1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wywiady
  4. >
  5. „Katarzyna była politycznym zerem, jej walutą był seks”. Rozmowa z autorką książki „Cesarzowa Piotra”

„Katarzyna była politycznym zerem, jej walutą był seks”. Rozmowa z autorką książki „Cesarzowa Piotra”

Kristina Sabaliauskaitė (Fot. Simonas Berukstis)
Kristina Sabaliauskaitė (Fot. Simonas Berukstis)
Za każdym razem, gdy próbujemy zrozumieć przeszłość, dowiadujemy się czegoś o sobie – mówi znana litewska pisarka Kristina Sabaliauskaitė. W najnowszej powieści daje nam unikalną szansę: możemy poznać realia życia i emocje kobiety, o której usilnie próbowano zapomnieć.

Wywiad pochodzi z miesięcznika „Zwierciadło” 11/2025.

Angelika Kucińska: Carycę Katarzynę II znają wszyscy, ale Katarzynę I? Ile osób, sięgając po twoją książkę, kojarzy tę postać? Co cię w niej zafascynowało?

Kristina Sabaliauskaitė: Trafiłam na jej historię przypadkiem. Pisałam właśnie drugą część „Silva rerum” [głośnej, nagradzanej tetralogii opisującej historię rodziny szlacheckiej żyjącej w Wilnie za czasów Rzeczpospolitej Obojga Narodów – przyp. red.] i gdy czytałam o spotkaniu Piotra I i Augusta Mocnego w Birżach, natknęłam się na informację, że Piotr miał żonę litewskiego pochodzenia. Byłam zdziwiona, że w Litwie tak mało się o niej wie. A kiedy zaczęłam badać sprawę, okazało się, że historia Katarzyny była wymazywana, nawet za jej życia. Potem, w ciągu XIX wieku, Romanowowie, którzy dążyli do zawierania jak najbardziej prestiżowych małżeństw z innymi domami Europy, wstydzili się jej niskiego pochodzenia, woleli więc o niej milczeć. Szkoda, bo to przecież Katarzyna I utorowała drogę kolejnym XVIII-wiecznym władczyniom Rosji.

Była sierotą z biednego domu. Urodziła się jako Marta Skowrońska, w młodości trafiła do rosyjskiej niewoli. Po czym jej losy potoczyły się tak, że w końcu wyszła za cara Piotra I (który przyjął tytuł cesarza). A po jego śmierci przejęła tron jako pierwsza samodzielna władczyni w historii Rosji. Jaką była cesarzową?

Przykro mi to mówić, ale Katarzyna była politycznym zerem – za nią de facto rządził Aleksander Mienszykow, przyjaciel Piotra I. Za to miała swoje zasługi w innych dziedzinach. Zdecydowała na przykład, że Petersburg przetrwa i zrobiła wszystko, żeby nowe miasto nie opustoszało. A tam przecież nie dało się mieszkać.

W twojej książce wspomina Petersburg jako bagna, na których z trudem próbowano coś budować. Co chwila te tereny podmywa woda, komary nie dają żyć.

Wiem coś o tym, bo za czasów prezydentury Borysa Jelcyna – gdy stosunki z Rosją były jeszcze w miarę normalne – dostałam staż w Ermitażu. Zaczynałam w lutym. Petersburg zimą? Mróz, mokro, okropnie. Potem przychodzi wiosna, wszystko rozmarza, znów jest mokro i okropnie. A latem wilgoć i komary. [śmiech] Ludzie stamtąd uciekali, więc Katarzyna zarządziła nowy zwyczaj – kurtagi, czyli Dni Dworu. Dwa razy w tygodniu. Wszyscy musieli być na nich obecni, więc nikt nie mógł wyjeżdżać do Moskwy.

Czyli ocaliła miasto przymusem.

Wszystko w Rosji robi się przymusem.

Widziana oczyma Katarzyny Rosja jest przerażająca. Mechanizmy władzy, dziwna rosyjska mieszanka kompleksu niższości i poczucia wyższości, przekonania o dziejowej misji Rosjan, traktowanie poddanych jak mięso armatnie – te jakże nam dzisiaj znajome wątki znaleźć można w „Cesarzowej Piotra”. Czy twoim zdaniem z przeszłości można wywróżyć przyszłość?

Lubię stosować metaforę, że przeszłość jest trochę jak jaskinia Platona, umieszczona za szkłem. Nie możemy przeniknąć przez tę szybę, wrócić do tego, co już się stało, ale możemy się temu przyjrzeć. Widzimy odblask ognia, cienie, kształty postaci. Jednak w tej szybie widzimy też własne odbicie. Za każdym razem, gdy próbujemy zrozumieć przeszłość, dowiadujemy się czegoś o sobie.

Czytaj także: Cesarzowa Sisi – ciekawostki z życia austriackiej księżniczki Elżbiety Bawarskiej

Dzięki twojej książce możemy się też przyjrzeć historii kobiet i sprawdzić, ile zmieniło się, jeśli chodzi o naszą pozycję społeczną.

Przede wszystkim w czasach, o których piszę, kobiety na Zachodzie miały zupełnie inną pozycję niż kobiety w Rosji. To były potężne różnice. Pod tym względem Piotr I był wręcz protofeministą. Bo to on dał Rosjankom swobody, których nie miały. Wcześniej kobiety spędzały czas w teremach, rosyjskich odpowiednikach haremów. Ubrane w sarafany – długie tradycyjne suknie – owinięte w chusty, przebywały w osobnych pomieszczeniach, nie miały prawa brać udziału w biesiadach razem z mężczyznami. Donosiły im wódkę, chleb, pierogi – nisko się przy tym kłaniając – a zaraz potem wracały do swojego teremu. A Piotr I zapraszał kobiety na uczty. Włączał je w rozmowy. Chciał, żeby Rosjanki były jak zachodnie kobiety, na które się napatrzył, podróżując po Europie.

Dyskutował z kobietami, bo uważał je za równe mężczyznom?

Takie stwierdzenie byłoby przesadą. Po prostu lubił ich towarzystwo, chciał, żeby brały udział w biesiadach dworskich – tak jak na Zachodzie. To jednak nie to samo, co równość, trudno mówić o kobiecej równości w tamtych czasach, nawet w krajach europejskich. Więcej wolności miały kobiety z Rzeczpospolitej Obojga Narodów, zwłaszcza – od czasów Statutów Litewskich – Litwinki, które mogły na przykład podać kogoś do sądu bez zezwolenia męża czy ojca.

Katarzyna jest świadoma, że największym jej kapitałem jest uroda. Wolałaby, żeby świat był zorganizowany inaczej, ale przestrzega reguł gry, bo to w jej przypadku kwestia życia lub śmierci. Mam rację?

Trudno powiedzieć, jak wyglądała we wczesnej młodości, bo jej pierwszy prawdopodobny portret pochodzi z okresu, gdy miała już ok. 30 lat. Na późniejszych widzimy, że nie była pięknością w rozumieniu ponadczasowego kanonu. Nie była jak Wenus z obrazu Botticellego, ale miała charakter, przyciągała uwagę, może za młodu wyróżniała się seksapilem. Dzięki temu wkradła się w łaski Mienszykowa, a potem zainteresował się nią sam Piotr…

Czasem słyszę, że w mojej powieści jest za dużo seksu. Ale jak ma go tu nie być tak dużo, skoro to właśnie seks był walutą Katarzyny. Przynajmniej dopóki była młoda – przecież zauroczyła Piotra I nie wyrafinowaniem kulturowym czy znajomością poezji… [śmiech] W drugiej połowie życia próbowała uporać się z faktem, że uroda przemija, musiała więc znaleźć nową walutę, żeby negocjować swoją pozycję w niełatwym świecie.

Fot. Fine Art Images/Heritage Images/Getty Images Fot. Fine Art Images/Heritage Images/Getty Images

Umierająca Katarzyna potwornie narzeka na swoje ciało.

Bo jest otyła, schorowana. W końcu – nie zdradzając zbyt wiele osobom, które nie znają jej historii – caryca Katarzyna nie prowadziła zbyt zdrowego trybu życia.

Seks nie zawsze był dla niej źródłem radości. To także przestrzeń bólu, cierpienia, traumy. Katarzyna w młodości wielokrotnie doświadcza brutalnej przemocy seksualnej.

Jak wiele kobiet w tamtym czasie i miejscu. Nie była wyjątkiem. Tak zwane branki, kobiety z zawojowanych terytoriów, wywożono do Moskwy czy Petersburga. Były wykorzystywane seksualnie, bite. Katarzyna rozumiała kobiety, które przeszły przez to samo piekło. Stąd chociażby bliska relacja z Johanną, służącą, powierniczką, byłą prostytutką i ofiarą przemocy.

Gdy Katarzyna wreszcie doświadcza seksu, który jest dobrowolny i przyjemny, zaczyna śmiało korzystać ze swojej seksualności. W tamtym czasie kobieta, która nie przeprasza za swoje libido, musiała być niezłą sensacją.

Nie była, ponieważ nikt o tym głośno nie mówił, nikt też nie miał pojęcia, co to takiego libido. [śmiech] Jednak zazwyczaj im wyższą pozycję społeczną miała kobieta, tym więcej mogła, również w sypialni. Na dworach królewskich czy cesarskich często zdarzało się, że władczyni brała sobie kochanka. Albo kochanków.

A kim dla Katarzyny był Aleksander Mienszykow?

Łączyła ich szalenie ciekawa relacja. Bardzo głęboka. Ani razu go nie zdradziła. On jej również. Za to wiele razy poważnie ryzykowali własnym karkiem, kiedy jedno ratowało drugie.

W relacji Katarzyny i Aleksandra było dużo pragmatyzmu i poczucia, że jedno bez drugiego sobie nie poradzi. Każde miało coś do ugrania. Jakąś pozycję do osiągnięcia. Pomagali sobie nawzajem w realizowaniu osobistych celów. To ich łączyło. I każde miało swoje metody, by zarządzać Piotrem.

To była chyba ta sama metoda…

Nie, nie wiadomo, czy Aleksander miał homoseksualną relację z Piotrem, chociaż takie plotki krążyły, a ludzie, którzy je rozpuszczali, zostali straceni. Nie chciałam spekulować w książce o romansie tych dwóch mężczyzn, ale wiadomo, że byli blisko. Przyjaźnili się, czasami publicznie obejmowali, całowali – ale w Rosji mężczyźni tak wyrażali emocje. Razem podróżowali i często musieli zatrzymywać się na nocleg w surowych warunkach, z dala od carskich luksusów. Spali wtedy w jednym pomieszczeniu, Aleksander jako dienszczyk, adiutant, na progu. Nie wzbudzało to niepokoju, bo przecież zadaniem dienszczyka było pilnować spokojnego snu władcy.

Z kolei Katarzyna lubiła otaczać się na dworze kobietami.

Wolała towarzystwo kobiet zachodnich. Rzadko zatrudniała Rosjanki jako dwórki, nawet te z dawnych rodów bojarskich. Wolała Johannę niż rosyjską księżnę. Czuła się przy niej swobodniej. Piotr I wprowadzał nowe tradycje, które konserwatywne Rosjanki, zwłaszcza ze starszego pokolenia, potępiały. Trzeba było czasu, żeby pod wpływem jego rządów ukształtowało się nowe pokolenie.

Powieść zaczyna się od końca. Katarzyna choruje, wiadomo, że jej godziny są policzone. Czy na łożu śmierci czegoś żałuje?

Nie powiedziałabym. Katarzyna przed śmiercią robi jednak rachunek. Zastanawia się, ile tron jej dał, a co przez niego straciła. Władza absolutna korumpuje. Zwłaszcza w Rosji, gdzie cara uznawano za równego Bogu. Katarzyna mogła wszystko, nie musiała nikomu tłumaczyć się ze swoich decyzji. Nie odpowiadała przed parlamentem ani przed Kościołem.

Bezkarność rosyjskiej władzy wybrzmiewa też w zachowaniu żołnierzy i wielmożów. Okrutni, niemoralni, wręcz obrzydliwi w radości czerpanej z zadawanego cierpienia. Tu „Cesarzowa Piotra” najbardziej sprzęga się z teraźniejszością. Czytam powieść o XVIII-wiecznej cesarzowej, a jakbym czytała doniesienia z aktualnej wojny w Ukrainie.

Zaczynałam pracę nad książką z przekonaniem, że pewne rzeczy są już dawno za nami. Myślałam, że gwałty wojenne to ogromna hańba, na którą nikt już sobie nie pozwoli. A tymczasem armia rosyjska sobie pozwala, w tych najokropniejszych formach. Nie zamierzałam jednak pisać powieści historycznej, która będzie jednocześnie komentarzem do teraźniejszości.

Zazwyczaj po prostu znajduję historię, która mnie wciąga tak, że nie daje mi spokoju. Chcę więc ją wskrzesić, przypomnieć, powiedzieć: spójrzcie, tacy kiedyś byliśmy, tak wyglądał świat.

Na ile swobody możesz sobie pozwolić, pisząc o postaci historycznej?

Znam pisarzy, którzy otwarcie mówią, że jeśli trzeba, aby dwaj bohaterowie spotkali się w książce, to się spotkają, a autor nie zawraca sobie głowy tym, czy w rzeczywistości mogli znaleźć się w tym samym czasie w tym samym mieście. Ja tak nie potrafię. Mam naturę naukowczyni. Sprawdzam wszystko, bo fakty muszą się zgadzać. Na potrzeby „Cesarzowej Piotra” zrobiłam synchronizację biogramów Piotra, Katarzyny i Mienszykowa. Dzięki temu w miarę dokładnie wiedziałam, kto gdzie był i co robił. To był ogrom pracy, niezwykle fascynującej, ale ostatecznie nie wszystko z tego, co ustaliłam, trafiło na karty powieści – tylko to, co niezbędne dla narracji. Korzyść jest inna. Zrozumiałam epokę, a więc z większą pewnością mogłam ją opisać. Poczułam specyfikę życia, które wiedli. Ciągłych podróży, postojów w podłych zajazdach, chorób, permanentnego przeziębiania się.

Czytaj także: Ładna i miła? O postaci cesarzowej Sisi rozmawiamy z reżyserką filmu „W gorsecie”

Kiedy piszesz, przyświeca ci misja, żeby zainteresować historią ludzi, którzy się nią nie interesują?

To wielki przywilej sztuki, by wskrzeszać historię w sposób, który do nas dociera, fascynuje, pobudza do rozmyślań. Jestem historyczką sztuki, interesują mnie fakty, szczegóły. Co, ile, kiedy, demografia. A gdy opowiadam tę samą sytuację jako pisarka, jestem zainteresowana tym, czym nie interesują się nauka i historia.

Co ta osoba czuje w konkretnym momencie? Ważne są dla mnie emocje, a nauka od nich stroni. Choć to się zmienia – właśnie kształtuje się nowa szkoła historiografii, która bada rolę emocji w historii. Obserwujemy przecież wielkie wydarzenia polityczne, stymulowane emocjami. Do brexitu doszło pod wpływem emocji. Ludzie, którzy za nim głosowali, niedługo później stracili pracę, bo zagraniczne fabryki, w których byli zatrudnieni, wycofały się z ich kraju. Czy można więc powiedzieć, że ich głos w referendum był racjonalny? Raczej nie. Zaważyły emocje. A Trump? Cały świat próbuje odczytać jego emocje, bo to one nim rządzą.

Do brexitu czy zwycięstwa Trumpa doprowadzili ludzie, którzy potrafią manipulować cudzymi emocjami.

Dlatego powinniśmy znać naszą historię. Żeby umieć krytycznie myśleć, zamiast bezrefleksyjnie wierzyć w szkodliwe mity. Znajomość historii jest antidotum na wpływ ideologii. Dorastałam w czasach sowieckich. Podręczniki do historii kłamały. Pamiętam, że już jako dziecku nie dawało mi spokoju pytanie o Wilno. Miasto podzielone na dwie części. Starą, barokową zniszczoną, obszarpaną – ale piękną. I nową, czyli szary, sowiecki beton. Nie wiedziałam nic o architekturze, miałam zerową wiedzę o Sowietach i ich przestępstwach. Zwyczajnie patrzyłam na te budynki, a one mnie przygnębiały brzydotą. Jednocześnie w podręcznikach czytałam, że okres Rzeczpospolitej Obojga Narodów to był czas wielkiego upadku, bo spolonizowana szlachta przepiła państwo. I to mnie zastanawiało. Bo niby upadek, a to wtedy powstała ta piękna barokowa zabudowa, sztuka, uniwersytet. To nielogiczne, żeby upadek był taki estetyczny, prawda? [śmiech] W domu sporo się rozmawiało o historii, sama zaczynałam szukać – i kwestionować oficjalne narracje.

A dziś młodzi Litwini i młode Litwinki interesują się historią swojego kraju?

Problem – nie tylko na Litwie – nie leży w braku zainteresowania, ale w nieumiejętności skupienia uwagi. Młodzi często są rozproszeni, w kółko siedzą w telefonach, nie potrafią zatrzymać się nad czymś na dłużej, przeczytać dogłębnie. Nie mają też rzetelnych narzędzi czy metod do poznawania historii. Wikipedia? Przecież tam każdy może napisać, że Borat jest prezydentem Kazachstanu. Dlatego cieszę się, gdy młodzi Litwini i Litwinki biorą udział w konkursie krótkiego eseju, który organizuję z moim litewskim wydawnictwem już ponad 10 lat. Mogą tam mówić swoim głosem, dostajemy czasami bardzo dojrzałe teksty.

Czytaj także: Najpiękniejsze filmy kostiumowe, które trzeba zobaczyć

Młodzi czytają też „Cesarzową Piotra”, najlepiej sprzedającą się książkę w dziejach Litwy. To świadczy o zainteresowaniu historią?

Największy bestseller niepodległej Litwy, to prawda. Nie wiem jednak, czy chodzi o historię. Może po prostu czytelnicy i czytelniczki wiedzą, że sięgając po moją książkę, nie będą się nudzić. Krzepiące, że taki wynik notuje powieść, której centralną postacią jest wyrazista, silna kobieta. Choć to pewnie żadne zaskoczenie, skoro Litwa wyróżnia się mocną pozycją polityczną kobiet.

Mieliśmy prezydentkę, premierkę, prezeskę sejmu. Dla młodszego pokolenia obecność kobiet w polityce jest normą. W starszym jest inaczej, wciąż czasami widać sowiecką mentalność, która nas kształtowała w czasie okupacji. Widziałam posiedzenia różnych poważnych rad, gdzie w grupie mężczyzn była jedna kobieta o nie najniższej pozycji, ale wszyscy oczekiwali, że to ona zrobi im kawę. Na szczęście Litwinki, a zwłaszcza Żmudzinki, potrafią zawalczyć o swoje prawa.

Fot. materiały prasowe Fot. materiały prasowe

Kristina Sabaliauskaitė, pisarka, z wykształcenia historyczka sztuki. Litwinka o polskich korzeniach mieszkająca w Londynie. W 2008 zadebiutowała powieścią historyczną „Silva rerum”, która stała się bestsellerem i została ogłoszona wydarzeniem literackim w Litwie. Wcześniej autorka pracowała w Wielkiej Brytanii jako korespondentka zagraniczna.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE