1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Jak uczyć młodych ludzi radzić sobie z porażką? Pytamy Darię Abramowicz, psycholożkę Igi Świątek

Jak uczyć młodych ludzi radzić sobie z porażką? Pytamy Darię Abramowicz, psycholożkę Igi Świątek

Daria Abramowicz (Fot. archiwum prywatne)
Daria Abramowicz (Fot. archiwum prywatne)
Niepowodzenia podcinają skrzydła, a zwycięstwa pozwalają je rozwinąć? Może być też odwrotnie – przegrana wyposaża w cenne lekcje, a wygrana zatrzymuje w miejscu. O znaczeniu pierwszych porażek i sukcesów w rozwoju młodych ludzi mówi psycholożka Daria Abramowicz.

Wywiad pochodzi z miesięcznika „Zwierciadło” 11/2025.

Alina Gutek: Co z punktu widzenia rozwojowego jest dla młodych ludzi ważniejsze: sukces czy porażka?

Daria Abramowicz: Myślę, że oba te doświadczenia mają podobne znaczenie. Czyli z jednej strony sukces, a właściwie to, w jaki sposób młody człowiek zdobywa kolejne kompetencje i rozwija się na różnych poziomach swojego życia. A z drugiej przezwyciężanie niepowodzeń, porażek, przegranych. Obie te sytuacje mają równorzędne znaczenie, jeśli chodzi o aspekt rozwojowy. Dużo jednak zależy od tego, co z tymi doświadczeniami zrobią sami młodzi, ale też ich rodzice, trenerzy, wychowawcy.

Wydaje mi się, że w przypadku młodszych dzieci liczą się jednak bardziej sukcesy, choćby małe, bo gdy ich nie ma, to dzieci tracą motywację do zajęć, wycofują się. Ale pewnie wszystko zależy od definicji sukcesu...

W przypadku aktywności sportowej tendencje społeczne są takie, żeby definiować sukces jako rezultat, wynik – i na tym się koncentrować. A może się okazać, i w praktyce często tak się dzieje, że sukcesy, które powinny wzmacniać, przyczyniają się chociażby do wzrostu samokrytycyzmu. Dlaczego? Ponieważ rośnie poziom oczekiwań zewnętrznych i wewnętrznych. Warto zastanowić się także, w jaki sposób sukces wpłynie na rozwój pasji, zainteresowań, potencjalnych ścieżek rozwoju w różnych obszarach życia młodego człowieka.

To bardzo złożona kwestia, wynikająca przede wszystkim z tego, jak my – rodzice, wychowawcy, trenerzy – definiujemy sukces. I, powtórzę, co zrobimy zarówno z sukcesami, jak i niepowodzeniami. Choćby z takim niepowodzeniem: dziecko nie umie zrobić przewrotu w tył, podczas gdy rówieśnicy już to potrafią. I w zależności od tego, w jaki sposób dorośli kształtujący rozwój młodego człowieka podejdą do tego niepowodzenia, może ono mieć różne skutki. Bo może być lekcją, szansą na pokazanie, czym jest wyzwanie, na naukę ogromnie ważnej wartości, jaką jest przekonanie, że popełnianie błędów jest w porządku, że naturalne jest bycie niedoskonałym. To ważna lekcja, bo we współczesnym świecie, pełnym różnego rodzaju bodźców, ocen, perfekcjonizm staje się coraz większym wyzwaniem dla wielu z nas. Tak więc niepowodzenia są bardzo cenne.

Ale ogromne znaczenie ma też to, w jaki sposób my, dorośli, pokażemy młodym ludziom, jak sami radzimy sobie z niepowodzeniami i jak o nich mówimy. Na przykład, czy niepowodzenie jest według nas dowodem na to, że dziecko jest gorsze, słabsze? Nie, to doświadczenie mówi tylko i wyłącznie o tym, że w danym momencie dziecko nie jest w stanie czegoś zrobić. Ewentualnie też o tym – jeśli ta dziedzina życia jest dla dziecka ważna – że warto nad tym popracować. A kiedy młody człowiek w końcu się tego nauczy, bardzo ważne jest celebrowanie tego momentu, docenienie dziecka. Czyli przeformułowanie niepowodzenia na sukces.

Czytaj także: „Sport to szczęście”. O tym, co nam dały olimpiada i paralimpiada rozmawiamy z Ewą Woydyłło

Jak uczyć młodych ludzi przechodzić przez porażki? Rodzice często nie widzą związku między tym, że ich nastoletnie dziecko nie umie przyjąć niepowodzenia, a tym, że sami kiedyś podkładali się mu w grach planszowych, dawali fory w zabawach. Czy w ten sposób zaprzepaścili szansę na nauczenie dziecka radzenia sobie z porażką?

Może pokazywali mu fałszywy obraz rzeczywistości. Bo w tej prawdziwej czasem się wygrywa, a czasem przegrywa. Myślę, że warto normalizować świat, czyli pokazywać, że istnieją w nim zarówno sukcesy, jak i porażki. Warto uczyć regulacji emocji, które towarzyszą różnym doświadczeniom. Podkreślać, że niepowodzenia nie mówią o osobie, tylko o sytuacji. To są kluczowe kwestie z mojej perspektywy – osoby mającej doświadczenie w pracy ze sportowcami na różnych poziomach.

Czytaj także: Jak osiąga się mistrzostwo? Rozmowa z Igą Świątek i psycholożką Darią Abramowicz

Czy unikanie porażek, chronienie przed ich doświadczaniem może być dla dzieci szkodliwe?

Można powiedzieć, że takie działanie przypomina tworzenie hermetycznych warunków funkcjonowania dziecka, kreowanie sztucznego świata. A przecież powinniśmy uczyć dzieci żyć w takim świecie, jaki realnie istnieje.

W psychologii mamy teorię autodeterminacji ( jej akronim to SDT). Mówi ona, że każdy człowiek posiada trzy kluczowe potrzeby w swoim życiu, które – kiedy są zaspokojone – wzmacniają naszą wewnętrzną motywację, dobrostan i skuteczność.

Pierwsza to potrzeba autonomii, czyli poczucie, że sami decydujemy o sobie i swoim działaniu w świecie. Druga to potrzeba kompetencji, czyli poczucie skuteczności w osiąganiu swoich celów. I trzecia – potrzeba relacji. A więc poczucie więzi, przynależności do kogoś lub czegoś.

Wychowanie młodego człowieka w sztucznej bańce, w której nie występują niepowodzenia, nie sprzyja zaspokajaniu tych potrzeb. Zdecydowanie zachęcam do zastanowienia się, co możemy zrobić, żeby budować te kompetencje i zaspokajać te potrzeby, o których mówi teoria autodeterminacji. Często powtarzam profesjonalnym sportowcom, z którymi pracuję, że nie szukamy komfortu, tylko silnego przekonania, że cokolwiek życie nam przyniesie, to mamy zasoby, żeby sobie z tym poradzić. To samo poczucie – w mikroskali – możemy budować u dzieci, i warto to robić.

Nasze działania zawsze powinny uwzględniać to, jakie jest dziecko, jego potencjał i talenty?

Zdecydowanie. Wychowanie powinno wiązać się ze wsparciem, także emocjonalnym, z umacnianiem relacji z dzieckiem, w której trzeba znaleźć balans między projektowaniem mu wyzwań a budowaniem jego zasobów i dawaniem mu szansy na osiąganie mniejszych i większych celów. Bo w życiu młodego człowieka małe cele mogą być często tymi dużymi.

Młody człowiek przegrał ważny mecz. Jak pomóc mu w zdrowy sposób przejść przez tę porażkę? Pozwolić się wypłakać?

Warto, żebyśmy pamiętali, że smutek i inne emocje w obliczu porażki, niezależnie od tego, czy mówimy o osobie dorosłej, czy o dziecku, czy o profesjonalnym sportowcu, czy amatorze – pełnią funkcję informacyjną. O czymś nam mówią. Na przykład o tym, że coś jest dla nas ważne albo że czegoś jest w nas za dużo. Emocje możemy, a właściwie powinniśmy regulować. Jeżeli dziecko doznaje porażki, to moja pierwsza rada dla rodziców jest taka: pozwólmy mu na ujawnienie emocji, dajmy mu przestrzeń do ich wyrażenia. Warto uczyć nazywania emocji, pokazywać, jakie mają znaczenie. A wszystko po to, żeby dziecko rozumiało, z czego one się biorą, dlaczego są ważne, czemu służą.

Kiedy damy mu szansę na to, żeby fala emocji dotycząca ważnego wydarzenia w jego życiu przeszła, to drugą moją radą byłoby, żeby rodzice porozmawiali z dzieckiem o tym, co się wydarzyło i co z tym zrobić. Bo porażkom można i warto nadawać znaczenie w ujęciu lekcji, zastanowienia się, co by można zrobić inaczej, jak poprzez to doświadczenie bardziej się zbudować. Te praktyki sprawdzają się także w pracy z profesjonalnymi sportowcami. Budujemy razem takie zasoby, strategie i umiejętności, które pozwolą nadawać niepowodzeniom znaczenie doświadczeń, a nie brzemienia czy balastu.

Czytaj także: Iga Świątek: „Niczego nie odpuszczam”

Porażka jest budująca wtedy, gdy wyciąga się z niej lekcję?

Może być wtedy budująca. Zwłaszcza jeśli rodzice pokażą swego rodzaju model zachowania w takiej sytuacji. Bo pamiętajmy, że dzieci i młodzi ludzie uczą się intensywnie poprzez modelowanie, czyli naśladowanie. Kiedy obserwują, w jaki sposób rodzice radzą sobie z niepowodzeniem. Wtedy taka nauka jest jeszcze bardziej wzmacniająca, bo pokazuje po pierwsze, że porażka jest okej, po drugie, że jest naturalnym elementem życia każdego człowieka, a po trzecie, że może być budująca.

Zgadzamy się dość powszechnie, że bez porażek nie ma rozwoju. Natomiast sukcesom nie przypisuje się powszechnie rozwojowej funkcji. Słusznie?

Wspomniałam o teorii autodeterminacji, która mówi o trzech ważnych potrzebach. Potrzebę kompetencji zaspokajamy między innymi przez to, co robimy dobrze. Tymczasem w Polsce dezawuujemy nieustannie swoje osiągnięcia. Jest taki zwrot, którego bardzo często używamy: „Udało mi się” – zdać egzamin, wygrać konkurs. Gdy oglądamy film lub serial w języku angielskim, z polskimi napisami, i ktoś mówi: I made it, I did it, to w polskim tłumaczeniu czytamy: „Udało mi się”. To pokazuje nastawienie do osiągania rezultatów naszej pracy i do sukcesów.

Myślę, że – co jest ciekawe i istotne z perspektywy wychowania dziecka – w Polsce patrzymy na sukces jako na coś, co do końca nie zależy od nas. No bo „się udało”, więc wydarzyło się niejako samo. Podczas gdy warto wzmacniać postawę, która polega na przekonaniu, że sukces jest efektem włożonego wysiłku, pracy, procesu zależnego od dziecka, może też od wsparcia innych.

Czytaj także: Ewa Pajor – drobna, ale waleczna

Czy sukcesy, zwłaszcza te pierwsze, mogą być destrukcyjne? Szczególnie kiedy pojawiają się za wcześnie albo są zdominowane przez całą tę otoczkę sławy, rozgłosu, dużych pieniędzy?

Dla mnie znamiennymi przykładami tego, jak ważne jest zarządzanie sukcesem i w jaki sposób sukces może przytłaczać i generować pewne koszty funkcjonowania, są sportowcy osiągający mistrzostwo w młodym wieku, późnym zresztą też. Ich opowieści o tym, z czym wiązał się sukces, są pouczające. Pisze o tym Andre Agassi, wybitny tenisista w autobiografii „Open”.

Zatem odpowiadając wprost na pani pytanie: tak, jak najbardziej pierwsze sukcesy w młodym wieku mogą okazać się destrukcyjne. Dlatego rodzice i wychowawcy powinni pokazywać młodym ludziom zdrową „obsługę” sukcesu, jego znaczenie, ale też to, że istnieje głęboki rozwojowy sens w balansowaniu sukcesów i porażek, że są one ważnym doświadczeniem. Dzięki nim młodzi ludzie mają większą szansę, żeby zbudować swoje zasoby i kompetencje, które pozwolą na zdrowe i adekwatne zarządzanie być może dużymi sukcesami, które przyjdą później.

Czytaj także: Jak wyciągać lekcje z własnych niepowodzeń radzi dr Paweł Fortuna

Załóżmy, że młodzi ludzie są dumni ze swoich sukcesów, ich rodzice również. Ale jedni i drudzy niepostrzeżenie przekraczają cienką granicę między dumą a wywieraniem presji na osiągnięcia. Jak się nie dać tej pokusie? Jak te dwie tendencje zbalansować?

Równowaga jest czymś pożądanym zarówno jeśli chodzi o eksponowanie na trudne sytuacje, które mogą generować niepowodzenia, jak i na te, które niosą sukcesy. Pamiętajmy, że nie ma czarno-białej rzeczywistości. Dużą potencjalną wartość edukacyjną widzę w rozmowach o tym, że sukces nie jest dany raz na zawsze, że gdy osiągamy go raz, to nie oznacza, że będziemy go doświadczać nieustająco. Oraz o tym, że zarówno sukces, jak i niepowodzenia są nieodłącznym elementem życia i nie jest to ruch jednostajnie przyspieszony, który posuwa nas tylko wyżej.

I znowu ogromna w tym rola osób wychowujących młodych, pokazujących im świat – powinny dawać im przykład, w jaki sposób podchodzić do sukcesów i porażek. To bardzo ważne, bo we współczesnym świecie wymaganie sukcesu jest nieustające, dopada młodych zewsząd za pośrednictwem mediów społecznościowych, poprzez lansowanie wizerunków osób publicznych, które jawią się w przestrzeni internetowej jako osoby osiągające sukces za sukcesem, co jest dalekie od prawdy.

Czym to skutkuje? Jaką cenę płacą za to młodzi ludzie?

Koszty mogą być różne, często poważne. Być może perfekcjonizm, podwyższony samokrytycyzm, być może nawet zaburzenia psychiczne. Dlatego tak istotne jest pokazywanie młodym zdrowych sposobów radzenia sobie z sukcesami i porażkami. W tym miejscu mam radę dla rodziców: nie ulegajcie sugestiom, żeby wymagać od dzieci osiągania nieustających sukcesów, szczególnie w formie rezultatów i wyników.

Jeśli nie perfekcjonizm, to co? Jak młodzi mogą siebie motywować? A rodzice? W jaki sposób mogą zachęcać ich do wysiłku?

To wcale nie takie trudne, jeżeli przyjmiemy – i młodzi, i my, osoby wychowujące – że życie nie jest perfekcyjne. I że błędy, niepowodzenia, gorsze dni, trudniejsze momenty są nieodłącznym elementem gry o nazwie życie. Jeżeli będziemy o tym pamiętali, to łatwiej będzie zaakceptować niepowodzenia w szkole, przegrane mecze i konkursy.

Jeżeli natomiast młodzi myślą, że z powodu niepowodzeń są gorsi, słabsi i nie dają sobie prawa do popełniania błędów lub nie daje im go środowisko, to zawsze mogą z takiego myślenia się wyzwolić. Bo to nie jest tak, że na coś – czy to na sukces, czy porażkę – jesteśmy skazani.

Czy to prawda, że sukces rozleniwia, bo kusi, żeby osiąść na laurach?

Może tak być, ale nie musi. To przecież nie dzieje się samo z siebie. Sposób, w jaki sukces będzie wpływał na rozwój, zależy od wielu czynników. I tutaj znów muszę wrócić do roli osób wspierających młodego człowieka, do jego środowiska, autorytetów.

Ważne są cele, jakie wyznaczają dziecku – czy dotyczą one wyniku, czy może procesu, rozwoju jego kompetencji, tego, żeby pozostając przy aktywności fizycznej, było coraz lepsze w tym, co robi, ale niekoniecznie osiągało coraz lepsze rezultaty. Zatem wiele czynników wpływa na to, jaką relację zbuduje młody człowiek zarówno z sukcesem, jak i z porażką.

Co by pani powiedziała młodej dziewczynie, która przeżywa pierwszą porażkę w ważnej dla niej dziedzinie?

To nie jest o tobie, tylko o sytuacji. Masz prawo do emocji. Daj sobie czas i przestrzeń, żeby je przeżyć. Zastanów się, czego może cię to nauczyć.

A rodzicom co by pani wtedy powiedziała?

Podobnie. Żeby pamiętali, że to nie jest o dziecku, nie o tym, kim ono jest i jakie jest, tylko o sytuacji. Żeby spróbowali wypracować i dostrzec perspektywę do nauki, jaka dzięki porażce się pojawiła. I – może najważniejsze – żeby akceptowali dziecko i dawali mu możliwość wyrażania emocji towarzyszących porażkom.

Wydaje mi się, że dorośli lepiej radzą sobie z porażką niż z sukcesem, który często prowadzi nas na manowce.

Rzeczywiście mamy takie przekonanie, że właściwie ważniejsze jest to, żeby umieć sobie radzić z niepowodzeniem niż z sukcesem. A to nie jest prawda. Bo istotne jest zarówno zarządzanie sukcesem i relacja z nim, jak i zarządzanie niepowodzeniem, co doskonale pokazują współcześni mistrzowie sportu. Bo w obu tych sytuacjach pojawiają się wyzwania, potencjalne zyski i potencjalne koszty, które warto rozważyć i z których można wyciągnąć lekcje i szansę na to, aby budować zasoby, wzmacniać i zaspokajać potrzeby, o których mówiłam.

Sport jest do tego dobrym poligonem doświadczalnym?

Wspaniale, gdyby był. Często powtarzam, że w ciągu kilkunastu pierwszych lat życia sport, aktywność fizyczna powinny służyć przede wszystkim nabywaniu kompetencji społecznych, rozwijaniu cech motorycznych, czyli kształtowaniu tego, co buduje zdrowe życie.

Dzisiaj bardzo wielu rodziców i trenerów używa pojęcia „wyczynowe uprawianie sportu” w odniesieniu do nastolatków, a czasami, niestety, nawet do kilkuletnich dzieci, co nie powinno tak naprawdę mieć miejsca. W dzisiejszym świecie sportu wprowadza się inne wytyczne – aby specjalizacje, wyczyn, także rywalizację, zaczynać nieco później. A wszystko po to, by młodym ludziom dać szansę na budowanie pasji, korzystanie z rozwojowych funkcji sportu. I – może to jest najistotniejsze – na dawanie przyjemności, radości, okazji do zabawy, co jest potrzebne niezależnie od tego, czy po latach ten młody człowiek będzie uprawiał sport tylko w sposób amatorski, czy zostanie profesjonalistą.

Daria Abramowicz pracuje ze sportowcami, indywidualnie i zespołowo. Współpracuje m.in. z Igą Świątek, Aleksandrą Mirosław i Ewą Pajor. Była ekspertką i gościnią Joanny Flis w jednym z odcinków podcastu „Za moich czasów” w ramach projektu Młode Głowy Fundacji UNAWEZA.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE