1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Liza Marklund – pisarka, która zrewolucjonizowała współczesne kryminały skandynawskie

Liza Marklund – pisarka, która zrewolucjonizowała współczesne kryminały skandynawskie

Liza Marklund, szwedzka dziennikarka i pisarka uznawana za skandynawską królową kryminałów. (Fot. Thomas Lekfeldt/ Ritzau Scanpix Denmark/Forum)
Liza Marklund, szwedzka dziennikarka i pisarka uznawana za skandynawską królową kryminałów. (Fot. Thomas Lekfeldt/ Ritzau Scanpix Denmark/Forum)
Zanim zaczęła pisać kryminały, czytała je pasjami. I dobrze pamięta, że zagadki rozwiązywali w nich samotni, bezdzietni, seksualnie neutralni mężczyźni. Kobiety były ozdobą: kochankami albo ofiarami.

Pewnie nie będę oryginalna, ale spytam: dlaczego najbardziej pokojowi ludzie na świecie opisują najstraszniejsze zbrodnie z taką pasją, że ich książki natychmiast stają się światowymi bestsellerami?
Sama długo zastanawiałam się, na czym polega fenomen skandynawskich kryminałów. Odpowiedź znalazłam dopiero w Kenii, podczas rozmowy z mieszkańcem jednej z tamtejszych wiosek. Mężczyzna był ciekawy, czym się zajmuję zawodowo. Kiedy odpowiedziałam, że piszę książki o mordercach, wstrząśnięty zapytał, dlaczego to robię. Nie mógł zrozumieć, że ktoś chce pisać o takich strasznych rzeczach i jeszcze znajduje odbiorców. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że jeśli tuż obok masz Somalię, to naprawdę nie potrzebujesz kryminałów. W społeczeństwach, w których przemoc jest elementem codzienności, książki o zbrodniach nie mają racji bytu. W dyktaturach są wręcz zakazane, bo w złym świetle przedstawiają społeczeństwo i rządzących. Dlatego myślę, że w pytaniu, które Pani zadała, ukryta jest odpowiedź. Skandynawowie piszą jedne z najlepszych kryminałów na świecie na zasadzie kontrastu do swojej codzienności. To tak jakby zestawiać biel z czernią. Tylko ci, którzy mają poczucie bezpieczeństwa, są w stanie opisywać najgorsze zbrodnie i czytać o nich po to, by poczuć dreszcz emocji. Wystarczy przecież zamknąć książkę, by przestać się bać i wrócić do przytulnej, spokojnej rzeczywistości. Ale nie wszędzie niestety jest to takie proste. Poza tym w strefie działań wojennych lub głodu śmierć w pewnym sensie staje się normą, nie robi na otoczeniu tak piorunującego wrażenia jak brutalne morderstwo w spokojnym, dostatnim, demokratycznym społeczeństwie Skandynawii, Wielkiej Brytanii czy Stanów Zjednoczonych.

Może dlatego mówi się, że jeśli chcesz, aby twoją powieść czytano w krajach anglojęzycznych, koniecznie wprowadź do fabuły morderstwo, nawet jeśli w twojej okolicy nigdy nie popełniono żadnej zbrodni.
Popularność powieści kryminalnych wynika z tego, że opowiadają one o najstraszniejszej rzeczy, jaką może zrobić człowiek, a mianowicie o decydowaniu o życiu lub śmierci innych osób. W żadnym praworządnym społeczeństwie nikt nie ma do tego prawa. W każdej religii jest to wyłącznie rolą Boga. Kiedy człowiek wchodzi w jego kompetencje, powstaje chaos. Ale fabuła powieści kryminalnych w finale zawsze ten zaburzony świat porządkuje. Z jednej strony pozwala więc obcować z najmroczniejszą stroną ludzkiej natury, a z drugiej – daje poczucie bezpieczeństwa, bo w kryminałach, jak w bajkach, dobro wcześniej czy później zwycięża.

