1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Katarzyna Puzyńska opowiada, czym jest prawdziwa odwaga, jak wiele zawdzięcza Camilli Läckberg i co powiedziałaby nastoletniej sobie

Katarzyna Puzyńska opowiada, czym jest prawdziwa odwaga, jak wiele zawdzięcza Camilli Läckberg i co powiedziałaby nastoletniej sobie

Katarzyna Puzyńska (Fot. Agata Mądrachowska)
Katarzyna Puzyńska (Fot. Agata Mądrachowska)
Stworzona przez nią saga o Lipowie ma już 15 tomów i od lat nie znika z czołówki bestsellerów. Co roku w Pokrzydowie, które jest pierwowzorem fikcyjnej miejscowości, odbywają się zloty fanów, Niedawno powstał nawet o niej serial.

W najnowszej książce, horrorze „Bezgłos”, budujesz taką atmosferę grozy, że musiałam ją czytać na raty i wyłącznie w ciągu dnia, bo po zmroku za bardzo się bałam. Nie przerażają cię światy, które kreujesz?
Ludzie, patrząc na moje tatuaże i punkowy image, myślą, że jestem ostrą babką, która, jak Klementyna, jedna z moich bohaterek, otwiera drzwi kopniakiem, ale w rzeczywistości jestem spokojna i dość strachliwa. Nie oglądam horrorów, wolę je czytać, wtedy czuję się bezpieczniej, bo mogę sobie dawkować straszność, nad filmem nie mam takiej kontroli. Ale też prawda jest taka, że kiedy człowiek zajmuje się jakąś tematyką, to stopniowo się z nią oswaja i coraz mniej już robi na nim wrażenie.

Dla zwykłych ludzi rozmowa przy obiedzie o tym, gdzie najlepiej uderzyć siekierą, żeby za jednym zamachem uciąć komuś rękę, byłaby pewnie dość szokująca, ale w naszym domu to zwykły dzień. Mój mąż jest rehabilitantem, więc często konsultuję z nim różne kwestie dotyczące anatomii. Pisząc, podchodzę do tworzonej historii z dystansem, ale kiedy kończę, mam ją jednak z tyłu głowy.
Chyba Stephen King w książce z poradami, jak pisać, radził, by najpierw przestraszyć siebie, a dopiero później czytelnika. Dlatego też w swoich książkach często odwołuję się do tego, czego sama się boję.

Dużo jest w nich wierzeń, podań i mitów słowiańskich, demonów, nadprzyrodzonych postaci i zjawisk. To jest to, czego się obawiasz?
Znacznie bardziej niż duchy czy potwory przerażają mnie ludzie i to, co potrafią sobie nawzajem robić. I nie mam na myśli jedynie szczególnie brutalnych morderstw, ale też zło codzienne, bo najstraszniejsze rzeczy często dzieją się w czterech ścianach zwyczajnych domów i właśnie na takich historiach skupiam się w swoich książkach. Nawet elementy fantastyczne, które uwielbiam wplatać pod płaszczykiem nierealnych postaci, opowiadają tak naprawdę o naszym świecie. Nie lubię moralizowania, wolę, kiedy odbiorca ma szansę sam interpretować sytuacje i odpowiadać sobie na różne ważne pytania. Mitologia słowiańska bardzo mi w tym pomaga, bo jest to coś bardzo nam bliskiego, co, niestety, słabo znamy, ale jakimś cudem instynktownie odczytujemy, jakby było częścią naszego DNA. Na wsi, gdzie teraz mieszkam, te wierzenia są bardziej żywe, przekazywane z pokolenia na pokolenie, a w otoczeniu przyrody łatwiej w nie uwierzyć niż w mieście, bo tam cywilizacja stwarza wokół nas bezpieczny kokon, czujemy się pewniej, bardziej komfortowo. A więc Pojezierze Brodnickie i samo Pokrzydowo bez wątpienia mocno wpływają na moją twórczość.

To tu odkryłaś te ludowe przekazy?
Nie, pierwszy raz natknęłam się na nie, czytając „Wiedźmina”. Sapkowski co prawda nie trzyma się tak ściśle mitologii, raczej tworzy własny świat, ale zasiał we mnie ziarno zainteresowania, choć wówczas byłam zdecydowanie bardziej zakochana w twórczości Tolkiena i Pratchetta. Ale po latach fascynacji literaturą zachodnią wróciłam do korzeni i dzięki Sapkowskiemu zaczęłam zgłębiać wierzenia i spuściznę Słowian. Mam sporo książek na ten temat. Znam też znakomitą archeolożkę Jagodę Lewandowską, która w naszym regionie prowadzi wykopaliska i znalazła tu między innymi groby antywampiryczne – miałam okazję je zobaczyć.

A jakie lokalne legendy krążą w Pokrzydowie? Są tam jakieś miejsca, w których lepiej nie bywać?
Wiele legend jest związanych z jeziorami. Jest ich tu naprawdę sporo i jak wynika z ludowych przekazów, większość nawiedzają duchy lub demony. Ale w swoich powieściach często przemycam też historie, którymi straszyliśmy się z przyjaciółmi w dzieciństwie. Do tej pory pamiętam, jak koleżanki opowiadały mi o rosnącym pod Pokrzydowem tak zwanym Cichym Lasku. Kiedy się do niego wchodzi, człowieka ogarnia przerażająca cisza, nie słychać odgłosów miasteczka ani śpiewu ptaków. Pewnego dnia weszłyśmy tam z przyjaciółkami, Anią i Moniką, ale po chwili uciekłyśmy z krzykiem. To był jedyny raz, kiedy byłam w tym lesie, do tej pory tam nie chodzę, tak głęboko zakorzenione we mnie jest to przeżycie sprzed lat. W „Domu czwartym” wracam do miejsca, w którym w czasach II wojny światowej hitlerowcy rozstrzeliwali ludzi. Pamiętam, jak dziadkowie moich koleżanek opowiadali, że w niektórych drzewach jeszcze wiele lat później można było znaleźć kule. Ta historia rezonuje we mnie od czasów dzieciństwa. Długo nie miałam odwagi i siły, żeby się z nią zmierzyć, bo to miejsce było świadkiem najgorszej rzeczy, jaką człowiek może zrobić człowiekowi.

Przy naszej granicy znów toczy się wojna, ale Polacy mimo to nadal chcą czytać straszne opowieści, kryminały, horrory. Może tłumimy w ten sposób prawdziwy strach przed rzeczywistością?
Kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, na jakiś czas porzuciłam kryminały, bardziej potrzebowałam w tym czasie fantastyki, żeby oderwać się od tego realnego świata. Przerażało mnie to, że jako ludzkość nie wyciągnęliśmy żadnych wniosków z tego, co działo się 90 lat temu. Ludzie adaptują się jednak do każdej sytuacji, bo po chwilowym przestoju kryminały na naszym rynku znów mają się całkiem dobrze. Może mimo wszystko chcemy żyć jak dawniej.

Oglądasz serial „Lipowo”, zainspirowany twoją pierwszą książką „Motylek”?
Oczywiście, choć wiele osób pyta mnie, jak mogę to robić, skoro scenariusz tak bardzo odbiega od tego, co napisałam. Nie przeszkadza mi to, bo kiedy wypuszczam książkę w świat, ona zaczyna żyć własnym życiem, nie należy już do mnie, wszyscy mają prawo do własnej oceny i interpretacji. Serial powstał na motywach mojej powieści, wiedziałam, że nie będzie jej ekranizacją jeden do jednego i nie miałam wpływu na to, jak będzie wyglądał. Nie wiem więc, co się wydarzy w kolejnych odcinkach i ta historia naprawdę mnie wciąga. Moi czytelnicy jednak bardzo denerwują się na zmiany w fabule. Trochę to przeżywam, ale też traktuję jako komplement! Oznacza to bowiem, że traktują te książki emocjonalnie, jako swoje. To wiele dla mnie znaczy.

Na temat twoich czytelników, wielbicieli serii kryminalnej o Lipowie, krążą legendy. Podobno podczas ich corocznych zlotów na Pojezierzu Brodnickim w Pokrzydowie, które jest pierwowzorem fikcyjnej, powieściowej miejscowości, odbywają się wierne inscenizacje opisanych przez ciebie morderstw. To prawda?
Na każdym zlocie odbywają się gry terenowe. Nie są one wierną interpretacją moich książek, raczej – podobnie jak serial – inspirowane są moimi historiami. Co roku program jest nieco inny, ale zawsze można niejako wejść do wykreowanego przeze mnie świata, bo wszystko rozgrywa w tych miejscach, w których toczy się akcja książek. Co ciekawe, moi czytelnicy zazwyczaj znają ich fabułę lepiej ode mnie, bo podczas zlotu zawsze odbywa się konkurs wiedzy o moich książkach i jeszcze nigdy nie udało mi się go wygrać. Są też spotkania z gośćmi, policjantami, prokuratorami, technikami kryminalistycznymi. Ale też osobami zajmującymi się na przykład przyrodą. W tym roku na zlocie wystąpił Marcin Kostrzyński, który filmuje dziką przyrodę, i fantastycznie opowiadał o zwierzętach.

Te spotkania to był twój pomysł?
Wszystko od początku było inicjatywą oddolną. W 2016 roku napisała do mnie Gosia Wierzbowska, czytelniczka z Brodnicy, i zapytała, czy nie miałabym nic przeciwko temu, żeby zorganizować spotkanie dla fanów mojej serii na naszych terenach, czyli tu, gdzie rozgrywa się akcja książek. Uznałam, że to fantastyczna idea, bo choć urodziłam się w Warszawie, to Pokrzydowo jest moim domem z wyboru. Mieszkali tu moi dziadkowie, do których od dziecka przyjeżdżałam w każdym wolnym czasie. Spędzałam tu wakacje, ferie, weekendy, czuję ogromną miłość do tego miejsca, powiedziałabym wręcz, że jestem lokalną patriotką. Bardzo się cieszę, kiedy ktoś przyjeżdża do Pokrzydowa ze względu na moje książki. A dzięki zlotom setki osób odkryły to miejsce. Teraz zarówno Gosia, jak i pozostali organizatorzy to moi serdeczni przyjaciele.

Nie myślisz czasem o powrocie do Warszawy?
Mam do niej sentyment, ale w mieście jest dla mnie za dużo bodźców. Fajnie jest przyjechać na chwilę, odwiedzić znajomych, wziąć udział w jakichś wydarzeniach, ale później uciekam do swojego lasu, gdzie mogę się uspokoić i wyciszyć, bo w mojej głowie bardzo dużo się dzieje, wciąż szukam skojarzeń, powiązań, układam jakieś historie. Gdyby do tego zgiełku w głowie doszedł jeszcze zgiełk miasta, trudno byłoby mi funkcjonować. Wieś mnie uspokaja.

Od 15 lat mieszkam pod lasem, ale ostatnio coraz bardziej brakuje mi ludzi. Nie ma w tobie takich tęsknot?
Pisanie to samotnicza praca, ale jednocześnie książkom zawdzięczam dużo niezwykłych relacji. Wielu moich czytelników ma status przyjaciół.

Często powtarzasz, że wierzysz w ideę siostrzeństwa.
Bardzo. Jestem przekonana, że w kobietach tkwi niesamowita siła. Kiedy zbierałam materiały do mojej drugiej książki z cyklu „Policjanci”, emerytowany medyk sądowy, który pracował w Polsce w latach 90., podczas wojen gangów, opowiadał mi, że często do wyjątkowo trudnych spraw wysyłano kobiety, bo tylko one były w stanie udźwignąć to emocjonalnie, mężczyźni się załamywali. A zatem siła to nie tylko mięśnie.

Wierzę, że potrafimy być dla siebie najlepszym wsparciem. Może łatwo mi to przychodzi, bo odkąd pamiętam, miałam wokół siebie fantastyczne kobiety, zarówno z rodziny, jak i przyjaciółki. Moja mama od zawsze była dla mnie wielką inspiracją, to ona już w dzieciństwie zaszczepiła we mnie miłość do książek, czytając mi co wieczór przed snem. Z kolei babcia, która najpierw była milicjantką w wydziale kryminalnym, następnie prokuratorką, a na koniec adwokatką, opowiadała mi dużo kryminalnych historii i zaraziła mnie miłością do Agaty Christie. Dzięki niej już w pierwszej klasie szkoły podstawowej przeczytałam „Morderstwo w Orient Expressie”. A sama odważyłam się napisać pierwszą książkę po przeczytaniu wywiadu z Camillą Läckberg w jednym z magazynów.

Ot tak stwierdziłaś, że od jutra będziesz pisarką?
Od dziecka marzyłam o tym, żeby moje nazwisko znalazło się na okładce książki, ale brakowało mi pewności siebie. Zaczęłam studiować psychologię, później zostałam wykładowczynią. Lubiłam tę pracę, miałam jednak poczucie niespełnienia. Wtedy w ręce wpadł mi wywiad z Camillą Läckberg, której twórczość bardzo lubiłam. Opowiadała w nim m.in. o swoich obawach przed wydaniem pierwszej książki, wątpieniu w siebie i swoje umiejętności. Pomyślałam wtedy, że skoro ona też czuła to, co ja, a teraz jest absolutną mistrzynią kryminału, to może jednak powinnam spróbować odrzucić ten lęk. Kiedy ukazała się moja pierwsza książka „Motylek”, wysłałam jej egzemplarz i list z podziękowaniem za motywację do działania, a Camilla pokazała moją książkę w swoich mediach społecznościowych – było to dla mnie niezwykle wzruszające. Tak więc to kobiety w dużej mierze wpłynęły na to, jak potoczyła się moja przyszłość. Teraz też pracuję głównie w żeńskim gronie i bardzo to sobie chwalę, nigdy nie odczuwałam współzawodnictwa, stereotypowo przypisywanej nam zazdrości czy zawiści. Możemy mieć różne zdanie w pewnych kwestiach, ale kiedy dzieje się coś złego, stoimy za sobą murem.

To dlatego wspierasz Fundację Pomocy Wdowom i Sierotom po Poległych Policjantach?
Pisząc, korzystam z doświadczenia policjantów, dlatego miałam poczucie, że jestem im coś winna. Wiem, że ta służba nie ma teraz dobrego PR-u, ale zbierając materiały do swoich książek, miałam szczęście poznać całą masę bardzo zaangażowanych policjantów z powołania, którzy codziennie wykonują swoją pracę najlepiej, jak potrafią, i nie interesuje ich to, kto jest u władzy. Czasem wręcz mają zupełnie odmienne opinie od rządzących. Jeśli trzeba ratować człowieka, potrafią wejść do płonącego budynku przed przyjazdem straży pożarnej, bez żadnego zabezpieczenia. Wielu z nich poświęca służbie czas, który powinien być zarezerwowany dla rodziny. To oczywiście nie zmienia faktu, że są też policjanci, którzy dopuszczają się różnych nadużyć. Warto pamiętać, że każdy medal ma dwie strony i choć zło jest zawsze bardziej medialne, to jednak ci zaangażowani robią sporo dobrego, często z narażeniem własnego życia. A na pierwszej linii frontu pracują i giną najczęściej młodzi funkcjonariusze, którzy pozostawiają po sobie owdowiałe młode kobiety i malutkie dzieci. I to są prawdziwe dramaty.

W mojej trzeciej książce z cyklu wywiadów z policjantami pojawiły się dwie rozmowy z wdowami. Choć straciły mężów wiele lat temu, były to dla mnie bardzo trudne spotkania. Polecam tę lekturę szczególnie tym, którzy zarzucają mi, że cyklem „Policjanci” gloryfikuję pracę tej służby. Czasem takie oskarżenia wysuwają ludzie, którzy nie przeczytali ani jednej z tych książek. Gdyby to zrobili, wiedzieliby, że policjanci, z którymi rozmawiam, sami mówią o tym, co im się nie podoba w tej formacji. Niestety, ciężko będzie odzyskać policji szacunek i przede wszystkim zaufanie społeczne. To będzie wymagało bardzo dużej pracy i być może daleko idących zmian…

Mówisz o sobie, że jesteś dziwna. Jak to się objawia?
Mam raczej niszowe zainteresowania. Słucham ostrej muzyki, co może akurat nie jest wyjątkowe, ale też nie należy do mainstreamu. Jeśli dodamy do tego jeszcze mój weganizm, fascynację chodzeniem boso i miłość do Muminków, niesłabnącą mimo 38 lat, to jednak powstaje dość dziwna mieszanka. Ktoś, kto to będzie czytał, może sobie pomyśleć, że jestem niepoważna. Długo się bałam takiej oceny, dlatego kiedy debiutowałam jako pisarka, bardzo starałam się wpisać w standardowy obraz dorosłej kobiety, bo wydawało mi się, że nikt nie zaakceptuje mnie takiej, jaka naprawdę jestem. Miałam wtedy już kilka tatuaży, ale zawsze ukrywałam je pod ubraniem. A później okazało się, że nikt nie ma z nimi problemu. Nie musimy być tacy sami, choć wielką odwagą jest być sobą, bo kiedy pokazujesz siebie, wystawiasz się na krytykę. Dopóki udajesz, nosisz maskę, chowasz się za czymś bezpiecznym – nikt cię nie dotknie, bo nie wie, jaka naprawdę jesteś. A kiedy pokazujesz siebie, ktoś może ci wbić szpilkę w najdelikatniejsze miejsce. Ale warto zaryzykować, bo kiedy żyjemy w zgodzie ze sobą, to czujemy niesamowity spokój.

Masz go już w sobie?
Chyba tak. Im jestem starsza, tym bardziej akceptuję siebie, być może pomogły mi w tym trochę tatuaże. Jestem wdzięczna swojemu ciału za to, jakie jest, ale też za to, że znosi cierpliwie długie godziny siedzenia przy komputerze, że dzięki niemu mogę biegać, wyjść z psami na spacer. Mam dystans do siebie, a przede wszystkim daję sobie taryfę ulgową, jeśli chodzi o wygląd. Wciąż nie odpuszczam w kwestii pracy, ale może to też przyjdzie z czasem, tak jak szacunek do ciała. Jako nastolatka kompletnie go nie tolerowałam, ciągle wydawało mi się, że jestem za gruba, nosiłam workowate ubrania, a w końcu wpadłam w anoreksję. Dziś wiem, że to nie ciało mnie do niej doprowadziło, bo kiedy patrzę na zdjęcia z tamtego okresu, widzę, jaka byłam wtedy szczupła. Anoreksja jest próbą uzyskania kontroli przynajmniej nad częścią swojego życia, bo kiedy dzieje się w nim dużo nieprzewidywalnych zdarzeń, to masz poczucie, że przynajmniej panujesz nad tym, co jesz. Mam to już za sobą, choć podobno z anoreksji, jak z alkoholizmu, nigdy się nie wychodzi w pełni, zawsze jest niebezpieczeństwo powrotu. Jednak w tym momencie życia nie wyobrażam sobie, co mogłoby mnie znów wepchnąć na tę drogę.

Cieszę się, że uwolniłam się od kompleksów, bo widzę, jak bardzo stopują one ludzi w różnych innych sferach życia, sprawiają, że często się wycofujemy, tracimy okazje, rezygnujemy z wielu rzeczy, o których marzymy, bo zbyt nisko oceniamy swoją wartość i nie doszacowujemy możliwości. Gdybyśmy pozwolili sobie spojrzeć na te kompleksy z boku, nagle okazałoby się, że nikt poza nami nie zwraca na nie uwagi. Z wiekiem uczymy się odpuszczać, żałuję tylko, że tyle lat marnujemy na przejmowanie się nieistotnymi rzeczami.

Gdybym mogła cofnąć się w czasie i spotkać nastoletnią wersję siebie, powiedziałabym jej, że to skupianie się na wyglądzie nie ma żadnego sensu, bo on i tak się zmienia, czy tego chcemy, czy nie, i nie ma to żadnego znaczenia. Namawiałabym ją do wychodzenia poza swoją strefę komfortu, bo teraz, nawet kiedy czasami się czegoś boję czy coś mnie stresuje, to mimo wszystko staram się to zrobić, żeby nie zamykać się w jakimś irracjonalnym lęku. Często, kiedy raz się ten lęk przeskoczy, później okazuje się, że strach miał wielkie oczy i warto było spróbować, choćby po to, żeby wiedzieć, co się w życiu lubi, a czego nie. Wiem już, że pewnych rzeczy nie zrobię, bo spróbowałam i przekonałam się, że to nie dla mnie. Dziś niczego już sobie na siłę nie narzucam, czuję spokój, a przyroda, która mnie tu otacza, bardzo pomaga utrzymać ten stan.

Mimo to ludzie wciąż bardzo często oceniają cię przez pryzmat ciała. Na różnych internetowych forach mówi się, że jesteś najbardziej wytatuowaną pisarką, dyskutuje się o tym, czy nie jesteś osobą transpłciową, komentuje się twój tembr głosu. To cię nie dotyka?
Zupełnie się tym nie przejmuję. Słuchałam ostrej muzyki od najmłodszych lat, a w świecie rockowym, w którym się obracałam, wszyscy byli wytatuowani, wydawało mi się to więc czymś zupełnie naturalnym. Już jako dziecko chciałam mieć tatuaże i nie był to wyraz jakiegoś buntu czy chęć wyróżnienia się. Zrobienie sobie tatuażu było dla mnie czymś tak oczywistym, jak dla innych dziewczyn ufarbowanie włosów czy pomalowanie paznokci. Czasami słyszę różne uszczypliwości na ten temat. Ludzie pytają mnie, czy zastanawiałam się, jak będę wyglądać na starość. Trudno im zrozumieć, że ta estetyka po prostu mi odpowiada, dla mnie stare tatuaże pokazują czyjąś historię życia. Te, które mam na swoim ciele, nie są przypadkowymi rysunkami. Na ręku mam na przykład wytatuowane kwiatki, które wybierały ważne dla mnie osoby, ludzie, których kocham, członkowie rodziny, przyjaciele. Pod każdym kwiatkiem kryją się więc ich imiona. To dla mnie wyjątkowa pamiątka.

A jeśli chodzi o sugestie, że jestem osobą transpłciową, to najbardziej przeraża mnie w nich to, że zazwyczaj są one próbą obrażenia mnie. To nie do pojęcia, że wciąż są ludzie, którzy uważają, że to mogłoby być dla kogoś obelgą. A nawet gdybym była po korekcie płci, to co z tego? Moje książki byłyby wtedy gorsze? Chciałabym, żebyśmy zrozumieli wreszcie, że ludzie zawsze będą się różnić i nie ma w tym nic złego, chodzi tylko o to, byśmy tę swoją odmienność szanowali. Jeżeli ktoś ma potrzebę wykonania korekty płci, by być sobą, dlaczego miałby tego nie robić? Komu to przeszkadza? Uważam, że każdy powinien mieć możliwość realizowania się i wyrażania na swój własny sposób. Gdybym była po tranzycji, nie miałabym problemu, aby mówić o tym otwarcie, ale przecież osoby transpłciowe i transesksualne nie muszą się nikomu tłumaczyć, nie powinny być wywoływane do wyjaśniania swoich decyzji, to ich prywatność i ich sprawa, czy chcą się nią dzielić.

Jako społeczeństwo mamy do wykonania jeszcze sporo pracy. Choć czasem obserwuję, że na poziomie spotkań twarzą w twarz łatwiej o wzajemny szacunek, bo nawet osoby o zupełnie odmiennych poglądach potrafią jednak zobaczyć w drugim człowieka. Tymczasem w mediach społecznościowych jest poczucie bezkarności – być może przez anonimowość. Czasem włącza się też myślenie grupowe. Nie ma już mnie i ciebie, tylko są ideologie, z którymi się utożsamiamy. Nie twierdzę, że sama jestem ponad tym, że nigdy nie wpadam w polaryzację, bo czasami tak bardzo bym chciała, żeby coś się zmieniło, że ciężko mi się zdystansować. A tymczasem warto zachować świadomość, że po drugiej stronie znajdują się tacy sami ludzie jak my. 

Fot. materiały prasowe Fot. materiały prasowe

Katarzyna Puzyńska autorka kryminałów oraz książek non-fiction i fantasy. Prawa do publikacji jej powieści sprzedano do ponad dwudziestu krajów. Najnowsza to horror „Bezgłos” – mroczniejsza odsłona charakterystycznej dla niej opowieści o pozornie sielskim małym miasteczku.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze