Życie pełnoetatowe to nasze własne życie. Czy miałeś kiedyś poczucie, że żyjesz na ćwierć etatu, życiem nieswoim, takim z drugiej ręki (second hand live)? Ciągle coś „musisz” i „trzeba”, a nie „chcesz” i „wybierasz”?
Ze wszystkich mądrych maksym dotyczących czasu najbardziej podoba mi się ta, która mówi: kto zarządza Twoim czasem — zarządza Twoim życiem. Pełną MOC życia uzyskuje się wtedy, gdy zarządza się swoim życiem. Moje szkolenia są ciekawe, bo jak mówią ich uczestnicy, jestem ciekawym człowiekiem i potrafię ciekawie opowiadać. Ale zawsze zdarza się, że nawet w bardzo ciekawym momencie mojej opowieści ludzie odbierają telefony i wychodzą z sali. Po powrocie pytam ich, czy było to coś z kategorii życia i śmierci, a oni mówią, że nie, chodziło o to, że… I tutaj okazuje się, że to mogło poczekać do przerwy. Czyż nie jesteśmy jak roboty na krótkiej smyczy SMS-ów i dzwonków sygnalizujących telefon od obcych ludzi, którzy decydują o tym, że nagle wstajemy i wychodzimy? To tak, jakby ktoś wydał rozkaz do natychmiastowego wykonania. Nawet dziecku mówimy „poczekaj”. A telefon jest uprzywilejowany jak karetka pogotowia. Zjeżdżamy „na pobocze” naszych osobistych celów i spraw tylko dlatego, że klient chce szybkiej odpowiedzi.
W dobie smartfonów, czyli „małego zewnętrznego centrum dowodzenia życiem”, wydaje się nam, że nasze życie zależy od wysłania i odebrania informacji. Młodzi ludzie boją się braku Wi-Fi. Bez niego tracą pamięć zewnętrzną, kontakt z ludźmi, spokój i bezpieczeństwo. Nie znamy numerów telefonów do bliskich. Wiele informacji trzymamy w chmurze, czyli nie wiem gdzie. Brak zasilania wyłącza nas z wirtualnego świata, który coraz bardziej staje się światem rzeczywistym. Nawet się tak nazywa — rzeczywistość rozszerzona. Ale o co? Rozszerzona o nierzeczywistość. A kiedyś zadawaliśmy sobie pytanie, czy istnieją światy równoległe. Oczywiście, że istnieją, ale pod warunkiem, że mamy naładowane baterie w smartfonie, tablecie czy nawet w zegarku. Tylko nasze serce bije w wymiarze rzeczywistym i kiedy nagle przestaje, zaczynamy doceniać stare dobre, tradycyjne, sprawdzone od wieków, proste i własne życie.
Jak mówi napis w Las Vegas, trzeba być obecnym, aby wygrać. Pełną MOC życia uzyskuje się przy stuprocentowej obecności w realnym czasie. Kiedy zapytamy kogoś, dlaczego tak żyje, dlaczego jest w takim obłędnym transie działania, odpowiedź często brzmi: „Muszę, takie teraz jest życie”. Odpowiadam, że chyba „chce”. A on, że nie chce, ale musi.
„Musiki” kiepsko kończą i nie sądzę, aby kiedyś umierały spokojne, szczęśliwe i spełnione. Samo słowo „muszę” wyzwala opór i bunt. Wiemy to, bo dzieci reagują na takie słowa szczerze i bezpośrednio. Można odebrać każdy telefon, wykonać każdy projekt i oddać każdą minutę swojego życia na cokolwiek, pod warunkiem że się chce. Że dokonuje się wyboru i chce się ponieść jego konsekwencje. Taka jest istota wolności. Nie daje bezpieczeństwa, ale daje poczucie sprawstwa. A od tego poczucia zależy życiowa satysfakcja. Przynajmniej ja tak mam. Nie chcę żyć „trochę”. Chcę żyć bardziej niż trochę. Z pełną MOC-ą zaangażowania.
Fragment pochodzi z książki „ Pełna MOC życia. Jeśli o czymś w życiu marzysz - sięgnij po to”, Jacek Walkiewicz, Helion 2016, s.208