a stało się czymś, co możemy wykorzystywać w swoim życiu.

Lacan powiedział, że w ostatecznym rozrachunku jesteśmy za kwestią dobrego życia – żeby człowiek mógł żyć po prostu i pomimo.

M.P.: Przez większość czasu sesji to analizujący się mówi, a my reagujemy na to, co jest mówione. Z jednej strony interpretujemy, a z drugiej – próbujemy pokazać podmiotowi nieświadomy sens tego, co mu się przydarza, kiedy na przykład podmiot gdzieś wchodzi i zamiast „dzień dobry” mówi „do widzenia” albo myli się w jakiś inny sposób lub wypowiada się w sposób wieloznaczny. To są te momenty, kiedy objawia się nieświadome. Ważniejsze niż świadomie głoszone poglądy jest to, co ktoś zrobił niechcący, niejako wbrew sobie. Chodzi o to, żeby uchwycić aspekty, których podmiot nie zauważa albo których nie rozumie. Możemy powtórzyć jakieś zdanie, inaczej je intonując i dzięki temu podmiot zyskuje nową wiedzę, która pozwala na nową perspektywę do własnego cierpienia, do symptomu.

Jak lacaniści podchodzą do lęku?
M.P.: Lęk wskazuje, czy poruszamy się po właściwej drodze, bo miejsce lęku i pragnienia, czyli czegoś co nas pcha do życia, jest zbieżne. Lacan napisał, że lęk jest związany z domaganiem się ze strony Innego, z pragnieniem Innego i z rozkoszą (używamy francuskiego słowa jouissance) Innego. Jeśli podmiotowi na czymś bardzo zależy, to on też sam się tego lęka. Trzeba zrozumieć, jaką lęk ma funkcję.

J.T.: Lęk jest fundamentalnym afektem, który nie zwodzi. Jest niezawodnym indykatorem pragnienia.

My nie uśmierzamy symptomów. Psychoanalitycy lacanowscy nie boją się lęku, dlatego możemy nieustępliwie podtrzymywać czyjś symptom, aż nabierze on właściwości symptomu analitycznego. Ponieważ symptom, z którym przychodzimy do analizy, jest enigmatyczny, musi zostać wypowiedziany i usłyszany. Dzięki temu, że analityk wie, czego słucha, jest w stanie właściwie wybrać drogę. Żeby móc to zrobić, trzeba cały czas być w kontakcie z tym symptomem i dlatego psychoanaliza w pewnym momencie robi się bardzo nieprzyjemna.

Dlaczego? Bo coś wyłania się z nieświadomości czy nasila się symptom?
J.T.: I jedno, i drugie. To nie oznacza, że jest gorzej z życiem pacjenta – wręcz przeciwnie, jest lepiej, tylko co z tego? Podmiot podczas kolejnych sesji zaczyna dowiadywać się o sobie więcej niż oczekiwał. To jest punkt zwrotny każdej psychoanalizy. Nie każdemu udaje się przez niego przejść, zależy to również od tego, jak analityk sobie radzi i jak mało boi się lęku.

Jaki jest cel psychoanalizy?
J.T.: Podmiot ma obcować z symptomem, wiedzieć coś na jego temat i wziąć za niego odpowiedzialność – to jest clou skończonej analizy lacanowskiej. Symptom nigdy nie gaśnie, nigdy się nie wyłącza. Nieświadome nie przestaje istnieć, mimo że człowiek jest po analizie, ale tak czy inaczej jest pewna równowaga między symptomem a podmiotem. Podmiot ma coś do powiedzenia, może symptomem manewrować.

M.P.: Psychoanaliza lacanowska nie specjalizuje się – jak wiele terapii – w leczeniu seksoholizmu czy alkoholizmu i nie nazywa symptomów. To nie ma znaczenia, bo to jest coś, co jest pewnego rodzaju reprezentacją czegoś, co jest po stronie nieświadomego. My specjalizujemy się w słuchaniu podmiotu, który opowiada o swoim symptomie, dzięki temu dokonujemy jego odszyfrowywania. Nie nazywamy symptomu zaburzeniem, bo to niczego nie wyjaśnia, tylko zamazuje obraz. Do nas przychodzi podmiot, który cierpi z powodu symptomu, ale niejako na własne życzenie, bo to cierpienie przynosi mu pewien rodzaj rozkoszy. Wiem, że to brzmi bardzo dziwnie, ale zarówno Lacan, Freud jak i codzienna praktyka pokazują to bardzo wyraźnie.

Na terapię często przychodzimy, żeby poprawić jakość życia w aspekcie, z którego nie jesteśmy zadowoleni – chcemy na przykład mieć szczęśliwy związek. Czy takie oczekiwania są zasadne w stosunku do psychoanalizy lacanowskiej?
J.T.: Psychoanaliza to załatwia, to są jej efekty terapeutyczne, ale niejako uboczne. Kłopot polega na tym, co zrobić z anglosaskim powiedzeniem: „Uważaj o czym marzysz, bo może ci się spełnić”. Wszystkie te pragnienia ludzkie, które są w nas obecne w różnych miksach, w ostatecznym rozrachunku w ogóle nie są kwestią. Co z tego, że zostaną spełnione? Czy człowiek będzie wtedy usatysfakcjonowany?

Może na pewnym etapie człowiek potrzebuje wysycić swoje pragnienia, ale całkiem możliwe, że potem będzie dążył do czegoś więcej.
M.P.: Odpowiedź jest zawarta w pani wypowiedzi – będzie dążył. Na tym mechanizmie zasadza się cała psychoanaliza. To jest pewnego rodzaju dążenie w zaspokajaniu pragnienia, które jest niezaspokajalne w swojej definicji. Lacan nazwał to rejestrem wyobrażeniowym. Wyobrażamy sobie jakieś ideały na podstawie tego, co nam się wydaje i myślimy, że gdy to uzyskamy, to będziemy bardziej szczęśliwi. A doświadczenie pokazuje, że często jest odwrotnie. Od strony teoretyczniej – oprócz rejestru Wyobrażeniowego – istnieje jeszcze rejestr Symboliczny, który związany jest z mową. W tym, co mówimy, jest jakieś czarne i jakieś białe, jakieś „tak” i jakieś „nie”. Dzięki mowie możemy zauważyć, że czegoś nie ma, jest jakiś brak. Ponieważ mówimy, rozkosz, do której dążymy, jest w jakimś sensie wybrakowana.

Są jakieś wyobrażenia i jest jakieś mówienie. Na tym bazuje wiele nurtów terapeutycznych, ale Lacan wprowadził jeszcze trzeci rejestr – Realne, w którym jest część nieświadomego – ta, której nie możemy rozszyfrować i która niejako jest wgrana w każdy podmiot. Ten rejestr jest pomijany przez wszystkie inne nurty a on determinuje to, że jest w życiu człowieka jakaś niemożliwość – ona zawsze pozostanie, niezależnie od tego, cokolwiek byśmy sobie naobiecywali, cokolwiek kupili lub osiągnęli. Nie ma 100-procentowej satysfakcji. Zawsze jest jakiś wybór, a jeśli coś wybieramy, zawsze coś jednocześnie tracimy. Dlatego dla psychoanalizy lacanowskiej brak w byciu nigdy nie znika.

Psychoanaliza daje nadzieję na to, że pomimo tego braku w byciu można żyć w zgodzie ze swoim nieświadomym pragnieniem i z tego braku uczynić paliwo do swojego działania, a nie działać przeciwko samemu sobie, najczęściej powtarzając te same błędy.

Przejście przez psychoanalizę przynosi chyba coś w rodzaju ulgi?
M.P.: Tak! Przestaje się kompulsywnie domagać obiektów rzeczywistości, łudząc się, że rzecz, osoba, pieniądze czy uczucie dadzą pełnię szczęścia. Ulga polega na porzuceniu idei, że brak w byciu może być raz na zawsze zniwelowany. Pozostaje kwestia do czego ten fakt wykorzystamy – można do tego, żeby przestać ze sobą walczyć. Nieświadome nie przestaje funkcjonować, ale podmiot się z tym układa, a nie sprzeciwia. Kluczowe jest przyjęcie tego, że jest coś niemożliwego zarówno w życiu, jak i w nas samych, co pochodzi z samej struktury języka.

Marcin Piotrowski, psycholog, psychoanalityk lacanowski od 15 lat. Członek współzałożyciel Forum Polskiego Pola Lacanowskiego (FPPL), które jest afiliowane przy EPFCL (École de Psychanalyse des Forums du Champ Lacanien) we Francji

Jan Tkaczow, psychoanalityk, psychiatra. Członek założyciel Forum Polskiego Pola Lacanowskiego. Członek Międzynarodówki Forów – Szkoły Psychoanalizy Forów Pola Lacanowskiego. Z psychoanalizą lacanowską związany od 2000 roku.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze