Matka i ojciec mają prawo do zakochania się, wejścia w nowy związek oraz do seksu. Dorosłym dzieciom nie wolno się w to wtrącać. Chyba że zostaną zapytane o zdanie – uważa psychoterapeuta Wojciech Eichelberger.
Kiedy dzieci wyfruwają z gniazda, to często weryfikuje małżeństwo rodziców. Bywa, że jedno z nich dochodzi do wniosku: pora na nową miłość. Dorosłe dzieci przyjmują takie pomysły różnie.
Rodzice dorosłych dzieci mogą wchodzić w nowe związki nie tylko po rozstaniu, które może mieć formę rozwodu, ale też w sytuacji, gdy jedno z małżonków umiera. Wtedy, po okresie żałoby, która trwa dłużej lub krócej (to indywidualna sprawa) samotny rodzic często rozgląda się za nowym towarzyszem czy towarzyszką życia. I to się na ogół dzieciom nie podoba.
A dlaczego?
Bo wiele dzieci nadal wymaga od rodziców, żeby byli dla nich doskonałym wzorem trwałego związku i dozgonnej miłości, zgodnie z tym, co często przyrzekają sobie publicznie w ramach ślubnych ceremonii. Niezależnie od tego, czy dzieci są związane z jakąś tradycją religijną, czy nie, to w powszechnej świadomości społecznej zakodował się stereotyp, że związki, które produkują potomstwo, powinny trwać nawet wtedy, gdy jedno z rodziców umiera. Dotyczy to przede wszystkim matek. Owdowiali lub rozwiedzeni ojcowie nie muszą podporządkowywać się tej zasadzie, podczas gdy do dzisiaj w wielu patriarchalnych kulturach dożywotnie wdowieństwo jest postulowaną i wymaganą cnotą, od której odstępstwa są surowo karane. Wstrząsającą ilustracją tego zbrodniczego obyczaju był los greckiej wdowy pokazany w słynnym filmie „Grek Zorba”.
Dorosłe dzieci są obrońcami iluzji, że miłość trwa do grobowej deski?
Tak. Ale nie chodzi tu w gruncie rzeczy o miłość – albo nie tylko o nią. Wygląda na to, że co najmniej równie istotna jest męska potrzeba jasności i porządku dynastycznego dziedziczenia „po mieczu”. Zgodnie z tym stereotypem kobieta rodząca dzieci w związku z więcej niż jednym mężczyzną, komplikuje, a nawet demoluje cały system. Z drugiej strony dziecięce marzenie o dożywotniej miłości rodziców i nierozerwalności ich związku jest także przejawem rządzącej naszym dzieciństwem naturalnej potrzeby bezpieczeństwa i przewidywalnej przyszłości. Jeśli jednak potrzeba bezpieczeństwa nadal jest nadrzędną potrzebą w naszym dorosłym życiu i dlatego nie potrafimy się zgodzić na rozstanie rodziców i ich nowe związki, to jest to świadectwo naszej emocjonalnej niedojrzałości.
Czytaj także: Opuszczone gniazdo. O tym, jak przygotować się do odejścia dziecka z domu, rozmawiamy z Wojciechem Eichelbergerem
Jeszcze jednym powodem niezgody na rodzicielskie rozstania i nowe związki są obawy dotyczące dziedziczenia. Dzieci buntują się przeciwko temu, żeby spadek po ojcu czy po matce był dzielony z nowym partnerem lub partnerką, a być może także ze wspólnymi dziećmi, które przecież mogą się w tym związku pojawić.
To chyba zrozumiałe obawy.
Oczywiście. Niezależnie jednak od mniej lub bardziej zrozumiałych obaw dzieci i ich preferencji obowiązuje w tych sprawach prosta zasada: rodzice mają prawo wchodzić w nowe związki wtedy, kiedy stary związek się wyczerpał albo przestał istnieć, czyli gdy jedno z rodziców umarło. Krótko mówiąc, w takie rodzicielskie decyzje dzieciom nie wolno się wtrącać. Nie mogą one recenzować rodziców, łamać zasady pokoleniowej hierarchii i szacunku, kwestionując prawo rodziców do decydowania o swoim życiu. Wtrącanie się dzieci w tak ważne rodzicielskie decyzje jest niedopuszczalną uzurpacją. Dzieci – także te dorosłe – mogą się wypowiadać w tych sprawach tylko wtedy, gdy są o to pytane. Doradzam jednak nie pytać, a wyłącznie informować.
Ale są sytuacje, wcale nieodosobnione, kiedy dzieci widzą więcej, na przykład to, że osoba, która kręci się wokół mamy czy taty, robi to z powodów materialnych. Mają wtedy uzasadnione obawy, że nowy partner rodzica chce wejść w posiadanie majątku rodziny. Obserwujemy taką sytuację w świecie wielkiego biznesu, w której dzieci nie chcą dopuścić do przejęcia majątku przez młodą żonę taty. Co mogą zrobić, gdy mają domniemanie graniczące z pewnością, że rodzic jest wykorzystywany?
Powinny wyrazić swoją opinię i domagać się zabezpieczenia swoich praw. Ale zdarzają się sytuacje, gdy rodzice mają istotne powody, by wydziedziczyć swoje dzieci. Na przykład wówczas, gdy stosunek dzieci do nich jest wrogi i manipulacyjny, gdy dzieciom chodzi tylko o spadek i nie interesują się starzejącymi się i chorującymi rodzicami. Choć z drugiej strony rodzice nie powinni zapominać o tym, że często dostają od dzieci na starość to, na co zapracowali, wychowując je w opresyjny i pozbawiony dobrych uczuć sposób. Z wydziedziczaniem lepiej się nie spieszyć, bo spadek może być czasami jedyną formą emocjonalnego długu zaciągniętego przez rodziców u dzieci.
Relacje między rodzicami a dorosłymi dziećmi bywają skomplikowane.
Gdybyśmy założyli model idealny, w którym owdowiały rodzic po jakimś czasie zakochuje się z wzajemnością, a podejrzenie, że wybranka czy wybranek poluje na spadek, nie ma podstaw – to wtedy dzieci nie powinny pod żadnym pozorem przeciwstawiać się nowemu związkowi rodzica. Jedynym dopuszczalnym powodem byłaby w tej sytuacji ewidentna i fachowo zdiagnozowana jego niewydolność umysłowa.
Czytaj także: „Poznaje mnie, ciągle poznaje. A ja? Ja patrzę, jak choroba odbiera mu godność, człowieczeństwo”. Wrzesień Światowym Miesiącem Choroby Alzheimera
Ewidentnym powodem może być to, że mama cierpi na chorobę dwubiegunową i w okresie manii oddaje cały majątek nowo poznanemu mężczyźnie – znam taki przypadek.
Trzeba wtedy szybko działać. Bo ludzie w stanie manii zachowują się całkowicie nieodpowiedzialnie i destrukcyjnie. Czasami trzeba nawet uruchomić procedurę ubezwłasnowolnienia takiej osoby, by zablokować możliwość dokonywania euforycznych transakcji i zakupów przez ludzi w tym stanie. Nie wolno dopuszczać, żeby człowiek chory psychicznie poważnie i nieodwracalnie szkodził sobie i innym.
To sytuacje ekstremalne. Ale bywa, że dorosłe dzieci żywią niechęć do nowego partnera rodzica bez racjonalnego powodu, twierdzą na przykład, że rodzic marnuje sobie przy nim (niej) życie. Czy jednak każdy – w tym starzy rodzice – nie ma prawa marnować swojego życia?
Oczywiście, że rodzice mają do tego prawo i powinni zdecydowanie go bronić. To dzieci nie mają prawa domagać się od rodziców decyzji, które lekceważą ich ważne potrzeby i mają służyć przede wszystkim wygodzie i interesom dzieci. Czasami warto o takich decyzjach rozmawiać, ale nie za długo, bo seniorzy często nie mają wiele czasu na niekończące się dyskusje. Rodzice często zachowują się jednak jak dzieci własnych dorosłych dzieci!
To prawda, że część rodziców ochoczo wchodzi w rolę podopiecznych. To psychologiczna gra, której celem jest wzbudzenie w dzieciach poczucia winy i bezgraniczne uwikłanie ich w swoje życie. Szczególnie córki łatwo temu ulegają, biorąc niemal całkowitą odpowiedzialność za życie i decyzje starzejących się rodziców, często kosztem własnych dzieci i rodziny.
Może rodzice chcą w ten zaskarbić sobie ich miłość?
Nie tędy droga. Potrzebują miłości, lecz dostają tylko zniecierpliwienie, a nawet niechęć. W najlepszym przypadku pobłażliwość i gorzkie, wymuszone poświęcenie.
Rodzice wchodzący w nowy związek balansują między tym związkiem, któremu dzieci są niechętne, a miłością do dzieci.
