Naukowcy z Berkeley odkryli, że najlepsze lekarstwo na stres znajduje się... w naszych mózgach!
I nie tylko na stres. Również na złe wspomnienia i traumatyczne przeżycia. Ostatnie badania wykazały, że czas rzeczywiście leczy rany, a ściślej: czas przeznaczony na sen. Jeszcze bardziej precyzyjnie: czas, podczas którego znajdujemy się w fazie REM, czyli fazie marzeń sennych. Okazało się, że właśnie ta faza działa jak lekarstwo na stres i złe wspomnienia. Podczas niej bowiem wydziela się znacznie mniej hormonu stresu. Następuje gwałtowny spadek noradrenaliny, a mózg zaczyna „łagodzić” złe wspomnienia. Działa to jak psychoterapia, dlatego, gdy się budzimy, złe wspomnienia wydają się znacznie odleglejsze i zdecydowanie mniej wyraźne.
Nie jest to oczywiście niezawodne i uniwersalne lekarstwo, nie poskutkuje bowiem w przypadku osób z PTSD (zespołem stresu pourazowego). Ich mózgi nie radzą sobie z nadmiarem złych wspomnień i negatywnych emocji, trzeba wówczas spróbować terapii innymi metodami. Ale jeśli jesteśmy po prostu zwykłymi przepracowanymi, wiecznie spieszącymi się i zestresowanymi śmiertelnikami, śpijmy. I pozwólmy, by sen pracował na naszą rzecz.
Naukowcy przyznają, że nadal bardzo mało wiemy o snach i o tym, jaką rolę odgrywają w życiu człowieka. Jednak dzięki takim badaniom powoli zbliżamy się do rozszyfrowania tej zagadki. Naukowcy z Berkeley wykazując, że sen odgrywa istotną rolę przy zapamiętywaniu przez mózg emocji, zrobili właśnie kolejny krok.