Pamela Anderson jest jedną z tych gwiazd, które otrzymały od show-biznesu drugą szansę na zdefiniowanie samej siebie. A może raczej należałoby napisać, że samodzielnie wyszarpała sobie możliwość rozpoczęcia od nowa. Kto by pomyślał, że decydującym czynnikiem będzie serial, który przypomniał widzom o najbardziej wstydliwych momentach z jej życia?
W tym tygodniu Pamela Anderson zjawiła się na ceremonii wręczenia Złotych Globów po raz pierwszy od 2006 roku. W poprzednich latach nie miała dobrego pretekstu, aby pozować na czerwonym dywanie. Jej aktorskie poczynania lądowały raczej na listach nominacji do Złotych Malin. Niespodziewanie dramat „The Last Showgirl” w reżyserii Gii Coppoli przyniósł jej uznanie Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej. Po 35 latach kariery w końcu uwzględniono ją w tej samej kategorii co Angelinę Jolie, Nicole Kidman, Tildę Swinton i Kate Winslet. Ostatecznie nagroda trafiła do Fernandy Torres za poruszające „I’m Still Here”, ale niegdysiejsza gwiazda „Słonecznego Patrolu” i tak jest wdzięczna za sytuację, w jakiej się znalazła.
– Moja droga do tego miejsca była długa i zapewne nieco nieszablonowa, ale jestem tu. I jestem niesamowicie podekscytowana. Choć nadal nie dowierzam, to chcę cieszyć się każdą minutą – mówiła tuż przed rozpoczęciem gali. Faktycznie mało kto podejrzewał, że 57-latka zdoła pozbyć się łatki blondynki z okładki „Playboya” i wespnie się na szczyt. Jeszcze niedawno kojarzono ją głównie z czerwonym kostiumem kąpielowym, charakterystycznymi cienkimi brwiami i niesławną sekstaśmą. Na tym ostatnim wątku skupił się serial „Pam i Tommy” z 2022 roku. – Nie mam ochoty tego oglądać. Nigdy nie włączyłam tamtej taśmy i nigdy nie zobaczę tego serialu. Powinni byli poprosić mnie o zgodę, bo nikt nie zdaje sobie sprawy, przez co przechodziła w tamtym czasie – tłumaczyła po premierze kontrowersyjnej produkcji.
Czytaj też: Przemowa Demi Moore poruszyła wszystkich do głębi. Oto 5 innych momentów z gali Złotych Globów 2025, które przejdą do historii
Zapomniana gwiazda z szansą na Oscara
Swoją perspektywę przedstawiła w dokumencie Netfliksa „Pamela: Historia miłosna”. Dziś znów gości na wielkim ekranie i pokazach mody, a do tego lansuje trend na naturalność i brak makijażu. Pomyślny obrót spraw jest dla niej źródłem dużej satysfakcji. Jak sama zdradziła w radiowym programie Andy’ego Cohena, przełomową rolę w „The Last Showgirl” traktuje jak zemstę na przemyślę rozrywkowym, którymi latami traktował ją przedmiotowo i spychał na margines. Na antenie SiriusXM Anderson wróciła pamięcią do głośnego związku z Tommym Lee, konsekwencji wycieku prywatnych nagrań i tego, jak wydarzenia sprzed lat pokazano w serialu Disneya „Pam i Tommy”.
– Myślę, że jest to nielegalne z etycznego punktu widzenia, ale powiedzmy, że w pewnym sensie jest to przykra norma. Pamiętam, jak dawno temu mówiono mi, że jestem zasadniczo własnością publiczną i nie mam prawa do prywatności – mówi gwiazda. Na uwagę prowadzącego, że później obsada wygrywała nagrody za wcielanie się w prawdziwych ludzi, a oni sami zostali z pustymi rękoma, odpowiedziała: – Rzecz jasna nie jest to wina tej aktorki [Anderson w „Pam i Tommy” zagrała Lily James – przyp. red.]. Jestem przekonana, że to świetna artystka i nie mam do niej żalu. To już należy do przeszłości. Ja żyję teraźniejszością, a „The Last Showgirl” to dla mnie najlepsza zemsta. Nareszcie dostrzega się moją pracę, a nie same skandale – mówi gwiazda.
Pamela nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Całkiem możliwe, że już niebawem otrzyma pierwszą w karierze nominację do Oscara. Wciąż ma też szanse na nagrodę Amerykańskiej Gildii Aktorów. Trzymamy kciuki!
Źródło: „Pamela Anderson Calls ‘The Last Showgirl’ “The Best Payback” After “Hurtful” ‘Pam & Tommy’ Series”, deadline.com [dostęp: 12.01.2025]