Wiele zależy od osoby, z którą związał się owdowiały czy rozwiedziony rodzic. Jeśli nawiązuje ona szczerą emocjonalną więź z samotnym rodzicem, to warto to uznać i docenić. Bo może mieć pozytywny wpływ na rodzinę, do której wchodzi. Pod warunkiem, że nie będzie uzurpowała sobie roli któregoś z biologicznych rodziców, że będzie zachowywać się w sposób przyjazny, koncyliacyjny, nacechowany cierpliwością i szacunkiem wobec przyszywanych dzieci oraz innych członków nowej rodziny, a także szczerze poruszać trudne sprawy i tematy, jeśli się pojawią. Jeśli zaś będzie zawłaszczać rodzica, z którym jest w związku, izolować przyszywane dzieci, prowokować i podtrzymywać antagonizmy rodzinne, to powinno to budzić uzasadnione podejrzenia ze strony dzieci, i nie tylko. Wtedy rodzic, który wszedł w związek z tą osobą, powinien podjąć trud negocjacji między stronami konfliktu i zabiegać o poprawę relacji.
Często w grę wchodzi zazdrość o rodziców. Nawet jak córka ma dobre relacje z ojcem, to gdy on się z kimś wiąże, może czuć ukłucie zazdrości.
To naturalne, bo wchodząca w związek z ojcem osoba nie jest z córką spokrewniona. Zasady obyczajowe są często determinowane biologicznie, a biologia każe odruchowo bronić systemu opartego na więzach krwi i genów. Ale to nie znaczy, że ona ma decydować, czy owdowiały albo rozwiedziony rodzic może wejść w nowy związek i ewentualnie mieć w tym związku nowe dzieci. Trzeba tylko zadbać o to, aby tę sytuację ucywilizować i uczynić transparentną. Najlepszym wyjściem dla członków spokrewnionego rodu jest zasymilowanie człowieka, którego owdowiały czy rozwiedziony rodzic pokochał czy uznał za potrzebne wsparcie.
Nowe późne związki rodziców wypełniają często emocjonalną pustkę po odejściu dzieci. A tak naprawdę pustkę po wygasłej miłości.
Wiele rozwodów, które są efektem pustego gniazda, wynika nie z tego, że pojawił się ktoś trzeci, lecz dlatego, że w tym związku niezauważalnie wygasła miłość albo że jej w ogóle nie było – że rodziców łączyły tylko odpowiedzialność za dzieci, praca, wspólne obowiązki i wspólna własność. Że rodzice – lub jedno z nich – nieświadomie inwestowali swoje siły, zdolności i czas w związek traktowany na podobieństwo spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. A gdy dzieci wyszły z domu, zabrakło już wspólnego celu, misji i motywacji do dalszego trwania razem. Dzieje się tak szczególnie wtedy, gdy po latach przemilczeń dochodzą do głosu stare resentymenty, rozliczenia, rozczarowania i gorycz.
Dorosłe dzieci bywają też zazdrosne o dzieci nowego partnera rodzica. Pewna dorosła córka przyznała mi, że syn nowej partnerki jej ojca, którym on jest ewidentnie zafascynowany, zabiera jej część ojcowskiej miłości.
Dzieci często tak myślą. Ale to nie jest prawda, bo miłość to nie tort, który się da pokroić tylko na określoną liczbę porcji. Wręcz przeciwnie, zdolność do odczuwania i dawania miłości wzrasta, gdy się nią dzielimy. Ale obawy, że ktoś może ofiarowaną nam miłość odebrać lub że może nam jej zabraknąć dla nowych bliskich ludzi, są powszechne także wśród dorosłych. Wielu rodziców doświadcza takich obaw, gdy rodzą się im kolejne dzieci. A gdy przyjdzie co do czego, to okazuje się, że z pokochaniem nowego dziecka nie było żadnego problemu. Jednak w relacjach z przyszywanymi dziećmi (pisaliśmy o tym w książce „Patchworkowe rodziny”) warto przyjąć zasadę, że dzieci pierworodne, pochodzące z obu stron nowego związku, są najważniejsze. To stabilizuje cały patchworkowy system.
Pierworodne mogą mieć problem z tymi przysposabianymi, bo często zakochany partner rzuca się z zapałem neofity na nową miłość i jej dzieci, a te pierworodne zostawia. Potrzeba wielkiej dojrzałości, żeby ich nie ranić, nawet jeśli są dorosłe. Potrzeba też odwagi, transparentności i spójności. W sytuacjach spadkowych wątpliwości spowodowanych rozwodem lub owdowieniem i wejściem w patchworkową rodzinę potrzebne jest trzymanie się zasad. Jedną z nich jest zasada pierwszeństwa pierworodnych dzieci, ponieważ to one najbardziej cierpią z powodu rozwodu biologicznych rodziców czy śmierci któregoś z nich.
Czytaj także: Czy rodzina patchworkowa może być szczęśliwa?
Jest jeszcze jeden obszar potencjalnych niedomówień między rodzicami wchodzącymi w nowe związki a ich dorosłymi dziećmi – intymne życie matki czy ojca. Dorosłe dzieci postrzegają je jako niebyłe, zakończone raz na zawsze. Bo jak to – matce 60+ zachciewa się seksu? Przecież potrzeba seksu wygasa wraz z wiekiem!
Niestety, w naszej kulturze i obyczajowości nadal bardzo silnie obecny jest pogląd, że rodzice mogą mieć dzieci tylko w jednym związku, a jak już te dzieci odchowają, to powinni dać sobie spokój z seksem. Ten nakaz nadal zobowiązuje, szczególnie mamy i babcie, podczas gdy mężczyznom obyczaj łatwo przyzwala na płodzenie dzieci w nowych związkach. Tak więc mimo ogromnych postępów emancypacji jest to nadal źle widziane, że kobiety wchodzą w nowe związki i cieszą się w nich seksem, ryzykując kolejnym macierzyństwem lub je świadomie wybierając.
Z kolei kobiety 60+, czyli te, które zakończyły już fazę prokreacyjną swego życia, padają ofiarą dominującego w naszej kulturze przekazu religijnego, że seks powinien służyć wyłącznie prokreacji, a więc cieszenie się nim nie przystoi. Na szczęście to przekonanie już prawie przestaje pokutować w powszechnej świadomości zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Tym bardziej zadziwia, że dzieciom – także tym dorosłym – najtrudniej jest zaakceptować seks rodziców, nawet wtedy, gdy chodzi o ich biologicznych rodziców zgodnie dożywających srebrnej fazy ich życia.
Czytaj także: Nie tylko twarz, wagina też się starzeje – jak dbać o okolice intymne w menopauzie? Rozmowa z dr Joanną Bonarek-Sztabą, ginekolożką
Czas najwyższy, by pojawiło się zrozumienie, że ludzie obojga płci potrzebują czułości, dotyku, a także radości płynącej z seksu do końca swoich dni. Akceptujący – a tym bardziej zachwycony – dotyk i czułość, czyli podstawowe atrybuty dojrzałej seksualności, bardzo pozytywnie wpływają na zdrowie i dobre samopoczucie, niezależnie od wieku.
Warto, żeby dorosłe dzieci usłyszały, że w nowej miłości ich ojca czy matki nie ma nic złego.
Dorosłe dzieci powinny zrozumieć, że wychowanie i wykształcenie dzieci to dla rodziców wielki wysiłek, dużo zainwestowanej energii i czasu. Gdy więc dzieci wychodzą z domu, to rodzice często po raz pierwszy od wielu lat mają prawdziwe i długie wakacje. A jak wiadomo, wakacje budzą zmysłową wrażliwość i skrywane potrzeby, więc wtedy może się zdarzyć wszystko, włącznie z wielowymiarowym renesansem rodzicielskiego związku.
Nowe miłości rodziców mogą okazać się zbawienne dla dzieci, bo dzięki nim rodzice odzyskują wigor i czułość.
Rzeczywiście bywa, że dzięki temu mają z rodzicami mniej kłopotów. Ale jeszcze lepiej, gdy dostrzegają inne dobre strony tej sytuacji – na przykład takie, że dwie, chociażby tylko lubiące się starsze osoby mają więcej możliwości i chęci, by rozwijać swoje zapomniane talenty i pasje, by wspólnie podróżować, chodzić na siłownię – i do łóżka. Wystarczająco dobre rodzicielstwo przejawia się również w tym, że dzieci – zarówno te nieletnie, jak i dorosłe – potrafią cieszyć się szczęściem swoich rodziców.
Czyli późna miłość rodziców leży też w interesie dzieci.
Oby jak najwięcej dzieci dostrzegło i szanowało to, że bez względu na wiek i fazę życia, ich rodzice mają prawo szukać szczęścia. Do upadłego!