W zeszłym roku wydała czwartą studyjną płytę, założyła z mamą popularny podcast o gotowaniu i stylu życia, opublikowała kolejną książkę kucharską, a na koniec wiosny zapowiedziała wersję deluxe swojego ostatniego albumu. Jessie Ware zdaje się najbardziej zapracowaną kobietą w czasie pandemii, choć ona sama z rozbrajającym uśmiechem deklaruje, że zwolniła tempo.
Wersja deluxe – brzmi dumnie.
Wiem, to jak lukrowanie pajdy chleba [śmiech].
Chleb wypiekany w domu smakuje najlepiej, a z tego, co zdążyłam usłyszeć, bonusowe utwory, które pojawią się na albumie, są właśnie jak domowe wypieki: o niepowtarzalnej recepturze, płynące z serca. Pod ich wpływem zapragnęłam wyjść do ludzi, być blisko drugiego człowieka.
Cieszę się, że to mówisz. Czuję podobnie, takie miałam intencje, podejmując decyzję o tej płycie. Z mojej strony album w wersji deluxe na pewno nie jest chwytem marketingowym. Przyczyna jego wydania była rozbrajająco prozaiczna: napisaliśmy mnóstwo utworów z myślą o poprzedniej płycie „What’s Your Pleasure?”. Z oczywistych względów wszystkich nie mogliśmy umieścić na albumie. Odłożyłam te piosenki gdzieś na bok, ale cały czas o nich myślałam, zastanawiając się, czy uda mi się ten materiał gdzieś wykorzystać.
Tymczasem zaczęłaś już pracę nad kolejnym albumem.
Tak, i kiedy wróciłam do tych starych utworów z myślą o ich wykorzystaniu na nowej płycie, ze smutkiem odkryłam, że to się nie uda – zupełnie nie pasują do tego krążka. Są w innym klimacie, mają inne przesłanie, opowiadają o zupełne odrębnym wyimku mojego życia.
Aż tyle się zmieniło?
Użyję mało wyszukanej metafory: to jak próba włożenia rozdziału z odważnej książki erotycznej do subtelnego tomiku poezji. Pomyślałam jednak, że szkoda byłoby, żeby te utwory poszły w zapomnienie, tym bardziej że cały czas jestem z nich bardzo zadowolona. I tak wpadliśmy na pomysł wydania wersji deluxe albumu z 2020 roku. Przyjęcie płyty, zarówno przez fanów, jak i przez krytyków, było niezwykle pozytywne. Odebrałam mnóstwo gratulacji i słów uznania.
(Fot. materiały prasowe)
Postanowiłaś więc wydłużyć czas komplementów.
Zgadza się, my, artyści, jesteśmy pod tym względem nienasyceni! Wiadomo, że chcę więcej, to jest moje paliwo.
Będą też remiksy?
Nie interesowało mnie przerabianie czy nadawanie nowego życia starym utworom. One z powodu pandemii wciąż nie dostały należytej szansy, czuję, że ich czas nie przeminął. W związku z obostrzeniami nie mogłam koncertować, więc nie zagrałam tej płyty na żywo, czego bardzo żałuję. Wzbogacona wersja z pewnością przedłuża żywot tego albumu i marzę o tym, żeby zaprezentować ją w wydaniu koncertowym! Tak więc wracając do pytania – nie miałam potrzeby odkurzania starych utworów; prawdę mówiąc, to ja generalnie nie cierpię odkurzać!
A co lubisz robić?
Jeśli pytasz o mało wdzięczne domowe czynności, to zdecydowanie wolę wkładanie brudnych naczyń do zmywarki.
Rozumiem, że wyjmowanie czystych naczyń...
To już działka mojego faceta. Nie kręci mnie to w ogóle.
No dobrze, to co robisz w wolnym czasie? Co naprawdę lubisz robić, kiedy nic nie musisz?
Przy dwójce małych dzieci i trzecim w drodze tego czasu dla siebie mam naprawdę niewiele. Ale na pewno spełniam się, gotując i jedząc. Moje życie – rodzinne, towarzyskie, zawodowe – mogłoby się toczyć w kuchni. Tylko ktoś musiałby wyjmować te czyste naczynia ze zmywarki! Ale kuchnia to rzeczywiście moja przestrzeń. Duży rodzinny stół jest miejscem nie tylko posiłków, ale przede wszystkim rozmów, bycia ze sobą.
Nagrywając „What’s Your Pleasure?”, zdałam sobie sprawę, jak tęsknię za kontaktami z innymi. Za wypadami do restauracji, za spotkaniami z bliskimi, rozmowami do rana... Ale też za imprezami, za byciem w tłumie, za tańcem na parkiecie. Album „What’s Your Pleasure?” powstawał z myślą o klubach, przepełniony jest rytmami, które mają porywać do pląsu, do tego, by tańczyć blisko nieznajomej osoby, czuć jej zapach, dotyk, puls. To bardzo sensualna płyta. Niestety, pandemia sprawiła, że musieliśmy zaniechać mnóstwa akcji promocyjnych czy koncertów na żywo w małych, kameralnych lokalach, w których miałam wielką ochotę wystąpić – w takich miejscach publiczność ma jeden głos, jeden oddech. Lubię duszność tych klubów, tam muzyka naprawdę łączy, publiczność i wykonawcy są jak jeden żywy organizm. Oczywiście w czasie pandemii było to niemożliwe.
Ale płyta i tak przetarła sobie drogę.
To wspaniałe uczucie móc obronić się tylko poprzez swoją twórczość, bez tego całego promocyjnego pozłotka. Tak było i w tym przypadku.
Uważam, że kolejna wydana w czasie pandemii płyta traktująca o samotności i izolacji byłaby czymś oczywistym. Pewnie potrzebnym, ale dość wtórnym. My nagraliśmy album, który mobilizuje do walki o siebie, o bliskość. Są w tej płycie ryzyko, szczerość, brak wyrachowania. Słuchacze wyjęli z tego to, co było im najbardziej potrzebne. Mam poczucie, że „What’s Your Pleasure?” wypełnia nasze współczesne deficyty. Mówi o błahych pragnieniach – na przykład o potrzebie niezobowiązującego flirtu – ale takie pragnienia są w końcu częścią naszego życia.
Życia, które w tych wyjątkowych czasach wydaje się bardzo odległe...
To prawda. Dla wielu naszych pragnień, bardzo podstawowych, ludzkich, nie ma już przestrzeni w życiu publicznym. „What’s Your Pleasure?” nie jest więc być może płytą wzniosłą, mówiącą o ważnych aspektach człowieczeństwa, ale za to przypomina czas, kiedy celebrowaliśmy trywialne rozrywki i zwykłe gesty: uśmiech nieznajomej osoby, pocałunek na przywitanie, czułe objęcie.
Nie ma nic złego w tęsknocie za tym. Ja, przyznaję, tęsknię. Marzy mi się takie proste bycie z innymi, bez lęku, bez ograniczeń. Bez masek. Albo wolność podróżowania – lubiłam pod wpływem impulsu podejmować decyzję o wyjeździe, ruszać przed siebie, nawet bez rezerwowania hotelu. Dziś nie mogę wyjechać bez testu na COVID-19. To oczywiście tylko wycinek moich refleksji na temat pandemii, w tle są bardzo konkretne, jednostkowe przypadki, ludzie, którzy ucierpieli z powodu koronawirusa najmocniej, bo stracili bliskich. Nie wiem, czy sztuka, w tym muzyka, ma moc niesienia ukojenia, ale mam nadzieję, że tak.
A co tobie niesie ukojenie? Co jest dla ciebie, nawet w najtrudniejszych chwilach, budujące? Co daje ci siłę do pokonywania trudności?
Moja mama sama wychowała trójkę dzieci. To, w co nas zdołała duchowo i emocjonalnie wyposażyć, jest dla mnie niezwykle cennym i ważnym odnośnikiem.
W jakim domu się wychowałaś?
W takim, w którym słuchało się soulu. Moje dzieciństwo to Aretha Franklin, Stevie Wonder, Barbra Streisand. Płyta, a w zasadzie kaseta, ze ścieżką dźwiękową z filmu „Grease” towarzyszyła nam w każdej podróży. Była zdarta, skrzypiąco-skrzecząca, a słuchaliśmy jej i tak. Podobnie było z albumami Whitney Houston – znaliśmy każdy utwór na pamięć. Ale naprawdę przełomowa okazała się moja wyprawa do supermarketu, kiedy miałam pięć lat. Wybrałam wtedy dwie nowe kasety do słuchania na czas zbliżającej się rodzinnej, wakacyjnej podróży autem.
Przyznasz się które?
Soundtracki z filmów „Dirty Dancing” i „Top Gun”. Świat nie był już taki sam. Wróciłam z tej podróży inna! [śmiech]
A kuchnia twojej mamy? Wiem, że różne smaki i zapachy mocno kojarzysz z dzieciństwem i poczuciem bezpieczeństwa.
Oczywiście! Mama wiecznie coś gotowała, doprawiała, mieszała, wekowała, kroiła... To były czary. Wracało się ze szkoły do domu i od progu już było wiadomo, co jest na obiad. Podczas naszej nieobecności mama, zamiast zajmować się sobą, przyrządzała nam wspaniałe obiady. Pracowała w dość wymagającym sektorze, bo w opiece społecznej, ale nie było kupowania gotowego jedzenia. Często łączyła pracę z prowadzeniem domu. Nastawiała obiad, na przykład sos do spaghetti bolognese w wolnowarze, i zajmowała się swoimi obowiązkami zawodowymi. Musisz wiedzieć, że wolne gotowanie wymaga dodania większej ilości przypraw, kiedy więc przychodziliśmy do domu po szkole, od razu czuliśmy cudowne aromaty, którymi wypełniony był cały dom.
Moje dzieciństwo to także podróże do babci, na północ kraju, do Manchesteru. Uwielbiałam ją bezgranicznie i bezkrytycznie. Kuchnia babci, która z pochodzenia była Żydówką, miała właściwości kojące. Jej jedzenie było niczym wyznanie miłości, zapewnienie, że my, dzieci, jesteśmy kochane, bezpieczne i bezwarunkowo akceptowane. Babcia zawsze na nasz przyjazd szykowała karpia po żydowsku. W moim rodzinnym domu raczej się nie piekło niczego na słodko, królowały przygotowane przez mamę potrawy w wydaniu wytrwanym, więc ryba na słodko przyrządzana przez babcię wydawała mi się najwyższej klasy rarytasem.
(Fot. materiały prasowe)
Dzisiaj pracujesz z mamą, przygotowujecie razem podcast, wydałyście wspólnie książkę.
W sumie cały czas przebywamy razem. Bardzo dużo rozmawiamy i wspominamy. Jest w tym posmak melancholii.
Takie rodzinne projekty nie zawsze są łatwe, trzeba być ze sobą naprawdę blisko, żeby razem coś tworzyć. Do tego niezbędne są przecież kompromisy, dobra komunikacja.
Myślę, że na naszych obecnych relacjach zaważył fakt, iż sama zostałam rodzicem. Odkryłam też, że moje dzieciństwo, wspomnienia są dla mnie bardzo ważnym i wciąż aktualnym elementem codziennego życia. W sumie nie patrzę na przeszłość jak na czas dokonany, ona jest częścią mojej teraźniejszości, nakłada się na moje tu i teraz. Nie oddzielam tych dwóch czasoprzestrzeni pewnie dlatego, że mama wciąż jest tak bardzo obecna w moim życiu.
I wspierająca.
To na pewno. Mama mnie ukształtowała. Nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem, bez jej wsparcia, bez tego, jak pokierowała moim życiem na początku, jak zachowała się po rozstaniu z tatą. Dzisiaj staram się nie lekceważyć jej potrzeb, pragnień, daję jej prawo do sekretów. Uznaję to, że poza naszym wspólnym życiem mama ma także własne. Oczywiście to nie zawsze jest proste, łatwe i przyjemne. W każdym razie staram się pamiętać, że jej czynne uczestnictwo w moim życiu prywatnym i zawodowym nie jest jej powinnością czy obowiązkiem, tylko wyborem.
Co cementuje wasz układ?
Poczucie humoru. Lubimy się razem śmiać. I często to robimy. Dla równowagi powiem, że często też narzekamy, a to podobnie spajające doświadczenie. Uważam, że jeśli z kimś siadasz przy stole, żeby pośmiać się i ponarzekać, to znaczy, że ta osoba jest twoim przyjacielem. Ostatecznie chodzi o to, by śmiać się z podobnych rzeczy i nieść sobie nawzajem otuchę.
Czy wychowując dzieci, myślisz o świecie, w jakim przyjdzie im żyć za kilka lat?
Oczywiście, dlatego wiję gniazdo. Aktualnie, jak widać, pracuję nad stadem, które będzie się chronić i wzajemnie wspierać. Nic lepszego nie przyszło mi do głowy. A tak na poważnie, to bardzo często o tym myślę. Boję się, choć wierzę w mądrość natury i w mądrość ludzi. Chcę wierzyć.
Pamiętam, jak do Londynu przyjechał Donald Trump. Byłam zaskoczona, że tylu młodych ludzi wiwatowało z okazji jego wizyty na Wyspach. Myślałam po cichu: „To są moi słuchacze?! Ludzie, do których mam trafić ze swoją wrażliwością?!”. Kto wie, może nikt w tym tłumie nie przesłuchał ani razu żadnej z moich płyt, ale może było inaczej? Człowiek jest zagadką. Myślę o tym za każdym razem, kiedy wychodzę na scenę. Nie próbuję nawet zgadywać, czego oczekuje ode mnie kłębiący się pod sceną tłum, podobnie jak nie sposób określić, czego dokładnie chce od Trumpa skandująca jego imię gromada. Być może chcą od nas tego samego – jakiejś wersji prawdy, naszej prawdy. A każdy ma przecież swoją.
Jak byś podsumowała ten ostatni pandemiczny rok?
Bardzo doceniam czas spędzony wspólnie z bliskimi. W pewnym sensie to czas bonusowy, odzyskany. Cieszę się, że mam dzieci w domu, widzę, jak się zmieniają każdego dnia, i doceniam tę szansę. Pandemia sprawiła, że zwolniłam, miałam czas, by spojrzeć na swoje życie i stwierdzić, że je lubię. Według mnie to całkiem spore osiągnięcie. I choć tęsknię za koncertami, jestem ogromnie wdzięczna za to, co mam.
Polecamy: Jessie Ware, „What’s Your Pleasure? (The Platinum Pleasure Edition)”. (Fot. materiały prasowe)
Jessie Ware rocznik 1984. Piosenkarka i autorka tekstów. Inspiruje się między innymi soulem, R&B, trip-hopem. Zadebiutowała w 2011 roku i od tego czasu wydała cztery studyjne albumy. Ostatni „What’s Your Pleasure?” 11 czerwca ukazał się w wersji deluxe, wzbogacony o nowe utwory. Z mamą Lennie prowadzi podcast „Table Manners”, wspólnie z nią wydała też książkę „Table Manners: The Cookbook”, a niebawem ukaże się jej kolejna publikacja „Omelette: Food, Love, Chaos and Other Conversations”.