Podczas przygotowań do świąt przebywamy w stanie świadomości beta, czyli na najszybszych wibracjach fal mózgowych. Działania wykonujemy szybko i automatycznie. Zresztą żyjemy w stresie nie tylko przed Bożym Narodzeniem. Dlatego właśnie w święta podarujmy sobie w prezencie stan alfa. Po co nam jest to potrzebne i jak to zrobić - wyjaśnia coach Kasia Wezowski.
Czy wiesz, o czym myślisz w ciągu dnia? Ile myśli cię wspomaga, a ile utrudnia ci życie? Jak często myślisz w kółko o tym samym wydarzeniu z przeszłości, którego i tak już nie zmienisz? Albo jak często martwisz się czymś, co się stanie w bliższej lub dalszej przyszłości i nie możesz przez to delektować się chwilą teraźniejszą? Według badań mamy około 60 tysięcy myśli dziennie i w 95 proc. są to te same myśli, które mieliśmy wczoraj. Jakość i temat naszych myśli ma tymczasem znaczący wpływ na to, jak będzie przebiegał nasz dzień. Czy otoczymy się negatywnymi myślami, które wprowadzą nas w pesymistyczny nastrój, czy wręcz przeciwnie, będziemy sobie dodawać otuchy.
Czy zdarzyło ci się, że nie zasnęłaś w nocy z powodu ważnego spotkania, które miało się wydarzyć następnego dnia? Czy ten nocny proces myślowy przysłużył ci się w tym spotkaniu, w czymś pomógł, był potrzebny? Prawdopodobnie po prostu wiele różnych zagrażających scenariuszy kołatało ci po głowie i coraz bardziej nakręcało do obmyślania, jak na to możesz zareagować. Być może rano obudziłaś się niewyspana i bez entuzjazmu.
My, ludzie, za dużo myślimy
I tu nie chodzi o myślenie twórcze, które zdarza się nam raz na jakiś czas i jest bardzo pomocne, ale myślenie o zagrożeniach. Jeżeli przyjrzałabyś się kotu lub psu, zauważyłabyś że zwierzęta przez większość czasu potrafią się relaksować, a i tak zachowują gotowość w momencie zagrożenia. Człowiek działa zupełnie inaczej - dużo myśli o zagrożeniach, które w 90 proc. nigdy się nie wydarzają. A dzieje się tak dlatego, że ma tak wyrafinowaną wyobraźnię, że rzeczywistość za nią nie nadąża. Z drugiej strony tego typu myślenie wcale nie ułatwia nam przygotowania się do trudnych sytuacji. Bo kiedy myślimy pod wpływem stresu, negatywne emocje przesłaniają nam widzenie świata i nie potrafimy podjąć kreatywnych decyzji.
Kiedy mamy problem, myślimy tunelowo, czyli widzimy tylko ułamek rzeczywistości, naznaczony przez nasze emocje. To mniej więcej wygląda tak, jakbyś jechała nocą po nieoświetlonej drodze - widzisz wtedy tylko to, co przed tobą, a możesz nie zauważać lasu, domów, jeziora i innych szczegółów, jeżeli nie oświetla ich reflektor. Pokonać problem można tylko wtedy, kiedy spojrzymy z szerszej perspektywy. Na tym właśnie polega nasza metoda coachingowa Release, którą stworzyłam z moim partnerem, Patrykiem Wezowskim, aby wyjść poza schemat emocjonalny, w którym tkwimy podczas stresu.
W stresie działamy na autopilocie, kierujemy się pewnym schematem zachowania. Niektórzy wtedy wybuchają złością, albo obwiniają cały świat, albo objadają się i wycofują. Towarzyszą też temu pewne myśli, jakie mamy na temat siebie, które jeszcze napędzają to błędne koło. Na przykład: Boję się rozmowy z szefem. - Nie jestem dość dobra. - Zwolni mnie z pracy. - Wtedy to już zupełnie nikt mnie nie zatrudni. Efekt? Jeszcze bardziej boję się rozmowy z szefem. Jeżeli włada nami stres, nie przychodzi nam do głowy, że może szef chciał się tylko zapoznać z naszą opinią na temat nowego projektu.
Metoda Release
oparta jest na przepracowaniu polarności, inaczej mówiąc skrajności, które się wiążą z problemem, kiedy z jednej strony mamy perspektywę negatywną, na przykład boimy się porażki, a z drugiej strony spodziewamy się wielkiego sukcesu i euforii. Ani jedna, ani druga perspektywa nie jest realistyczna, ponieważ jest skrajna. Dzięki jednak temu, że możemy wizualizować i przyjrzeć się obu możliwościom, łatwiej jest nam dotrzeć do nowej perspektywy, która jest zgodna z tym, co naprawdę czujemy i co naprawdę chcemy osiągnąć w danej sytuacji. I właśnie to nowe doświadczenie staje się podstawą do zaplanowania działań i celów bardziej zgodnie z tym, co chcemy i co jest możliwe. Warunek? Jeżeli się nie boimy.
Warto podkreślić, że w momencie, kiedy odczuwamy stres, jesteśmy bardzo mało uważni na otaczający świat i dochodzące z niego sygnały. Zauważamy tylko to, co jest zgodne z naszym stanem ducha. Miałam taką sytuację w wakacje, kiedy po ciężkim miesiącu pracy przyjechaliśmy na wyspę Bali i przemieszczając się drogą z jednego miasteczka do drugiego, pamiętałam tylko korek i brzydkie budynki z odrapanymi reklamami na przedmieściach. Dopiero, kiedy po dwóch tygodniach odpoczęłam, na tej samej trasie zobaczyłam piękne zielone pola ryżowe, kolorowe stroje i uśmiechy Balijczyków oraz niesamowite rzeźbione kapliczki.|
Stan beta
jest naszym codziennym stanem świadomości. Wtedy nasze fale mózgowe wibrują najszybciej, a nasze działania wykonywane automatycznie: sprawdzamy e-maile jak tylko wejdziemy do pracy, pijemy kawę czyli robimy podobne
rzeczy w podobny sposób. W stresie działamy jeszcze bardziej mechanicznie, a przy skrajnym stresie możemy mieć luki w pamięci. Jeżeli chcielibyśmy się odprężyć, musimy zwolnić nasze fale mózgowe i wejść w stan alfa, bo tylko wówczas jesteśmy zdolni do myślenia perspektywicznego i kreatywnych rozwiązań. Wielcy twórcy, artyści, naukowcy największych osiągnięć dokonują właśnie wtedy. W metodzie Release w stanie alfa można zobaczyć swoją sytuację z całkowicie nowej, pełniejszej perspektywy.
Jeżeli codziennie przeznaczysz przynajmniej 20 minut na medytację lub inną formę relaksacji, możesz znacząco zmienić jakość swoich myśli i myśleć bardziej twórczo oraz z większym entuzjazmem stawiać czoła problemom. To jest też właśnie powód, dlaczego podczas mojego wyjazdu na 10 dni medytacji w ciszy parę lat temu, kiedy jako „starszy uczeń”, czyli osoba, która uczestniczy już nie pierwszy raz, dostąpiłam zaszczytu medytowania w oddzielnym pokoiku, po 20 minutach złapałam się na tym, że mebluję moje nowe mieszkanie. Tyle właśnie potrzebujesz czasu, co najmniej 20 minut wyciszenia, aby zacząć twórczo myśleć.