W dzieciństwie rodzice czytali Pani dużo bajek? Rozbudzali Pani pisarską wyobraźnię?
Nie pamiętam takich momentów. Sama musiałam sobie wypełniać czas. Mieszkaliśmy w środku lasu, w pobliżu nie było innych domów, mama i tata całe dnie pracowali w mieście, a brat był zbyt mały, by zostać ze mną, więc rodzice zabierali go do żłobka. Od szóstego roku życia przez większość dnia byłam więc w domu zupełnie sama, ale nigdy nie czułam się samotna. Dużo czytałam, uwielbiałam serię Carolyn Keene o przygodach nastoletniej Nancy Drew, która razem z koleżankami rozwiązywała detektywistyczne zagadki. Ale też pisałam własne opowieści, wyobrażałam sobie różne historie, żyłam w swoim świecie. Kiedy mama pewnego dnia znalazła moje opowiadania, rozesłała je do mediów. Bardzo się tego wstydziłam, ale w efekcie jedno czytano później w szwedzkiej telewizji, a wiele z nich ukazało się w prasie. Zachęcona tymi sukcesami, jako szesnastolatka postanowiłam napisać swoją pierwszą powieść. W trakcie pracy zdałam sobie jednak sprawę, że tak naprawdę nic nie wiem o życiu. Wyprowadziłam się więc do miasta i dość szybko zaczęłam pracować jako dziennikarka. Mogłam się utrzymać z tego, co lubiłam najbardziej, czyli z pisania, a jednocześnie zdobyć doświadczenie i wiedzę o świecie. Dużo podróżowałam, odkrywałam nowe miejsca, ludzi, chłonęłam wszystko.

Przez dziesięć lat byłam reporterką śledczą, pisałam o polityce, korupcji, przestępstwach i przemocy. Potem przez pięć lat zajmowałam stanowisko redaktorki naczelnej wydania porannego i wydawczyni wiadomości telewizyjnych, ale tuż po 35. urodzinach świadomie zrezygnowałam z tego wszystkiego. Uznałam, że odrobiłam już swoje lekcje i mogę wrócić do pisania książki.

Sukces serii kryminalnej o Annice Bengtzon Panią zaskoczył?
Oczywiście! Gdybym brała pod uwagę to, że moje książki będą czytane na całym świecie, z pewnością postarałabym się, żeby były nieco łatwiejsze w odbiorze. Nazwy niektórych szwedzkich miejscowości są kompletnie nie do wymówienia dla obcokrajowców. Wybrałabym też jakieś neutralne imię dla głównej bohaterki. Annika niemal wszędzie poza Szwecją budzi zdziwienie.

Ale jej postać doceniła Szwedzka Akademia Twórców Literatury Kryminalnej, wyróżniając Panią nagrodą honorową za pionierski wkład w wykreowanie nowej bohaterki kobiecej w kryminale.
Jestem dumna z tej nagrody, ale kiedy 25 lat temu szkicowałam postać Anniki, nie skupiałam się na tym, by była wyjątkowa. Bardziej interesowała mnie jej wielowymiarowość. W literaturze kryminalnej, którą wtedy pasjami czytałam, zagadki rozwiązywali głównie samotni, bezdzietni, seksualnie neutralni mężczyźni. Kobiety były tylko ozdobą: kochankami albo ofiarami, które krzyczą lub mdleją, żadna z nich nie walczyła, nie kierowała samodzielnie swoim życiem. Zawsze mnie to dziwiło. Mama opowiadała mi, że kiedy jako kilkulatka zobaczyłam przypadkiem jakiś film akcji, zapytałam ją, dlaczego ta zaatakowana pani nie użyła do obrony młotka, który miała pod ręką. Dorastałam wśród niezwykle silnych kobiet z północnej Szwecji. Moje babcie chodziły na polowania razem z mężczyznami. Jestem pewna, że w obronie własnej nie zawahałyby się sięgnąć po młotek. Kreując postać Anniki, chciałam stworzyć kobietę taką jak one, złożoną istotę ludzką, która jest córką, matką i żoną. Ma pracę, chce się spełniać zawodowo, ale jednocześnie czuje się rozdarta między tymi wszystkimi życiowymi rolami i obowiązkami. Sama zostałam mamą jako nastolatka, a więc przez większość swojego życia zawodowego nieustannie miotałam się między rodziną a karierą. Dążyłam do perfekcji i tu, i tu, popełniając po drodze masę błędów. A te, jak wiadomo, uchodzą na sucho tylko mężczyznom. Dlatego trochę na przekór wymyśliłam niedoskonałą Annikę, która często się myli, czasem za dużo płacze, asertywnie wyraża swoje emocje, nie przebiera w słowach, złości się na dzieci, czuje się bezradna i ma wszystkiego dość. Na Boga, kobiety nie są cyborgami!

Myśli Pani, że takie bohaterki jak Annika są w stanie zmienić sytuację kobiet, która teraz, nawet w środku Europy, nie wygląda najlepiej?
Nie jestem aż taką optymistką, ale myślę, że dzięki jej przykładowi możemy pozwalać sobie częściej wychodzić poza narzucane społecznie schematy, wzorce i oczekiwania. Helena Bergström, szwedzka aktorka, która jako pierwsza zagrała Annikę w adaptacjach filmowych moich książek, powiedziała mi kiedyś, że ta postać stała się w pewnym sensie częścią jej osobowości. Kiedy ma kłopoty albo ludzie nie są dla niej zbyt mili, od razu wciela się w rolę Bengtzon. Tak jak wtedy, gdy firma telekomunikacyjna przez pomyłkę odłączyła jej telefon. Poszła do sąsiada, by zadzwonić i wyjaśnić sprawę. Na początku była miła i rzeczowa, tłumaczyła, że to nieporozumienie, i prosiła o jak najszybsze wznowienie łącza. Usłyszała jednak, że wyjaśnienie tej sprawy potrwa minimum dwa tygodnie i nie da się tego w żaden sposób przyspieszyć. I wtedy do akcji wkroczyła Annika. Helena, wchodząc w jej rolę, wysyczała przez zęby do swojego rozmówcy: „Wiem, że siedzisz teraz przed komputerem i gdybyś tylko chciał, mógłbyś natychmiast rozwiązać mój problem, ale najwyraźniej wolisz być dupkiem”. W słuchawce zapadła cisza. Helena myślała, że facet się rozłączył, ale po chwili usłyszała: „Okej, twój telefon już działa”. To zachowanie zupełnie nie było w jej stylu, ale pomogło. Annika może stać się alter ego każdej z nas. Jeśli masz opory, by zawalczyć o siebie, czasem być niemiła dla innych, mówić wprost to, co myślisz – zostaw to Annice. Ona nie będzie mieć najmniejszego problemu z tym, by wykrzyczeć światu: „Odpieprz się ode mnie!”. A powiedzmy sobie szczerze, wiele z nas o tym marzy, tylko boi się to wyartykułować.

Surowy klimat Szwecji wpływa na charakter Pani postaci?
Uważam, że krajobraz, klimat i kultura bardzo mocno wpływają na ludzi. Moi bohaterowie w większości są dziećmi tundry, pochodzą z północnej Szwecji, gdzie zimą temperatury potrafią być naprawdę ekstremalnie niskie. O tej porze roku słońce nigdy tam nie wschodzi, a latem nigdy nie zachodzi. To wszystko determinuje styl życia i w rezultacie kształtuje charakter. Ludzie wiedzą na przykład, że zimą w środku nocy nie mogą sobie beztrosko imprezować, bo powrót do domu mógłby się dla nich skończyć tragicznie. Uczą się ostrożności, ale też dbania o siebie nawzajem, choć małe zaludnienie sprawia, że często czują się też bardzo samotni. To brzmi jak frazes, ale samotność jest naprawdę dużym problemem w Szwecji.

Dlatego przeprowadziła się Pani do Hiszpanii?
Spędziłam tam 15 lat, bo zawsze marzyłam o tym, żeby poznawać różne kraje, nie tylko turystycznie, przelotem, aleby głębiej zapuścić w nich korzenie. Mieszkałam w wielu częściach świata, od kilku lat dobrze mi na dużej farmie w Portugalii. Na razie nie zamierzam wracać w rodzinne strony, ale mam świadomość, że los bywa przewrotny. Szwecja to jedno z najbardziej stabilnych, demokratycznych i spokojnych społeczeństw na świecie. Od 200 lat nie było tam żadnej wojny, od początku istnienia ten kraj nie został przez nikogo podbity. Łaskawa historia i tamtejszy standard życia sprawiają, że Szwedzi uważają, iż są we wszystkim najlepsi, a problem z resztą świata polega na tym, że nie jest Szwecją.

Nie mieszka Pani w tym kraju od lat, ale wciąż umieszcza tam akcję swoich książek.
Lubię opowiadać o tym, co dobrze znam. Teraz na przykład pracuję nad serią, której akcja toczy się na kole podbiegunowym, dokładnie tam, skąd pochodzę. Dzięki temu mogę szczegółowo i wiarygodnie opisać tamten świat, by czytelnik mógł się w nim zanurzyć, stać się jego częścią. Nie byłabym w stanie stworzyć takiej atmosfery w innym miejscu. Życie poza Skandynawią uświadomiło mi, że mimo całej swojej otwartości w gruncie rzeczy jestem na wskroś szwedzka. To, w czym dorastałam, wciąż wydaje mi się normą, mam głęboko wpojone przekonanie, że wszyscy są równi, demokracja jest czymś naturalnym, a każde państwo roztacza opiekę nad swoimi obywatelami. Z drugiej strony dobrze wiem, że opieka socjalna nie jest żadnym standardem, w wielu miejscach na świecie w ogóle nie istnieje. Przez 16 lat byłam ambasadorką UNICEF i widziałam, w jak dramatycznych warunkach żyją ludzie. Podróżując po Ameryce Łacińskiej, spotkałam mnóstwo porzuconych dzieci, także bite i wykorzystywane kobiety. Pisałam o tym jako dziennikarka, by pokazać Szwedom, że żyją w pięknej bańce, niemal zupełnie oderwani od problemów reszty świata. Mam świadomość, że choćby opiekowanie się nowo narodzonym dzieckiem przez półtora roku, bez martwienia się o finanse, nie jest oczywistością, ale ponieważ dorastałam w takiej kulturze, wpływa ona na wszystko, co piszę. Musiałam wyjechać, nabrać dystansu, by to dostrzec, bo przecież ryba nie wie, że pływa w wodzie.

Redaktorzy Pani książek nigdy wcześniej nie zwrócili uwagi na to, że szwedzkie standardy nijak się mają do reszty świata?
Tak się składa, że funkcjonuję w polarnym kręgu. Założyłam własne wydawnictwo i współpracuję wyłącznie z rodziną. Moja córka i mąż zawodowo zajmują się pisaniem, natomiast zięć jest reżyserem filmowym i scenarzystą. Każdy z nas jest w jakimś stopniu skażony Skandynawią. A mieszkając na farmie w Portugalii, nie widuję zbyt wielu ludzi poza najbliższymi.

Co robi Pani na farmie, kiedy akurat nie pisze?
Jestem największą nudziarą na świecie. Jak na starszą panią przystało, lubię dziergać na drutach, bawić się z wnukami, grać na pianinie, chodzić na spacery z psem. Same nudne rzeczy, ale za to jakie przyjemne!

Właśnie teraz, kiedy rozmawiamy, w Polsce pada pierwszy w tym roku śnieg. Za moim oknem zrobiło się nagle zupełnie biało. Nie brakuje Pani takiej zimy?
Proszę wysłać mi zdjęcie. Zimowe krajobrazy są bajeczne, ale w wieku 60 lat wolę na nie patrzeć, leżąc na plaży.

Liza Marklund rocznik ’62, szwedzka dziennikarka i pisarka uznawana za skandynawską królową kryminałów. Popularność przyniosła jej seria powieści o dziennikarce śledczej Annice Bengtzon, w Polsce wydana przez Czarną Owcę. Poza pisaniem książek i artykułów kręci filmy dokumentalne. Nieustająco zajmuje się tematami związanymi z prawami kobiet i dzieci.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze