1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania

Olivia Colman kończy 50 lat. „Czas mi sprzyja. Nie myślę o tym, co dalej. Cieszę się tym, co jest”

Olivia Colman ma na koncie Oscara i wiele innych nagród, a mimo to wciąż jest pełna zapału do pracy i otwarta na nowe aktorskie wyzwania. (Fot. Gareth Cattermole/Getty Images for Walt Disney Studios Motion Pictures UK)
Olivia Colman ma na koncie Oscara i wiele innych nagród, a mimo to wciąż jest pełna zapału do pracy i otwarta na nowe aktorskie wyzwania. (Fot. Gareth Cattermole/Getty Images for Walt Disney Studios Motion Pictures UK)
Jeszcze dwie dekady temu pracowała jako sprzątaczka. Dziś jest jedną z czołowych brytyjskich aktorek, do tego z Oscarem na koncie. Sukces jednak nie zawrócił jej w głowie. Jej sekret? Ciężko pracuje, jest miła dla ludzi i ma dystans do siebie. Z okazji 50. urodzin Olivii Colman przypominamy jej sylwetkę.

Nigdy nie powtarza tego samego ujęcia, a jakoś za każdym razem uderza w prawdę. Na planie potrafi przejść od śmiechu do łez w sekundę. Znana jest z głębokiego zanurzania się w emocjach i wchodzenia w rolę bez żadnego wysiłku. Jednak mimo takiego talentu i niezaprzeczalnej charyzmy sukces osiągnęła dopiero w dojrzałym wieku. Dziś Olivia Colman ma 50 lat i jest bardziej rozchwytywana niż kiedykolwiek. Gra w produkcjach, na które ma ochotę, pojawia się na okładkach prestiżowych magazynów, zachwyca urokiem osobistym, szczerze kocha swoją pracę, pozostaje blisko z rodziną i pokazuje, że można zrobić karierę, pozostając uczciwą i cierpliwą. Ma na koncie Oscara, statuetkę Złotego Globu oraz BAFTA, a mimo to wciąż jest pełna zapału do pracy i otwarta na nowe aktorskie wyzwania. A tych ma pod dostatkiem, co ogromnie ją cieszy. – Jeśli pracujesz, masz cholerne szczęście. Wielu aktorów lepszych ode mnie go nie ma – mówi.

Ulubienica branży

W branży podziwiają ją niemalże wszyscy. Nie tylko za to, co robi na ekranie, ale też za to, jakim jest człowiekiem. – Każda rola wydaje się pasować do niej jak ulał. Gra tak, jakby po to się urodziła, jakby to było jej pisane. Nie ma z nią żadnej ściemy – mówi David Tennant, partner Colman z serialu „Broadchurch”. – Trudno też określić, gdzie kończy się Olivia, a gdzie zaczynają się jej postacie – dodaje. – Potrafi być jednocześnie cudownie łagodna i całkowicie groteskowa. Zawsze będę dążyć do osiągnięcia jej poziomu błyskotliwości. Inspiruje mnie jako osoba i jako aktorka – to z kolei słowa Phoebe Waller-Bridge, twórczyni serialu „Fleabag”, w którym Colman pokazała, że świetnie sprawdza się w komediach. – Każdy błyszczy przy niej trochę bardziej – mówi aktorka i scenarzystka. Peter Morgan, twórca „The Crown”, przyrównuje natomiast talent Olivii do talentu Mozarta. – Zawsze jest przygotowana, czasem okazuje się, że nauczyła się kwestii w toalecie pięć minut wcześniej – komentuje jej pracę na planie. – Ona jest jakby idealną kobietą – dodaje Emma Stone.

Emma Stone i Olivia Colman zagrały razem w filmie „Faworyta”. (Fot. Mario Anzuoni/Reuters/Forum) Emma Stone i Olivia Colman zagrały razem w filmie „Faworyta”. (Fot. Mario Anzuoni/Reuters/Forum)

Z koroną jej do twarzy

Punktem zwrotnym w karierze Colman był występ w „Faworycie”. Rola nieokiełznanej, schorowanej i cierpiącej na depresję królowej Anny dała jej niepowtarzalną okazję do tego, by zaprezentować cały wachlarz swoich umiejętności. – Mogłam być piętnastoma osobami jednocześnie. To była świetna zabawa – mówiła w wywiadzie. Jej postać co pięć minut wpada w inny nastrój. Jest zepsuta i histeryczna, wrażliwa i okrutna. Manipulowana przez osoby z najbliższego otoczenia sama staje się manipulatorką. – Mogłam pokazać ją jako karykaturę, ale chciałam, żeby publiczność jej współczuła. Jej życie naznaczone było wieloma tragediami. Dla mnie jasne było, dlaczego była tak nieszczęśliwa i mało pewna siebie – wyjaśniła.

Rola Colman to główna siła „Faworyty”. W skórę Anny, jej zmienne nastroje, ekstremalne zachowania i podatność na manipulacje Colman weszła instynktownie. Było to dla niej proste, bo sama jest bardzo emocjonalną osobą. Na potrzeby roli aktorka drastycznie zmieniła swój wygląd: zapuściła włosy i znacznie przytyła. I choć fizyczność postaci miała tu ogromne znaczenie, ważniejsze były emocje, a te Colman wydobyła z siebie w iście mistrzowskim stylu.

Dzięki roli królowej Anny na Colman spadł deszcz nagród, a jej kariera nabrała rozpędu. (Fot. materiały prasowe) Dzięki roli królowej Anny na Colman spadł deszcz nagród, a jej kariera nabrała rozpędu. (Fot. materiały prasowe)

Ukoronowaniem ciężkiej pracy na planie i dotychczasowej kariery był Oscar dla najlepszej aktorki. – Kiedy usłyszałam swoje nazwisko, myślałam, że się przesłyszałam. Wstałam z miejsca, ale do końca nie byłam pewna, czy o mnie chodzi. Zapadłabym się pod ziemię ze wstydu, gdyby okazało się, że to jednak nie dla mnie był ten Oscar – mówi. Odbierając nagrodę, wygłosiła niezapomniane przemówienie. – Wykrztusiłam, że to przezabawne, a potem zwróciłam się do wszystkich dziewczynek, które ćwiczą oscarowe kwestie przed telewizorem: „Nigdy nie wiecie, co się może wydarzyć”. A kiedy wreszcie na prompterze ukazał się komunikat: „proszę kończyć”, machnęłam ręką, pokazałam do kamery język i spokojnie skończyłam mowę dziękczynną – wspomniała ten wyjątkowy moment w rozmowie ze „Zwierciadłem”.

Colman ma wyjątkowe szczęście do filmów i seriali, w których portretuje koronowane głowy. Aktorka zagrała również Elżbietę II w trzecim i czwartym sezonie głośnego serialu Netflixa „The Crown”. To było dla niej podwójne wyzwanie. Z jednej strony musiała wcielić się w prawdziwą, do tego wciąż żyjącą znaną osobę. – Wiedziałam, że będę porównywana do oryginału. Musiałam się nauczyć inaczej mówić i poruszać, bo usłyszałam, że chodzę jak farmerka. Przy stole trenowałam siedzenie z łokciami trzymanymi przy sobie i z prostymi plecami – mówiła. Z drugiej strony – przejęła rolę po Clarie Foy, która zagrała młodszą królową w dwóch pierwszych sezonach. – Nie tyle obawiałam się reakcji samej królowej Elżbiety II na moją kreację – szanuję zresztą monarchinię, wiele przeszła, jestem jej fanką – ile tego, czy zdołam przejąć pałeczkę po Claire. Ona była zjawiskowa, głupio byłoby to schrzanić – wyznała w wywiadzie. Jej Elżbieta, mimo obaw, okazała się jednak bardzo spójna z oryginałem: powściągliwa, chłodna, ale nie całkiem pozbawiona emocji.

Jako Elżbieta II w serialu „The Crown” (Fot. materiały prasowe) Jako Elżbieta II w serialu „The Crown” (Fot. materiały prasowe)

Bohaterka codzienności

Królowe to zdecydowanie jej działka, ale Colman świetnie sprawdza się również w roli tzw. bohaterek codzienności, czyli kobiet które spotykamy na ulicy każdego dnia. Weźmy na przykład maltretowaną przez męża Hannę z dramatu „Tyranozaur”, która walczy o godność i uwolnienie się z toksycznej relacji. Widzowie pokochali Colman również w roli Ellie Miller, nieskrywającej emocji policjantki w serialu proceduralnym „Broadchurch”, która uczestnicząc w śledztwie, przeżywa własny dramat. Niezapomnianą (nagrodzoną zresztą Złotym Globem) kreację stworzyła też w serialu „Nocny recepcjonista”, gdzie wcieliła się w szefową jednej z agencji brytyjskiego wywiadu, która na pierwszy rzut oka w niczym nie przypomina osoby zajmującej się rozpracowywaniem bezwzględnych przestępców. – Taka zwyczajna kobieta i na dodatek jeszcze w zaawansowanej ciąży. Zupełnie jak policjantka z „Fargo”. Spodziewałam się wtedy dziecka i to, że powołałam się na Frances McDormand z „Fargo”, pomogło mi przekonać reżyserkę, aby mnie zaangażowała – wspomina. Zachwyciła też jako pasywno-agresywna macocha w serialu „Fleabag” oraz targana rozterkami Anne w ekranizacji spektaklu „Ojciec” Floriana Zellera.

Z Davidem Tennantem w serialu „Broadchurch” (Fot. Image Capital Pictures/Film Stills/Forum) Z Davidem Tennantem w serialu „Broadchurch” (Fot. Image Capital Pictures/Film Stills/Forum)

Ostatnio zagrała również w chwytającym za serce dramacie psychologicznym „Córka”. Główna bohaterka filmu, Leda, udaje się na wakacje do Grecji. Planuje czytać, wypoczywać na prywatnej plaży i korzystać z urlopu. Spokój intymnego kurortu zaburza jednak przybycie ekscentrycznej rodziny zamieszkującej największą z willi na wyspie. Uwagę Ledy przykuwa przede wszystkim Nina (grana przez Dakotę Johnson), która mierzy się z trudami bycia młodą mamą, mając pod opieką kilkuletnią córkę. Obserwowanie tajemniczej nieznajomej wywołuje wspomnienia z okresu macierzyństwa, z którymi Leda od wielu lat nie miała odwagi się skonfrontować. Wracają wspomnienia i widma decyzji z przeszłości, których nie można cofnąć.

Od sprzątaczki do gwiazdy kina i telewizji

Colman dorastała w angielskim Norfolk. – Miałam miłe dzieciństwo. Było dużo biwaków i spacerów po plażach – wspomina. Mama pielęgniarka, ojciec geodeta – nikt, kogo znała, nigdy nie występował na scenie. Nie planowała więc kariery aktorskiej, ale oglądała dużo telewizji i chodziła z babcią do kina. – Miałam zostać nauczycielką. Dość, jak zakładam, przeciętną – mówiła w rozmowie ze „Zwierciadłem”. Pierwszy raz wystąpiła na scenie w wieku 16 lat w szkolnym przedstawieniu. – Nie szła mi nauka, ale wzięłam udział w sztuce i pomyślałam: „Podoba mi się to”. Byłam wesołym dzieckiem, ale niezbyt pewnym siebie. Bycie kimś innym było niesamowite. I jako ktoś inny mogłam robić rzeczy, których nigdy nie mogłabym zrobić jako ja – dodaje.

Zapisała się do szkoły nauczycielskiej w Cambridge, ale szybko zrezygnowała. – Nie przykładałam się do nauki – przyznała po latach. Sprzątanie domów pozwoliło jej zarobić trochę grosza i zostać w mieście. – Autentycznie kochałam to zajęcie – podkreśla. – To była czysta satysfakcja z pracy. Mogłabym nadal to robić, gdyby nie to wszystko.

Później, zupełnym przypadkiem, związała się z amatorskim teatrem studenckim, w którym zaczynali najwięksi brytyjscy komicy, m.in. John Cleese, Hugh Laurie czy Emma Thompson. Nigdy nie żałowała takiego zrządzenia losu. Ostatecznie dostała się do szkoły aktorskiej w Bristolu, a po jej ukończeniu w 1999 roku zaczęła grywać w brytyjskich serialach komediowych, takich jak „Cudaczny świat Mitchella i Webba”, „Look Around You” czy „Peep Show”, a potem również w kinie.

„Rodzina stawia mnie do pionu”

Obecnie aktorka mieszka w południowym Londynie wraz z mężem, pisarzem Edem Sinclairem, i trójką dzieci: dwoma nastoletnimi synami i 6-letnią córką. Ich dom znajduje się w cichej, pełnej zieli okolicy. O założeniu rodziny marzyła od 11 roku życia, ale pierwsze dziecko urodziła dopiero po trzydziestce, po ponad dekadzie w związku. Uważa, że dzięki temu była w stanie w pełni rozkoszować się macierzyństwem.

Olivia Colman i Ed Sinclair są małżeństwem od ponad 20 lat. (Fot. AMPAS/Zuma Press/Forum) Olivia Colman i Ed Sinclair są małżeństwem od ponad 20 lat. (Fot. AMPAS/Zuma Press/Forum)

Colman i Sinclair poznali się w Cambridge, gdy on był na uniwersytecie, a ona sprzątała domy. – Całkowicie straciłam dla niego głowę – mówi. Postanowili jednak się nie spieszyć. – Gdy byłam po dwudziestce, bardzo ważne było dla mnie, aby się dobrze bawić – dodaje. To nieodparta ironia losu, że Colman, sprzątaczka, która przyjechała do Bristolu ze swoim chłopakiem ze szkoły teatralnej, jest teraz gwiazdą rodziny i jej głównym żywicielem (Sinclair działa zawodowo, ale pracuje głównie jako pisarz). Aktorka stara się jednak, aby jej życie domowe było jak najbardziej normalne i rutynowo odmawia prac z dala od rodziny. Nie lubi wyjeżdżać. „Tęsknię wtedy za domem i dziećmi. Nie śpię dobrze bez Eda. W Londynie mogę spędzić dzień w pracy, a wieczorem wrócić do rodziny i sąsiadów”. Jej umiejętność budowania kariery wokół życia osobistego jest naprawdę imponująca.

Prywatność ponad wszystko

Choć osiągnęła ogromny sukces, wciąż jest onieśmieloną sławą. Szczerze kocha swój zawód, ale tęskni za anonimowością. – Jestem bardzo nieśmiała i cenię sobie prywatność – mówi. Gale rozdania nagród w równym stopniu ją ekscytują, co denerwują. – Stresuje mnie wbijanie się w niewygodne kiecki i buty na szpilkach. Trzeba bardzo na siebie uważać podczas tych wszystkich ceremonii. Musisz lepiej się zachowywać, bo ludzie naprawdę cię zauważają. Tymczasem ja nie lubię zamieszania wokół siebie. Najswobodniej, najlepiej czuję się w domu. Zawsze pierwsza opuszczam przyjęcia i jadę do siebie. Zakładam rozciągnięty sweter, ciepłe kolorowe skarpety i zaparzam sobie dobrej angielskiej herbaty. Jest wygodnie, przytulnie, swojsko – wyznaje.

W wywiadach często powtarza, że prawdziwą sobą jest, gdy ma na sobie dżinsy i sweter z plamą po czymś, co właśnie zjadła. Usilne staranie się, aby wyglądać dobrze jest dla niej zawstydzające. (Fot. Henry Nicholls/Reuters/Forum) W wywiadach często powtarza, że prawdziwą sobą jest, gdy ma na sobie dżinsy i sweter z plamą po czymś, co właśnie zjadła. Usilne staranie się, aby wyglądać dobrze jest dla niej zawstydzające. (Fot. Henry Nicholls/Reuters/Forum)

Piękno według Colman

Kiedyś uważała, że jej aparycja jest wadą. Dziś już wie, że piękno to nie wygląd zewnętrzny, ale przede wszystkim sposób bycia. W zrozumieniu tego pomogły jej wiek, mądrość życiowa oraz pewność siebie, którą odnalazła w aktorstwie i małżeństwie. – Jeśli ktoś mnie nie lubi z powodu rozmiaru mojego tyłka, może spierdalać. Jestem miłą osobą – mówi. Mimo to nadal pracuje nad tym, aby czuć się komfortowo ze swoim ciałem, bo choć jest międzynarodową gwiazdą, czasami zdarza jej się odwracać wzrok od luster. Nie chodzi na siłownię o 5 rano, ale stara się zdrowo odżywiać (dieta wegetariańska od poniedziałku do piątku, ryby i kurczaki w weekendy). – Kiedyś byłam w łaźni parowej i siedziały tam dwie duże kobiety, gorące i spocone, takie piękne, jakby były boginiami – wspomina. – Chcę tej pewności siebie – dodaje.

Opowieść o dojrzewaniu

Utarło się, że mężczyzna może zaistnieć w Hollywood w każdym wieku, natomiast aktorka filmowa, która nie przebiła się przed trzydziestką, straciła swoją szansę. Colman jest tego żywym zaprzeczeniem: karierę zaczęła dopiero po czterdziestce. Wtedy jej role stały się bardziej interesujące, skomplikowane i niejednoznaczne. Jak sama mówi, nie mogłaby zaczynać w młodym wieku ani też by tego nie chciała. – Ludzie nie lubią procesu starzenia się, co jest kurewsko śmieszne – wyjaśnia. – Dorosłam do swojego miejsca – dodaje. Zapytana, czy potrzebuje jeszcze czegoś do aktorskiego spełnienia, odpowiada: – Czas mi sprzyja. Podobnie jak fakt, że nie jestem piękna. Gram coraz poważniejsze i ciekawsze role. To wielka radość i szczęście. Nie myślę o tym, co dalej. Cieszę się tym, co jest.

Cytowane wypowiedzi pochodzą z wywiadów dla „Zwierciadła”, „Vogue US” i „Harper's Bazaar UK”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze