1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. „Nigdy nie przyszło mi do głowy, by być zazdrosna o Wandę”. Cecylia Kukuczka wspomina życie u boku najsłynniejszego polskiego himalaisty

„Nigdy nie przyszło mi do głowy, by być zazdrosna o Wandę”. Cecylia Kukuczka wspomina życie u boku najsłynniejszego polskiego himalaisty

Cecylia Kukuczka (Fot. materiały prasowe)
Cecylia Kukuczka (Fot. materiały prasowe)
„Jerzego Kukuczkę, najwybitniejszego polskiego himalaistę, poznałam dopiero po jego śmierci. Nigdy nie chciał mnie zabrać ze sobą w Himalaje, chociaż go prosiłam. Chronił nas przed prawdą o pasji, której się oddał, bo prawdopodobnie nie chciał, byśmy drżeli o jego życie. I chyba rzeczywiście się nie bałam. Tak jak wszystkie żony himalaistów, którzy zginęli w górach, chciałam wierzyć, że skoro mówił, że do nas wróci, to wróci. Dokładnie tak powiedział, zanim wskoczył w Katowicach do pociągu do Warszawy: »Dbaj o synów. Ja wrócę«. Ale nie wrócił.” Poruszająca autobiograficzna opowieść Cecylii Kukuczki, żony Jerzego Kukuczki, najwybitniejszego polskiego himalaisty, drugiego zdobywcy Korony Himalajów, który zginął w 1989 roku na Lhotse.

Fragment książki „Listy z pionowego świata. Wspomnienia żony himalaisty - Cecylia Kukuczka”, wyd. Agora. Wybór i skróty pochodzą od redakcji

Cieszyłam się, że Jurek wszedł zimą na Mount Everest, ale też bardzo się cieszyłam, kiedy wspięła się tam Wanda Rutkiewicz. Utarła nosa chłopakom z klubu, bo była pierwszą Polką, która zdobyła najwyższą górę świata, a potem K2. Pokazała, na co nas, kobiety, stać, że nie jesteśmy wcale gorsze od mężczyzn. Jurek zgadzał się z nią, że wyprawy kobiet i mężczyzn powinny być organizowane osobno, bo mamy różne warunki fizyczne, by sprostać wysokości. Nie sądzę, że jej zazdrościł, ale chłopcy z klubu próbowali unieważniać jej dokonania drwiną czy ironią. Lubili ją, ale ambicjonalnie trudno im było znieść, że w tym nieformalnym polskim wyścigu pokonała ich kobieta. Tym bardziej że większość z nich nie przepadała za kobietami na wyprawach. Uważali, że ich rozpraszają babskimi gierkami, wymyślali, że zabierają ze sobą szpilki i bieliznę erotyczną.

Denerwowałam się, kiedy słyszałam, że dla kobiet nie ma miejsca w górach, bo skoro są matkami, to powinny zajmować się dziećmi, a nie narażać swoje życie. Widziałam w tym niekonsekwencję, bo jak to? Ojcowie mogą je narażać?

Jurek też był zdania, że „wspinaczka to nie jest sport dla bab”. Bo kobieta powinna być delikatna, piękna i zadbana, a w górach nie sposób się ani umyć ani uczesać. Poza tym ekstremalne warunki są dla kobiet za trudne. Twierdził, że są konfliktowe i wywołują niepotrzebne niesnaski. Nie mogłam z nim polemizować, nawet w imię solidarności kobiecej, bo nie miałam pojęcia, jak to jest na wyprawie w wysokich górach. Zakładałam, że wie, co mówi, bo doświadczył tego na własnej skórze.

Ja też uważałam, że rolą kobiety jest organizowanie życia domowego, bo tak zostaliśmy z Jurkiem wychowani, ale moi synowie potrafią i uprać, i posprzątać, i ugotować. Dzisiejsze kobiety są bardziej wymagające i od życia, i od swoich partnerów, role społeczne się odwróciły. Chcą być samodzielne i niezależne. Czasami się zastanawiam, czy w ogóle doczekam się wnuków, ale ilekroć podniosę ten temat z chłopcami, to słyszę, że to nie jest moja sprawa.

Ale krzywdzące są opinie, że „ta to ma dobrze, bo sobie siedzi w domu i nie pracuje”, bo ja akurat doskonale wiem, jak to „siedzenie w domu” wyglądało. Na okrągło zajęcia. Dobrze, że mogłam wyjeżdżać na urlopy i żyć marzeniami o podróżach, bo w przeciwnym wypadku uznałabym, że moje życie jest zbyt monotonne. Szczerze powiedziawszy, gdy- bym była mężczyzną, który nie jest aż tak przywiązany do rodziny jak do wielkich wyzwań, to też bym chciała wejść na jakiś ośmiotysięcznik. Dla adrenaliny i zachwytu. Nie dziwię się im, w ogóle.

Jurek pomagał w domu przy chłopcach, kąpał ich, uczył jeździć na nartach, czytał im książki, ale nie pamiętam, by sprzątał. Lubił gotować, ale ja miałam przyjemność z gotowania dla niego, szczególnie gdy wracał wychudzony z podróży. Po kilku tygodniach na moim wikcie miał już na powrót swój brzuszek. Niektórzy, widząc go, nie mogli uwierzyć, że Jurek ze swoją posturą naprawdę zdobywa te wszystkie szczyty. W dodatku w bazie palił papierosy, podobno dopiero po zejściu, ale niejeden zachodni wspinacz był zdziwiony, gdy poznał Kukuczkę, który w bazie na kilku tysiącach metrów ćmił cygarety. Oczywiście wódeczka też im się zdarzała.

Wracał z plecakiem śmierdzących ciuchów. Właściwie trudno powiedzieć, że śmierdziały, miały zawsze ten sam zapach – mułu rzecznego, piasku. Wysoko w górach nikt się nie przebiera, co najwyżej zdejmuje puchowe kurtki, spodnie i buty. O kąpieli też nie ma mowy, a zdarza im się popuścić w spodnie. Dopiero z książki Mój pionowy świat dowiedziałam się, że i Jurkowi się to zdarzyło – w drodze na Everest, przy pokonywaniu prawie pionowej bariery skalnej na wysokości 8000 metrów n.p.m. Z wysiłku.

Niektóre dziewczyny nie prały swoim mężom ubrań, a inne wyrzucały je od razu do śmieci. My uważaliśmy, że trzeba je szanować. Na pierwsze wyprawy Jurek zabierał to, co miał w domu, jakiś sweter z owczej wełny zrobiony przez góralki w Istebnej, szalik, koszulę flanelową. W bazie w Himalajach łazili z kolegami w białych kalesonach, bo o bieliźnie termicznej mogli wtedy pomarzyć. Dopiero pod koniec lat 80. zgłosili się do Jurka sponsorzy Bailo i Scarpa, od których dostał dobry sprzęt. I przede wszystkim buty. Wreszcie wyglądał jak poważny himalaista.

(Fot. archiwum Jerzego Kukuczki; www.jerzykukuczka.com) (Fot. archiwum Jerzego Kukuczki; www.jerzykukuczka.com)

Pamiętam, że leżałam w szpitalu w ciąży z Maćkiem i sztrykowałam wełniane skarpety, by miał na tym Evereście ciepło w stopy. Byłam jego żoną, moim obowiązkiem było pomaganie mu. Ale czapki zrobić nie umiałam.

Nasz dom był zawsze pełen gości, ale lubiliśmy z Jurkiem usiąść sobie we dwoje, zapalić papierosa, wypić troszkę koniaczku czy wódeczki. Zdarzyło nam się sięgnąć po marihuanę. Jurek odjechał, siedział wpatrzony w jeden punkt. Jego koleżanka skakała niczym kózka po łóżkach i śmiała się do rozpuku, a ja patrzyłam na nich ze stoickim spokojem, zastanawiając się, co oni takiego w tym paleniu widzą? Nic, zupełnie nic nie poczułam.

Dużo muzyki słuchaliśmy, ale raczej towarzyszyła nam przy codziennych zajęciach, niż byśmy zapadali się w wersalkę i słuchali. Do dziś mnie łapie za gardło Modlitwa Bułata Okudżawy:

Dopóki ziemia kręci się,
Dopóki jest tak czy siak,
Panie, ofiaruj każdemu z nas,
Czego mu w życiu brak:
Mędrcowi darować głowę racz,
Tchórzowi dać konia chciej
Sypnij grosza szczęściarzom
I mnie w opiece swej miej.

To była nasza piosenka. I Modlitwa Tadeusza Nalepy. Piękne słowa. Czasami włączam ją sobie i roztkliwiam się na wspomnienie naszej miłości. Tęsknię za nią, za młodością, ale przecież muszę żyć życiem dorosłej kobiety.

Do ciebie pieśnią wołam, Panie
Do ciebie dzisiaj krzyczę w głos
Ty jesteś wszędzie, wszystkim jesteś dziś
Lecz kamieniem nie bądź mi.

Do ciebie pieśnią wołam, Panie Bo ponoć wszystko możesz dać
Więc błagam, daj mi szansę jeszcze raz Daj mi ją ostatni raz.
Już nie zmarnuję ani chwili
Bo dni straconych gorycz znam
Więc błagam, daj mi szansę jeszcze raz
Daj mi ją ostatni raz.

Do ciebie pieśnią wołam, Panie
Do ciebie dzisiaj krzyczę w głos
Daj mi raz jeszcze od początku iść
Daj mi szansę jeszcze raz.

Wystarczy, abyś skinął ręką
Wystarczy jedna twoja myśl
A zacznę życie swoje jeszcze raz
Więc o boski błagam gest.
A jeśli życia dać nie możesz
To spraw, bym przeżył jeszcze raz
Tę miłość, która już wygasła w nas
Spraw, bym ją przeżył jeszcze raz.

Do ciebie pieśnią wołam, Panie
Do ciebie wznoszę mój błagalny głos
Ty ptakiem, chlebem, wszystkim jesteś dziś
Lecz kamieniem nie bądź mi.

W latach 80. Jurek cieszył się na Śląsku rozpoznawalnością, z czego niekiedy korzystaliśmy. Bywało, że sprzedawczyni wyciągała dla niego spod lady kawałek mięsa czy pęto kiełbasy. Ale kiedy wyjeżdżał, stałam po kilka godzin w kolejkach. Za wszystkim, tak jak inne kobiety. Nie miałam nigdzie napisane przecież, że jestem żoną Jerzego Kukuczki.

Przed wyprawami robił z kolegami zakupy w państwowych magazynach, które uginały się od dóbr wszelakich. Szynki konserwowe, rodzynki, dżemy, pasztety, kiełbasy, które suszyliśmy w mieszkaniu, no wszystko, o czym zwykły człowiek mógł pomarzyć. Magazyn wyprawowy był ulokowany w naszej piwnicy na ulicy Gdańskiej.

Pani dozorczyni pilnowała, by nikt się tam nie włamał, bo przecież ludzie widzieli, jak Jurek wyładowuje z „malucha” niespotykane w sklepach dobra i znosi je na dół. W rewanżu za czujność dawał jej konserwę albo paczkę kawy. Nam też coś zostawiał.

Stan wojenny nas przeraził. Jurek czuł się jak w klatce, nie tylko z powodów politycznych, ale przede wszystkim dlatego, że nie mógł wyjeżdżać.

Należał do „Solidarności”, ale nie był jej aktywnym działaczem, co w stanie wojennym sobie wyrzucał.

Organizował paczki dla internowanych kolegów z EMAG-u, którzy siedzieli w więzieniu w Jastrzębiu. Okazało się, że pracuje tam sąsiadka mojej siostry Danusi i ona przemycała te paczki dla nich.

Nigdy – ani wtedy, ani wcześniej, ani potem – Jurkowi nie przyszło do głowy, by wyjechać z Polski. Zresztą nie mieliśmy w domu paszportów i przed każdą wyprawą drżał o to, czy mu go wydadzą.

Na początku 1982 roku okazało się, że jednak sportowcy mogą wyjeżdżać za granicę. Wanda Rutkiewicz organizowała kobiecą wyprawę na K2 i Jurek z Wojtkiem Kurtyką zdecydowali się do niej podłączyć.

Nigdy nie przyszło mi do głowy, by być zazdrosna o Wandę. Koledzy opowiadali mi, że kiedyś usłyszeli podejrzane szmery i szelesty dochodzące z namiotu, w którym spali Wanda i Jurek. Zajrzeli do środka. Okazało się, że szeleściła folia, którą Wanda z Jurkiem odrywali z liofilizowanej szynki czy boczku. Wanda zginęła trzy lata po Jurku. Jej śmierć na nowo rozgrzebała moją ranę.

(Fot. archiwum Jerzego Kukuczki; www.jerzykukuczka.com) (Fot. archiwum Jerzego Kukuczki; www.jerzykukuczka.com)

List Jerzego Kukuczki do żony

Makalu, Base Camp, 13.9.81

Moja milutka i kochana!

Mijają 43 dni, jak wyjechałem z kraju. Od tej pory nie mam żadnych wiadomości od Ciebie. Wysłałem już chyba 3 lub 4 listy, a od Ciebie nie dostałem jeszcze nic. Niepokoję się o Was, od 3 tygodni nie mam również żadnych wieści o Polsce. Nie mieliśmy dotychczas radia. Teraz mamy już, ale bardzo słabo odbiera i tylko czasami dochodzą do nas nowiny z Europy.

4 września po nieprzyjemnej karawanie w ciągłym deszczu i wśród tysięcy pijawek, wreszcie po wielu przygodach z tragarzami i naszym oficerem łącznikowym założyliśmy bazę na wysokości 5300 m. Miejsce to na szczęście wynagradza wszelkie trudy.

Jest pięknie położone. Znajdujemy się jak gdyby na ambonie. Dookoła lodowce i oczywiście potężne olbrzymy. Widać stąd Lhotse, Everest, no i oczywiście naprzeciwko nas zachodnia ściana Makalu – cel naszej ekspedycji. Mimo dużej wysokości (5300 m) namioty nasze rozbite są na normalnej, kamienistej ziemi. Między kamieniami wyrastają nieśmiało kępki trawek, a czasami nawet znajdują się kwiatki.

Jest na czym oko oprzeć po zejściu z góry. Jest to bardzo ważne dla wypoczynku. Na przykład baza pod Everestem znajduje się na samym lodowcu i przez całe miesiące nie widuje się kawałka trawki. W takim to ciekawym miejscu rozbiliśmy namioty naszej 3-osobowej wyprawy. (Do tego trzeba jeszcze doliczyć kucharza – Nepalczyka – i oczywiście oficera łącznikowego [Khatkę]).

Z oficerem mieliśmy do tej pory najwięcej kłopotów, i to od samego początku. Dostaliśmy smarkatego paja- cyka (21 lat), niestety, z jakiejś wyższej kasty. W związku z tym myśli sobie nie wiadomo co, ciągle ma jakieś pretensje, ciągle wymaga od wyprawy dodatkowych świadczeń, np. musi dla zdrowia codziennie wypić piwo (bardzo drogie i nie wszędzie można je dostać). Codziennie zaskakuje nas nowymi wystąpieniami.

Raz, zamiast dbać o interes wyprawy, zażądał dla tragarzy stawki Szerpów wysokościowych (zupełnie bezpodstawnie).

Dużo nerwów nas kosztowała ta kreatura, na której to widok chciało się rzygać. Piszę w czasie przeszłym, bo kilka dni temu pozbyliśmy się go, mam nadzieję, że już do końca ekspedycji. Niestety, kosztowało nas to prawie 100$, ale za to mamy spokojną głowę.

Od założenia bazy byliśmy dopiero raz na małej wycieczce na sąsiedni szczyt – 6200 m, od początku wyprawy ciągle leje, ciągle jeszcze jest monsun.

Zaczynam się niepokoić, bo mamy bardzo mało czasu. Dwa razy stawialiśmy kuchnio-magazyn i dwa razy w nocy po opadzie śniegu załamywał się nam dach. Dopiero za trzecim razem udało się nam tak wzmocnić dach, że mamy teraz kuchnię jak się patrzy. Od trzech dni mamy sąsiadów. Jest to wyprawa austriacka, która idzie na Makalu drogą normalną. Wraz z przy- byciem Austriaków poprawiła się pogoda (10.09), lecz jak na złość ja tradycyjnie zachorowałem. Tak się dziw- nie składa, że zawsze na początku wypraw mam te kilka dni L-4. Tak też było teraz. Wojtek i Alex [MacIntyre] sami poszli zakładać obóz I. A ja leżałem sobie z lekką gorączką w namiocie i wymyślałem, co by tu zrobić na obiad, żeby zaskoczyć Alexa. Jak na razie to Alex robi w kuchni przedziwne rzeczy. Np. golonka z ananasem lub szynka z jabłkami. Nie przepadam za takimi krzyżówkami. Dlatego odwdzięczam mu się, robiąc na obiad placki ziemniaczane na ostro z chili i curry.

I tak to płynie wesoło nasze życie bazowe. Tylko że, niestety, czas ucieka, a w górze nie zrobiliśmy jeszcze prawie nic.

Ale nic to, jutro lub pojutrze wyjdziemy w górę i jak się weźmiemy do roboty, to aż wióry polecą.

A co tam u Was? Maciek już pewnie mówi coraz więcej, a Ty z Lidką siedzicie już chyba na walizkach. Czekam na Was niecierpliwie. Wszystko dokładnie napisałem w liście, który wysyłam przez Ryśka. Powinien dojść przed tym listem. Przywieź z Polski kilka polskich kaset i oczywiście gazety.

Pozdrów rodziców, moją mamę i wszystkich znajomych. Całuję gorąco Ciebie i Maćka. Tęsknię za Tobą i Maćkiem. Czekam na spotkanie, bo listu to już chyba się nie doczekam.

Wasz Jurek

PS. Postaraj się dostać gdzieś książkę „Gra o Himalaje” Wojciecha Giełżyńskiego – czytam ją właśnie, bardzo ciekawa, nie przegap również innych nowości książkowych.
Pa!

(Fot. materiały prasowe) (Fot. materiały prasowe)

Książka do kupienia na stronie: https://bit.ly/3tcUiCF

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze