1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Korzyści z życzliwości. Jak się jej uczyć – pytamy psychologa Daniela J. Żyżniewskiego

Korzyści z życzliwości. Jak się jej uczyć – pytamy psychologa Daniela J. Żyżniewskiego

Kiedy postrzegamy kogoś z życzliwością, to otwieramy się na tę osobę i inni ludzie też się wtedy na nas bardziej otwierają. (Fot. iStock)
Kiedy postrzegamy kogoś z życzliwością, to otwieramy się na tę osobę i inni ludzie też się wtedy na nas bardziej otwierają. (Fot. iStock)
Goethe nazywał życzliwość łańcuchem spajającym społeczeństwo i na to samo wskazują dzisiaj badania naukowe – mówi psycholog Daniel Jerzy Żyżniewski. Co nam daje bycie życzliwym i jak się tego uczyć?

Życzliwość ułatwia życie. Mówię o tzw. zwykłej ludzkiej życzliwości, czyli bardzo drobnych gestach na co dzień. A co mówi o życzliwości psychologia?
Samo pojęcie życzliwości, angielskie kindness, nie występuje na razie w znanych mi słownikach psychologicznych: ani w polskim, ani w angielskim, ani w amerykańskim – jednak w środowisku psychologów toczy się dyskusja o życzliwości i prowadzone są nad nią badania.

Według brytyjskiego psychologa Paula Gilberta kindness jest takim działaniem na czyjąś rzecz, które czegoś od nas wymaga. Ponosimy w związku z nim jakiś własny koszt. Życzliwość opisuje się również jako rozumienie czyichś trudności, które wyraża się miłą i ciepłą postawą – zamiast osądzeniem i krytykowaniem. Zatem, mówiąc o życzliwości, trzeba wykluczyć postawę deprecjonującego krytyka, a nawet zrezygnować z oceniania. Przykładowo, gdy komuś coś wypadnie z rąk, a osoba, która to widzi, pomyśli „jak można być tak niezdarnym”, przejawia odruch krytykowania i brak życzliwości. Życzliwe byłoby – zamiast takiego myślenia – zapytanie, czy może jakoś pomóc.

A jak życzliwość ma się do empatii?
Jeśli w tej samej sytuacji ktoś pomyślałby „Ojej, gdyby to mnie się to zdarzyło, to spaliłbym się ze wstydu. Wyobrażam sobie, jak źle musi się czuć ten człowiek”– byłaby to empatia. Życzliwość przejawia się w codziennych gestach związanych z ciepłymi uczuciami do innych, natomiast empatia wymaga zaangażowania we współodczuwanie w trudnej dla kogoś sytuacji, ale niekoniecznie musi iść za tym działanie. Empatia jest więc czymś umysłowo bardziej wymagającym. Jednak te pojęcia są ze sobą powiązane.

W zaproponowanej na gruncie brytyjskim trzyskładnikowej definicji życzliwości, kindness, jednym ze składników jest empatyczne odpowiadanie na drugiego człowieka; to postawa opisywana po angielsku jako responsiveness, responsywność. Polega ona na zastanawianiu się nad uczuciami drugiej osoby i liczeniu się z nimi w danej sytuacji. Drugi element tej definicji to tzw. łagodna tolerancja, czyli po prostu uprzejmość wobec drugiego człowieka, a trzeci to altruistyczna aktywność. I znowu chodzi tu o zachowanie w bardzo podstawowym zakresie – interesowanie się tym, czego ktoś może chwilowo potrzebować, bo się to akurat zauważyło. Tutaj warto podkreślić, że nie mówimy o zachowaniu podejmowanym na przykład w obronie jakiejś krzywdzonej grupy społecznej, bo wtedy będzie to wynikać z racjonalnych i często złożonych pobudek, wśród których może być empatia.

Warto też zauważyć, że życzliwości oraz płynących z niej altruistycznych gestów nie można odnosić do samego siebie, bo człowiek z natury nie działa na własną szkodę, nawet jeśli ma niezdrowe mechanizmy napędzające autodestrukcję. Zatem używane czasem potocznie sformułowanie o byciu życzliwym wobec własnej osoby należałoby zastąpić choćby przez „bardziej wyrozumiałe traktowanie siebie”.

O życzliwości mówimy w kontekście codziennych interakcji, gdy decyzja o określonym geście wynika ze spontanicznie i sytuacyjnie odczuwanego współczucia. To ważny aspekt, podkreślany w literaturze psychologicznej, bo jeśli chcemy coś dla kogoś zrobić, kierując się okolicznościowym współczuciem, to wtedy uruchamia się nasza życzliwość. Jest to coś bazowego i może rozwinąć się w bardziej złożone przeżywanie kontaktu. Dopiero potem może pojawić się empatia, czyli wyobrażanie sobie tego, co może czuć dana osoba – na podstawie przypuszczenia o tym, jak sami moglibyśmy się czuć w podobnej sytuacji. Chodzi o głębsze zainteresowanie osobą, jej przeżyciami i wynikającą z tego chęć zrobienia czegoś lub przynajmniej lepsze rozumienie tej osoby. Życzliwość wymaga więc działania, a nie jedynie odczuwania. Do życzliwości wystarczy współczucie jako bezpośredni motywator gestu; empatia nie jest konieczna. Co więcej, empatia nie wymaga działania. Można, będąc empatycznym, pozostać biernym. Natomiast życzliwość jest co do zasady zaprzeczeniem bierności.

O życzliwości mówimy w kontekście zupełnie zwyczajnych interakcji. I w ten sposób warto ją promować, bo to mało wymagające, a daje wiele dobrego.

Co dobrego wynika więc z bycia życzliwym?
Gesty życzliwości mają konkretne przełożenie na naszą psychikę i fizjologię organizmu. Przykładowo, dowiedziono, że życzliwość redukuje lęk. W jednym z badań brały udział osoby o wysoko nasilonym lęku społecznym, które prawie w ogóle nie angażowały się w kontakt z innymi. Badacze poprosili je, by przynajmniej raz dziennie wykonały gest życzliwości – aktywnie, samodzielnie, intencjonalnie szukając do tego okazji. Już po czterech tygodniach takiej praktyki okazało się, że poziom lęku społecznego u badanych osób się obniżył. Poczuły one mniejszy niepokój w kontaktach z innymi oraz większą chęć do bycia wśród ludzi.

Upewnię się jeszcze: one miały być nadawcami aktów życzliwości, a nie tylko biernymi odbiorcami?
Tak, stosowanie życzliwości daje ten efekt. Przeprowadzono też badanie, w którym dowiedziono, że jeśli osoba w danej grupie zachowuje się życzliwie, uprzejmie, częściej wchodzi w interakcje z innymi członkami grupy, interesuje się ich potrzebami, to zyskuje w ich oczach większe zaufanie i szacunek. Jest też chętniej wskazywana jako dobry kandydat na lidera, i to nawet wtedy, gdy nie ma do tego osiowych predyspozycji. W badaniu tym zaobserwowano, że jeśli mężczyzna zachowuje się stereotypowo w kontekście własnej płci, czyli jest bardziej zdystansowany, narzucający własne zdanie, to w wyborach na lidera przegrywa z tymi, którzy są życzliwi.

Inne badania wykazały z kolei istotne różnice fizjologiczne w powiązaniu z życzliwością u osób chorujących, na przykład na przeziębienie. Jeśli osoba z infekcją miała kogoś, kto się nią interesował i regularnie proponował pomoc, czyli była odbiorcą życzliwości, to produkowała więcej przeciwciał, lżej znosiła objawy i szybciej zdrowiała. Natomiast osoba pozostawiona sama sobie doświadczała cięższych objawów, opisywała je jako bardziej wyczerpujące, a liczba jej przeciwciał spadała. Działo się tak nawet wtedy, gdy obie grupy osób badanych miały identyczną farmakoterapię.

Wróćmy jeszcze do tego, co nam samym daje bycie życzliwym.
Pod wpływem życzliwości produkujemy mniej kortyzolu i innych glikokortykosteroidów, czyli substancji nasilających mobilizację organizmu jak w zagrożeniu. Jednocześnie wytwarzamy więcej związków chemicznych redukujących ten stan, na przykład dopaminy czy serotoniny. W rezultacie czujemy się spokojniej i nasz nastrój się poprawia. A przecież między nastrojem a przetwarzaniem percepcyjnym istnieje ścisła zależność. Jeśli mamy obniżony nastrój – nawet tylko chwilowo – to łatwiej i szybciej zauważamy przykre rzeczy, i niestety również lepiej je zapamiętujemy. A jednym ze sposobów, żeby poprawić sobie samopoczucie, do czego mamy naturalną skłonność, jest pomaganie innym. Wystarczy już samo zainteresowanie drugim człowiekiem.

Ten efekt widać wyraźnie u osób, które zazwyczaj mają pozytywny lub neutralny nastrój, a negatywny pojawia się u nich rzadko i okolicznościowo. Natomiast u osób, które zwyczajowo żyją w obniżonym nastroju, czyli są niezadowolone, rozdrażnione, zmartwione, zirytowane, ogólnie częściej w niepokoju niż w spokoju – trudniej o poprawę samopoczucia wskutek życzliwości. A to dlatego, że takie osoby mają dużą skłonność do oceniania siebie i/lub innych ludzi, a zwłaszcza do deprecjonującego krytykowania. Niektórzy ludzie ze zwyczajowo obniżonym nastrojem mogą mieć odruch negatywnego myślenia o drugim człowieku skojarzony z pewną chwilową poprawą nastroju. Doświadczają przyjemności lub przynajmniej ulgi z tego powodu, że o kimś źle myślą. W takiej sytuacji bardzo trudno jest o życzliwość.

A jak, mimo wszystko, starać się przełamać ten odruch nieżyczliwości?
Trenowanie życzliwości wymaga zrezygnowania z oceniania. Świadome wzbudzanie w sobie zaciekawienia drugim człowiekiem, a zwłaszcza jego przeżyciami, może być punktem wyjścia do życzliwego nastawienia, gestów i w rezultacie do ogólnej poprawy własnego nastroju. To jest zdrowszy i zdecydowanie bardziej prospołeczny sposób osiągania jednocześnie przyjemności i zadowolenia. Podczas gdy dążenie do tego kosztem innych osób, poprzez myślenie typu „Jak można tak wyglądać? Dobrze, że ja tak nie wyglądam” jest po prostu napędzaniem spirali negatywizmu we własnym i czyimś życiu. Lepiej się do kogoś uśmiechnąć, zapytać czy czegoś potrzebuje, niż go oceniać.

Czy to także sposób bardziej długotrwały?
Tak. Przyjemność czerpana kosztem drugiego człowieka izoluje, prowadzi do zamknięcia się w bańce podobieństw i nietolerancji na różnice. Powstaje opozycyjne myślenie: ja i inni – na przykład „wiem lepiej, oni są głupi”. Taka pyszałkowatość wywołuje poczucie nadmiernej odrębności: człowiek może czuć się niezrozumiany, niechciany; może się izolować, popaść w samotność. Oczywiście są też osoby, które w wyniku tych samych schematów myślenia dążą do dominacji nad innymi, ale to i tak oznacza, że się oddzielają od reszty, choćby poprzez wywyższanie się. Natomiast gesty życzliwości podłączają do sieci społecznej.

Zatem na czym polega uczenie się życzliwości?
Na zastanawianiu się nad tym, co można zrobić, żeby na przykład nie zranić drugiego człowieka, uszanować jego sposób przeżywania rzeczywistości, trudności, których w danej chwili doświadcza, oraz potrzeb, które przejawia. Można zacząć od tego, by nie uciekać wzrokiem, kiedy ktoś szuka kontaktu; zauważyć człowieka, być może dać mu uśmiech, jeśli to dla niego ważne. Warto zadać sobie pytanie, co byłoby dla mnie dobre w takich okolicznościach. Co sprawia, że czuję się lepiej, gdy chwilowo jest mi trudniej? Czy to, że ktoś uśmiechnie się do mnie, a może to, że zapyta mnie o to jak się czuję? Czy może poczuję się lepiej, jeśli zobaczy moją niepewność, zamieni kilka słów lub poda butelkę wody, gdy zorientuje się, że może mi to pomóc opanować nagłe zdenerwowanie?

Trening życzliwości zaczyna się od tego, żeby zauważyć czyjąś potrzebę w danej chwili; przyjąć to, że może ona być inna od naszej, że ten ktoś ma prawo przeżywać coś inaczej, niż nam się wydaje. Trzeba tu jasno powiedzieć, że życzliwość nie polega na pomaganiu innym pod wpływem przekonania: „Jeśli się nie podzielę, to sam nie dostanę”. Wtedy gesty zainteresowania potrzebami drugiego człowieka są rezultatem interesowności i/ lub lęku, że samemu nie będzie się miało tego, czego się pragnie. Nie można więc mieszać ze sobą życzliwości i altruizmu. Przykładowo, ktoś może zdobyć bogactwo na produkcji czy sprzedaży alkoholu i jednocześnie wykładać olbrzymie sumy na cele charytatywne. Szkodliwość społeczna jego działań jest znacznie większa niż jakiekolwiek pozytywy jego altruizmu, który nie musi łączyć się z życzliwością. Życzliwość nie jest strategią, tylko okolicznościowo uzasadnionym odruchem wobec drugiej osoby.

Czyli poniekąd takie podstawowe normy społeczne, jak ustąpienie komuś miejsca w tramwaju, wspierały życzliwość?
Tak. Jednakże z perspektywy psychologicznej życzliwość jest bardziej sytuacyjnym dostrzeganiem dobrych stron człowieka, a nie nakazowo-zakazowym trybem działania, na przykład zgodnie z jakąś hierarchią. Zamiast stosowania jakiejś reguły warto wypracować w sobie odruch dostrzegania, co może być w danej chwili dla kogoś ważne i zastanawiania się nad tym, czy można coś zaoferować. Czy też zamiast oceniania innej osoby starać się znaleźć coś, co może nas w niej zainteresować. Łatwo jest pomyśleć, że ktoś jest głupi i zignorować osobę w danej sytuacji. Trudniej jest stworzyć alternatywny opis tego człowieka, gdy potrzebna jest jego życzliwa wersja.

Czasami, w rozmowach terapeutycznych z moimi klientami proponuję pewne ćwiczenie i zazwyczaj jest to bardzo konstruktywne. Polega ono na tym, by własny, odruchowy negatywny opis czyjejś osoby świadomie i intencjonalnie przeformułować na życzliwy. Kiedy postrzegamy kogoś z życzliwością, to otwieramy się na tę osobę i dostrzegamy więcej. A ponieważ mechanizm przetwarzania zgodnego z nastrojem i tutaj działa, to mamy też większą skłonność do zauważania pozytywów. Inni ludzie też się wtedy na nas bardziej otwierają. Gesty życzliwości same się naturalnie wzajemnie wzmacniają, ale to człowiek jest ich nośnikiem.

Goethe nazywał życzliwość łańcuchem spajającym społeczeństwo i tego dowodzą dzisiaj badania psychologiczne. Ludzie, którzy zachowują się życzliwie wobec innych, czują się bardziej akceptowani, rozumiani, szanowani. Są częściej wybierani w różnych sytuacjach jako punkt odniesienia, a nawet autorytet, i w związku z tym mają też lepsze samopoczucie.

Daniel Jerzy Żyżniewski, psycholog, spec. neuropsycholog kliniczny, a także terapeuta, historyk sztuki oraz autor kanału Psychosztuka na YouTube i książki „Emocje i nastrój”, Wydawnictwo Zwierciadło

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze