1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zdrowie
  4. >
  5. Rośliny, które leczą. Rozmowa z Robertem Rientem, autorem książki „Wizje roślin, czyli pięćdziesiąt roślin leczniczych i jeden grzyb”

Rośliny, które leczą. Rozmowa z Robertem Rientem, autorem książki „Wizje roślin, czyli pięćdziesiąt roślin leczniczych i jeden grzyb”

Rośliny lecznicze to nie tylko lekarstwo, ale odrębne, żyjące istoty ze swoimi upodobaniami, strategiami przetrwania i kamuflażu. (Fot. iStock)
Rośliny lecznicze to nie tylko lekarstwo, ale odrębne, żyjące istoty ze swoimi upodobaniami, strategiami przetrwania i kamuflażu. (Fot. iStock)
Miotamy się między nauką a naturą. Wierzymy jednej lub drugiej. Rzadko widzimy drogę środka. „Skrajności w podejściu do zdrowia szkodzą. My się od grzybów, od roślin uczymy, choć rzadko się nad tym zastanawiamy. A przecież aspirynę mamy dzięki wierzbie, morfinę dał nam mak” – mówi Robert Rient, autor książki „Wizje roślin, czyli pięćdziesiąt roślin leczniczych i jeden grzyb”, który rośliny lecznicze zna od podszewki.

Dziś często odwracamy się od nauki, chcemy zanurzyć się w naturze, wszystko, co naturalne, przyjmujemy niemal bezkrytycznie. Jest więc pokusa: nie leczmy się tą chemią, nie nabijajmy kabzy koncernom farmaceutycznym. Nie jest to chyba do końca bezpieczne.
Współczesna medycyna ma genialne narzędzia diagnostyczne, potrafi leczyć schorzenia, które jeszcze niedawno były śmiertelne. Ale i natura przynosi wiele rozwiązań, skutecznych recept. Warto korzystać z tego, co naturalne, zamiast substytutu – jednak trzeba wiedzieć, jak i kiedy.

Leki produkowane przez koncerny są inspirowane naturą, właściwościami roślin, są często zresztą tymi samymi substancjami, tylko syntetycznymi.
Ogromna ilość leków, w tym antybiotyków, pochodzi z lasów tropikalnych. My się od grzybów, od roślin uczymy. Aspiryna, czyli kwas acetylosalicylowy, początek ma w korze wierzby, dziurawiec zawiera hiperycynę stosowaną w terapii fotodynamicznej, potrafi ona też doprowadzić do śmierci komórek nowotworowych, naukowo udowodniono jej przydatność w terapii schorzeń dermatologicznych, jak łuszczyca, opryszczka czy nawet nieczerniakowy rak skóry. Czy mak – w 1804 roku niemiecki farmaceuta Friedrich Sertürner wyizolował aktywną substancję z opium i nazwał ją morfiną, od imienia greckiego boga snu Morfeusza, a 50 lat później morfinę zaczęto stosować w leczeniu przewlekłego bólu i bólu pooperacyjnego. To przykłady jedne z wielu. Odstawienie mądrości Zachodu i korzystanie wyłącznie z roślin to skrajność.

Myślę, że potrzebna jest nam droga środka.
Droga łączenia, wspólnoty – tak. Rozumiem i współodczuwam tęsknotę za życiem bliżej natury, tym bardziej że pozostało coraz mniej miejsc dzikich i wolnych, zarastamy betonem. Z tego powodu ponad pół roku temu zainicjowałem akcję uznania Odry za osobę prawną. Apel do dzisiaj poparły tysiące osób. Z jednej strony dobrze nie dać się omamić szarlatanom, którzy udają, że wiedzą. Z drugiej strony ciężko uwierzyć, że ktoś, kto ma dla nas w gabinecie kilka minut raz na trzy miesiące, potrafi rozwiązać wszystkie nasze zdrowotne problemy.

Twoja książka nosi tytuł „Wizje roślin”, ale dużo w niej miejsca poświęcasz nie wizjom, tylko nauce.
Każdy z 51 rozdziałów kończy się unikatową wizją. Mądra duchowość, ta, która łączy się z wolnością, dziką naturą, a nie podążaniem drogą wyznawcy, jest dla mnie istotna. Zarazem w każdym rozdziale najwięcej miejsca zajmują właśnie podrozdziały poświęcone charakterystyce i właściwościom leczniczym roślin. To efekt analizy setek badań naukowych. Nauka pokazuje, że ciągle nie potrafimy znaleźć odpowiedzi na wiele pytań. Przykładem jest męczennica, która działa nasennie, tłumi nadpobudliwość ruchową i pogłębia relaks ciała. Wiadomo, że roślina działa terapeutycznie na ośrodkowy układ nerwowy, nie wiemy jednak, jak.

Mamy lekarzy z ich wiedzą akademicką i specjalistów medycyny naturalnej – obie strony widzą tylko swój fragment układanki. A przecież lekarz mógłby doradzić, jak wesprzeć kurację metodami naturalnymi. Tyle że raczej tego nie robi.
Dostrzegam zmiany. Prowadzę teraz kurs podstaw praktyki szamanizmu, mam ponad 100 osób. Są ci z tytułami naukowymi w dziedzinie medycyny, psychiatrii i duże grono terapeutek, terapeutów. Z każdym kursem przybywa ludzi, którzy w swojej pracy pomagają innym na poziomie ciała, emocji czy umysłu, którzy poczuli, że posiadane przez nich narzędzia wyczerpują się, i mają potrzebę poszerzenia swoich kompetencji w świecie ducha.

Lekarze są często przeciążeni, mają mało czasu dla pacjenta, za mało, żeby postawić diagnozę, ustawić leczenie, wesprzeć, zachęcić do zmiany stylu życia. A po drugiej stronie często zjawiają się pacjenci, którzy wcale nie marzą o wprowadzeniu rewolucji w życiu, chcą dostać tabletkę, która szybko i bez wysiłku z ich strony zlikwiduje problem. Bez zdrowej diety, prawidłowego oddychania, ruchu. A czasem niewielkie zmiany już wiele mogą. Na przykład rano zamiast kawy – szklanka rumianku. To fantastyczna roślina. W 2011 zakończono prowadzenie badań, które trwały 18 lat. Wzięło w nich udział ponad 1600 kobiet i mężczyzn powyżej 65. roku życia. Przez siedem lat mieli regularnie spożywać napar z rumianku. Okazało się, że obniżyło to ryzyko zgonu aż o 29 proc. – ale, co ciekawe, tylko u kobiet. Dlaczego tak? Znowu czegoś nie wiemy. Jedna z hipotez mówi, że kobiety uczciwiej podeszły do zadania, piły bardziej regularnie i więcej.

Opowiadasz o rumianku, dziurawcu czy babce lancetowatej, ale także o roślinach leczniczych z drugiego końca świata.
Chciałem się skupić na roślinach lokalnych, często zadeptywanych, niewykorzystywanych, a mających ogromną moc, jak głóg, czarny bez czy babka. Ale i opowiedzieć o roślinach, do których nie mamy dostępu ze względu na nasze prawo, jak choćby kaktus San Pedro, ayahuasca albo iboga narkotyczna, czyli ibogaina. Potężna roślina, stosowana w różnych częściach świata do terapii ludzi uzależnionych od najbardziej uzależniających substancji na świecie, na przykład heroiny. Często jedna lub dwie sesje, trudne, męczące, przerywają uzależnienie od heroiny.

Czy u nas można taką sesję przeprowadzić? Kto się tym zajmuje?
W Polsce legalnie tego zrobić nie można, ale to się dzieje na czarnym rynku. Tyle że wtedy nie można zweryfikować miejsca, w którym się to odbywa, a substancja sprowadzana jest nielegalnie, zazwyczaj z Afryki. Zatem i ona nie może być przetestowana. W książce szczegółowo opisuję działanie ibogi i przebieg sesji. Natomiast u nas rośnie łysiczka lancetowata, z której uzyskuje się psylocybinę. To potężny lek, który ma zastosowanie w depresji lekoopornej, stanach lękowych, atakach paniki, sprzyja uśmierzaniu bólu u terminalnie chorych. Przybywa krajów, w których łysiczkę uznaje się naukowo za leczniczą. U nas, niestety, jest zakazana.

A lekooporna depresja, choć nie najczęstsza, jest poważnym problemem.
Nieleczona depresja jest przecież chorobą śmiertelną. Nie ma jednego złotego leku, ale w trudnych przypadkach, z którymi nie radzi sobie farmakologia, psylocybina może pomóc. A rzadko się po nią sięga, bo tak zwane „grzybki halucynogenne” owiane są złą sławą. Starałem się w książce dać jak najwięcej przykładów ze świata nauki, zapadły mi w pamięć badania z Uniwersytetu Hopkinsa z 2021 roku – badano grupę 24 pacjentów, którzy mieli udokumentowaną przynajmniej dwuletnią historię leczenia depresji. Żeby przystąpić do leczenia psylocybiną, musieli zrezygnować z innych form terapii. Każdy dostał dwie dawki w ciągu dwóch tygodni. Siedemnaścioro odczuło poprawę już w pierwszym tygodniu, a 71 proc. w ciągu czterech tygodni doświadczyło redukcji ponad połowy objawów. Po 14 miesiącach od spożycia psylocybiny 70 proc. osób uznało to doświadczenie za jedno z najbardziej istotnych w życiu, porównywalnych do narodzin dziecka lub śmierci rodzica. Tam, gdzie jest to legalne, sesje prowadzi się w bezpiecznym gabinecie. Wiążą się one z duchową, mistyczną podróżą. Podobnie nasze prawo traktuje inne silne lekarstwo, czyli marihuanę.

Z czego to wynika?
Ze strachu, uprzedzeń, braku wiedzy. W przypadku marihuany znaczenie miał również wpływ koncernów i lobby, które stawiały na alkohol. A przecież konopie były stosowane od setek lat w medycynie hinduskiej, chińskiej. W Wielkiej Brytanii Henryk VIII wydał dekret nakazujący na każde sześć akrów upraw zasiać minimum ćwierć akra konopi. Jego córka Elżbieta I dołożyła karę w wysokości pięciu funtów każdemu, kto odmawiał uprawy konopi. W Polsce od XVIII wieku nalewki konopne były dostępne bez recepty jako powszechny lek na bóle, bezsenność, migreny, problemy z układem trawiennym i nerwowym. Tymczasem dziś wiele badań naukowych projektuje się tak, by szukać zagrożeń. Sanjay Gupta, amerykański neurochirurg, był przeciwnikiem legalizacji marihuany, napisał o tym artykuł dla „The Times”. Następne pięć lat poświęcił na badanie jej właściwości medycznych. Zaobserwował, że bywa ona jedynym lekarstwem na silne bóle neuropatyczne. Przeprosił i przyznał, że swoją opinię oparł na analizie badań skupionych na skutkach ubocznych stosowania marihuany, a nie jej leczniczych właściwościach.
Jednocześnie prawo przyzwala na legalne stosowanie alkoholu i tytoniu, które zabijają rocznie miliony osób. Czy na pewno więc rozstrzygające jest zdrowie?

Które z roślin leczniczych – z perspektywy studiów, jakie przeprowadziłeś – są najbardziej niedocenianymi bohaterami medycyny?
A taki mniszek lekarski. Jest tak powszechny, że nazywamy go chwastem i plenimy. A zaliczany jest przez WHO do roślin leczniczych, FDA uznała jego liście za produkt bezpieczny. Poza leczniczymi istotne są jego właściwości odżywcze. Można jeść kwiaty – smakują trochę jak miód. W Japonii liście rwane wiosną zanurza się w gorącej wodzie i podaje w różnych potrawach. Liście mniszka to bogactwo białka, węglowodanów, lipidów, mają dużo błonnika pokarmowego, więcej niż szpinak i sałata, witaminę C, kompleks witamin z grupy B, fosfor, żelazo. No i właściwości lecznicze: flawonoidy, żywice, woski, kumaryny, enzymy mniszka pobudzają, stymulują, mniszek to taki nasz lokalny żeń-szeń. W Ameryce Południowej herbaty z mniszka stosuje się w problemach żołądkowych. Lubię kawę z korzeni mniszka, ma wyraźny, mocny smak. Jest odżywcza, pożywna, trochę jak kakao, wzmacnia też odporność.

Kolejna niedoceniana roślina lecznicza to…
…skromna i odporna pokrzywa. Dla wielu chwast, dla wielu roślina święta. Maria Treben, słynna zielarka, uważała, że to jeden z najwybitniejszych leków. Sama stosowała dwie czterotygodniowe kuracje rocznie – wiosną i jesienią, kiedy po skoszeniu traw pokrzywy odrastały. Codziennie rano, pół godziny przed jedzeniem, wypijała szklankę naparu z pokrzyw. Twierdziła, że dzięki temu nie dotyka jej nic, co złośliwe, i nie potrzebuje leków. Liście mają mnóstwo witaminy C, liczne kwasy, chlorofil, ma działanie przeciwhistaminowe, czyli hamuje objawy alergii, ekstrakty z pokrzywy leczą stany zapalne, kiedyś pełniła funkcję antybiotyku. No i to jedno z najbogatszych źródeł żelaza.

Zaczyna się przeziębienie – co robisz?
Jem czosnek, zwalniam, otulam się. Robię też napar z kurkumy z odrobiną pieprzu, kiedy trochę wystygnie, dodaję cytryny, miodu i wypijam. Staram się dostarczyć sobie witaminy C. Tu sprawdza się nasza wspaniała aronia. Jesteśmy największym producentem aronii na świecie, a nie wiem, czy odpowiednio ją cenimy. Mówimy, że gorzka, cierpka, a to są fantastyczne owoce, z błonnikiem, cukrami, tłuszczami, witaminami C, B1, B2, B6, z mikro- i makroelementami, polifenolami. Obniża poziom cukru i cholesterolu. Sok ma niski indeks glikemiczny, trwają badania nad stosowaniem aronii w leczeniu cukrzycy.

Kiedy ktoś ma ziemię, choćby ogródek, może zioła i rośliny lecznicze hodować. A jeśli nie, to co robić? Zbierasz dziko rosnące i zastanawiasz się, czy ziemia nie jest zatruta metalami ciężkimi. Kupujesz zioła w saszetkach – masz wątpliwości, czy zachowane zostały właściwości lecznicze roślin leczniczych.
To istotna kwestia. Podam przykład melisy – zrobiono analizę laboratoryjną melisy dostępnej w sklepach, to były herbaty znanych producentów. Okazało się, że zawierają śladowe ilości olejku eterycznego, czyli najcenniejszego składnika, ale na tyle śladowe, że wypicie nie dawało praktycznie nic. Jeśli melisę suszy się w temperaturze powyżej 35 stopni i miele ziele, zamiast kruszyć, olejek odparowuje. Zostaje smak, właściwości znikają. Poza tym w torebkach znaleziono łodygi innych roślin, trochę kamieni, piasek, tasznik, rdest, trawy – pewnie rosły obok i je zebrano. Warto korzystać z lokalnych producentów, z miejsc, do których można zadzwonić, dopytać, najlepiej pojechać i zobaczyć, jak rośliny są uprawiane, zbierane, suszone. Często trzeba zapłacić trochę więcej za dobry produkt, ale moim zdaniem warto. Bywa i tak, że wyższa cena jest wyłącznie za napis „eko”, który jest tylko marketingowym chwytem. Czytajmy skład – czasami zawartość ziela w produkcie wynosi 50 proc. Bez ogródka można korzystać z doniczek, chociaż nie jestem fanem, bo to trochę jak podziwianie ptaka na wolności i tego uwięzionego w klatce. U mnie w donicach rośnie aloes, genialna roślina na problemy skórne, miąższ pomaga przy kłopotach z układem trawiennym. Kiedy w bloku miałem tylko balkon, rosły na nim szałwia, mięta, melisa.

Zbierasz rośliny lecznicze?
Jestem fanem dziurawca, zbieram go od lat na dzikich łąkach. Takie spacery to także kontakt z naturą, dobry dla zdrowia psychicznego. Wybieram się za miasto, z dala od dróg, idę w spokoju i szacunku. Ten wymaga, żeby pozdrowić pierwszą spotkaną roślinę, zrywamy dopiero kolejną. Nie należy wyrywać z korzeniami, jeśli te nie są nam niezbędne, przyda się nóż lub nożyczki. I nie zbierajmy wszystkiego z określonego miejsca, połowę starajmy się zostawić dla natury i dla innych. Rośliny to nie tylko lekarstwo, ale odrębne, żyjące istoty ze swoimi upodobaniami, strategiami przetrwania i kamuflażu. Potrafią walczyć i troszczyć się o bliskich. Opiekują się też nami, ludźmi, zawdzięczamy im pokarm, lekarstwa, perfumy, herbaty, drewniane stoły. I wiedzę!

Robert Rient, pisarz, dziennikarz, szaman. Właśnie pojawiła się jego najnowsza książka „Wizje roślin, czyli pięćdziesiąt roślin leczniczych i jeden grzyb”. Autor książek: „Przebłysk. Dookoła świata – dookoła siebie”, „Świadek”, „Chodziło o miłość” i powieści „Duchy Jeremiego”. Prowadzi Szkołę Szamanizmu, Kursy Podstaw Praktyki Szamanizmu dla początkujących i zaawansowanych. Autor podcastu „Spokojna Miłość”. Więcej na: www.robertrient.pl

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze