Co robisz z kurtką po przyjściu do domu? Czy lubisz gotować? – pytają klientów projektanci wnętrz Marta Sobieszek i Grzegorz Kumiszcza. Jednak najważniejsze pytania to te o intencje, z jakimi urządzasz swoją przestrzeń, bo to za nimi kryją się rzeczywiste potrzeby. Dopiero kiedy je rozpoznasz i zaspokoisz, poczujesz się naprawdę u siebie.
Dom, w którym czuję się u siebie, to taki, do którego chcę wracać, a nie z niego uciekać. Nie do końca potrafię opisać, o co dokładnie mi chodzi, ale chcę czuć się w nim dobrze. Zastanawiam się, na ile specjalista, czyli osoba… nie powiem: przypadkowa, ale nieznająca mnie za dobrze, może mi w tym pomóc?
Grzegorz: Jeśli chcesz mieć swój prawdziwy dom, projektant musi poznać twoje potrzeby. Owszem, wielu projektantów będzie przekonywać, że wiedzą najlepiej, jak urządzić twoje mieszkanie, bo znają najnowsze trendy, ale my uważamy, że bez poznania klienta nie jesteśmy w stanie stworzyć miejsca, w którym poczuje się on w pełni sobą. Analiza potrzeb jest kluczowa.
A wracając do specjalistów – to ważne, żeby ktoś, kto projektuje twoje mieszkanie, miał wykształcenie kierunkowe. To jest wieloetapowa i wieloczłonowa praca: zaczynając od rozwiązań funkcjonalno-technicznych po materiałoznawstwo. Osoba spoza branży nie jest w stanie tego wszystkiego wiedzieć. Zatem na pewno nie warto oddać tego zadania komuś przypadkowemu.
Od czego zaczynacie rozmowę z klientami?
Grzegorz: Od układu kolejnych pomieszczeń. Czyli pytamy np. co robisz z kurtką, kiedy wchodzisz do domu: wolisz odwiesić ją na wieszak czy schować od razu w szafie? Potem kuchnia i kolejne zagadnienie: lubisz gotować czy nie?
Pojawia się dużo pytań osobistych, choćby: jak żyjesz? Jaki jest twój układ rodzinny teraz i co planujesz w ciągu dwóch, trzech czy pięciu lat? Bo przecież domu nie urządza się na chwilę. Kim są osoby, które będą mieszkały w tym miejscu, i jak funkcjonują. Co robią w domu, a czego nie? Jak odpoczywają? To coś w rodzaju burzy mózgów, każda odpowiedź prowadzi do następnych pytań.
Marta: Kolejna ich pula dotyczy tego, czego komuś brakuje. To ważny element, bo zwykle motorem remontu jest odświeżenie, zmiana stylu, stąd niekiedy zapominamy o tym, do czego mieszkanie ma służyć. A funkcje mieszkania są kluczowe.
Czasem słowa niekoniecznie pokrywają się z tym, czego naprawdę chcemy. Czy przyjmujecie bez zastrzeżeń to, co mówią klienci?
Grzegorz: Chcemy dać im poczucie, że mogą nam powiedzieć wszystko. Nie oceniamy ich gustów i wyborów, więc zakładamy, że jeśli ktoś do nas przyjdzie i chce, byśmy z nimi pracowali, mówi prawdę o sobie. Natomiast zadając zestaw konkretnych pytań czy pokazując nasze wcześniejsze realizacje, obserwujemy, jak klient na to reaguje – i werbalnie, i niewerbalnie. Czy to, co pokazujemy, wzbudza zainteresowanie, może zachwyt, czy wycofanie lub znudzenie. W ten sposób można wychwycić nieścisłości.
Niełatwo powtarzać „ładnie, ładnie”, jeśli coś ci się nie podoba. I kiedy ktoś mówi „no wszystko super, ale …”, to mam poczucie, że wszystko to, co przed „ale”, nie ma już znaczenia. Gdy pojawiają się takie wątpliwości, należy od razu to wychwycić. Projektant musi umieć słuchać klienta, który z czasem sam powie wszystko, tym bardziej, że projektowanie oznacza dopuszczenie do bardzo intymnej przestrzeni. Musimy zbudować bliskość – wchodzimy do domów, sypialni, łazienek, pytamy o relacje, a nawet o to, jak ktoś uprawia seks, żeby odpowiednio zaprojektować sypialnię…
Marta: Poza tym projektowanie domu to temat wielowątkowy. Z jednej strony przyjemny i twórczy, z drugiej – wymagający, bo w grę wchodzi czas, cierpliwość, pieniądze. Staramy się więc naprawdę dobrze słuchać i wychwycić każdą wątpliwość czy niedopowiedzenie. Przecież mogą się zdarzyć rozbieżności czy kwestie sporne związane np. z nazewnictwem, które wyjdą dopiero później, na etapie choćby doboru materiałów czy kolorów. Po to pokazujemy wizualizacje czy próbniki, by mieć pewność, że dajemy klientowi to czego on potrzebuje.
Grzegorz: Jeden z klientów chciał na przykład wnętrza bardzo minimalistycznego, wręcz surowego. Z rozmowy wynikało coś zupełnie innego, jednak on trwał przy swoim, więc umówiliśmy się, że przygotujemy wizualizacje, żeby mógł potwierdzić, czy o to chodzi. I kiedy zobaczył pierwsze z nich, powiedział, że to jednak nie to… Dopiero wtedy poszliśmy dalej. Zawsze w którymś momencie prawda się ujawni, i im szybciej, tym współpraca jest bardziej udana.
Marta: Zagłębienie się w temat i pomocnicze pytania zawsze się sprawdzają. Ktoś mówi o sterylnej i poukładanej kuchni, ale zarazem odpowiada, że uwielbia gotować z całą rodziną. To od razu wydaje się nam sprzeczne, bo nie można realizować swojej pasji bez odpowiedniej przestrzeni. Wtedy zapraszamy klienta do naszego studia, gdzie mamy m.in. cztery kuchnie pokazowe i prezentujemy możliwe rozwiązania. To pozwala zweryfikować wszystko.
Grzegorz: Najlepiej, kiedy przychodzi para czy rodzina. Oni sami między sobą weryfikują to, co mówią, a my tylko słuchamy i obserwujemy ich relację.
A kiedy komuś coś spodobało się w serialu albo ma jakieś niespełnione marzenia, które chciałby zrealizować we własnym mieszkaniu?
Marta: Znowu trzeba rozmawiać, pokazywać, zadać pytania. Jednak ryzyko, że czegoś nie odkryjemy, zawsze istnieje. Nie jesteśmy przecież czarno-biali, zmieniamy się, ewoluujemy. Ale staramy się dogłębnie poznać potrzeby klientów i ich styl życia, by uniknąć poważnych błędów.
Grzegorz: Podstawowe pytanie brzmi: po co jest mi ten dom i dla kogo go przygotowuję? Staramy się ustalić, czy klientowi spodobało się coś, co zobaczył u znajomego? A może potrzebuje więcej przestrzeni dla siebie, bo lubi malować? Albo chciałby mieć większą kuchnię, żeby gotować razem z rodziną? Intencje są podstawową informacją, bez tego jesteśmy zawieszeni w próżni.
A jak radzicie sobie z tym, żeby was nie było za dużo w tym przedsięwzięciu?
Grzegorz: Najbardziej pasuje mi tu angielskie określenie good enough, czyli wystarczająco dobrze. I podejście: to nie jest projekt dla nas, tylko dla klienta. My mamy swój dom, który przecież nie każdemu będzie odpowiadać; wystarczy, jeśli klient zobaczy projekt, wizualizację i powie „podoba mi się, trafiliście w mój gust”. Reszta okaże się podczas wspólnych wyborów materiałów, kiedy zobaczy je na żywo.
Czasem perfekcjonizm gubi projektantów. Kiedy zaczynałem, miałem fioła na punkcie tego, że wszystko musi być idealne. Pojechaliśmy na odbiór domu i ponieważ w międzyczasie zmieniliśmy producenta farb, okazało się, że jedna ze ścian jest pomalowana z nowej palety. Nie podobało mi się to, kupiliśmy nową farbę i zleciliśmy robotnikom dodatkową pracę – wszystko na nasz kosz, a kiedy klientka przyszła na odbiór i zapytałem, czy teraz jest dobrze, była zdezorientowana, bo nie zauważyła tego niuansu. Im zależało na jak najszybszym wprowadzeniu się, a moja decyzja to opóźniła, bo moje ego nie mogło znieść, że nie będzie idealnie…
Marta: To doświadczenie pokazało, że mamy inaczej wyostrzone zmysły. Wiemy, że w pewnym momencie musimy sami sobie powiedzieć „stop”.
Grzegorz: Wiemy też już, że człowiek chce mieszkać w miejscu, w którym jest mu po prostu dobrze. Oczywiście, są też klienci perfekcjoniści, którzy pytają o najdrobniejsze detale, jak odcień fugi, i na ile to się zgra z resztą. I wtedy też dajemy na to wszystko odpowiedzi.
Skąd się biorą nasze preferencje odnośnie tego, co tworzy przyjazne wnętrze?
Grzegorz: Z naszych doświadczeń, przeszłości, naszego DNA; tego, gdzie się urodziliśmy, gdzie mieszkamy. Inaczej będziemy projektować w Polsce, a inaczej – w Hiszpanii.
Marta: Uniwersalnych zasad, że coś będzie dobre dla każdego, nie ma, bo to zależy od konkretnego człowieka: jaki jest i w jakim miejscu życia? Jakie ma za sobą przeżycia, jakie skojarzenia? Jeden z naszych klientów chciał mieć całe czarne wnętrza i nie sposób było go przekonać do zmiany, więc faktycznie tak zrobiliśmy. Wrócił do nas po kilku miesiącach, mówiąc, że chciał spełnić tę swoją wizję, nie mógł się od niej uwolnić, ale kiedy już zamieszkał w takiej przestrzeni, to wie, że chce czegoś innego. Przygotowujemy mu teraz jasne mieszkanie.
Z kolei osoby, które dużo podróżują, czasem chcą mieć jakieś egzotyczne motywy, bo kojarzy im się to z jakimiś ludźmi, miejscami, odczuciami.
Grzegorz: Możemy coś takiego zaprojektować, ale znów pytanie, czy stoi za tym głębsza potrzeba, czy to chwilowe zachcianki. Dlatego najczęściej bazę proponujemy neutralną, a wszystko, co związane z bardziej wyrazistą fakturą, wzorami czy kolorami – realizujemy za pomocą dodatków i wymiennych elementów: tapet, oklein, poduszek, zasłon. Bierzemy pod uwagę, że klient za rok, dwa czy pięć będzie innym człowiekiem. Może zmęczyć się tym stylem, albo w jego życiu – a zatem i domu – pojawi się nowa osoba, która nie będzie się dobrze czuła w takiej przestrzeni.
Marta: Wnętrze na bazie naturalnych materiałów zawsze się obroni, będzie ponadczasowe.
Grzegorz: Proces projektowania jest wyzwaniem emocjonalnym dla całej rodziny, bo w grę wchodzą pieniądze, różnice w potrzebach domowników, trudne uczucia, gdy pojawiają się opóźnienia czy inne przeszkody. Dlatego projektant musi znać się na psychologii i umieć zarządzać emocjami swoich klientów, przeprowadzając ich spokojnie przez cały ten czas.
Marta Sobieszek, Grzegorz Kumiszcza, projektanci wnętrz, właściciele studia projektowego Omnicreatio