1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. NAJLEPSZE TEKSTY 2023: „Marzenie o dobrej pracy powoli zastępujemy innym – by nie musieć pracować w ogóle”. Z Martą Niedźwiecką rozmawiamy o stosunku do pracy

NAJLEPSZE TEKSTY 2023: „Marzenie o dobrej pracy powoli zastępujemy innym – by nie musieć pracować w ogóle”. Z Martą Niedźwiecką rozmawiamy o stosunku do pracy

Marta Niedźwiecka (Fot. Weronika Ławniczak/Papaya Films)
Marta Niedźwiecka (Fot. Weronika Ławniczak/Papaya Films)
Choć wypełnia nasze dni, myśli i życie, coraz rzadziej przynosi satysfakcję, radość i adekwatne do wysiłku pieniądze. Bywa, że drenuje, frustruje i pozbawia poczucia wpływu. Stąd też marzenie o dobrej pracy powoli zastępujemy innym – by nie musieć pracować w ogóle. Tylko czy to by nas naprawdę uszczęśliwiło? – pytamy psycholożkę Martę Niedźwiecką.

#NAJLEPSZE TEKSTY 2023 – tak oznaczyliśmy wybrane artykuły opublikowane w mijającym roku, które chcemy Wam, Drodzy Czytelnicy, przypomnieć, bo warto. Ich lektura wzbudziła w Was chęć dyskusji, zainspirowała do podzielenia się swoimi doświadczeniami. Dostaliśmy od Was wiele słów uznania oraz krytyki. Za wszystkie dziękujemy.

Obydwie jesteśmy po urlopie. Czy to nie dobry moment, by porozmawiać o naszym stosunku do pracy? Mam znajomych, którzy zaczęli urlop chorobą, bo tak byli zagonieni i zestresowani tuż przed nim.
Paradoksalnie urlop to często ten moment, w którym zdajemy sobie sprawę, jak bardzo jesteśmy przepracowani lub jak bardzo nie chcemy wracać do tego, co robimy na co dzień. Planujemy coś z tym zrobić, marzymy o zmianie pracy i wyprowadzce do domku na wsi, ale problemem nie są indywidualne wybory, tylko absolutnie popieprzony system, w którym funkcjonujemy. Eksploatujący, niesprawiedliwy i mający za nic nasz czas prywatny i zdrowie. Żyjemy w hustle culture, czyli kulturze zapierdolu, opartej na terrorze wiecznego wzrostu, sprzężonym z systemem geopolitycznym. To on jest do zmiany na samym początku, chociaż nasz indywidualny stosunek do pracy też wymaga rewizji.

Od czego więc zależy, czy praca nas pochłania? Może gorzej jest, kiedy ją lubimy? Do tego się nas zresztą zachęca – by pasja stała się naszą pracą. Tylko czy wtedy nie będzie nam trudniej oddzielić ją od czasu wolnego?
Człowieka, który powiedział jako pierwszy: „Jeśli twoja praca jest twoją pasją, nie przepracujesz ani jednego dnia w życiu” – zepchnęłabym do najniższego kręgu piekła. To zdanie zryło berety naprawdę bardzo wielu ludziom i jest po prostu nieprawdziwe. Pasja to aktywność, która ma cechy zabawy według definicji Johana Huizingi – jest podejmowana dobrowolnie i celowo, ma swoją strukturę i reguły, ale nie są one regułami kapitalistycznego świata. Pasja pozostanie pasją tylko wtedy, kiedy nie będzie monetyzowana, a tym jest przecież praca. To sprzedawanie swojego czasu, energii i kompetencji za pieniądze. Zgodzisz się?

Tak, to dobra definicja pracy.
Kiedy więc mówimy ludziom: „Zamieńcie swoją pasję na pracę”, to po pierwsze, okłamujemy ich co do istoty pasji, czyli całkowitego zaprzątnięcia czymś, zaangażowania, pewnego rodzaju flow, ale też reguł współżycia z innymi ludźmi, a po drugie, okłamujemy ich co do istoty pracy, którą można lubić i w której można się spełniać, ale która jednak służy temu, by coś wytwarzać. Czymś innym jest czynić świat pracy bardziej ludzkim, a czymś innym udawać, że można się całe życie bawić.

Inna sprawa, że wielu ludzi swojej pracy po prostu nie cierpi, bo ona ich drenuje, poniża i ograbia z jakiejkolwiek sprawczości. Pisze o tym David Graeber w książce „Praca bez sensu” – jedną z właściwości wspomnianego systemu jest namnożenie się bull-shit jobs, czyli prac bez sensu, w których ludzie tracą poczucie godności i celowości. W XIX wieku jak byłeś szewcem, to miałeś przynajmniej poczucie, że robisz buty, które służą ludziom przez lata, tak jak robili to twój ojciec i twój dziadek – dawało ci to szacunek społeczny, tożsamość i godność, wpisywało w tkankę społeczną. Dziś wiele osób podejmuje się zajęć, które mogą być bardzo źle płatne i niepewne (prekariat) albo bardzo dobrze płatne, ale jednocześnie drenujące i odbierające poczucie sensu temu, co się robi (na przykład w korporacjach). Organizacje, w których są zatrudnieni, są niekiedy tak duże, że czują się w nich trybikiem, numerem seryjnym, niczym w obozie, w dodatku mają świadomość, że ich praca nie przykłada się do – użyję patetycznego stwierdzenia – tworzenia dobra w świecie.

Nie chcę mówić, że kiedyś było lepiej, bo było też niewolnictwo, a warunki panujące w fabrykach czy wielkich folwarkach urągały wszelkiej godności i prawom pracowniczym. Praca bywała wyniszczająca i ponad siły, ale przynajmniej człowiek miał poczucie, że dzięki niej jest użyteczny. A dziś nawet tego nie można powiedzieć. Jaki sens ma praca, w której dzwonisz do kogoś i sprzedajesz mu rzecz, której on nie potrzebuje, która jest kiepskiej jakości lub za którą przepłaca? Jaki jest sens pracy nad projektem, który po miesiącu ktoś wyrzuca do kosza?
W dodatku zawody najbardziej użyteczne społecznie, czyli takie, które mają funkcje opiekuńcze, jak nauczyciel, pracownik socjalny czy pielęgniarz, są marnie płatne i nisko cenione.

Ja też nie chcę idealizować systemu pracy, który był kiedyś, ale pamiętaj, że ta ciężka praca – nawet jeśli była ogłupiająca i wyniszczająca – była osadzona w jakimś kontekście religijnym, który tłumaczył, że ten znój to klątwa Adama. Tak ma być, bo Bóg tak chciał, taki nasz los. Pewnego rodzaju ekstremum takiego etosu pracy była filozofia kalwińska, która mówiła, że poprzez pracę się modlimy i sławimy Boga, więc im ciężej pracujemy, tym lepiej. To ona leży u podstaw obecnej postkapitalistycznej postawy (w końcu kalwini założyli Amerykę), z tym że teraz miejsce Boga zajął pieniądz.

Kiedyś człowiek myślał, że taki jest porządek świata, że tu jest król, a tu chłop i że jeden pracuje na drugiego. Nie było to fair, ale istniało wytłumaczenie takiego stanu rzeczy i hierarchia, która go podtrzymywała. Dziś zniknęła religijna opowieść, zniknęła też częściowo klasowość, więc nie widzimy już uzasadnienia dla takiego znoju. Chcemy dostawać adekwatne wynagrodzenie za nasz wysiłek i mieć wystarczająco dużo czasu po pracy, czasu na nasze życie. I uważam, że to jest całkiem fajny krok cywilizacyjny, tylko że system nam na razie na to nie pozwala.

Może dlatego marzeniem wielu jest albo tak się zaharować, albo tak zaprzedać pieniądzowi, by w efekcie nie musieć pracować wcale, czyli należeć do procenta najbogatszych ludzi na świecie.
Ale to jest marzenie głodnego o „Stoliczku, nakryj się”! Teraz w kinach można obejrzeć dokument „Po pracy”– kto jeszcze nie widział, polecam, naprawdę warto. Ukazuje między innymi, jak wygląda praca w różnych zakątkach naszego globu, przy czym nie poprzestaje na zestawieniu ze sobą Japonii i Stanów. Widzimy także zupełnie nieoczywiste kraje, na przykład Kuwejt, tak bogaty, że ludzie nie muszą w nim pracować. Efekt jest daleki od poczucia szczęścia. Moim zdaniem ludziom nie chodzi o to, żeby nic nie robić, tylko o to, by czuć się bezpiecznie finansowo – wiedzieć, że mają zapłacone rachunki, że mają oszczędności na wypadek choroby własnej lub bliskich, że czeka ich w miarę rozsądna starość. Marzenie o wielkim bogactwie jest raczej próbą zdyskontowania jakichś osobistych deficytów niż realnym pragnieniem dołączenia do ekipy Billa Gatesa i jemu podobnych. Myślę, że gdzieś tam zdajemy sobie sprawę z tego, że wielkie bogactwo nastręcza też pokaźnych kłopotów. Poza tym bardzo wiele osób marzących o wiecznych wakacjach nie rozumie roli pracy w życiu psychicznym człowieka.

Pewne elementy naszej tożsamości kształtują się dopiero wtedy, kiedy zmagamy z problemami, kiedy się uczymy i robimy rzeczy, które są trudne – i praca jest do tego idealnym miejscem. Jest nam potrzebna do eudajmonistycznego szczęścia, czyli świadomego i w zgodzie ze swoimi wartościami dążenia do rozwoju. Szczęścia hedonistycznego, opartego na zabawie, które we wspomnianym dokumencie reprezentują Włosi, też potrzebujemy, ale w rozsądnych dawkach. Ono ma tę wadę, że ciągle wymaga zwiększania bodźca. Szczęście oparte na eudajmonii ma w sobie element wysiłku, zmagania się, doskonalenia. Praca może być tego szczęścia dostarczycielem, co nie znaczy, że ma nas doprowadzać do wypalenia, załamań i chorób cywilizacyjnych.

Skoro jesteśmy przy chorobach, chciałam spytać cię o pracoholizm. Mam wrażenie, że dziś kwituje się nim każdą sytuację, w której praca pochłania nam więcej czasu i energii, niż powinna. Czy fakt, że jako Polacy i Polki tak dużo pracujemy (według danych Eurostatu zajmujemy pod tym względem trzecie miejsce w Europie), można tłumaczyć tylko nim?
Byłabym bardzo ostrożna, korzystając z pojęcia „pracoholizm”. To nie jest uzależnienie, tylko kompulsja, gdy uciekamy od problemów do zajęć, które nas dowartościowują i dają gratyfikację i pieniądze. O pracoholizmie możemy mówić wtedy, gdy osoba nie reguluje się emocjonalnie inaczej jak tylko poprzez pracę, gdy cierpią na tym jej relacje i jej zdrowie. Czy wszyscy ludzie, którzy pracują ponad miarę, spełniają ten warunek? Na pewno nie. Jest wśród nich spory odsetek tych, którzy, gdyby mogli, to pasaliby gęsi lub malowali obrazy na szkle. Muszą pracować „za dużo”, bo wykonują nisko płatną pracę.

Zaryzykowałabym stwierdzenie, że pracoholizm to przywilej dobrze płatnych, prestiżowych prac, prędzej dotknie prezesa banku niż kierowcę Ubera. Oni też częściej, na wzór profesora Matczaka, perorują o etosie pracy i konieczności ponoszenia wyrzeczeń na rzecz kariery (jak na przykład 16-godzinny dzień pracy). Jest to stosunkowo łatwe, gdy się jest zarządcą folwarku, a nie jego wyrobnikiem. Na szczęście, jak w przypadku „taty Maty”, generacja Z odpowiada bardzo szybko, gdzie można umieścić takie opowieści i do czego one służą.

I może właśnie dzięki zetkom coś wreszcie się zmieni…
Zacznę od tego, że system różni się nie tylko dla poszczególnych generacji, ale i dla poszczególnych krajów. Polacy pracują bardzo dużo, ale już na przykład nasi zachodni sąsiedzi to naród pracujący najmniej i najefektywniej w Europie (średnio 1332 godzin w roku). Dlatego zupełnie mnie nie zdziwiło, że badanie przeprowadzone w Brandenburgii dwa lata temu pokazało, że prawie połowa pracujących tam młodych osób jest gotowa zrezygnować z części uposażenia i wydłużyć swoją ścieżkę awansu w zamian za jeden wolny dzień w tygodniu (projekt czterodniowego tygodnia pracy).

W Polsce ciągle jesteśmy na dorobku, więc zmiany zachodzą wolniej i są mniej oczywiste, nawet wśród młodego pokolenia. Z pewnością jednak świadomość tego, czym jest wspomniana hustle culture, rozpowszechniła się znacznie. Czego dowodem jest spędzające sen z powiek działom HR zjawisko silent quittingu, czyli rezygnacji z pracy bez informowania przełożonych. Przyznasz, że w naszych pokoleniach byłoby to nie do pomyślenia.

Moje pokolenie było przekonane, że im więcej będziemy się poświęcać, tym bardziej potem nas za to docenią.
Dlatego mam nadzieję, że te dzieciaki, obserwujące swoich wypalonych rodziców – ich choroby, brak życia osobistego i zainteresowań, brak czasu dla bliskich – rozmontują powoli ten patologiczny system. Ale musimy się nastawić na to, że te zmiany to nie będzie przyjemny proces i my też musimy sobie poukładać w głowach. Będą się wydarzały różne odchylenia, bo to jest nieuniknione.

Jedno z takich zjawisk, NEET, widać we wspomnianym dokumencie, jest reprezentowane przez młodych Włochów. NEET oznacza not in employment, education or training, czyli nieuczących się, niepracujących ani nieprzygotowujących się do zawodu. Taki model wymaga posiadania rodziców, którzy mogą utrzymać młodą osobę zwlekającą z wejściem w pełnoprawną dorosłość, połączoną z utrzymywaniem się samodzielnie. Ciężko jest powiedzieć, czy to zjawisko jest korzystne czy nie, po prostu się dzieje, tak samo jak próby wprowadzenia krótszych tygodni pracy czy dochodu podstawowego. Dla jednych to oburzające płacenie za nieróbstwo, dla innych ratunek w rozwarstwiającym się społeczeństwie. Musimy zacząć myśleć inaczej o pracy.

A nie uważasz, że ta zmiana się nie odbędzie bez przycięcia konsumpcyjnego rozpasania przez nas wszystkich?
Oczywiście, to jest warunek podstawowy. Musimy ograniczyć konsumpcję, żeby przetrwać. Kryzys klimatyczny jest dzieckiem konsumpcjonizmu i globalistycznej gospodarki wiecznego wzrostu.

Wróćmy jeszcze na polski grunt, bo my jesteśmy wpisani w bardziej złożoną układankę. Etos pracy nigdy się w Polsce zaborowej nie rozwinął. Nie wytworzyliśmy silnego mieszczaństwa, szlachta brzydziła się dorobkiewiczostwem, a pracowały masy, najczęściej wyzyskiwane i traktowane nieludzko. W PRL-u, choć teoretycznie był republiką robotników i chłopów, praca się dalej dewaluowała. Dowodem słynne powiedzenie „Czy się stoi, czy się leży, tysiąc pięćset się należy”, opisujące fakt, że dostępność pracy nie nauczyła nas jej cenić czy rozumieć jej funkcji. Potem wspięliśmy się z wysiłkiem na rumaka kapitalistycznego wolnego rynku, który był polską wersją amerykańskiej kultury korporacyjnej. Wciąż jesteśmy krajem na dorobku, którego obywatele próbują pokazać, że ich stać, i wiecznie aspirują do lepszego świata. Tyle że ten świat się chwieje, a my nadal marzymy o ferrari i rolexach. Nie zastanawiamy się, do czego ma nam służyć praca – oprócz zarabiania pieniędzy, które podnoszą status. Dlatego będziemy musieli odpowiedzieć sobie na wiele pytań, także na to, które pada we wspomnianym dokumencie i które moim zdaniem jest bardzo mądre. Ciekawi mnie, co ty na nie odpowiesz. Czy jakbyś miała co miesiąc te same pieniądze, które dostajesz teraz, to byś zrezygnowała z pracy?

Nie, ale chciałabym mniej i wolniej pracować. Nie lubię być przepracowana, ale bardzo lubię to, co robię zawodowo. I myślę, że jestem w tym dobra. Moja praca zmusza mnie do ciągłego rozwoju, ale też mnie określa. Powiedziałabym nawet więcej: wszystko się w niej odzwierciedla – moje spostrzeżenia o świecie, o ludziach, o sobie.
Ja mam bardzo podobnie: wszystko jest w niej i ona jest we wszystkim. Bywa, że po całym dniu w gabinecie jestem tak zmęczona, że nie mam siły nawet na to, by obejrzeć serial, ale czy ja bym to na coś zamieniła? Nigdy! Chciałabym nadal pracować w gabinecie, nadal mieć podcast i nadal pisać, ale robić to wolniej i nie być rozpraszana przez inne rzeczy, które też muszę robić zawodowo. Nawet gdybym dostawała dwa razy tyle pieniędzy, ile mam dzisiaj, to nie zrezygnowałabym z pracy, bo jest ona dla mnie obszarem, w którym się doskonalę i realizują kreatywnie, miejscem spotkań z ludźmi i z sobą samą. Ale nie będę udawała, że jest jak pójście z dziewczynami na pląsy do dyskoteki.

Długo byłam człowiekiem bardzo sfrustrowanym zawodowo, robiłam milion różnych rzeczy i odkąd wreszcie odkryłam, w czym jestem dobra, co przynosi jakąś zmianę w świecie i co mnie gratyfikuje – mam poczucie znalezienia swojego miejsca, swojej roli, swojego powołania. I to jest totalnie ważny kawałek w życiu. Nie mogłabym bez tego czuć się szczęśliwa. Pytanie, jak urządzić świat, żeby wszyscy mieli takie prace? Albo przynajmniej takie, które ich nie niszczą, a po pracy mogli robić to, co dla nich najważniejsze.

Pewnie nie zmienimy tego w pojedynkę, ale coś możemy zmienić. Może dobry początek to jednak zmienić pracę?
Komuś, kto wraca właśnie z urlopu i myśli: „Muszę rzucić tę robotę”, poradziłabym: najpierw nie zmieniaj nic. Naciśnij pauzę. Zobacz, jak w tej pracy, w której jesteś, stawiasz granice. Jak gospodarujesz w niej swoją energią. Jak gospodarujesz swoim czasem. Na co się zgadzasz wbrew swojej woli. Kiedy bierzesz na siebie za dużo. Jakie masz w tej pracy realne gratyfikacje, oprócz pieniędzy. Wypisz sobie to wszystko na kartce i przestudiuj. Bo nawet jeśli zmienisz pracę na inną, nawyki pójdą do niej razem z tobą.

Myśl o sobie jako o istocie, która ma limitowane zasoby energii, zdecyduj, co w tych realiach możesz wyhamować, gdzie możesz wpuścić zdrowy rozsądek. Nie zmienimy systemu w pojedynkę, ale jeśli w jednej organizacji 100 osób zacznie wymagać respektowania godzin pracy, to jest już bardzo konkretna liczba.

Jeszcze jedno: pamiętajmy, że jest życie poza pracą. Nawet jeśli jest fantastycznym elementem naszego życia i źródłem eudajmonistycznego szczęścia – potrzebujemy też bardzo wielu innych rzeczy, by być pełnymi istotami ludzkimi: odpoczynku, snu, zabawy, bycia z ludźmi, wspólnotowości – a siedząc non stop w robocie, nigdy tego nie dostaniemy.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze