Tajemnicza, przerażająca, fascynująca. Kryje w sobie mrok. Budzi odrazę,
ale też niesie dary. Na imię jej Lilith. Przekonaj się, czego może cię nauczyć.
Nie od dziś wiadomo, że mieszkają w nas różne podosobowości. Tym razem spojrzymy na nie jak na boginie. Trenerka rozwoju osobistego, Anna Rataj, pomaga kobietom zintegrować się z ich wewnętrznymi boginiami, uczy czerpać z każdej z nich. Chyba najtrudniej przyjąć, zintegrować Lilith. Według mitów to tzw. czarna bogini – przywołuje staruchę, wiedźmę. Kiedy upomina się o nas, wchodzimy w kontakt z tym, co zostało wyparte, odrzucone – od czego wolałybyśmy trzymać się z daleka. Często nie zdajemy sobie sprawy, że w błocie, które nas tak przeraża, spoczywają diamenty.
Kim jest Lilith?
Mit o Lilith wywodzi się z tradycji hebrajskiej. Według niego była pierwszą kobietą, partnerką Adama – mieszkała w raju jako Wielka Bogini, jeszcze na długo przed nim. Inna wersja mówi, że to jednak Adam był pierwszy i że – osamotniony – poprosił Boga o towarzyszkę. Ten wysłuchał próśb i stworzył kobietę, nie z żebra jednak, a z brudu i błota. Adam i Lilith nie żyli zgodnie, walczyli o władzę. Tak naprawdę Lilith chodziło o równość, której partner jej odmawiał. Więc bunt: Lilith przywołuje imię Jahwe, którego nie wolno było wymawiać – łamie tabu. Wyrastają jej skrzydła, na których opuszcza raj, uznając go za więzienie. Potem robi się naprawdę mrocznie – kobiece bóstwo osiąga dno. Dosłownie, bo chroni się na dnie Morza Czerwonego. Wysłanym za nią aniołom nie udaje się, mimo gróźb, nakłonić jej do powrotu. A groźby są bardzo poważne: utrata potomstwa. Więc – żeby było jeszcze dramatyczniej – mit opowiada, jak to Lilith zatraca się w nierządzie z demonami, jak rodzi im po sto dzieci dziennie. Dzieci giną, a Lilith w odwecie pożera ludzkie niemowlęta (nawiedza też w snach mężczyzn, rozbudzając w nich żądze). Nic dziwnego, że przez wieki żydowskie kobiety rysowały wokół łóżeczek niemowląt okrąg z zaklęciem „Adam i Ewa. Precz Lilith!”. Postać Lilith przyjęła na siebie największe lęki i zabobony.
Na wszelki wypadek została też usunięta z biblijnej wersji mitu edeńskiego. Króluje w nim Ewa – także odpowiedzialna za wygnanie z raju i dramaty ludzkości, tyle że nieufająca sobie i swoim instynktom, niezbyt bystra i raczej nierozważna niż odważna. Podczas gdy Lilith – o której mówi się też, że przyjęła postać węża, by nakłonić Ewę do buntu – stała się uosobieniem sprzeciwu wobec patriarchatu i wolnej woli. Bądź co bądź, decydując się na porzucenie raju, dostąpiła wolności wyboru, mogła doświadczyć światła, ale i mroku.
Dlatego też Lilith ma w naszym życiu ważną rolę do spełnienia, jest pośredniczką między ciemnością a świadomością. Każe nam zanurzyć się w sobie, skonfrontować się z bólem. Umożliwia kontakt z ukrytym potencjałem wewnętrznym. Pozwala zweryfikować, na ile jesteśmy wierne sobie. Chroni przed wchodzeniem w rolę ofiary, uczy zawierzenia odczuciom. Czerpania wprost z brzucha. Bo moc kobiety płynie z macicy – tam rodzi się nowe życie, projekty, dzieła, tam mieszkają instynkty. Seksualność. To wielki, nieustannie kipiący kocioł. – Czczone w kulturach przedchrześcijańskich boginie miały szerokie biodra, podkreślone przepaskami, obfite brzuchy zdobione klejnotami – mówi Anna Rataj. – Potem, w średniowieczu, nastąpiło ostre cięcie, to wszystko zostało im – nam odebrane. Kulturę zdominował obraz kobiety mdłej, enigmatycznej, niepewnej siebie, uzależnionej od dogmatów religijnych i od mężczyzn.
Przyjęło się, że „kobiece” znaczy łagodne, delikatne, bierne – żeby nie powiedzieć uległe. Kobieta korzystająca ze swojej mocy, postrzegana jest często jako wynaturzona. – A przecież mamy też w sobie mrok, tajemnicę, irracjonalność – zauważa Anna Rataj. – To jest właśnie ta ciemna jaskinia, chroniąca skarby, po które wiele z nas boi się sięgnąć. Często kobieta nie zna samej siebie, skupia się na mężczyźnie, dostosowuje się do jego pragnień, przejmuje jego sposób myślenia i działania. Chce mu się podobać, być szczupła, zgrabna, uległa – chowa swoją siłę w cieniu. A to, co usunięte w cień, działa w ukryciu, przejmuje nad nami kontrolę, staje się niebezpieczne. Lilith osadza nas w ciele, w emocjach. Pomaga wyjść poza schematy. Dlatego tak ważne są rytuały. Szacunek dla natury, żywiołów. Poszanowanie cykli przyrody, księżyca, ciała. – Lilith nawołuje z dna brzucha: „Wracajcie, tu jest wasza siła! Jeśli będziecie w ciele, w sobie, już nie będziecie musiały osiągać rozmiaru 38, gonić za akceptacją – wszystko przyjdzie samo”. Będąc w sobie, wiesz, kim jesteś, nie spalasz się tak łatwo. Masz poczucie sensu i celu, znasz kierunek, w którym zmierzasz. Jeśli czujesz potrzebę, by pobiegać nago po deszczu, nie zastanawiasz się, czy to normalne. Nie obchodzą cię normy kulturowe, zasady, czyjeś oczekiwania czy opinie – mówi Anna Rataj.
Odzyskać siebie
Ceremonia z Lilith w Warszawie. Na makiecie labiryntu z Chartres, udostępnionym przez Sylwię Hanff (pisaliśmy o nim w kwietniowym numerze SENSu). To niezwykle istotny element – żeby głębiej wejść w siebie, poczuć mocniej. Ale najpierw ćwiczenie, tzw. rekapitulacja (znana również w szamanizmie). Chodzi o odzyskanie utraconych (a dokładniej zamrożonych) podczas traumatycznych wydarzeń części siebie. Może to dotyczyć na przykład trudnej relacji, w której się zatraciłyśmy, nie zadbałyśmy o swoje granice. Teraz to, co zostało w tamtym miejscu, może do nas wrócić. Z głową zwróconą w lewo robimy wdech (nosem), odbierając, co nasze. Potem przekręcamy ją w prawo i wydychamy powietrze – oddajemy, co cudze. – To znakomite ćwiczenie na oczyszczenie energii – zapewnia prowadząca. – Czasem wypływające emocje są tak silne, że lepiej pracować na raty. Zdarza się, że pod wpływem takiego oczyszczania osoba, z którą relację uzdrawialiśmy, odzywa się po latach milczenia.
Jeszcze jedno proste ćwiczenie – kręcimy ósemki biodrami. To sposób na to, żeby poczuć ciało, uruchomić miednicę, nawiązać kontakt ze swoją mocą. – Ja wykonuję to ćwiczenie codziennie rano, podczas mycia zębów, skupiając się na tym, co mam do zrobienia w ciągu dnia – mówi Anna Rataj. – Osadzam się w ciele, dzięki czemu sprawy idą jak z płatka. Proponuję, żebyście weszły do labiryntu, kręcąc w ten sposób biodrami. Pora ruszyć w podróż. Każda sięga po kamień, który ze sobą przyniosła. Będziemy mu oddawać nasze lęki i zahamowania, pojawiające się podczas wędrówki. – Może na przykład pojawić się myśl: „kiedy będę silna, partner mnie odrzuci” – uprzedza Anna Rataj. – Posłuchaj tej myśli, włóż ją do kamyka. Noś go potem ze sobą, czuj jego ciężar, dopóki będziesz do niego przywiązana. Aż pojawi się gotowość, żeby się uwolnić – może proces się dopełni, a może po prostu uznasz „ja już nie mogę”. Wtedy zakopiesz kamień w ziemi – ona przyjmie wszystko.
Więc idziemy. Powoli, krok po kroku, wsłuchując się w głos z wnętrza. Czasem przystając, przysiadając, roniąc łzy. Dotykamy ran emocjonalnych, również tych bardzo głębokich. Niektóre z nas zatrzymują się na dłużej w jednym miejscu, rezygnują z dalszego marszu. Bo czasem – jak tłumaczy Anna Rataj – lepiej jest pozostać na progu, pozwolić sobie na bycie w żalu, smutku, nie opatrywać zbyt pospiesznie rany. Potem przychodzi moment mocy, coś zaczyna pulsować w środku. Wykrzykujemy trzykrotnie swoje imię, pozostałe kobiety je powtarzają. Śpiewanie własnego imienia pozwala skontaktować się z tym, kim jesteśmy. Na koniec medytacja – w centrum labiryntu, na leżąco, z głowami do środka.
Kontakt z ciałem
Nie zawsze Anna Rataj ma do dyspozycji labirynt, zwykle używa do ceremonii Lilith luster – kobiety zostawiają przed nimi to, od czego chcą się uwolnić. Czują się lżejsze. Ale najcenniejsze – z tego, co mówią – jest dla nich czucie siebie w całości. – Poza bólem zaczynają też odczuwać przyjemność, moc płynącą z brzucha. Często obserwuję, jak kobieta wchodzi nieśmiało, a potem nagle jej twarz wygładza się, nogi kroczą pewniej. Na początku często widzimy tylko czarną otchłań i trzeba dużo zaufania, żeby wejść w ten mrok. A czasem lepiej posłuchać ciała, które mówi: „stój, poczekaj, dalej nie!”. Równie ważne jak wchodzenie w ciemność jest oswajanie jej, przyglądanie się jej z boku. Nawet tygodniami... W tym czasie mogą nam towarzyszyć bardzo intensywne sny – mówi Anna Rataj.
Przyznaje, że przez większą część życia była bardzo rozproszona, szukała odpowiedzi poza sobą. – Mój powrót do ciała był bolesny – ze względu na stan zdrowia – za to teraz wiem, czego chcę. Nawet jeśli jeszcze nie jestem gotowa, boję się... Nie łapię się na tanie komplementy czy oskarżenia. Wiem, czemu warto poświęcić uwagę, jakiego posiłku potrzebuje danego dnia moje ciało – mówi.
Bo ciała nie da się oszukać, uciszyć, zagadać. A Lilith spycha nas do wnętrza. Czyni odpornymi na papkę kulturową, nakłania do poszukiwania własnych wartości. Szanowania potrzeb. Mówi: „uciekaj, walcz o siebie, kiedy ci źle, krzycz, kiedy cię ktoś atakuje, wzywaj pomocy!”. Instynkty są pierwotne, były przed emocjami. Ciało wie, kiedy chce do słońca, cienia, kiedy pragnie jeść, a kiedy spać. Cokolwiek zrobi kultura, nie oderwie nas od naturalnych cykli. One są w nas.
Anna Rataj zwraca uwagę, że często mamy rozwiązane pewne problemy na poziomie głowy, na poziomie serca – częściowo, a na poziomie ciała wciąż je nosimy. Na przykład głos rozsądku mówi: „mama była, jaka była”, w sercu czujemy żal, a w ciele – silną blokadę, choćby przed macierzyństwem. Dlatego trenerka poleca ćwiczenie, które nazywa „wypalaniem”. Wybieramy negatywną emocję, sprawdzamy, w jakiej części ciała się ukrywa. Po czym kierujemy oddech w to miejsce, żeby ją rozpuścić. – Na początku będzie rosła: może przyjdzie jakiś obraz, przypomni się nam dawne zdarzenie. Potem odpłynie. Jednorazowo możemy zająć się nawet pięcioma emocjami – pod warunkiem że ostatnia będzie pozytywna. Kiedy urośnie, napełniamy się nią, rozprzestrzeniając po całym ciele.
Lilith w astrologii
Jest wreszcie Lilith astrologiczna, zwana Czarnym Księżycem. Nie wszyscy astrologowie biorą ją pod uwagę przy interpretacji kosmogramu. – Zresztą – przyznaje Anna Rataj – nie we wszystkich horoskopach to ciało niebieskie jest aktywne. Czasem jednak działa ze szczególną siłą – konfrontuje nas z bólem, buntem, frustracją, zdradą, ze stłumioną seksualnością i gniewem, z tym, co zapomniane, odrzucone, z tym, co budzi wstręt. Niektóre tranzyty Lilith wyznaczają czas kryzysu, nasilającej się agresji. Możemy odczuwać zagubienie, irracjonalny lęk. Każda z nas ma inną Lilith, każda niesie inny ciężar. – Chodzi też o to, co mamy szansę przekroczyć czy rozwinąć, żeby sięgnąć po naszą moc – tłumaczy Anna Rataj. – Sprawdzając położenie Lilith w kosmogramie, możemy dowiedzieć się, jakie jest nasze dziedzictwo rodowe i powołanie. Jakie towarzyszą nam przekonania i zagrożenia. Jaką lekcję mamy do odrobienia i jaka nagroda czeka nas za ten wysiłek.
Ważne, żeby mieć całość obrazu, nie ograniczać się do wycinka. – Kosmogram nie ma pokazywać, gdzie jest twoja granica, ale gdzie znajdziesz swoją wolność. Robi się go po to, żeby znaleźć obszar, w którym możemy osiągnąć więcej – o ile weźmiemy odpowiedzialność za swoje życie – mówi prowadząca. – Lubię stwierdzenie, że to, co jest naszą największą siłą, jest też naszą największą słabością. Lilith wsadza nas w ogień, może nawet piekielny, żeby nas zahartować. To trudne dary – żeby stać się najlepszą wersją siebie, musisz zostać w tym ogniu wykuta.
Ekspert: Anna Rataj - trener rozwoju osobistego, astrolog, antropolog kultury, pracuje według autorskiego systemu, opartego na mitach, rytuałach, archetypach, dialogu z subosobowościami, www.mitycznaprzestrzen.pl