Już po raz XXIV Warszawiacy i goście, w tym również zagraniczni, uczcili rocznicę wyzwolenia Polski spod zaborów, biegnąc 10 km w barwach narodowych.Tegoroczny Bieg Niepodległości był rekordowy – wzięło w nim udział 8,5 tys. zawodników. Rekordowo krótko, bo tylko 2 dni trwały zapisy chętnych.
Trasę z rogu ulic Jana Pawła II i Stawki do budynku Szkoły Głównej Handlowej i z powrotem można było pokonać na kilka sposobów: biegnąć, jadąc na wózku, rolkach albo maszerując (miłośnicy nordic walking startowali na dystansie ok 6,5 km). Aplauz kibiców i uczestników zdobył zawodnik poruszający się z wyraźnym trudem o kulach. Wśród startujących w Biegu Niepodległości byli rodzice z małymi dziećmi w specjalnych sportowych wózkach. Historyczny koloryt zawodom nadawały patriotyczne pieśni i żołnierze biegnący w pełnym rynsztunku.
Bieg Niepodległości rozpoczął się punktualnie o 11.11 Mazurkiem Dąbrowskiego. Znakomita większość przygotowanych już do startu zawodników i towarzyszących im kibiców na tę chwilę stanęła w postawie zasadniczej albo zbliżonej i śpiewała lub przynajmniej słuchała hymnu z głośników. Niestety nie wszyscy. To smutne, że nie mamy takiego odruchu – słyszę hymn – milknę na chwilę, nie odwracam się, nie robię zdjęć. To wyraz szacunku dla narodowej tradycji.
Tradycji, którą przypominały nam białe i czerwone koszulki. Razem tworzymy gigantyczną flagę. Strzał startera, wiceprezydenta Warszawy, Jacka Wojciechowicza, i już możemy ruszać.Wprawdzie po kilku kilometrach biegu flaga zmienia się w biało-czerwony melanż, ale kiedy już po półmetku znowu wbiegamy na wiadukt, wracamy do szyku – czerwoni po lewej, biali po prawej. Wygląda to pięknie, wzruszenie chwyta za gardło. Ale to jednak zawody. Trzeba dobrze rozłożyć siły, skupić się na rytmie. Bardziej zaawansowani mają indywidualne stopery i urządzenia do mierzenia tętna. Pozostali o wyniku dowiedzą się na mecie. Liczy się czas netto – czyli od przekroczenia linii startu do linii mety. Na półmetku miła niespodzianka – chór SGH śpiewa, widzowie biją brawo nam i im. Droga powrotna dla niektórych jest zbyt trudna, łapią kurcze, słabną, zatrzymują się, idą. Zachęcani przez publiczność, zrywają się jeszcze do biegu. Ostatni kilometr – już wiem, że dobiegnę, mobilizuję się do sprintu, wpadam na metę wprost w ramiona przyjaciółki, która pół roku temu zachęciła mnie, żebym zaczęła biegać. Za chwilę inny znajomy biegacz podaje mi kubek gorącej herbaty – pysznej!
Kiedy pomału wyrównywałam oddech, najlepsi odbierali już gratulacje na scenie – najszybciej trasę pokonał na rolkach ubiegłoroczny triumfator Bartosz Chojnacki – jego czas to 17 minut i 49 sekund, niewiele więcej – 18 minut i 18 sekund trasa zajęła wózkarzowi Bogdanowi Królowi. Wśród biegaczy pierwszy na mecie zameldował się Mariusz Giżyński – pokonał cały dystans w 29 minut 52 sekundy. Rywalizację kobiet wygrała Agnieszka Mierzejewska-Ciołek z czasem 34 minuty i 36 sekund.
I chociaż o takim rezultacie mogę tylko pomarzyć, to i tak wiem, że warto było pobiec! Czuję satysfakcję, bo poprawiłam o 4 minuty wynik z poprzedniego biegu. Uczciłam Niepodległą i jeszcze w maleńkim stopniu przyczyniłam się do akcji zbierania pieniędzy dla Fundacji Jaśka Meli „Poza Horyzonty”. To ma sens!